Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Opowieść Snape'a

Owinęłam się szczelniej swetrem, bo nagle moje ciało przeszyła fala chłodu.

— Pan śmierci — powtórzyłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. Czasem, kiedy wydawało mi się, że powoli zaczynam go rozumieć, on zaskakiwał mnie czymś takim. — Rozumiem, że chciał pan oszukać śmierć, ale... Dlaczego? Dla samej zasady?

— Nie dla samej zasady, Granger, nie jestem głupi, żeby trwonić swój czas na coś, co wiem, że jest możliwe — odparł, zapadając się w kanapie. Patrzył na fiolkę z antidotum, którą wciąż trzymałam w ręce, ale nie poprosił mnie o nią. Wiedział, że musi wyjaśnić. — Zwyczajnie nie miałem innego wyjścia.

— Dlaczego nie zgłosił się pan do nas? — zapytałam bezmyślnie, a gorzki uśmiech Snape'a tylko utwierdził mnie w przekonaniu, jak naiwnym podejściem się pokierowałam. — Nie wyjaśnił? Pomoglibyśmy panu...

— Gówno byście zrobili — warknął, lekko masując lewe ramię i marszcząc gęste brwi. Kiedy poruszyłam się posłał mi mordercze spojrzenie, sugerujące, że mam się nie zbliżać. Westchnęłam tylko, a on dodał: — Samo powierzenie odnalezienia horkruksów było zbyt odpowiedzialnym zadaniem dla bandy podlotków, a co dopiero oszukanie Sama-Wiesz-Kogo. To moje zdanie, z którym niestety nie zgodził się ten uparty dureń, Dumbledore.

Sapnęłam, oburzona jego słowami.

— Biorąc pod uwagę, że zniszczyliśmy wszystkie najwyraźniej się pan mylił. I niech pan nie zmienia tematu — dodałam odważniej, czując napływ adrenaliny. Podniosłam wyżej dłoń i pokazałam Snape'owi fiolkę pełną srebrzystego płynu.

— Antidotum Feniksa — powiedział beznamiętnym tonem, po czym dodał zjadliwie: — Co zresztą już wiesz, skoro bezczelnie grzebałaś w moich prywatnych rzeczach.

— Nie dał mi pan innego wyboru, profesorze. Gdyby miał pan do mnie choć trochę zaufania i wyjaśnił, co robić w sytuacji, kiedy prawie pan umiera, to nie musiałabym tego robić.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem. Napięcie urosło do tego stopnia, że na moment zapomniałam o oddychaniu, ale nie mogłam się teraz poddać. Pierwszy raz zebrałam się na odwagę postawić człowiekowi, który zawsze budził postrach we wszystkich, z którymi rozmawiał, a on nie wyszedł, nie krzyczał — po prostu siedział. Siedział i wiercił wzrokiem ogromną dziurę w moim brzuchu.

— On musiał uwierzyć, że umarłem — odezwał się w końcu, nie spuszczając wzroku. — A jak zapewne się domyśliłaś, na jad Nagini nie działają żadne odtrutki. — Nagle spoważniał i spytał: — Wiesz, co stało się w Zakazanym Lesie? Kiedy Potter bohatersko opuścił was, aby udać się na spotkanie z Czarnym Panem?

Na moment zaćmiło mój mózg. Fakty zaczynały mieszać się w mojej głowie, nie wiedziałam co jest prawdą, a co kłamstwem. W pierwszym odruchu pomyślałam, że on nie ma prawa wiedzieć co się wydarzyło w lesie, bo przecież został we Wrzeszczącej Chacie. Jednak najwyraźniej byłam w błędzie.

— Potter zjawił się przed Sama-Wiesz-Kim i nawet nie podniósł różdżki. Taki z niego bohater. Wiedział, że musi umrzeć z ręki swojego wroga, co podejrzewam, że sama wydedukowałaś. — Spojrzał na mnie wymownie, a ja skinęłam tylko głową w odpowiedzi, czekając na więcej. — I owszem, umarł. Z Dumbledore'em długo próbowaliśmy zrozumieć, jak to zadziała. On podejrzewał, że chłopak straci przytomność, a później ją odzyska.

— Też tak sądziłam — przyznałam cicho. Nigdy nie wyjawiłam tych myśli Harry'emu, bo wiedziałam, że brzemię na jego barkach jest i tak wystarczająco ciężkie. — Kiedy pierwszy raz wpadła mi do głowy myśl, że Harry też może być horkruksem. Zastanawiałam się jak miałby się go pozbyć i sądziłam, że jeśli Sam-Pan-Wie-Kto go zabije to tylko ta część umrze.

— Tylko, że ta część duszy zbyt długo pasożytowała na Potterze. I kiedy dostał uśmiercającym zaklęciem rzeczywiście, stracił przytomność. — W głosie mężczyzny pobrzmiewała dziwna, wręcz obrzydliwa buta tryumfu. — Tylko, że kiedy ją odzyskał, był zbyt słaby. A Czarny Pan natychmiast się zorientował. Wykorzystał tą słabość. Nawet najsłabsze źródło magii jest wyczuwalne dla kogoś, kto wie czego szukać.

Przez moment siedziałam w zbyt wielkim szoku, aby się chociaż poruszyć.

— Dlatego pan zdecydował się umrzeć naprawdę? — spytałam powoli, ważąc ostrożnie słowa.

— Wolałem nie ufać Dumbledore'owi i nie narażać się na niepotrzebne klątwy. Starzec miał sporą tendencje do pomyłek i dość małą do słuchania rad — odparł kwaśno Snape.

Pokręciłam głową, przetrawiając wszystkie informacje. Wynikało z nich, że profesor musiał oszukać Voldemorta, żeby pomóc swojej córce przeżyć, a...

— Gdyby Dumbledore pana posłuchał Harry, on... — wyszeptałam wstrząśnięta, a Snape nie odezwał się. Sięgnął jedynie po szklankę z wodą, która stała na stole przed nim i upił spory łyk. Ta cisza doprowadziła do tego, że kompletnie puściły mi nerwy i wciąż siedząc na miękkim dywanie, zacisnęłam mocno pięści.

— Może — mruknął posępnie. — A może nie.

— Ale była taka szansa — warknęłam. Spuściłam wzrok, próbując poskładać myśli w spójną całość.

— Nikła, Granger. Dumbledore wierzył, że Potter musi sam się o tym dowiedzieć. We właściwym czasie. Do tego potrzebny byłem ja i moja śmierć. Moje wspomnienia — dodał wolniej, a wtedy mnie olśniło.

— Dumbledore pana do tego zmusił? — wyszeptałam, patrząc na jego twarz, która wykrzywiła się w grymasie. Na ustach pojawił się kwaśny uśmiech, zupełnie jakby to stwierdzenie go rozbawiło swoją głupotą.

— Tak, Granger — odparł. — Dumbledore zmusił mnie, abym umarł w jego sprawie.

Na długą chwilę zapadła kompletna cisza. Tylko trzask w kominku sugerował, że nie straciłam słuchu. Nie mogłam uwierzyć, że Dumbledore był zdolny posunąć się do czegoś tak okropnego. Że człowiek darzony taką miłością, takim szacunkiem, był w stanie prosić kogoś o śmierć.

— I tak miałem nie przeżyć — dodał niespodziewanie Snape, nabierając jednocześnie powietrza. Musiałam na niego spojrzeć, od razu zauważając grymas wykrzywiający blade usta. — Dużo wcześniej zdałem sobie sprawę, że wplątując się w zabójstwo Dumbledore'a podstawiłem się Sama-Wiesz-Komu. W momencie, gdy pierwszy raz powiedział, że różdżka go nie słucha.

— Ale Ollivander, on... — przerwałam mu, nieco zagubiona. — Ollivander powiedział, że chodziło o jego różdżkę, nie o Czarną Różdżkę.

— Umiejętność dedukcji nie jest taka trudna do opanowania — odparł Snape z przekąsem. — Wiedziałem, naturalnie, że to Dumbledore jest panem Czarnej Różdżki. Nie umiał ukryć tego długo, zwłaszcza po tym, kiedy zlecił mi swoje zabójstwo.

— Więc...

— Więc — przerwał, marszcząc brwi — oczywiście domyśliłem się, że Sama-Wiesz-Kto zechce mnie zabić, kiedy błędnie pomyśli, że Czarna Różdżka przechodzi na innego właściciela w chwili śmierci. Kwestią czasu było, aby po zabójstwie Albusa i odkryciu, gdzie znajduje się różdżka, Czarny Pan domyślił się prawdy. Swojej prawdy, oczywiście.

— Więc kto był jej panem? — spytałam, pochylając się nieco do przodu. — Skoro to nie pan, ani nie Dumbledore?

— Draco Malfoy — stwierdził Snape, a ja aż uchyliłam usta z szoku. A kiedy mój mózg przetworzył informacje i zrozumiałam, co to oznacza, uśmiechnęłam się kwaśno.

— A Harry rozbroił go w dworze Malfoyów...

Zaśmiałam się nerwowo. Spojrzałam na Snape'a zastanawiając się jak to możliwe, że wpadł na ten pomysł, ale wtedy zrozumiałam, że jego inteligencja nie opierała się już wyłącznie na doświadczeniu. Ogromne umiejętności dedukcji i obserwacji innych... To nie są cechy, których można się po prostu nauczyć. Uniosłam wysoko głowę, spoglądając w twarz umęczonego profesora i podałam mu fiolkę.

— Wszystko po to, aby chronić pana córkę? — spytałam, czując ogromny żal w sercu.

— Kiedyś zrozumiesz, Granger, że istnieją rzeczy ważniejsze niż większe dobro — odparł cicho i wyciągnął drżącą rękę, odbierając fiolkę. Kiedy jego dłoń dotknęła mojej poczułam impuls, krótki prąd przechodzący przez całe moje ciało. Spojrzałam w oczy profesora i wiedziałam już, że nie zostało w nim wiele z człowieka, którym kiedyś był.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro