7. Przysięga
#Shylar 💙💜
– Czego się tak boisz, skarbie? Jesteś przerażona, przecież widzę... – próbowałem wybadać dziewczynę, która na szczęście przestała wreszcie tak płytko i spazmatycznie oddychać.
Pokręciła tylko głową, z twarzą wciąż zastygłą w białą maskę.
– Sky, nie jestem komandosem, ale gdyby rzeczywiście ktoś w mojej obecności chciał cię jakoś skrzywdzić, to serio... chyba bym go zabił! – też byłem bliski wybuchu.
A jednak znów się zachłysnęła powietrzem, tylko tak dziwnie, przez zaciśnięte zęby.
– A jeśli by ci coś zrobił, kiedy by mnie przy tobie nie było, odnalazłbym go nawet w piekle – ja również zacisnąłem zęby, zgrzytając wyraźnie. – I nie byłoby dla niego litości.
– Przyrzekasz? – Tym razem to nie było zaledwie automatyczne powtórzenie, ale świadomie zadane pytanie.
– Przyrzekam.
– I mam ci uwierzyć?
– Tak – powiedziałem po prostu. – Ja, Skyler Herman Gardener przyrzekam, że zawsze będę robił co w mojej mocy, żebyś była przy mnie i ze mną bezpieczna. Nieważne, ile by mnie to miało kosztować.
Dziewczyna patrzyła na mnie w milczeniu, bardzo uważnie i badawczo. Później przymknęła białe powieki, chowając się jakby we wnętrzu swojej głowy na chwilę namysłu.
Po czym najwyraźniej podjęła jakąś decyzję, bo tym razem to ona poszukała ostrożnie mojej dłoni i uścisnęła ją, wciąż lodowatymi palcami. Oddałem uścisk, oczywiście. I poczułem, że życie we mnie wraca.
– Chcę ci wierzyć – wyznała. – Nie powinnam, ale muszę wreszcie zacząć komuś wierzyć.
– Ohh...
– A tobie wierzę najbardziej na świecie – szepnęła jeszcze i nagle z jej twarzy jakby spadła gipsowa maska, a oczy zaszkliły się niebezpiecznie.
– Kochanie... – zająknąłem się, niepewny, co by tu jeszcze powiedzieć, żeby ją uspokoić i zapewnić o prawdziwości moich deklaracji i przysiąg.
– Przepraszam – westchnęła, głosem pełnym łez – za tę scenę. Wiem, że nie powinnam, ale...
– Tak...?
– Miałeś rację, przestraszyłam się. Przestraszyłam się, że odpuściłam kontrolę i nagle nie wiedziałam, gdzie jestem ani co się dzieje. I... no, trochę mi odbiło. Przepraszam cię.
– Ale jesteś ze mną i już dobrze, tak? I nie przepraszaj, to ja nawaliłem, nie ustaliłem z tobą tego wyjazdu nad Housatonic.
– Ehh, a ja nie zapytałam – westchnęła ponownie, ale już nieco osuszonym z łez głosem.
– No tak, my powinniśmy ze sobą więcej o wszystkim rozmawiać, wiesz? – podzieliłem się ze Sky swoim nabywanym w bólach przekonaniem o potrzebie czytelnej komunikacji.
– O wszystkim?
– No wiesz, o tym, o czym chcemy. O czym jesteśmy gotowi rozmawiać – wyjaśniłem mój punkt widzenia. – Ale o takich codziennych rzeczach to już koniecznie. Dokąd idziemy, co robimy, co się dzieje.
– No tak – zgodziła się.
– Przecież ja nie jestem w stanie domyślić się wszystkiego. Czego ty chcesz, czego nie chcesz, a czego potrzebujesz. Co wiesz, a czego nie wiesz. Przykro mi.
– No coś ty, nie jesteś przecież Duchem Świętym. To ja powinnam więcej mówić, ale... no, jakoś mi nie idzie. Nigdy nie byłam w tym zbyt dobra – wydęła lekko karminowe usta, z wyraźnym ubolewaniem.
Uścisnąłem ponownie jej rozgrzewające się powoli, smukłe palce.
– A ostatnio to już w ogóle mi się pogorszyło – stwierdziła Skylar samokrytycznie. – To znaczy, no, kiedy straciłam ich wszystkich i potem tak...
Słuchałem jej z zapartym tchem, ale umilkła.
– Sky, ja nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, jak bardzo cię to musiało boleć, stracić oboje rodziców i przyjaciółkę, bliską ci jak siostra – powiedziałem wreszcie, nie doczekawszy się ciągu dalszego. – Ale tak, jak już ci mówiłem, ja jestem i zawsze będę. Zawsze.
W odpowiedzi delikatnie położyła drugą dłoń na mojej.
– Ja... chyba bym chciała, żebyś był, Shy – szepnęła, a nade mną otwarło się niebo.
Czy to znaczy, co ja myślę, że znaczy, ukochana?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro