Imprezka w pokoju...?
Kornat szedł spokojnym krokiem do swojego pokoju. No dobra, nie spokojnym krokiem. Pędził, jakby co najmniej paliła się jego bluza.
Wpadł niczym tornado do swojego pokoju i zaklepał najlepsze jego zdaniem łóżko. Zaraz się na nim uwalił i zagłębił w swoich własnych myślach, błądząc jednocześnie wzrokiem po pustym pokoju.
Pomieszczenie miało szare ściany z lekkim akcentem niebieskiego, czarnego i zielonego. Szafki nocne i komody na ciuchy były wykonane z czarnego drewna, a Kornat podejrzewał, że nawet może z hebanu.
-To jest pokój numer 20? - Usłyszał znajomy głos, jednak nie potrafił go dopasować do rzadnej pamiętanej w tej chwili postaci. Spojrzał szybko w stronę drzwi.
W wejściu stały dwa szkielety. Jeden czarny, ubrany w poplamiony różnymi farbami beżowy szalik, niebiesko czarną bluzę z kapturem, różową bluzkę i niebiesko czarne spodnie z beżowymi kapciami na nogach, a drugi miał na sobie czarną pelerynę z kapturem.
"Reaper Sans i Paper Jam" zaświtało Kornatowi w głowie.
-Tak, to jest dwudziestka.
-Wygląda na to, że przez czas Igrzysk będziemy dzielić pokój- powiedział czarny szkielet- no cóż... Ja jestem Paper Jam, a to jest Reaper Sans.
-Kornat- powiedział chłopak prostując się.
--------------------------------------
Demi zapukała do brązowych drzwi pokoju z numerkiem 29 przyklejonym na poziomie jej twarzy.
Usłyszała w środku jakąś kszątaninę, co uznała za dobry znak i otworzyła drzwi.
-A ty, to kto?- odezwał się szkielet wyglądający, jak wielki X na dwóch nogach.
-Jestem Demi i będę z wami mieszkać.
-Ou. Jestem Lavender Sans, a ten ponurak wcinający czekoladę, to Cross. Miło mi cię poznać, Demi.
Dziewczyna uśmiechnęła się i weszła do pokoju.
Było to przestronne pomieszczenie z trzema, dużymi łóżkami. Ściany pomalowane na zielono i żółto, gdzie nie gdzie jakiś kwiatek. Przy każdym z nich stała szafk nocna i coś na wzór komody. Ich pokój miał balkon i dwa okna z widokiem na las. Trafiła im się niezła kwatera.
Pół elf rzucił walizkę ze swoimi rzeczami na wolne łóżko i zaczął ją rozpakowywać. Przy wyjęciu połowy zawartości walizki usłyszała skrzypienie.
Demi odwróciła się w samą porę, by zobaczyć, jak Cross i Lavender zasypywani są jakimiś śmieciami. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu i po chwili chichotała jak dzika na swoim łóżku.
-FRESH!!!- wrzasnęły obydwa szkielety.
-------------------------------------------
Romanti zrobiła z buta wjeżdżam do pokoju obarczonego numerkiem 33. Znajdujący się w pokoju podskoczył prawie pod sufit.
-Agh! Co to, napad?!
-Tak! Zaraz ci zrobię Allah Akbar! A tak poza tym, to jestem Romanti. A ty, to pewnie Fell Sans?
Osoba w czarnej bluzie bynajmniej nie wykazywała chęci do prowadzenia dalszej konwersacji i obrażona, odwróciła się tyłem do nowo przybyłej.
-Jak nie, to nie- mruknęła pod nosem i skoczyła na wolne łóżko. Jej pokój był chyba najlepszy w całym ośrodku.
Utrzymany w czarnym i czerwonym kolorze, z kilkoma oknami, przysłoniętymi ozdobnie postrzępionymi kotarami przyprawiały o zachwyt. Nawet pościel na łóżkach była czarno czerwona.
Do pokoju wparowały dwie nowe postacie. Jedna wyglądała, jakby była cała zanużona w smole z czarnymi mackami wystającymi z pleców i jednym widocznym niebieskim okiem. Druga zaś wyróżniała się wzrostem i dwoma pęknięciami na czaszce.
-Niezły pokój, co, Nightmare?
-Może być. Lepszy taki, niż różowy.
Romanti podniosła się z łóżka.
-Cześć, jestem Romanti.
-Nightmare- powiedział ten oblany smołą.
-Gaster Sans, ale mów mi G.
-Spoko. A, no i mamy w pokoju jeszcze czerwonego gbura.
-Nie jestem czerwony, ani gburem- fuknął urażony Fell- i pomimo tego, że nie mam uszu, to ni jestem głuchy.
-To się zobaczy- odparła dziewczyna, zacierając ręce.
----------------------------
Krishe wparowała do swojego pokoju na równi ze swoim współlokatorem.
Mieli przestronny i w miarę przytulny pokój. Ściany utrzymane w białym kolorze, z niebieskim motywem kwiatów, duże okna, delikatne firanki w kolorze niebieskim... To była jedna połowa pomieszczenia. Druga była bardziej mroczna.
Czarne ściany z małym, białym wzorkiem pośrodku, okna zasłonięte grubymi, czarnymi kotarami, ciągnącymi się do ziemi. Takiego czegoś oczekiwała Kirshe.
-Łaa, ale super pokój! Wspaniały Sans jest zachwycony!- pisnął Blueberry.
Dziewczyna tylko zaśmiała się pod nosem.
----------------------------
Około godziny dwudziestej drugiej, wszystkie pokoje obeszła informacja o imprezce w trakcie ciszy nocnej, w pokoju 23. Większość wyraziła zainteresowanie owym wydarzeniem, więc teraz zaczynało się przemycanie różnych rozdzajów żelków i chipsów, wraz z napojami. Sporo osób przewidziało coś takiego, ale nie przewidzieli aż takiej ilości uczestników, przez co jedzenia było śmiesznie mało. Jednak Mistery skorzystała ze swoich rozległych kontaktów i udało jej się wyprosić Tauriel Dreemurr, starszą koleżankę chodzącą na studia i mieszkającą niedaleko o zakup niezbędnych rzeczy.
Więc teraz w pokoju 23, pod łóżkami schowane były imponujące zapasy, mogące wykarmić całe Podziemie przez dwa lata.
-To co teraz, ziomki?- spytał Fresh.
-Czekamy na innych- odparła cicho Roksana
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro