7. Cisza przed burzą
Okazało się, że sytuacja jest o wiele gorsza, niż ktokolwiek z nas przypuszczał. Rozmowa z Claire uświadomiła mi, że do tej pory w ogóle nie zastanawiałam się nad najbardziej oczywistą rzeczą dotyczącą wygranej Voldemorta — co stanie się ze wszystkimi mugolami, którzy mieszkali w centrum Londynu. Rzeczywistość była jednak gorsza od najczarniejszych scenariuszy, jakie mogłabym założyć — śmierciożercy przejęli kompletną kontrolę nad miastem, pustosząc wszystko wokół. Każda mała wioska została spalona, sprowadzona do fundamentów, a mugole, którzy nie chcieli się podporządkować — zabici. Mugolski premier ogłosił stan najwyższej ostrożności, zmuszony przez Ministerstwo Magii do podporządkowania swoich ludzi nowemu panu. Voldemort zawładnął wszystkim, włącznie z mugolską policją, szpitalami i instytucjami. Wszystkim, co dawało mu władzę nad podrzędną rasą, za jaką miał ludzi.
Zapukałam cicho do drzwi pokoju, gdzie tymczasowo spał Snape, czując, że moje kiszki zaczynają grać marsza. Musieliśmy porozmawiać, nie mogliśmy udać się na spotkanie z Zakonem nieprzygotowani.
— Możemy porozmawiać? — spytałam, kiedy nic nie odpowiedział. Cisza. Zacisnęłam pięść, która spoczywała na drzwiach i powtórzyłam głośniej: — Profesorze, musimy ustalić jakiś plan.
Nic. Zero odzewu. Jak dziecko, pomyślałam. Zeszłam na parter, odnajdując Claire.
— Mogłabyś? — spytałam, zdenerwowana wskazując ręką na szczyt schodów. Kobieta uniosła głowę znad książki, nie do końca rozumiejąc co mam na myśli. — Nie chce otworzyć drzwi.
— Myślisz, że mi otworzy? — Uniosła pytająco brew, a ja jedynie wzruszyłam ramionami, ciężko siadając na kanapie. — Hermiono, co się stało?
— Nic, ja... Nie chce ze mną rozmawiać — przyznałam cicho. Claire usiadła obok, łapiąc moją dłoń pomiędzy swoje i zmusiła mnie, abym na nią spojrzała. — Pocałowałam go.
— I to jest powód dla którego z tobą nie rozmawia? — zdziwiła się ciotka.
Skinęłam głową, czując znów łzy pod powiekami.
— Myślałam... Nie wiem, właściwie to nie myślałam. Miałam nadzieję, że jemu też choć trochę zależy. Ale najwyraźniej się pomyliłam. Tylko, że my musimy porozmawiać — dodałam coraz bardziej zdenerwowanym tonem. — Nie możemy jutro zjawić się w Londynie nieprzygotowani, ot tak, bez żadnego planu. Musimy mieć cokolwiek, jakąś strategię... — Zamilkłam na moment, zapowietrzając się całkowicie. Czułam, że grunt usuwa się spod moich stóp.
— Porozmawiam z nim. A ty się spróbuj uspokoić — powiedziała spokojnie Claire, posyłając mi ciepłe spojrzenie i uśmiech. Spuściłam wzrok na nasze złączone dłonie i odetchnęłam, kiwając po chwili głową. Kobieta wstała, kierując się na piętro, a chwilę później usłyszałam pukanie i jej przytłumiony głos. Drzwi się otworzyły, co po raz kolejny doprowadziło mnie do złości. Z nią mógł rozmawiać, a mnie nie mógł nawet popatrzeć w oczy? Ile on ma lat, pięć?
Spojrzałam na schody, kiedy ciotka dość długą chwilę nie wracała. Miałam nadzieję, że nie poruszy z nim tematu pocałunku, bo wtedy już w ogóle nie mogłabym spojrzeć mu w oczy. Nagle drzwi trzasnęły, a zrezygnowana Claire wróciła do salonu. Uniosłam brwi, patrząc na nią pytająco.
— Powiedział, że przemyśli sprawę — powiedziała, siadając obok mnie. Jęknęłam, czując wyrzuty sumienia. Po cholerę w ogóle go całowałam? Mogłam sobie darować.
— Fantastycznie — mruknęłam, ze złością podnosząc się z kanapy.
— Pozwól mu to przetrawić w samotności — zaczęła dość znajomym tonem.
— Nie mów do mnie, jak do jednej ze swoich pacjentek — przerwałam jej ostro. — Nie potrzebuję psychologicznej oceny swojego stanu...
— A ja ci jej nie stawiam, Hermiono — odparła rozbawiona Claire. Uśmiechnęła się do mnie pogodnie i dodała: — Ja po prostu widzę, że cię to boli. I mówię ci, że musisz dać temu czas.
— Może nie ma czemu dawać czasu — mruknęłam pod nosem. Wróciłam na górę, jedynie na moment zatrzymując się przy drzwiach Severusa.
Do końca dnia nie wychyliłam nosa z sypialni. Nie miałam ochoty jeść, ani pić. Nie miałam ochoty rozmawiać z Claire, która uparcie próbowała jednak nawiązać rozmowę. Pod wieczór byłam jej za to wdzięczna, bo relaksująca rozmowa o błahostkach sprawiła, że nie myślałam już o niczym.
— Myślę, że to wcale nie jest tak, jak sądzisz — powiedziała w pewnym momencie, kiedy leżałyśmy ułożone wygodnie na łóżku. — Myślę, że to jak Severus się teraz zachowuje świadczy właśnie o tym, że go to ruszyło.
— On jest tak zamknięty w sobie, że to mnie momentami przeraża — westchnęłam, opierając głowę o zagłówek kanapy. — Dopóki wszystko szło po jego myśli, otwierał się przede mną, rzucał nawet żartami, a teraz... Mam wrażenie, że wróciliśmy do punktu wyjścia.
— Wiem, że tego nie lubisz — zaczęła Claire, na co ja uniosłam brew — ale z psychologicznego punktu widzenia jasno wynika, że to jego przeszłość tak oddziałuje na jego charakter. Musiał kiedyś doświadczyć czegoś, przez co teraz boi się zaufać.
— Nie potrzeba do tego psychologa — mruknęłam się pod nosem. — Mój przyjaciel, Harry... Powiedział nam o tym, co widział w myślodsiewni. — Claire zmarszczyła brwi, więc szybko wyjaśniłam: — To takie miejsce, gdzie można obejrzeć czyjeś wspomnienia. Misa, do której wlewa się wspomnienia kogoś, w kogo przeszłość chce się wejść. Oczywiście w tą, do której mamy dostęp.
— I co twój przyjaciel zobaczył we wspomnieniach Severusa?
Zawahałam się na moment, czując nieprzyjemny uścisk w żołądku na wspomnienie Harry'ego. Opowiedziałam jednak Claire ze szczegółami co sama usłyszałam od przyjaciela, a ona wysłuchała mnie uważnie, kiwając głową przez niemal cały czas.
— Jak myśleliśmy, że umiera, Snape, on... Powiedział do Harry'ego, że ma oczy po swojej matce — zakończyłam cicho, uspokajając oddech. — A od niego samego wiem, że kiedyś ją kochał.
— Nie możesz go winić — stwierdziła po chwili Claire. Pogładziła nasadę swojego nosa, przybierając postawę typowego, stereotypowego psychiatry siedzącego naprzeciw mnie, stereotypowej pacjentki.
— Nie winię — odparłam szeptem. — Chciałabym tylko, żeby to nie miało wpływu na nasze relacje.
— Inaczej nie podejmowałabyś decyzji o ukazaniu mu swoich uczuć — powiedziała ciotka. — Z reguły, kiedy człowiek robi taki krok do przodu, chce coś zmienić. Ty chciałaś, żeby odwzajemnił twoje uczucia.
— Myślałam, że je odwzajemnia — mruknęłam bardziej do siebie, niż do Claire.
— Nikt nie powiedział, że tak nie jest — stwierdziła kobieta pocieszająco. — Myślę, że Severus jest na tyle bezpośrednim człowiekiem, że powiedziałby ci, jeśli byłoby inaczej.
— Nie chcę robić sobie niepotrzebnej nadziei, ciociu — powiedziałam twardo. Spojrzałam na nią, siląc się na uśmiech i dodałam: — Może po prostu się pomyliłam.
— Sądzę, że Severus może mieć problem z miłością samą w sobie, nie z tobą. — Zmarszczyłam lekko brwi, nie do końca rozumiejąc o co jej chodzi. — To jasne, że kochał matkę twojego przyjaciela i być może boi się tego uczucia, bo sądzi, że skończy się ono tak samo. Boi się, że zostanie odrzucony lub co gorsza, straci tą miłość.
Zamyśliłam się na chwilę, przypominając sobie jak jednej nocy, jeszcze będąc w New Haven, usłyszałam jak Severus szepcze jej imię we śnie. Wtedy jeszcze nie czułam tego, co teraz, a przynajmniej nie z taką intensywnością. Wtedy nie wiedziałam, że to ma znaczenie.
— Albo się z niego nie wyleczył — mruknęłam pod nosem. — Może on wciąż ją kocha.
Claire zacisnęła wargi, widząc moją minę. Nie wiedziałam, co bardziej mnie przeraża. Świadomość, że zakochałam się w kimś, kto nie odwzajemni mojego uczucia czy to, że jednocześnie jest to jedyna osoba, która mi została.
Zawsze mogłabym wrócić do Claire.
Poszłam spać z głową pełną ponurych myśli. Zdecydowałam, że zapomnę o pocałunku i wybiję sobie z głowy Severusa, którego planowałam od tej pory traktować jak wcześniej. Jakby nic się nie stało. Z tym postanowieniem, kiedy słońce wyłoniło się zza horyzontu, zbiegłam do kuchni i przygotowałam śniadanie. Nerwy zaczynały mnie trochę przerastać, a na myśl o dzisiejszej wizycie w Londynie czułam drżenie w dłoniach. Oparłam się o blat i upiłam łyk kawy, patrząc na pas zieleni, oddzielającej dom ciotki od sąsiada.
Nieuniknionym było, że Snape w końcu wyłoni się z pokoju. Kiedy usłyszałam otwieranie drzwi mój oddech lekko przyspieszył.
— Kawa jest na stole — powiedziałam na przywitanie, kiedy stanął w drzwiach. Dzierżąc w dłoniach kubek wzięłam pamiętnik i wyszłam przez salon do ogrodu. Nie musiałam z nim rozmawiać, skoro on tego nie chciał. Nie musiałam nawet na niego patrzeć. Skierowałam się w stronę huśtawki, którą ukochałam sobie jako mała, czteroletnia dziewczynka i usiadłam na niej, lekko bujając się do przodu.
Wiatr przyjemnie muskał moją twarz, a ja nawet pomimo tego, że z nieba zniknęło słońce, uśmiechnęłam się. Lubiłam angielską pogodę. Słońce nigdy nie było moim faworytem, lato nigdy nie było czymś wyczekiwanym. Kiedy jeszcze jeździliśmy z rodzicami za granicę, żeby uciec od deszczu i chmur, zawsze w głębi czułam, że to nie moje klimaty.
Przez godzinę udało mi się utrzymać twarz pokerzysty i odsuwać od siebie myśli o Snape'ie. Przekartkowałam od nowa pamiętnik Raya, tym razem skupiając się na jego treści i w pewnej mój wzrok natrafił na znajome imię. Wczytałam się dokładniej, czując lekki chłód przeszywający moje ciało.
19 czerwca 1998 roku
Wiem, że nie zdążę powiadomić Severusa. Nie wiem jedynie, czemu ten stary dureń tego nie zrobił. Nie mam pojęcia, gdzie się teraz znajduje, choć mam podejrzenie, że dotarł już z córką do Newhaven. Roi się tam od śmierciożerców, nie mogę teraz zaryzykować. Muszę ostrzec Erikę, żeby wywiozła małą z kraju. Robi się za gorąco.
Oddychałam coraz szybciej, wiedząc, że to wpis tuż sprzed jego śmierci. Zrobiło mi się niedobrze wiedząc, że nie udało mu się uratować żony i córki. Przewróciłam kartkę pamiętnika, jednak w tej samej chwili niefortunnie poluzowałam uścisk na kubku i naczynie niebezpiecznie zmieniło swoją pozycję. Zareagowałam zbyt szybko i chcąc ratować napój, wypuściłam z ręki notatki, który upadł na trawę pod noimi nogami.
Westchnęłam, schylając się po własność Raya, kiedy nagle zauważyłam coś dziwnego. Skórzana okładka zsunęła się lekko z rogu oryginalnej kartki, a kiedy spróbowałam ją poprawić znalazłam liścik, złożony na pół. Zmarszczyłam brwi, ściągając obwolutę i rozłożyłam wcześniej niewidzianą kartkę, która nie była już zapisana szyfrem. Serce przyspieszyło mi do maksimum, a oddech stał się tak płytki, że miałam wrażenie, że przechodzę zawał.
22 czerwca 1998 roku
Erika i Sonia nie żyją. Znaleźli je i zamordowali. Poległem jako ojciec i mąż. Teraz nie mam już motywacji, żeby próbować to wszystko naprawić.
Severusie... Mój drogi Severusie. Jeśli to czytasz, to znaczy, że dopadli i mnie. Mam nadzieję, że udało ci się rozszyfrować informacje, które zostawiłem specjalnie dla ciebie. Tylko ty jeden masz coś głowie i wiesz, do czego służą jedynki. Zaśmiałem się, wiesz? Pierwszy, kurwa, raz się zaśmiałem.
Przepraszam, że zawiodłem. Mieliśmy pokonać go wspólnie, ale ja nie mam już powodu. Mam nadzieję, że chociaż dla twojej córki jest jeszcze ratunek.
Pomścij nas, Severusie. Pomścij nas i zabij tego gnoja, który zniszczył nasze życia.
Zawsze do usług, R
Wypuściłam z płuc długo wstrzymywane powietrze i przejechałam palcem po pergaminie, próbując uspokoić oddech. A więc Ray znalazł ostatni horkruks. Znalazł go i przypłacił to życiem.
— Granger.
Podniosłam głowę, spoglądając nieco roztargnionym wzrokiem na Snape'a. Podałam mu bez słowa list, który adresowany był do niego i zacisnęłam wargi, czując coraz większą złość. Ray nie musiał umierać. Nikt nie musiał, gdyby Dumbledore wcześniej wyjawił nam wszystko. Wiedział, to jasno wynikało z informacji, które zostawił po sobie Svenson. Wiedział, ale nic nam nie powiedział. Musieliśmy dojść do tego momentu, żeby to rozwikłać. Pieprzone zagadki, pieprzony Dumbledore...
— Przykro mi — wydusiłam cicho, patrząc pod nogi. Snape nie odezwał się, widziałam ukradkiem jak jego wzrok śledzi uważnie słowa zapisane przez jego przyjaciela.
— Zdaje się, że coś pominęliśmy — odparł po chwili, składając kartkę na pół i wciskając do kieszeni spodni.
— Tak, ale... — Poczułam, że mój głos się łamie. — Nie mam pojęcia co. Musieliśmy się pomylić.
— Granger. Spójrz na mnie — powiedział nagle Snape, podchodząc bliżej. Wstałam gwałtownie, uderzając łydkami o drewnianą huśtawkę. Czułam, że moja maska nagle staje się słaba i bezużyteczna. Że w każdej chwili może rozpaść się na kawałki.
— Spróbuję jeszcze raz je rozkodować — mruknęłam, szybko wymijając mężczyznę. Uciekłam do domu zanim zdążył mnie zatrzymać i zaszyłam się w pokoju, opierając tył głowy o drzwi. Dlaczego nie mogłam po prostu zapomnieć?
Usiadłam, mocno odsuwając krzesło i nerwowo złapałam zeszyt od Claire, który służył nam jako brudnopis. Zapisywaliśmy tak wszystkie zdania, które budziły w nas wątpliwości i te, które udało nam się rozszyfrować. Gdzieś był błąd, a ja nie miałam pojęcia gdzie. I chyba to irytowało mnie najbardziej.
Przebrnęłam przez pierwsze kilka wpisów, kiedy usłyszałam trzaśnięcie wejściowych drzwi. Claire wróciła do domu, ale ja nie czułam potrzeby rozmowy. Uświadomiłabym sobie tylko po raz kolejny, że ja i Severus nigdy nie będziemy "mną i Severusem". Będę ja — irytująca gryfonka o wydumanym ego i on — oschły i zimny profesor.
Westchnęłam, przecierając nasadę nosa. Miałam za dużo na głowie. Myśli pędziły niczym wichura, przez co nie mogłam skupić się na jednej rzeczy. Zamknęłam oczy, opierając czoło na dłoniach i wróciłam wspomnieniami do Hogwartu, do pierwszej klasy. Kiedy wszystko było piękne, niewinne i kolorowe.
Zaczynałam powoli się uspokajać.
— Dobra. Weź się w garść — mruknęłam, na nowo pochylając się nad dziennikiem. — Jeden, dwa, trzy, cztery...
Zmarszczyłam brwi, kiedy chwilę później odkryłam swoją pierwszą pomyłkę. Do tej pory myśleliśmy, że litery zapisane normalnie oznaczają zwykły alfabet, ale co jeśli tak nie było? W większości zdań się sprawdzało, a to co uznawaliśmy za błąd po prostu sprowadzaliśmy do kontekstu. Z tego wynikało, że dużo z rozszyfrowanych słów było tylko naszym dziełem.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i odwróciłam się lekko, widząc Snape'a stojącego w drzwiach.
— Gotowa?
Skinęłam głową i zdenerwowana wstałam od stołu. Narzuciłam na siebie kurtkę i sięgnęłam po torebkę, chowając do środka zeszyt oraz dziennik Raya. Czułam nieustannie palący wzrok Snape'a na plecach, ale postanowiłam zignorować go zupełnie tak, jak on moje próby rozmów. Złapałam różdżkę w dłoń i odwróciłam się do niego, nie podnosząc jednak wzroku.
— Gotowa.
Nie byłam gotowa. Za cholerę nie byłam gotowa, ale nie miałam innego wyjścia, jak tylko podążyć za mężczyzną na dół. Wpadłam w objęcia cioci Claire, która kazała przyrzec, że będziemy na siebie uważać. Rozumiałam ją, a mimo to wcale nie poprawiła mi tym humoru.
Spojrzałam na Snape'a, który wystawił do mnie rękę. Przełknęłam ślinę, nabierając głęboko powietrza i ostatni raz zerknęłam na Claire.
— Nie martw się. Nic nam nie będzie.
Poczułam szarpnięcie w podbrzuszu i usłyszałam ryk powietrza, kiedy deportowaliśmy się z mieszkania ciotki na ciemną, opuszczoną uliczkę przy centrum Londynu. Zanim jednak zdążyłam coś powiedzieć rozległ się ogłuszający, przeraźliwy dźwięk, który przyprawił mnie o masywny ból głowy i na moment straciłam słuch.
Alarm.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro