Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVII. „Do Akademii w tak trudnej dla niej chwili"

Kolejny poniedziałek zaczął się jak każdy zwykły dzień. Obudziłam się, gdy Sybil spała jeszcze w najlepsze. Umyłam się i ubrałam, a w tle cały czas towarzyszyły i odgłosy chrapiącej spokojnie przyjaciółki. Dziewczyna miała magiczną zdolność szykowania się do wyjścia w kilkanaście minut i wyglądania po tym niczym modelka z okładki magazynu, więc szturchnęłam ją, dopiero gdy zaczęłam pakować rzeczy na dzisiejszy trening.

Sybil nie miała nawet czasu na posłanie mi morderczego spojrzenia, którym zawsze mnie uraczała, kiedy przerywałam jej błogi sen, bo usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Spojrzałyśmy się na siebie. Odbyłyśmy wymownymi spojrzeniami i żywymi gestami niemą rozmowę. Doszłyśmy do wniosku, że nikt nie miał powodu, aby odwiedzić nas tak wcześnie rano.

— Już idę! — krzyknęłam, gdy pukanie stało się głośniejsze, niemal agresywne. — Idę, idę!

Moja współlokatorka podciągnęła sobie kołdrę pod nos — jedwabna koszula nocna, w której spała, nie nadawała się, aby byle kto ją oglądał.

Gdy tylko otworzyłam drzwi, moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna w bardzo łatwo rozpoznawalnej czerwonej marynarce królewskiego strażnika. Nie miałam ani sekundy na zareagowanie, zanim wampir prześlizgnął się obok mnie i w pośpieszny sposób zaczął krążyć po naszym pokoju.

— Proszę nam wyjaśnić, co się dzieje — nalegałam, gdy on otworzył drzwi do łazienki, aby tam zajrzeć.

— Każdy ma dziś zostać w sypialniach do odwołania — powiedział chłodno strażnik. — Dzisiejsze zajęcia się nie odbywają.

— Dlaczego? Co się stało? — zapytałam.

Zirytowałam się, kiedy nie tylko mnie zignorował, a do tego bez pytania otworzył szafę Sybil. Zagrodziłam mu drogę, więc musiał na chwilę przystanąć i przerwać swoje krążenie po pokoju.

— Czego pan szuka?

— Jesteście panie same, to dobrze — stwierdził tylko. — Nikt spoza osób mieszkających tu nie ma prawa tu dziś przebywać. Numer awaryjny. — Podał mi mały kartonik z wydrukowanymi na nim cyframi. — Nie wychodzić dziś z pokoju pod żadnym pozorem. W sytuacjach awaryjnych dzwonić i czekać na instrukcje.

Zrozumiałam, że nie usłyszę od niego żadnych wyjaśnień, więc tylko przytaknęłam i odebrałam od niego kartonik, który wyglądał trochę jak wizytówka. Wampir skinął głową na pożegnanie, jeszcze raz przeczesał wzrokiem nasz pokój, a potem zostawił nas same, zatrzasnąwszy za sobą uprzednio drzwi.

Przekręciłam kluczyk, by nas zamknąć, a potem spojrzałam na Sybil. Miała bardzo zdezorientowany wyraz twarzy. Swoją niewiedzę prędko przekuła jednak w determinację i z miną pewnej siebie profesjonalistki wygrzebała spod poduszki swój telefon.

— Napiszę do znajomych i zapytam, czy wiedzą, co się dzieje — wyjaśniła mi szybko.

Dobrze było przyjaźnić się z kimś, kto nie był takim aspołecznym odludkiem jak ty i miał do kogo zwrócić się w takich sytuacjach. Przez te kilka miesięcy Sybil zakolegowała się chyba ze wszystkimi w Akademii, więc wiedziałam, że ktoś jej odpowie i będzie wiedział, o co chodziło.

Aby nie czuć się zupełnie bezużyteczna, zaczęłam wpisywać na swoją listę kontaktów ten numer alarmowy. Jakby coś rzeczywiście miało się stać, na pewno nie miałybyśmy czasu go wtedy przepisywać.

Odłożyłam pod biurko torbę, którą zamierzałam zabrać na trening. Jeśli wierzyć strażnikowi, nie będzie mi już dziś potrzebna. Normalnie może nawet cieszyłabym się z dodatkowego dnia wolnego, ale przez dziwny sposób, w jaki się o tym dowiedziałyśmy, byłam jedynie zaniepokojona.

Położyłam się na pościelonym już wcześniej łóżku i przykryłam szczelnie kocem. Cokolwiek się nie działo, nie zwiastowało to niczego dobrego. Miałam złe przeczucie i zrobiło mi się od niego nieprzyjemnie zimno.

— Kurwa — przeklęła cicho pod nosem Sybil.

Ponagliłam ją spojrzeniem. Dziewczyna przykryła usta dłonią, a potem zaniemówiła, co zdarzało jej się bardzo rzadko. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Powieki przyjaciółki zamykały się i otwierały, a wzrok intensywnie wlepiony miała w swój ekran.

— Było morderstwo na terenie Akademii — wyszeptała w końcu.

Serce stanęło mi na chwilę, gdy przed oczami mimowolnie znów mignął mi leżący na bruku martwy Towers. Czy o to chodziło? Tajemnica wydostała się wampirom spod kontroli? Otuliłam się własnymi rękami. Sybil o niczym nie wiedziała, miała wymazaną pamięć. Musiałam udawać, że i dla mnie to nowość.

— Podobno ktoś zamordował jakiegoś studenta.

— Studenta? — Cała krew odpłynęła mi z twarzy. — Jesteś pewna, że studenta?

— Tak twierdzą moi znajomi... — Sybil przetarła powieki, jakby chciała się upewnić, że literki na ekranie telefonu jej się nie poprzestawiały. — Nie wiem, kogo konkretnie, bo był w takim złym stanie, że osoba, która znalazła ciało, go nie rozpoznała. Ktoś powiesił go we wspólnej części.

— Powiesił?

— Tak. Powiesił na gałęzi wierzby, jakby robił jakąś pojebaną egzekucję.

Zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Nie miałam ani sekundy na przełknięcie tych okropnych wieści, bo mój telefon zaczął wibrować. Dosłownie rzuciłam się po urządzenie, by sprawdzić, kto dzwonił. Król. Odebrałam bez sekundy zwłoki.

— Jesteś bezpieczna? — zapytał bez przywitania.

— Tak, jestem w naszym pokoju. Przed chwilą był tu strażnik i zrobił szybkie przeszukanie. Powiedział nam, że mamy nie wychodzić.

— Bardzo dobrze. Strażnicy z zamku są w drodze do Akademii. Wysłałem też na miejsce generała Towersa. Nie wychodź z pokoju, aż on ci nie powie, że możesz — rozkazał. — Niech cię nie interesują inni strażnicy.

— Oczywiście, zrozumiałam.

— Wiesz już, co się stało?

— Morderstwo studenta?

— A więc niestety wiesz.

— Tak — potwierdziłam. — Jak to w ogóle możliwe?

Po drugiej stronie słuchawki można było usłyszeć głos kogoś, kto najwidoczniej był z królem w jednym pomieszczeniu. Vered musiał wyciszyć na chwilę mikrofon, bo zapanowała zupełna cisza. Gdy wyczekiwałam jego głosu, dosłownie słyszałam aż dudnienie mojego serca.

— Nie mogę teraz rozmawiać — król odezwał się w końcu po ciągnącej się w nieskończoność chwili. — Zadzwonię do ciebie dziś lub jutro wieczorem. Musimy porozmawiać.

Przytaknęłam posłusznie. Król rozłączył się tak samo szybko, jak zadzwonił, bez zupełnie żadnego pożegnania. Odrzuciłam telefon na poduszkę i schowałam twarz w dłoniach. Dlaczego to się dzieje?

— Co tu się do cholery jasnej odwala? — zapytała Sybil, gdy tylko się rozłączyłam. — Dlaczego on do ciebie od razu zadzwonił? Wiesz coś, o czym ja nie wiem, prawda?

— Niestety wiem kilka rzeczy, o których mało kto wie, i chyba zaczyna mnie to przerastać — szepnęłam.

Opadłam na poduszki. Całe moje ciało wydawało się do połowy sparaliżowane, a umysł zupełnie otępiał. Gapiłam się tylko na sufit, niezdolna do myślenia o czymkolwiek konkretnym, bez właściwych słów, aby wygadać się Sybil, wpadających mi do głowy.

Sybil na szczęście nie drążyła tematu. Pisała intensywnie z wieloma osobami naraz, jej telefon co chwilę rozbrzmiewał od powiadomień.

Domyślałam się, że Vered, jego doradcy i wszyscy specjaliści, którzy dla niego pracowali, musieli teraz panikować. Tego morderstwa nie uda im się tak łatwo i szybko zakopać. Jeśli ci ludzie chcieli, aby było o nich głośno, zrobili to chyba w najlepszy możliwy sposób.

Tylko dlaczego student? Nie umiałam sobie dopasować takiej ofiary do tego, o czym mówił mi król przy okazji morderstwa Towersa. Jakaś grupa, chcąca przejąć władzę, zabija wampiry, które w jakiś sposób symbolizują ucisk ludzi. Byłam w stanie sobie wyobrazić, że dorosły — Wszechświat jeden wie, jak stary — Michael pasował do tego opisu, ale jakiś student? Czym mógł zawinić wampir, który zapewne dopiero co przeszedł transformację i nie zdążył się jeszcze niczym wsławić?

— Iris — szepnęła Sybil tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

Kiedy zwróciłam głowę w jej stronę, spoglądała na wyświetlacz swojego telefonu z jeszcze większym zaskoczeniem niż wcześniej, gdy pierwszy raz dowiedziała się o morderstwie. Byłam pewna, że musieli znaleźć kolejne ciało.

— Osobą, którą zamordowali, był Patrick.

Patrick... Czyżby ktoś dowiedział się, w jaki sposób używał swojego Księżyca, aby krzywdzić ludzi? Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Jeszcze kilka godzin temu powiedziałabym, że zapłaciłabym komuś, żeby go sprzątnął za to, co próbował zrobić Sybil, ale teraz, gdy rzeczywiście coś mu się stało, byłam przerażona i nie potrafiłam pozbyć się współczucia dla niego i jego rodziny.

— Dobrze się czujesz? — zapytałam, bo Sybil wciąż wyglądała na wstrząśniętą.

— Nie wiem... — Dziewczyna zablokowała swój ekran i schowała telefon pod poduszkę, ignorując kolejne przychodzące nieustannie powiadomienia. — Niby niewiele to zmienia, ale byłam pewna, że to ktoś nieznajomy, bo teraz cała ta sprawa wydaje się dziwnie za blisko nas. Nawet jeśli się nienawidziliśmy.

Rozumiałam doskonale, o co jej chodziło, więc kiwnęłam głową, a potem znów skupiłam wzrok na suficie. Odpłynęłam gdzieś w dal, aby nie myśleć o tym zbyt wiele.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Ten poranek mijał tak wolno, jak można się było tego spodziewać. Zostałyśmy uwięzione w naszym pokoju do odwołania, a to pewnie prędko nie miało być ogłoszone. Mimo tego, że nasz pokój znajdował się bardzo blisko części wspólnej Akademii, nie miałyśmy na szczęście widoku na miejsce, w którym to się stało. Widziałyśmy za to przez okno, jak strażnicy, policja i personel Akademii krząta się po całym terenie kampusu.

Ktoś zapukał do naszych drzwi. Nawet nie czekałam na to, czy Sybil się podniesie. Zagrzebała się pod kilkoma kocami ze swoim tabletem graficznym. Bazgrała coś na nim, żeby odreagować na swój sposób. Po otworzeniu drzwi ujrzałam górującego nade mną generała Towersa.

— Pani — powiedział i skinął mi głową. — Można opuścić pokój, ale wszystkim zabrania się wychodzenia poza granice ludzkiej części Akademii.

— Oczywiście, panie generale.

— Władze Akademii sugerują, aby udać się jedynie na stołówkę, a następnie wrócić do pokoi, jako że zajęcia w dalszym ciągu są dziś odwołane. To również jest życzenie Jego Wysokości.

— Rozumiem, na pewno będę tutaj przez większość dnia.

— Proszę się nie obawiać, jest pani bezpieczna. Będę w pobliżu, aż nie upewnimy się w stu procentach, że zagrożenie minęło.

— Dziękuję, panie generale.

Towers ponownie skinął mi głową, a następnie odszedł. Zapewne miał ręce pełne roboty. Nie zazdrościłam mu, że Vered zesłał go w sam środek tego pożaru, a do tego musiał mieć jeszcze gdzieś z tyłu głowy mnie i moje bezpieczeństwo.

— To był ten generał, z którym masz zajęcia co piątek? — zapytała Sybil.

Dopiero wtedy odwróciłam się do niej i zauważyłam, że wyściubiała głowę spomiędzy warstw swojego stworzonego z koców kokonu.

— Tak, generał Towers.

— Jakim prawem ty nie robisz pod siebie ze strachu za każdym razem, gdy on cię o coś pyta? — Dziewczyna mrugnęła prędko kilka razy. — Można go w ogóle nazwać osobą? Przecież to była chodząca góra!

Zachichotałam cicho, widząc jej teatralnie przerysowane przerażenie. Cieszyłam się, że tym razem to Towers wprawił ją w ten stan, a nie kolejna tragiczna wiadomość dotycząca tego morderstwa.

— Chcesz iść coś zjeść? — zapytałam przyjaciółkę.

— Ani trochę.

— To dobrze, bo ja też nie.

Nasze telefony zabrzęczały przez dźwięk powiadomienia w dosłownie tym samym momencie. Ja pierwsza zerknęłam na nie. Dostałyśmy wiadomość o bardzo rzucającym się w oczy tytule „WAŻNE: Ogłoszenie Mistrza Akademii Królewskiej w Weidenbergu" na naszego uczelnianego maila. Nie zmarnowawszy ani chwili, zagłębiłam się w jej treść.

„Szanowni Państwo!

Żyjemy w czasach, w których informacje przemieszczają się przerażająco szybko, więc zapewne dotarły już do Państwa wieści o tragedii, która miała miejsce na terenie naszego kampusu. Z żalem muszę potwierdzić, że Patrick, nasz student drugiego roku, został w bestialski sposób pozbawiony życia. Niech Wszechświat ma go w swojej opiece. Rodzina i przyjaciele Patricka proszą o uszanowanie ich prywatności w tak trudnym czasie, ale jednocześnie zwracają się z prośbą o informacje do kogokolwiek, kto je posiada. Jeśli wiecie Państwo cokolwiek, co powinni wiedzieć śledczy zajmujący się dochodzeniem w sprawie tego morderstwa, prosimy o zgłoszenie się bezpośrednio do mojego gabinetu.

Jako Mistrz tej Akademii zapewniam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby osoba odpowiedzialna za tą zbrodnię, stanęła za nią przed sądem. Dodatkowa straż, włączając w to jednostki specjalne, została rozmieszczona na terenie Akademii, aby zapewnić Państwu bezpieczeństwo. Przepraszam, że ten rok akademicki nie okazał się kolejnym wypełnionym jedynie sukcesami. Nasza Akademia nie bez powodu nosi jednak miano najlepszej w całym Veratal. Jestem zdeterminowany, aby nasza błyskawiczna i skuteczna odpowiedź na zaistniałą sytuację była tego kolejnym dowodem.

Akademia to jednak przede wszystkim osoby, które zdobywają w niej wiedzę. Mając Państwa samopoczucie i zdrowie na uwadze, poprosiliśmy o pomoc dodatkowych psychologów. Gabinet, w którym będziecie mogli Państwo uzyskać pomoc, będzie dostępny teraz całą dobę, a już wkrótce zostaną również przeprowadzone sesje grupowe, aby upewnić się, że wszyscy uzyskają tak potrzebne im w tym momencie wsparcie.

Mam nadzieję, że od jutra uda nam się powrócić na zajęcia. Jeszcze raz przepraszam z całego serca, że uczęszczacie Państwo do Akademii w tak trudnej dla niej chwili.

Z poważaniem,

Lucien von Everez

Mistrz Akademii Królewskiej w Weidenbergu"

Ta odrobina luzu, którą poczułam, gdy Sybil prawie padła na widok generała Towersa, zniknęła w zastraszającym tempie. Przecież doskonale wiedziałam, co się wydarzyło, ale przeczytanie tego w oficjalnym, wysłanym do setek adeptów i studentów ogłoszeniu, urzeczywistniło to jeszcze bardziej.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Kolejny dzień nie zaczął się już tak jak inne. Aura niepokoju wisiała w powietrzu na terenie całej Akademii, towarzyszyła mi i Sybil przez całe poniedziałkowe popołudnie, wieczór i noc, a gdy obudziłyśmy się we wtorek, wcale nie zniknęła. Nikt nie mówił jednak nic o odwoływaniu kolejnego dnia zajęć, więc musiałyśmy wstać i jakoś spróbować się na nich pojawić.

Spędziłam dobrych kilka minut przed lustrem, gdzie próbowałam przemówić sobie samej do rozsądku. To już nie ten wiek, gdy mogłam zadzwonić mamie, że źle się czuję i zostaję w pokoju, gdy bałam się czegoś w szkole. Musiałam się zachowywać na dwadzieścia lat, które przecież niedawno skończyłam, i na pozycję, którą miałam przecież wkrótce objąć.

Cieszyłam się, że nie było jeszcze zbyt ciepło. Mogłam włożyć luźną bluzę i narzucić na głowę kaptur. Tak zakryta lepiej zniosłam marsz obok wszystkich strażników, których wcześniej nie było na kampusie. Pomiędzy tymi zwykłymi królewskimi strażnikami w czerwonych marynarkach stali teraz również tacy ubrani cali na czarno w stroje, które mogłam określić jedynie jako nowoczesną zbroję. Ze swojego czasu na zamku doskonale wiedziałam, co to za straż — wampiry szkolone do walki z innymi wampirami, zupełnie inna liga, jeśli chodziło o ochronę.

Dziedziniec ludzkiej części Akademii nie przypominał już terenu elitarnej uczelni, a strefę wojenną. Kto wpadł na to, że to dobry pomysł? Czy ta tajemnicza grupa sprawiała rzeczywiście aż takie zagrożenie?

Nie pamiętałam wiele z zajęć tego dnia. Zapadło mi w pamięć jedynie, że profesor Jasmine Herbert nie pojawiła się na literaturoznawstwie. Zamiast niej zajęcia poprowadził sam Mistrz, jednak nawet on, mimo swojej interesującej osobowości i niezaprzeczalnej wiedzy, nie zdołał zainteresować mnie tematem.

Wieczorem zadzwonił do mnie Vered. Ponieważ nie zrobił tego wczoraj, zupełnie zapomniałam już, że usłyszałam od niego to tak przerażające „musimy porozmawiać". Gdy tylko zauważyłam, że to on dzwonił, żołądek zacisnął mi się zaatakowany nagłym bardzo złym przeczuciem.

— Witaj, moja droga — przywitał się. Mówił spokojnym, lecz wyraźnie zmęczonym głosem. — Jesteś sama w pokoju?

Pytanie króla nie zwiastowało niczego dobrego.

— Tak — odparłam krótko. — Czy coś się stało?

Sybil wyszła dosłownie przed chwilą po coś do zjedzenia, zupełnie jakby wyczuła idealny moment, żeby zapewnić mi odrobinę prywatności.

— Dzieje się wiele, jak sama wiesz. — Westchnął. Najwidoczniej również musiał być sam, bo nawet nie próbował ukrywać emocji w głosie. — Ale wszystko prowadzi nas do jednego wniosku. Musimy cię zabrać z Akademii.

Poczułam, że serce zatrzymuje mi się na chwilę. Zostać zabrana z Akademii i stracić wszystko to, na co tak ciężko pracowałam przez ostatnie miesiące? Nie ma mowy.

— Nie chcę stąd odchodzić — szepnęłam.

Przełknęłam ślinę. Musiałam się upewnić, że ani odrobina tego rozgoryczenia, które natychmiast poczułam, nie przedostanie się do mojego głosu.

— Proszę, chciałabym skończyć chociaż te dwa lata.

— Jesteś w niebezpieczeństwie, moja droga — stwierdził chłodno. — Jeden atak na terenie uczelni mogłem uznać za przypadek, ale drugi zaczyna tworzyć regułę. Upatrzyli sobie Akademię jako swój teren polowań. Jeśli ktoś niepowołany dowie się, kim jesteś, podasz im się na srebrnej tacy. W domu będziesz bezpieczniejsza.

— Naprawdę sądzisz, że będą próbowali jeszcze raz tutaj zaatakować? — Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że teraz byłaby w stanie przedostać się tu choćby mysz, a co dopiero morderca. — Nawet z tymi wszystkimi strażnikami, których tu wysłałeś?

— Tak — nie wahał się ani chwili. — Bo chcą pokazać, że potrafią, a my nie będziemy w stanie nic z tym zrobić. O to im chodzi.

— Bardzo mi zależy, żeby tu zostać. — Biegałam od myśli do myśli, próbując znaleźć jakiś dobry argument. W końcu wydukałam: — Im szybciej przemienię się w wampira, tym szybciej będę w stanie sama się obronić.

— Iris... — Nie ukrywał pobłażliwości na dźwięk o moim bronieniu samej siebie. — Wiem, że lubisz być uparta, ale w tej kwestii powinnaś mnie posłuchać.

— Daj mi kilka dni, żeby zobaczyć, jak się rozwinie sytuacja — rzuciłam błagalnie, rozumiejąc, że przegrywam. — Nie chcę zaprzepaścić wszystkiego, co tutaj zbudowałam. Jeśli Mistrz nie czuł potrzeby odwołania zajęć, to znaczy, że jest pewny co do bezpieczeństwa swoich podopiecznych.

Po drugiej stronie słuchawki rozległo się westchnięcie. Oprócz oczywistego zirytowania wyczytałam z niego odrobinę ostrzeżenia. Tak jakby kolejny dźwięk, który miał wydobyć się z gardła króla, będzie już warknięciem.

— Nie chcę wracać do domu. Rose i mama byłby tylko niepotrzebnie w niebezpieczeństwie. Jakby ktoś tam po mnie przyszedł, nie odpuściłby im. A na zamku... prawdę mówiąc, sama nie wiem, czy nie czułabym się tam jeszcze mniej bezpiecznie — protestowałam mimo zdrowego rozsądku podpowiadającego mi, że lepiej przestać. — Kilka dni, proszę, a potem zobaczymy... Nic się nie stanie.

— Będę musiał jeszcze bardziej zwiększyć procedury bezpieczeństwa w Akademii — stwierdził, a jego głos stał się całkiem lodowaty, aż wywołał nim ciarki na moich plecach. — Może ci się to nie spodobać.

— Rób, co musisz — szepnęłam. — Jestem pewna, że twoi strażnicy będą w stanie o mnie zadbać.

— Śpij dobrze, Iris — zakończył rozmowę.

— Ty również. — Zanim zdążył się rozłączyć, dorzuciłam jeszcze: — Dziękuję.

Nie odpowiedział. Wyczuwałam, jak bardzo niezadowolony był z mojej chęci pozostania tutaj. Nie mogłam jednak zostawić całego mojego życia i Sybil, aby udać się do domu, gdzie będę narażać swoją rodzinę na niebezpieczeństwo.

Miałam szczerą nadzieję, że to kwestia zaledwie kilku dni, zanim wszystko wróci do normy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro