Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI. „Tego nigdy nie było w moich planach"

Pobudka tego sobotniego poranka nie należała do najłatwiejszych. Wcześniej wzięłam pod uwagę fakt, że od poniedziałku zaczynam zajęcia, więc postanowiłam nastawić budzik na dziesiątą, aby całkiem nie zepsuć sobie zegara biologicznego. Dało mi to więc mniej niż cztery godziny snu tej nocy. Gdy o ustalonej porze nieznośnie dźwięki zaczęły wydobywać się z mojego telefonu, musiałam bardzo się powstrzymać, aby nie rzucić nim o ścianę.

Bardzo powoli i ostrożnie podniosłam się do siadu. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a pić chciało mi się tak strasznie, jakbym nie robiła tego od tygodnia. Postanowiłam załatwić obie te kwestie za jednym zamachem, połykając dwie tabletki przeciwbólowe i popijając je prawie całą butelką wody.

Dramatycznie potrzebowałam prysznica. Wiedziałam jednak, że próba dotarcia do łazienki w takim stanie mogła się różnie skończyć. Spoczęłam znów na poduszkach, chcąc dać mózgowi chwilę, żeby przestał tak strasznie wariować.

Chciałam zabić czas, zanim tabletki zaczną działać, więc wzięłam swój telefon, aby przeglądać na nim, co popadnie. Zanim zanurzyłam się w świecie filmików z kotkami, zauważyłam, że przyszła do mnie wiadomość. Jedna, wysłana przez króla jakieś dwie godziny temu, o bardzo dającej do myślenia treści „Żyjesz?".

W obecnym stanie moją odpowiedzią mogło być jedynie „Nie mam pojęcia 😫". Wszystkie filozoficzne rozważania kończyły się przecież w ten sposób, a pierwszy w życiu kac z prawdziwego zdarzenia sprawił, że kwestionowałam całe swoje jestestwo, więc filozofia była jak najbardziej na miejscu.

Kac zmienił mnie najwidoczniej również w nieco ugrzecznioną, ale wciąż niemniej cyniczną podróbkę Rose. Uśmiechnęłam się pod nosem, wysyłając jednocześnie szybką wiadomość do siostry, aby zapytać, jak u niej minęło rozpoczęcie.

Chociaż bardzo chciałam to zrobić, z mamą nie mogłam się skontaktować i zdać jej relacji. Była na leczeniu już tydzień, ponoć szło jej dobrze, ale od pracowników króla otrzymywałam jedynie informacje, że robią postępy. Nie miałam wyjścia innego niż tylko im zaufać, chociaż zaufanie i wampiry wciąż nie do końca godziły się w mojej głowie.

Poczułam, że te przemyślenia otrzeźwiły mnie na tyle, aby spróbować się doczołgać do prysznica. I żaden skacowany głosik w mojej głowie, który chciał jeszcze pospać, nie był w stanie mnie od tego odwieść.

Wstałam, uważając, żeby się nie wywrócić. Znajome mroczki pojawiły się na chwilę przed moimi oczami. Zirytowało mnie to, ale z zadowoleniem przyjęłam fakt, że nie pojawiały się już przez spowodowaną atakiem wampirów utratę krwi, a zwykłe przemęczenie organizmu. Cicho — żeby nie obudzić śpiącej w najlepsze Sybil — zabrałam ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam w stronę wspólnej łazienki.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Nie miałam pojęcia, co oni dosypali tego dnia do wody w akademikach, ale czułam, jakby dosłownie przywróciła mnie do życia. Wysłałam królowi szybką aktualizację — „Teraz na pewno już żyję 😁" — i z niemałym zadowoleniem zaczęłam myśleć o wszystkim tym, co miałam dzisiaj jeszcze do zrobienia. Były w końcu ostatnie dwa dni przed rozpoczęciem zajęć.

Uruchomiłam laptopa, by zalogować się na platformie Akademii. Wampiry na szczęście poszły pod tym względem z duchem czasu, więc strona była bardzo rozbudowana — można się było dzięki niej dowiedzieć najważniejszych informacji o uczelni, wyczekiwać codziennych nowinek czy zapisywać się na dodatkowe zajęcia. Dostaliśmy też wcześniej w tygodniu informację, że w sobotę znajdą się tam nasze plany zajęć. Miałam więc nadzieję, że dotrzymają słowa i już tu będą.

Nie zawiodłam się. W zakładce „mój plan zajęć" widniała teraz tabelka z rozpisanymi godzinami i salami, w których miałam się stawiać. Nie potrafiłam powstrzymać radosnego piśnięcia na ten widok, ale zaraz potem przywołałam się do porządku, zerkając ukradkiem, czy nie obudziłam Sybil.

Zaczęłam uważnie studiować swój plan. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu „edukacja fizyczna" zajmowała naprawdę sporą część godzin, które będę poświęcała na naukę. Jęknęłam niezadowolona. Nigdy nie należałam do szczególnie aktywnych osób. Wprawdzie można było przeczytać w broszurach informacyjnych przed rekrutacją do Akademii, że będzie tu rozwijana nasza sprawność fizyczna, aby przygotować nas na bardzo inwazyjną dla ciała przemianę, ale wydawało mi się, że trzy dwugodzinne treningi zaraz z rana były lekką przesadą.

Inne zajęcia nie były dla mnie zaskoczeniem. „Rola wampirów w kształtowaniu historii" lub „RWH", czyli skrót, którego używali w planie, miała drugą co do kolejności ilość godzin, tylko jedną mniej w stosunku do EF. Choć może brzmiało to żałośnie, tego byłam ciekawa najbardziej. Nareszcie miałam dowiedzieć się wszystkiego, co przez lata ukrywane było przede mną, człowiekiem.

„Biologia wampirów" zajmowała cztery godziny i moja ekscytacja co do niej była niemal równie wielka. Pytania o funkcjonowanie wampirów czy w ogóle to, czym są, zadawałam sobie od zawsze. Nasza edukacja w tym zakresie była mocno ograniczona, jak zresztą ze wszystkim, co dotyczyło wampirów.

Zajęć, na które zaplanowano po dwie godziny, było dwa. Jedne z językoznawstwa, drugie z kulturoznawstwa. Zaciekawiło mnie to, ale prędko domyśliłam się, że wampiry po prostu chciały się upewnić, że przedstawiciele ich rasy będą umieć wysłowić się i utrzymywać należycie rozmowę w towarzystwie.

I na końcu były również te zajęcia, które w planie miały zaledwie po jednej godzinie tygodniowo. „Język Prekursorów" był chyba tym, co zaciekawiło mnie najbardziej. Bez wątpienia to jego używał król podczas odprawiania ceremonii z okazji Równonocy Jesiennej. Bez szczególnej ekscytacji skończyłam moją analizę, notując w myślach, że w moim planie znajdowały się jeszcze trzy przedmioty: „etyka", „nauka o państwie i prawie", „nauka o polityce".

Wiedziałam, że w założeniu te dwa lata, gdy ludzie znajdują się w gronie adeptów, nie mają należeć do szczególnie ekscytujących. Ich celem było jedynie wstępne przygotowanie ludzi na życie w społeczeństwie wampirów, które do tej pory było zamknięte. Rodzone wampiry oczywiście nie musiały na nie uczęszczać, bo takich rzeczy uczono ich od pierwszych lat w szkole.

Miałam więc nadzieję, że te dwa lata miną mi jak najszybciej, bez żadnych problemów przejdę przemianę, a później odnajdę się wśród nich.

Nie tylko będę musiała odnaleźć się wśród nich, ale jeszcze dodatkowo być ich królową... Tego nigdy nie było w moich planach.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Sybil obudziła się koło trzynastej. Nie zazdrościłam jej, że po takim długim spaniu pojutrze będzie musiała stawić się z rana na treningu. Ledwo udało jej się dojść do naszych drzwi — w przeciwieństwie do mnie nie dała swojej głowie ani chwili na przyzwyczajenie się do sytuacji — więc nie miałam pojęcia, jak zamierzała wziąć prysznic i się nie utopić.

Przekonałam się tym bardziej o tym, że musieli dosypać do naszej wody magicznego proszku, gdy Sybil-trup po prysznicu zamieniła się w Sybil-supermodelkę w zaledwie pół godziny. Posłała mi bardzo zadowolony uśmiech, ale jej moment triumfu popsuło nieco głośne burczenie w brzuchu.

— Chodźmy coś zjeść... — jęknęła błagalnie. — Umieram z głodu.

Na jej szczęście dosłownie kilka chwil wcześniej zaczęli wydawać lunch, więc kilka minut później siedziałyśmy już na stołówce z tacami pełnymi jedzenia, rozmawiając o wszystkim i niczym.

Porównując swoje plany, zauważyłyśmy, że mamy razem kilka zajęć, przykładowo wszystkie treningi, z czego najbardziej się cieszyłam. Obecność mojej bardzo pewnej siebie współlokatorki obok trochę rozjaśniała mi wizję dwóch godzin treningu jako pierwszych zajęć w całym moim akademickim życiu.

— Zobaczysz, że ktokolwiek ma być naszym trenerem, oczaruję go tak, że będziemy mogły siedzieć i nic nie robić przez całe dwa lata. — Zachichotała, niby nieśmiało chowając twarz za dłonią z widelcem. — W szkole średniej raz mnie nauczyciel przyłapał na tym, że dosłownie cały czas siedziałam za drzewem, kiedy mieliśmy biegać na zewnątrz, i wystarczyły słodkie oczka, aby nic już nie pamiętał.

— Nie zapominasz, że nasz nowy trener będzie wampirem?

— No tak, w uwodzeniu wampirów ty z nasz masz większe doświadczenie. — Poruszyła kilka razy w górę i w dół brwiami, wlepiając wzrok w mój pierścionek. — Może gdy się na nas wkurzy, powinnam użyć cię jako tarczy.

Prychnęłam głośno, aby to dobrze usłyszała. Trudno było nazwać to, co zrobiłam z królem, „uwiedzeniem". No a już kompletnie nie można było powiedzieć, że miałam w tym jakiekolwiek doświadczenie.

— Chciałabym poznać tę historię. — Nachyliła się nad stolikiem, wspierając twarz na dłoniach. — Kto? Gdzie? Jak? Kiedy? No i dlaczego?

— Najpierw musisz sama się domyślić odpowiedzi na to pierwsze. — Wzruszyłam ramionami. — Przecież już po twórcy mojego pierścionka zawęziłaś sporo grono potencjalnych kandydatów. Wierzę, że ci się uda.

— Jesteś okropna — westchnęła przesadnie ciężko — a ja tak lubię ploteczki...

Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mi się przyglądał. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aby przekonać się, czy mój wzrok skrzyżuje się z czyimś. Nie musiałam długo szukać. Archie — czyli chłopak, który był partnerem Sybil na balu — uśmiechnął się, gdy tylko nasze oczy się spotkały. Widziałam w jego spojrzeniu nieme pytanie, więc przytaknęłam energicznie i posłałam mu radosny uśmiech. Przyjęłabym z otwartymi ramionami wszystko, co tylko odwiodłoby Sybil od wypytywania o mojego narzeczonego. Archie podniósł swoją tacę i przeszedł dzielący nas dystans, dosiadając się.

— Trudny poranek, co? — Zmierzył nas uważnym spojrzeniem. — Nie widziałem was na śniadaniu.

— Ktoś musiał tam zostać i dobrze reprezentować naszą rasę. — Sybil uniosła wysoko podbródek, nastroszając się niczym paw. — Nie mogłyśmy tak po prostu pójść do pokoju, to byłaby hańba.

— Och, oczywiście. — Archie przewrócił oczami. — Nawet by mi się w głowie nie zmieściło, że wspaniała Sybil mogłaby nie zostać na imprezie do końca.

Spoglądałam co chwilę to na niego, to na nią. Archie łobuzersko uśmiechał się pod nosem i mierzył Sybil bardzo uważnym spojrzeniem, praktycznie całkiem ignorując mnie. Moja współlokatorka wydawała się w ogóle niewzruszona jego wyraźnymi próbami flirtu.

— Nie słyszałyście, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia?

— Cieszę się więc, że ty swoje zjadłeś.

Archie spuścił nieco głowę i westchnął ledwie zauważalnie. Ewidentnie wyczuł, jak zupełnie niezainteresowana nim była Sybil. Rozbawiło mnie to. Zdążyłam się już kilka przekonać, że dziewczyna dostawała mnóstwo uwagi od mężczyzn ze względu na to, jak niezaprzeczalnie piękna była, ale pierwszy raz widziałam ją właśnie w akcji jako łamaczkę serc.

— Sprawdzałyście już swoje plany? — zmienił kompletnie temat. — Nie mogę uwierzyć, że dali nam tyle EF. Zwłaszcza że słyszałem same straszne rzeczy o trenerze.

— Nie martw się, jeśli tylko jest wampirem, Iris ma go w małym palcu.

Nie spodobała mi się ta nagła zmiana uwagi na mnie, skurczyłam się nieco w siedzeniu. Archie na szczęście albo nie zrozumiał aluzji, albo po prostu to zignorował, bo posłał mi tylko szybkie spojrzenie, zanim wrócił znów do Sybil.

— Mam nadzieję, że będziemy razem w grupie na jakichś zajęciach.

— Miło będzie widzieć tam jakiekolwiek znajome twarze.

— Nie możemy dać im się zjeść. — Archie wyszczerzył się, jakby właśnie powiedział coś bardzo mądrego.

Sybil uśmiechnęła się do niego, ale w sposób, który wyrażał bardziej politowanie niż sympatię. Musiałam wpakować sobie do ust kęsa kanapki, aby nie roześmiać się na głos i nie sprawić, że cała ta sytuacja będzie jeszcze gorsza dla biednego i poszkodowanego już chłopaka.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Niedziela rozpoczęła się znacznie spokojniej niż sobota. Wszystkie ślady piątkowego balu zniknęły, a ja obudziłam się wyspana i pełna energii.

Sama poszłam na śniadanie, tym razem obyło się bez podrywających kogokolwiek chłopaków, a Sybil obudziła się znów dopiero koło trzynastej. Była jedną z tych osób, które w weekendy zupełnie przestawiały swój tryb życia. Na szczęście nie zachowywała się głośno, kiedy zostawała do późna — siedziała tylko przy biurku i rysowała, słuchając muzyki w słuchawkach, czasami nucąc coś pod nosem — więc nie miałam nic przeciwko temu.

Kiedy tylko wstała, Sybil nie przywitała się ze mną nawet dobrze, a już weszła na swój telefon, wyraźnie czegoś szukając. Nie przerywałam jej, tylko zatrzymałam serial, który akurat oglądałam, bo przyglądanie się współlokatorce, która wyraźnie coś szykowała, wydało mi się bardziej interesujące.

— Jesteś wodnikiem, tak? — upewniła się, przesuwając tekst na telefonie. Chciałam potwierdzić, ale zanim dała mi to zrobić, oznajmiła radośnie: — O, już dodali! Przeczytam ci twój horoskop na kolejny tydzień.

Prychnęłam, cały czas przyglądając jej się uważnie, próbując zdecydować, na ile była poważna. Nic nie zrobiła sobie z moich drwin, tylko wciąż dzielnie klikała rzeczy na swoim telefonie.

— Zbierzesz się na odwagę i powiesz wszystkim, co cię denerwuje — zaczęła niewzruszona moją niechęcią. — W miłości będzie ci sprzyjać powodzenie, ale jeśli nie jesteś w związku, teraz nie jest dobry czas na nowe podboje. W wolnym czasie zajmuj się sportem, to moment na zadbanie o swoje zdrowie.

— Sybil — wtrąciłam się wreszcie, a dziewczyna spojrzała na mnie po raz pierwszy, odkąd się obudziła — ja w to nie wierzę. To są przecież bzdury napisane przez szarlatanów.

— Gwiazdy mają w sobie zapisane mnóstwo informacji. Zapytaj wampiry, one doskonale to wiedzą, czemu niby tak religijnie je traktują?

— To chyba coś innego niż...

— Czy chcesz, czy nie będę ci je czytać co tydzień — nie dała mi skończyć i wzruszyła ramionami, gdy posłałam jej wymowne spojrzenie. — Teraz moja kolej... Lew, lew, lew... lew! Kluczem do mojego sukcesu będzie koncentracja i opanowanie... — Zachichotała, gdy tylko skończyła czytać. — No cóż, bywa z tym różnie. Dalej jest jeszcze: unikaj dyskusji i nie kłóć się, gdy nie masz racji. Weekend przyniesie dobre wieści. W miłości bądź ostrożna, ale wiedz, że ktoś się tobą interesuje.

— O którym z twoich tajemniczych wielbicieli mowa? — zapytałam prześmiewczo. — Czy twoje horoskopy nie mogłyby być bardziej precyzyjne? Bo na razie wychodzi na to, że zauroczyłaś sobą całą męską część Akademii.

— Błagam, oby nie Archie — jęknęła, odkładając telefon. — W sumie... oby nie żaden z nich.

— No cóż — postarałam się przybrać ton starego mędrca — jeśli wróżka horoskopuszka tak zdecyduje, skończysz z Archiem.

Sybil rzuciła we mnie swoim jaśkiem. Chwilę zajęło mi ogarnięcie, co się tak właściwie stało, ale gdy tylko zobaczyłam jej przesadnie morderczą minę, zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.

— Teraz to tym bardziej będę ci czytać horoskopy i zobaczysz, że się sprawdzają! — burknęła obrażona, ale zaraz potem również wybuchła śmiechem.

— Jesteś niepoważna, Sybil, zdajesz sobie z tego sprawę?

— Świat jest wystarczająco poważny, czemu niby ja też mam być? — Posłała mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. — Jesteśmy na nim za krótko, żeby móc martwić się brakiem powagi. To zostawiam wampirom.

W głowie mignęła mi sytuacja z balu, w której król „zaatakował" mnie w ciemnym korytarzu. To niesamowite, że znałam wampira, któremu w niektórych sytuacjach przydałoby się zdecydowanie więcej powagi, a w innych potrzebował jej wiele mniej. Jego osobowość na pierwszy rzut oka wydawała się pełna skrajności.

— A spod jakiego znaku jest twój narzeczony? — zapytała, zupełnie jakbym swoimi myślami wywołała wilka z lasu, czy raczej wampira z zamku.

— Nie mam pojęcia — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Zorientowałam się, jak dziwna musiała być ta odpowiedź dla osoby, która nie znała naszej sytuacji. W normalnych warunkach byłoby się z daną osobą w związku chociaż kilkanaście miesięcy, zanim przyjdzie do zaręczyn, więc taki temat jak urodziny na pewno byłby przedyskutowany.

— Nie obchodzi urodzin — dodałam prędko, zanim miała szansę za bardzo się nad tym zastanowić. Nie do końca wiedziałam, czy było to prawdą, ale zakładałam, że równie dobrze może być.

— No tak — mruknęła smutno — w końcu to wampir. One czasem nie wiedzą, ile mają lat, co dopiero obchodzić urodziny.

— Mój narzeczony chyba nie jest aż taki stary, żeby nie wiedzieć, ile ma lat. — Tego również nie wiedziałam. Uczyłam się, kiedy Vered przejął panowanie, ale nie pamiętałam teraz, kiedy się urodził...

— Zastanawiam się, czy go kiedyś poznam... — rzuciła niby mimochodem, ale jednocześnie spojrzała na mnie wyraźnie wyczekująco.

— Wątpię — odpowiedziałam dość zakłopotana jej ciekawskością. — Ma ważniejsze rzeczy do robienia niż poznawanie moich znajomych.

No i w dalszym ciągu nie byłam pewna, na ile król chciał mieć ze mną do czynienia, teraz czy nawet wtedy, gdy nasz związek nie będzie już musiał być zachowywany w tajemnicy.

— Samolub. — Wystawiła mi język.

— Dzieciuch. — Wykonałam ten sam gest w odpowiedzi.

Zrobiła teatralnie zaskoczoną minę, wciągając przy tym tyle powietrza, jakby właśnie szykowała się do przepłynięcia pod wodą całego basenu.

— Dawaj mi tego jaśka, bo chcę nim rzucić jeszcze raz. — Wyciągnęła do mnie wyprostowaną rękę i pisnęła, gdy rzuciłam poduszką w nią, zamiast ładnie ją podać. Wstała gwałtownie i zaczęła grozić mi palcem. — Ty mała...

Dziewczyna urwała w połowie zdania. Grymas bólu wykrzywił jej twarz, nogi wyraźnie odmówiły posłuszeństwa, bo niezdarnie opadła znów na swoje łóżko. Siedziała tak kilka sekund zgarbiona tak bardzo, że wyglądała niemal jak kłębek, z dłonią rozmasowującą jakieś miejsce na klatce piersiowej.

Momentalnie przypomniałam sobie wszystkie te chwile, gdy mama potrzebowała mojej pomocy. Moje serce zabiło szybciej w bardzo znajomy sposób. Zerwałam się gotowa do działania, z moim opiekuńczym trybem w pełni uruchomionym.

— Sybil. — Podbiegłam do niej i położyłam jej dłoń na plecach. — Co się dzieje? Mam zawołać pielęgniarkę?

Natychmiast pokręciła głową, jakby moje pytanie ją otrzeźwiło. Wyprostowała się nieco, choć wciąż pozostawała wyraźnie zgarbiona. Mogłam teraz spojrzeć w jej oczy, które zaszklone były od łez.

— Naciągnęłam sobie coś przy obojczyku, tak się na ciebie wkurzyłam. — Zaśmiała się, w dalszym ciągu masując tamte okolice swojej klatki piersiowej. — Nic mi nie jest. Ale jak ja mam niby wytrzymać te jutrzejsze dwie godziny treningu?!

Odetchnęłam, gdy tylko to usłyszałam. To jedynie moja paranoja po wszystkich tych doświadczeniach z mamą ujawniała się i sprawiała, że każda najmniejsza rzecz wydawała mi się śmiertelnie niebezpieczna.

— Jakoś będziesz musiała przeżyć. — Poklepałam ją delikatnie po tym nieuszkodzonym ramieniu. — Nie martw się, będę tam umierała razem z tobą.

W tym samym momencie mój telefon zadzwonił, przerywając nam rozmowę. Jeszcze raz zerknęłam na Sybil, ale naprawdę wyglądała już całkiem dobrze. Resztki zmartwienia opuściły mnie, gdy przykładałam urządzenie do ucha.

— Tak? — Numer był nieznany, więc wiele więcej nie mogłam powiedzieć.

— Dzień dobry, pani Bud. Dzwonię z sekretariatu Akademii — wyjaśnił mężczyzna po drugiej stronie słuchawki. — Dostałem informację, że ma pani się zjawić w gabinecie Mistrza.

— Czy coś się stało? — Moje serce, które dopiero co miało szansę się uspokoić, zaczęło znów bić szybciej.

— Niestety nie znam żadnych szczegółów. Proszę po prostu zjawić się tam jak najszybciej.

— Oczywiście... dziękuję.

Prędko podeszłam do szafy, aby wygrzebać z niej coś bardziej nadającego się na wizytę u Mistrza niż moje stare dresy, które obecnie miałam na sobie. Robiąc to, streściłam jednocześnie Sybil całą tę rozmowę.

— No ładnie. — Cmoknęła z prześmiewczym uśmieszkiem na ustach. — Nawet zajęcia się jeszcze nie zdążyły zacząć, a ty już coś nabroiłaś.

— Nic nie nabroiłam — próbowałam się wytłumaczyć, ale po minie Sybil widziałam, że tak jej nie przekonam. — Zresztą zobaczysz, kiedy wrócę.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Gabinet Mistrza znajdował się na drugim piętrze w jedynym szeregu budynków we wspólnej części Akademii. Wchodząc do niego, widziałam jeszcze dookoła wiele dekoracji, które pozostały po piątkowych obchodach Równonocy Jesiennej, w tym dywan, który ułatwiał wszystkim dotarcie do sali balowej. Na wspomnienia z tamtej nocy zrobiło mi się przyjemnie ciepło. To była absolutnie najbardziej magiczna rzecz, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam.

Stojąc już przed drzwiami samego gabinetu Mistrza, zawahałam się przez chwilę, ale w końcu zapukałam, a potem weszłam, gdy uzyskałam na to pozwolenie. Od razu rozejrzałam się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Choć nie było tak wspaniałe jak gabinet króla, wciąż robiło wrażenie. Najbardziej uwagę przyciągały dwie ściany zupełnie zajęte przez regały z książkami. Każda z nich była oprawiona w skórę i miała tłoczone złote napisy oraz ozdobniki. Taka ich ilość tworzyła ogromne wrażenie.

Sam Mistrz stał przy oknie i wyglądał za nie, wyraźnie czegoś wypatrując. Stąd miał widok na główną bramę Akademii, więc pewnie wypatrywał bardziej kogoś niż czegoś. Gdy dotarło do mnie, że jestem sam na sam w jego gabinecie, gdzieś z tyłu głowy odezwał mi się ten zmartwiony głosik, który kazał mi uciekać przed tego typu sytuacją, powołując się na moje wcześniejsze doświadczenia z wampirami.

No uspokój się wreszcie.

— Dzień dobry — przywitałam się nieśmiało, gdy nie odzywał się mimo mojej obecności. — Czy chciał mnie Mistrz widzieć?

— Tak, Iris. — Uśmiechnął się w wyjątkowo sympatyczny i szczery jak na wampira sposób. — Usiądź, proszę. — Wskazał na jeden z foteli przed biurkiem i sam przeszedł, by zasiąść w swoim obrotowym krześle.

Zrobiłam to i cierpliwie czekałam, co dalej powie. Wciąż nie miałam żadnych pomysłów, czemu Mistrz chciałby mnie tutaj wezwać. Być może Sybil miała rację i coś nabroiłam, zanim jeszcze o tym wiedziałam.

— W zasadzie to nie do końca ja chciałem się z tobą widzieć. Królewski doradca Aaron poprosił mnie, abym cię tu wezwał. — Mistrz nie usiedział długo na fotelu. Znów wstał i podszedł do okna. — Będzie tu lada chwila, by o czymś cię poinformować, choć nie znam szczegółów.

Nieco mi ulżyło, gdy to powiedział. Nie byłam pewna, czy Mistrz wie o tym, kim jestem, a gdy teraz miałam potwierdzenie, że wiedział, byłam znacznie spokojniejsza, że nic nie groziło mi z jego strony. W końcu jaki wariat zaatakowałby mnie, gdy zdaje sobie sprawę z możliwych konsekwencji?

— To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę gościć przyszłą królową w mojej Akademii. — Posłał mi kolejny uśmiech. — Ale ponieważ nikt nie może się o tym dowiedzieć, wciąż będę mówił ci po imieniu.

— Oczywiście. — Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić, czując się niezwykle niezręcznie, gdy tak wprost powiedział o tym, kim mam się stać.

Byłam lata świetlne od tronu, nikt nie powinien o mnie jeszcze nawet myśleć jak o przyszłej królowej.

Po tej krótkiej wymianie zdań zapanowała między nami cisza. Mistrz przerwał ją tylko na sekundę, by poinformować mnie, że widzi samochód Aarona. Kilka chwil później doradca wchodził już do środka w towarzystwie jednego ochroniarza. Wstałam, aby przywitać go z należytym szacunkiem. Ubrany był w czerń — jak zawsze — ze swoimi charakterystycznymi białymi rękawiczkami.

— Dzień dobry Lucienie, Iris. — Aaron skinął mi głową, na co odpowiedziałam mu tym samym, a następnie on i Mistrz przyjacielsko uścisnęli sobie dłonie. — Nie mam niestety czasu na długie powitania, wolałbym przejść od razu do rzeczy.

— Zrozumiałem aluzję, nie będę wygłaszał wykładu. — Mistrz uśmiechnął się szarmancko do doradcy. — Cieszymy się, że zechciałeś pojawić się osobiście. Zakładam, że na nic do picia również nie będziesz miał czasu. Mam nadzieję, że chociaż na chwilę usiądziesz.

— Z chęcią. — Doradca zajął miejsce na drugim z foteli, które znajdowały się przed biurkiem Mistrza. Drugi wampir poszedł w jego ślady i również usiadł, a więc zrobiłam to i ja. — Byłem akurat w okolicy, więc uznałem, że lepiej porozmawiać z tobą osobiście, Iris.

Dźwięk mojego imienia sprawił, że niespokojnie zmieniłam pozycję na fotelu. Wciąż wszystko związane z zamkiem stresowało mnie i było jedną wielką niewiadomą. Jakaś wrodzona ciekawość sprawiła jednak, że przyglądałam mu się z niemałym zainteresowaniem.

— Mam nadzieję, że podoba ci się w Akademii i póki co nie zawiodła ona twoich oczekiwań.

— Oczywiście, że nie. Jest wprost przeciwnie, nie mogę się doczekać poniedziałku.

— To cudownie. Zajęcia, na które będziesz tu uczęszczać, są bardzo ważne, ale niestety niewystarczające, jeśli chodzi o przygotowanie człowieka do bycia wysoko postawionym w hierarchii wampirem, którym ty staniesz się natychmiast po przemianie — przeszedł od razu do rzeczy. — Uważamy, że to bezsens czekać do tego momentu ze szkoleniem cię do objęcia nowej roli. W związku z tym musimy wprowadzić do twojego planu zajęć kilka dodatkowych przedmiotów, typowo przygotowujących cię do objęcia stanowiska królowej.

Aaron zrobił krótką przerwę, wyraźnie czekając na reakcję, więc przytaknęłam prędko, aby mógł kontynuować.

— Chciałem przede wszystkim uzgodnić z tobą i Lucieniem, gdzie powinny odbywać się te lekcje. Czy twoi nauczyciele powinni przyjeżdżać tutaj, czy może ty będziesz przyjeżdżać na zamek?

— Miejsca w Akademii jest mnóstwo, o każdej porze dnia lub nocy znajdzie się jakaś sala, którą można do tego wykorzystać. Z chęcią udostępnię również mój personel, jeśli zajdzie taka potrzeba.

— Dziękujemy ci bardzo za ofertę, Lucienie, jednak jeśli chodzi o prowadzących zajęcia, mamy to już wszystko dokładnie zaplanowane. Wyobraź sobie, że sam generał Towers zgodził się, aby uczyć ją strategii.

— Jeśli ten stary dziad stwierdził, że warto się dla niej wygrzebać z zamku, jestem tym bardziej przekonany, że Iris to ktoś prawdziwie wyjątkowy.

— A co ty o tym sądzisz, Iris?

Nic, absolutnie nic o tym nie sądziłam. Byłam tak zaaferowana obserwowaniem wampirów rozmawiających ze sobą, aż zapomniałam, że również teoretycznie byłam jedną ze stron tego spotkania. Ogarnęłam się jednak i spróbowałam sformułować odpowiedź, której wymagało się od osoby na moim stanowisku:

— Jeśli większość tych prowadzących to osoby, które na co dzień pracują na zamku, chyba byłoby lepiej, gdybym jeździła do nich, a nie w drugą stronę.

— Tu chodzi przede wszystkim o ciebie, Iris. O twój komfort.

— Będę się czuła najlepiej, nie sprawiając nikomu problemów.

— W porządku — oznajmił Aaron, wstając. — Dokładny plan tych dodatkowych zajęć prześlemy ci drogą elektroniczną.

— Czy mogę zapytać, co z moją mamą? — odezwałam się, zanim doradca miał szansę opuścić gabinet. — Czy wszystko z nią w porządku?

— Robi postępy — powiedział z łagodnym uśmiechem na ustach. — Choć jej uzdrowiciele uprzedzili nas ostatnio, że być może będzie musiała zostać z nimi przez tydzień dłużej.

— Czy to zły znak?

— Wręcz przeciwnie. Chcą po prostu upewnić się, że pozbędą się tego, co zalęgło się w jej płucach, nie przeciążając jednocześnie jej ludzkiego ciała.

— Rozumiem. — Spuściłam głowę.

— Nie martw się, Iris. Po prostu musisz im zaufać. To najlepsi w swoim fachu. Wiedzą doskonale, co robią.

— Oczywiście.

— Zapomniałbym. — Wyciągnął z kieszeni wewnątrz marynarki kopertę. — Jego Wysokość prosił, abym ci to przekazał.

— Dziękuję.

— Do zobaczenia na zamku, Iris. Mam nadzieję, że dzięki tym zajęciom poczujesz się tam jeszcze bardziej niczym w domu. Lucienie, dziękuję za udostępnienie nam twojego gabinetu.

— Akademia zawsze pozostaje do dyspozycji Jego Wysokości i wszystkich pracowników zamku królewskiego.

Wampiry ponownie uścisnęły sobie dłonie, po czym Aaron zniknął tak szybko, jak się pojawił. Nie do końca wiedziałam, dlaczego tych informacji nie można było przekazać na odległość, ale odkąd poznawałam je bliżej, przekonywałam się każdego dnia, że wampiry rzadko kiedy zachowywały się logicznie.

Przejechałam palcami po staromodnej woskowej pieczęci zaklejającej kopertę. Ach, wampiry...

— Iris — zwrócił się jeszcze do mnie Mistrz — jeśli będziesz miała problemy z ilością materiału ze względu na swoje królewskie obowiązki, zgłoś mi to, nie krępuj się. Rola, którą masz w przyszłości objąć, jest znacznie ważniejsza niż kilka godzin zajęć na pierwszym roku. Musimy dbać, abyś się nie wykończyła. Możesz na przykład tu przyjść po zwolnienie nawet jeśli po prostu będziesz chciała jednego dnia dobrze się wyspać.

— Dziękuję — powiedziałam, choć w głębi duszy wcale nie czułam wdzięczności.

Tego się właśnie obawiałam i chciałam uniknąć — bycia traktowaną ulgowo ze względu na mojego narzeczonego. Choć musiałam zrezygnować, dostałam się na tę uczelnię o własnych siłach i skończę ją ze wzorowymi wynikami bez niczyjej pomocy.

♠︎ ♥︎ ♣︎ ♦︎

Musiałam po drodze wymyślić, jaką bajeczkę wcisnę Sybil i co mam mówić jej, gdy kilka razy w tygodniu będzie przyjeżdżał po mnie kierowca i zabierał gdzieś poza Akademię. Zastanawiałam się, ile w ogóle chciałam czy nawet powinnam jej powiedzieć. Bardzo ją polubiłam przez te kilka dni i pragnęłam, żeby ona lubiła mnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli będę ją cały czas okłamywać, kiedyś w końcu wyjdzie to na jaw, a ona mi nie wybaczy. Nie wiedziałam też, ile zmieni między nami fakt, że wkrótce będę jej królową.

Gdy weszłam do naszego pokoju, nie marnowała ani sekundy, tylko od razu posłała mi zaciekawione spojrzenie.

— Były jakieś braki w moich dokumentach — uprzedziłam pytanie. — Żadnych ploteczek.

— No wiesz ty co?! — jęknęła z wyrzutem. — A ja już się szykowałam, że jestem w pokoju z pierwszą osobą, którą wyrzucą z Akademii.

— Wybacz, to naprawdę nic ciekawego.

— A ten list, który masz w dłoni? — Jej zły humor nie trwał długo, od razu znalazła sobie inny obiekt zainteresowania. — Co to takiego?

— To zabrałam z portierni. Przyszło do mnie od mojego narzeczonego.

— No proszę, czyli jednak jakieś ploteczki. Sprawdź, czy odpowiednie dla moich oczu, a potem opowiadaj z właściwą cenzurą, co to.

Sama będąc zaciekawiona zawartością koperty, otworzyłam ją ostrożnie. Wewnątrz znajdowało się zdecydowanie niepotrzebnie eleganckie zaproszenie na kolację w sobotę.

„Moja droga,

Świętujmy wspólnie pierwszy tydzień Twojej nauki. Będę zaszczycony, jeśli zechcesz zasiąść ze mną do kolacji przy świecach i z widokiem, który — gwarantuję — odbierze Ci mowę.

Będę na Ciebie czekał w sobotę o zachodzie słońca.

Twój osobisty specjalista od wina"

— No nieźle. — Sybil zagwizdała z uznaniem. — Jak widok rzeczywiście będzie tak wspaniały, musisz koniecznie zrobić dla mnie zdjęcie.

Nie słuchałam jej. Przeskanowałam treść listu kilka razy, za każdym czując coraz przyjemniejsze ciepło rozlewające mi się po całym ciele. Odręczne pismo króla było przepiękne — stawiał smukłe, wysokie litery, które upiększał dodatkowo pełnymi gracjami zawijasami czy innymi ozdobnikami.

Sam fakt, że poświęcił kilka chwil w swoim zabieganym dniu, aby napisać dla mnie własnoręcznie zaproszenie, znaczył dla mnie tak wiele, że nawet sama nie potrafiłam tego dobrze pojąć.

Ach, wampiry...


05.09.2022, Wilczek


Witajcie!

Ciekawie się złożyło, że Iris ma akurat rozpoczęcie roku razem z Wami. Ja już skończyłam szkołę, ale ci z Was, którzy jeszcze do niej chodzą, pochwalcie się proszę, jak tam pierwsze kilka dni minęło 😊 Mam nadzieję, że ten rok minie Wam bez problemów, z wyrozumiałymi nauczycielami i jak największą ilością czasu na czytanie! 

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał. Osobiście uwielbiam takie okruchy życia, więc dobrze się bawiłam, pisząc go, a jednocześnie wprowadziłam kilka wątków i postaci, które będą później ważne. 

Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o rozdziale!

Dzisiejsze słodkie zwierzątko i ja bardzo dziękujemy Wam za czytanie, a dziś w szczególności Karyn_karin 🧡

Do zobaczenia za tydzień!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro