Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Sześć

Jestem już w Kapitolu. Nic się tu nie zmieniło, ale to i tak nie ma znaczenia, bo nadal nienawidzę tego miejsca. Wysiadam właśnie z poduszkowca na dachu szpitala. Są ze mną Haymitch i Gale. Za bardzo nie rozumiem co robi tutaj ten drugi, nigdy przecież nie przepadał za Peetą, no ale jak chciał lecieć, to sobie przyleciał. Ale nie to jest teraz ważne.  Za chwilę zobaczę Peetę. Sprawdzę co z nim, bo Haymitch oczywiście niczego nie potrafi się dowiedzieć. Właśnie wchodzę do szpitala i udaję się do recepcji.

-Dzień dobry, w jakiej sali znajduje się pan Mellark?- pytam jakąś recepcjonistkę, która chyba nie zna umiaru, sądząc po jej tonie pudru. Przecież zapomniałam, to jest Kapitol...

- A kim pani jest dla pacjenta?- no zaraz nie wytrzymam. Ja chce się tylko zobaczyć z Peetą! No, ale z drugiej strony... to kim tak właściwie dla nie go jestem?

- Ta pani jest żoną pana Mellarka- odpowiada Haymitch. Ale jaką żoną!? Czy temu pijakowi już całkiem się wszystko poprzewalało w tej głowie od tego alkoholu? Ale zaraz, wszystko mi się przypomniało, przecież Peeta powiedział w jakimś wywiadzie, że potajemnie wzięliśmy ślub. 

- Pani Katniss Everdeen?-tylko pokiwałam głową.- Więc proszę za mną.

Stoję przed salą numer 89. Salą Peety. Już mam nacisnąć na klamkę i go ujrzeć, ale drogę zasłania mi lekarz. No błagam!

- Jak się domyślam to Panna Everdeen. Ja nazywam się Daniel Jackson. Jestem lekarzem prowadzącym Pana Mellarka. Zapraszam do mnie do gabinetu to porozmawiamy- mówi to z takim uśmiechem na ustach, że chyba za chwilę nie wytrzymam.

-Nie mamy czasu, aby rozmawiać. Ja chcę się z nim tylko zobaczyć! Mam do tego prawu, proszę dać mi do niego wejść.

-Przykro mi, ale na prawdę najpierw musimi porozmawiać. Chyba wszyscy tutaj chcemy wszystkiego najlepszego dla Pana Mellarka.

-Katniss, porozmawiajmy najpierw z lekarzem. A później będziesz mogła zostać z Peetą ile tylko zechcesz- nic nie odpowiadam na wypowiedź Haymitcha, tylko kiwam posłusznie głową.

Ja, Haymitch, Gale i Pan Doktor udajemy się do gabinetu Pana Jacksona. Choć najchętniej siedziałabym teraz przy Peecie to wiem, że wykłócanie się o te pięć minut rozmowy nie ma sensu. Gabinet tego doktora jest dość bogato zdobiony. Podłoga jest z drewnianych desek, na ścianach wiszą piękne obrazy, choć nie tak ładne jak Peety. Na środku stoi masywne biurko, a tuż za nim skórzany, bujany fotel, na którym siada Pan Doktor. Wskazuje gestem dłoni, abyśmy usiedli, lecz wszyscy odmawiamy. Jackson chyba zrozumiał, że nie jesteśmy w najlepszym humorze.

- Więc jak już mówiłem jestem lekarzem prowadzącym Pana Mellarka i niestety nie mam dla państwa najlepszych wiadomości.

- No niech pan mówi!- jastem już trochę zdenerwowana. Ten człowiek po prostu wyprowadza mnie z równowagi.

- Pan Mellark został do nas przywieziony po tym jak poddał się próbie samobójczej. Był w ciężkim stanie. Strcił dużo krwi i był nieprzytomny. Walczyliśmy o jego życie, gdyby tamta pani znalazła go chwilę później to mogłoby być już za późno... Teraz nie ma już zagrożenia życia, ale i tak nie jest dobrze. Pacjent jest teraz w śpiączce farmakologicznej i nie wiemy kiedy się wybudzi. W zasadzie powinno się to odbyć za jakieś dwa, trzy dni. Ale to jest ciężki przypadek, gdyż nie wiemy czy wcześniejsze zabiegi z jadem os gończych nie wpłynęły źle na Pana Mellarka. Pacjent może- po tym jak się wybudzi- mieć amnezję. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i być dobrej myśli.

- Mogę się teraz z nim zobaczyć? Proszę...

- Oczywiście, proszę za mną.

Jestem zdruzgotana. Wiedziałam, że Peeta nie wstanie od razu z łóżka i nie będzie robił wszystkiego tak, jak wcześniej, ale nie sądziłam też że, będzie aż tak źle. Dlaczego to zawsze musi spotykać mnie?! Dlaczego nie mogę spokojnie żyć tak jak inni? Przerywam swoje rozmyślenia, ponieważ docieram właśnie pod salę Peety. Trochę boję się tam wejść, ale to robię. Haymitch i Gale mają na tyle wyczucia, że zostają na zewnątrz. Wchodzę i widzę Peetę. Na początku wygląda dosyć normalnie, lecz już po chwili dostrzegam sińce pod oczami, jego skóra jest nienaturalnie blada. Widzę, że schudł. Już nie mogę powstrzymać łez. Podchodzę do mojego Peety i go przytulam. Nie wiem dlaczego to robię, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać. Tak bardzo brakowało mi tego dotyku, choć jest on zimny, nie taki jak zawsze, to i tak się cieszę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniłam. Już nie mogę się doczekać, kiedy Peeta się wybudzi i zobaczę jego niebieskie tęczówki. Przez moment, przez tą krótką chwilę jestem szczęśliwa. Ale nagle przypominam sobie, że sytuacja jest poważna i znów zalewam się łzami. A co jeśli on się nie wybudzi? Co jeśli nie będzie chciał mnie widzieć, jeśli kogoś ma?- pytam samą siebie. Przez moment sie nad tym zastanawiam i dochodzę do wniosku, że wtedy się odsunę. Ja tylko chcę, żeby był szczęśliwy. Sądzę, że jeśli teraz ktoś by tutaj wszedł, to zapewne uznałby mnie za nieźle porąbaną. No bo kto normalny siedzi obok mężczyzny, który jest w śpiączce, trzyma go za rękę i cały czas mówi, że wszystko będzie dobrze i przy tym szczerzy się jak głupi do sera? No chyba nikt. Z wrażeń tego całego dnia robię się senna, ale nie chcę zostawić tutaj Peety. Więc najdelikatniej jak tylko potrafię, kładę się obok Peety. Nie mogę go teraz zostawić. Więc cały czas powtarzając, że wszystko będzie okay, zasypiam wtulając się w mojego chłopca z chlebem...

No i jest kolejny rozdział. Moim zdaniem nudny, no ale dodaje tak trochę dla złagodzenia sytuacji bo już dawno nic nie dodawałam. Sądzę, że może w nim być trochę błedów, bo jestem chora, a boląca głowa wcale nie pomaga w myśleniu. Ale już koniec użalania się, mam nadzieję, że mi wybaczycie.

PS. Widział już ktoś wyciętą scenę z ''Kosogosa'' ? 

PS.2 Jak ktoś chce zadać mi jakieś pytania dotyczące pisania i wgl. to piszcie w komentarzu albo w prywatnej wiadomiości. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro