Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Winna, winny, winni

Obserwowałam w napięciu wszystkie znajome twarze i uśmiechałam się tak szeroko, że moje policzki powoli zaczynały cierpnąć. Stali w półokręgu, na pustej, kamiennej płycie dziedzińca tak dobrze znanego mi zamku. Widziałam jak mama słabo kiwa głową, a tata nerwowo unosi dłoń w geście powitania. Zawahał się jednak, jak gdyby w ostatniej chwili zrezygnował.

Obróciłam głowę, zerkając na stojącego na przodzie tłumu Harry'ego. Jego wzrok mnie niepokoił, chłopak marszczył gęste, czarne brwi, a w pewnym momencie spuścił głowę i zagryzł zęby. Obok niego Ron jedyne co robił, to świdrował mnie morderczym spojrzeniem. Jego pięści były zaciśnięte, a twarz czerwona. Był na mnie zły?

Ginny chciała wyrwać się do przodu, ale ramiona bliźniaków ją powstrzymały. Zbolały wyraz na jej twarzy sprawił, że uśmiech zamarł na moich ustach. Fred spojrzał na mnie z rozczarowaniem, a George tylko szepnął coś do siostry. Dziewczyna otwarła usta i spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Przestała jednak przepychać się do przodu i pokręciła głową, wciąż się na mnie patrząc.

Rozejrzałam się nerwowo. Każda para oczu lustrowała mnie z tym samym wyrazem. Rozczarowania. Przełknęłam ślinę, zadzierając głowę do góry. Z okien wieży Hogwartu patrzyły na mnie setki twarzy, a każda z nich wyglądała przerażająco. Wykrzywione w bólu, zniekształcone przez cierpienie.

I wtedy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się powoli, coraz więcej widząc i stanęłam twarzą w twarz z bladym mężczyzną, którego czerwone tęczówki wbijały się we mnie z pogardą. Voldemort.

Lustrował mnie z krzywym uśmiechem, a za jego plecami, z głową spuszczoną w dół, stała mała dziewczynka. Poczułam przeraźliwie suchą gulę w gardle i łzy w oczach, które zaczęły cieknąć po policzkach. Elena trzymała drobną rączkę zaciśniętą na rękawie kogoś, kogo wzrok bolał najbardziej. Snape patrzył na mnie obojętnie, jego oczy były wyzute z emocji.

Już czas usłyszałam syk i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że przyszła pora na mnie.

Zobaczyłam zielony promień i ostatnie, co zapamiętałam, to czarne oczy patrzące na mnie bez żadnego wyrazu.

Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, orientując się, że przespałam cały dzień. Przetarłam mocno twarz, chcąc pozbyć się wspomnień. Ten sen był zbyt przeraźliwie realistyczny.

Podniosłam się, spuszczając nagie stopy na podłogę i siedziałam tak chwilę, płytko nabierając powietrza. Czułam się potwornie zmęczona, mimo iż za oknem było ciemno. Czarne myśli zgromadziły się w mojej głowie jak burzowe chmury, nie zamierzając odejść, dopóki nie rozpoczną ulewy.

Zagryzłam zęby, wstając z łóżka. Nie dam się tak łatwo. Odrzuciłam od siebie winę i rozgoryczenie, które zaczęło powoli zajmować moje serce i złapałam szlafrok, zostawiony przez ciocię Claire. Na krześle leżała również karteczka, na której ładnym, starannym pismem napisano:

Jeśli nie będzie mnie, jak się obudzisz, poczęstuj się obiadem. Musiałam iść do pracy, wrócę późno. Czuj się jak u siebie. I niczym się nie przejmuj.

Buziaki, Claire

Uśmiechnęłam się, czując przyjemne ciepło wypełniające moje ciało. Zawinęłam się mocniej okryciem i zawiązałam długi sznurek, kierując się do drzwi. Dom wydawał się okropnie cichy bez odgłosów przestawianych talerzy czy choćby kroków gospodyni.

Zmarszczyłam brwi, szybko schodząc po schodach i stanęłam w holu, rozglądając się na około. Ani śladu Snape'a. Przymknęłam oczy, zakładając ręce na piersi i przeszłam wąskim korytarzykiem do kuchni, zapalając po drodze światło.

Wszystko wydawało się takie znajome. Nawet stojak na kubki, gdzie nadal wisiał własnoręcznie przeze mnie zrobiony kubek na trzydzieste urodziny Claire. Miałam wtedy siedem lat i widząc koślawe, dziecięce malowanki na naczyniu uśmiechnęłam się pod nosem. Sentymentalna mimo rozsądku. Nalałam do czajnika wody i zapatrzyłam się w okno, czekając aż woda będzie ciepła. Zegarek wskazywał kilkanaście minut po dwudziestej pierwszej. Wtedy nagle tknęło mnie, aby sprawdzić i datę. Kalendarz wiszący na lodówce uświadomił mi, że czerwiec dobiegał końca. Zaczęło się lato.

Kiedy? Nie potrafiłam stwierdzić. Wszystko działo się tak szybko, że nie sądziłam, iż minął więcej niż tydzień. Trzask czajnika wyrwał mnie z zamyślenia i chwyciłam kubek ze swoimi bazgrołami, zaparzając sobie gorzką, mocną herbatę. To jedyne, na co miałam ochotę.

Z parującym kubkiem w ręku ruszyłam do salonu, nagle spostrzegając na tarasie znajomą sylwetkę. Serce zaczęło mi szybciej bić, kiedy poznałam czarne, lekko przetłuszczone włosy i charakterystyczne, czarne ubranie.

Uchyliłam drzwi i podeszłam powoli do mężczyzny, który stał oparty o barierkę.

— Został pan — odezwałam się cicho, zwracając na siebie jego uwagę. Zlustrował mnie spojrzeniem, ale nie skomentował mojego stroju.

— Groziłaś mi. Zdecydowanie wolałbym uchronić się przed wiedźmą ganiającą za mną po całym kraju — prychnął, ale w jego głosie było coś przyjemnego. Stanęłam obok niego, stawiając pomiędzy dłońmi kubek i zapatrzyłam się na drzewo. Huśtawka lekko poruszała się na wieczornym wietrze, który delikatnie musnął moje policzki, a w oknie sąsiadów paliło się mdłe światło, rzucając cień na podwórko.

— Chciałabym, żeby tak już było zawsze — szepnęłam rozmarzona. Otworzyłam oczy i poczułam, że Snape się we mnie wpatruje, jednak ja nie odwróciłam głowy. Napawałam się spokojem, jaki dawała chwilowa sielanka i oddychałam spokojnie, wdychając do płuc tyle powietrza, ile zdołałam.

— Wiesz, że to niemożliwe — odparł kwaśno. — Nie możemy zostać tu na zawsze.

Uśmiechnęłam się, słysząc jego zupełnie normalny ton. Spojrzałam na niego i otwarłam usta, chcąc powiedzieć coś naiwnego.

— Dlaczego? Dlaczego nie możemy po prostu... Ukryć się. Żyć normalnie.

— Bo życie nie jest takie proste — mruknął. Wpatrzyłam się w jego czarne oczy, które leniwie zaczęły obserwować otoczenie i w długie rzęsy, na które do tej pory w ogóle nie zwróciłam uwagi. Był taki ludzki, kiedy nie wykrzywiał twarzy w grymasie. Taki zwyczajny, kiedy nie marszczył brwi. — Nie jesteś niczemu winna.

Zamrugałam zaskoczona i przez moment nie wiedziałam, co powiedzieć. Zrozumiałam, że odnosi się do mojego snu i w pierwszym odruchu miałam go zbesztać, że znów wszedł do mojej głowy. Powstrzymałam się jednak, śmiejąc się pod nosem.

— To po prostu we mnie... jest. Tego nie da się wymazać.

— Elena nie umarła przez ciebie. — Jego twarz zwróciła się w moją stronę, pierwszy raz ukazując prawdziwy ból, jaki odczuwał. Przełknęłam ślinę, wiedząc, że jeden jedyny raz Severus Snape potrzebuje wyrzucić z siebie coś, co leży mu na sercu. — Chciałem, żeby to była ona. Mimo, że była największą pomyłką mojego życia, ja... — Zawahał się, jakby nigdy dotąd nie mówił o swoich uczuciach. — Byłem jej ojcem. Kochałem ją ponad wszystko.

— Oddałabym wszystko, żeby zamienić się z nią miejscem — szepnęłam w odpowiedzi.

Snape spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony, a jego twarz przybrała dziwny wyraz. Nie wiedziałam, co myślał. A on zdecydował mi się to wyjawić.

— Nie, Granger. Czasu nie cofniesz. — Spojrzał na swoje splecione dłonie, które zwisały swobodnie za barierką i westchnął, jakby zrzucał ogromny kamień z serca. — Choć na początku czułem to samo. Nie potrafiłem przyjąć do wiadomości, że ona już nie żyje. Pierwszy raz w całym moim beznadziejnym życiu dostałem coś, co sprawiło, że na nowo nauczyłem się kochać. Nie chciałem jej, a okazała się promykiem. Najjaśniejszym w całym tym czarnym gównie, które mnie otaczało. — Zamilkł na moment, a ja musiałam przymknąć oczy. Czułam się potwornie źle, słysząc te wszystkie słowa i nie umiejąc w żaden sposób go pocieszyć.

— A jej matka?

— Naomi nie była dla mnie nikim ważnym — wyznał sucho Snape. — Była przypadkową kobietą, z którą spotykałem się w pewnym okresie życia. Dla rozładowania stresu, żeby dać upust emocjom. Była bardzo... otwarta. Wiedziałem, że mnie nie oceni.

Uśmiechnęłam się słabo, ścierając cienką strużkę łez z policzka. Twarz dziewczynki stała przed moimi oczami nawet kiedy zerknęłam na Snape'a, a jego puste spojrzenie tylko mnie dobiło.

— Voldemort osobiście ją zamordował, kiedy zrozumiał, że może być... rozpraszająca — prychnął pod nosem Snape. Spojrzał znów przed siebie z nieco ostrzejszym wyrazem twarzy i dodał: — Gdyby nie Rookwood, Elena podzieliłaby jej los. A ja nigdy nie przywiązałbym się do niej na tyle, żeby teraz czuć się jak ostatni skurwysyn, bo nie umiałem jej ochronić.

— Nie jest pan niczemu winien — powiedziałam, dotykając lekko jego dłoni, która wciąż spoczywała na drewnianej barierce. Jego własne słowa podziałały jak karma, która do niego wróciła. Nie uśmiechnęłam się, tylko ze spokojem i pewnością siebie ścisnęłam dłoń, czując jego spięte mięśnie, które w jednej chwili rozluźniły się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro