Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Przysięga

#Shylar 💙💜

– Czego się tak boisz, skarbie? Jesteś przerażona, przecież widzę... – próbowałem wybadać dziewczynę, która na szczęście przestała wreszcie tak płytko i spazmatycznie oddychać.

Pokręciła tylko głową, z twarzą wciąż zastygłą w białą maskę.

– Sky, nie jestem komandosem, ale gdyby rzeczywiście ktoś w mojej obecności chciał cię jakoś skrzywdzić, to serio... chyba bym go zabił! – też byłem bliski wybuchu.

A jednak znów się zachłysnęła powietrzem, tylko tak dziwnie, przez zaciśnięte zęby.

– A jeśli by ci coś zrobił, kiedy by mnie przy tobie nie było, odnalazłbym go nawet w piekle – ja również zacisnąłem zęby, zgrzytając wyraźnie. – I nie byłoby dla niego litości.

– Przyrzekasz? – Tym razem to nie było zaledwie automatyczne powtórzenie, ale świadomie zadane pytanie.

– Przyrzekam.

– I mam ci uwierzyć?

– Tak – powiedziałem po prostu. – Ja, Skyler Herman Gardener przyrzekam, że zawsze będę robił co w mojej mocy, żebyś była przy mnie i ze mną bezpieczna. Nieważne, ile by mnie to miało kosztować.

Dziewczyna patrzyła na mnie w milczeniu, bardzo uważnie i badawczo. Później przymknęła białe powieki, chowając się jakby we wnętrzu swojej głowy na chwilę namysłu.

Po czym najwyraźniej podjęła jakąś decyzję, bo tym razem to ona poszukała ostrożnie mojej dłoni i uścisnęła ją, wciąż lodowatymi palcami. Oddałem uścisk, oczywiście. I poczułem, że życie we mnie wraca.

– Chcę ci wierzyć – wyznała. – Nie powinnam, ale muszę wreszcie zacząć komuś wierzyć.

– Ohh...

– A tobie wierzę najbardziej na świecie – szepnęła jeszcze i nagle z jej twarzy jakby spadła gipsowa maska, a oczy zaszkliły się niebezpiecznie.

– Kochanie... – zająknąłem się, niepewny, co by tu jeszcze powiedzieć, żeby ją uspokoić i zapewnić o prawdziwości moich deklaracji i przysiąg.

– Przepraszam – westchnęła, głosem pełnym łez – za tę scenę. Wiem, że nie powinnam, ale...

– Tak...?

– Miałeś rację, przestraszyłam się. Przestraszyłam się, że odpuściłam kontrolę i nagle nie wiedziałam, gdzie jestem ani co się dzieje. I... no, trochę mi odbiło. Przepraszam cię.

– Ale jesteś ze mną i już dobrze, tak? I nie przepraszaj, to ja nawaliłem, nie ustaliłem z tobą tego wyjazdu nad Housatonic.

– Ehh, a ja nie zapytałam – westchnęła ponownie, ale już nieco osuszonym z łez głosem.

– No tak, my powinniśmy ze sobą więcej o wszystkim rozmawiać, wiesz? – podzieliłem się ze Sky swoim nabywanym w bólach przekonaniem o potrzebie czytelnej komunikacji.

– O wszystkim?

– No wiesz, o tym, o czym chcemy. O czym jesteśmy gotowi rozmawiać – wyjaśniłem mój punkt widzenia. – Ale o takich codziennych rzeczach to już koniecznie. Dokąd idziemy, co robimy, co się dzieje.

– No tak – zgodziła się.

– Przecież ja nie jestem w stanie domyślić się wszystkiego. Czego ty chcesz, czego nie chcesz, a czego potrzebujesz. Co wiesz, a czego nie wiesz. Przykro mi.

– No coś ty, nie jesteś przecież Duchem Świętym. To ja powinnam więcej mówić, ale... no, jakoś mi nie idzie. Nigdy nie byłam w tym zbyt dobra – wydęła lekko karminowe usta, z wyraźnym ubolewaniem.

Uścisnąłem ponownie jej rozgrzewające się powoli, smukłe palce.

– A ostatnio to już w ogóle mi się pogorszyło – stwierdziła Skylar samokrytycznie. – To znaczy, no, kiedy straciłam ich wszystkich i potem tak...

Słuchałem jej z zapartym tchem, ale umilkła.

– Sky, ja nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego, jak bardzo cię to musiało boleć, stracić oboje rodziców i przyjaciółkę, bliską ci jak siostra – powiedziałem wreszcie, nie doczekawszy się ciągu dalszego. – Ale tak, jak już ci mówiłem, ja jestem i zawsze będę. Zawsze.

W odpowiedzi delikatnie położyła drugą dłoń na mojej.

– Ja... chyba bym chciała, żebyś był, Shy – szepnęła, a nade mną otwarło się niebo.

Czy to znaczy, co ja myślę, że znaczy, ukochana?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro