Szesnaście
Nowe życie. Nowa rzeczywistość. Nowe wszystko.
Otwieram oczy i wciąż nie mogę uwierzyć, że czuję wargi Peety na swoich. On mi przebaczył, choć chyba nigdy nie był na mnie zły. A ja wreszcie zrozumiałam, że tylko on może dać mi szczęście. Tylko on sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Dlaczego? Bo go kocham. A to, że mu to wreszcie powiedziałam, było chyba najlepszą decyzją w moim życiu.
Siedzimy objęci u Peety w salonie. Trzymamy się za ręce. Jest tak ciepło, bo pali się w kominku. Peeta zapalił też świece. Ale ja oczywiście muszę zepsuć tą niesamowitą atmosferę, bo zaczyna burczeć mi w brzuchu. Mam nadzieję, że tego nie usłyszał bo jest to naprawdę magiczna chwila. No ale w moim życiu rzadko mam szczęście...
-Katniss, jesteś głodna?- pyta blondyn.
-Nie...- no przecież nie powiem mu, że umieram z głodu!
-Burczy ci w brzuchu. Słyszałem- już próbuję się jakoś wykręcić, ale on nie daje mi dość do słowa.- I nawet nie próbuj zaprzeczać. Chodź, ugotuję ci coś dobrego.
Lecz Peeta nie pozwala mi wstać. Zamiast tego bierze mnie na ręce i zanosi do kuchni gdzie sadza mnie na kuchennym blacie. Uśmiecham się do niego najszerzej jak tylko mogę. I szepczę najciszej jak potrafię. Te dwa magiczne słowa:
-Kocham cię- i od razu się zarumieniam. On gdy to zauważa również się uśmiecha i całuje mnie w czoło.
-Ja też cię kocham skarbie.
Widzę ile radości sprawiają mu te słowa. Mi również. Peeta gotuje chyba jakąś zapiekankę z ziemniakami i mięsem mielonym. Ale nie jestem pewna bo kucharka ze mnie żadna. Nawet blondyn, który jest najmilszym człowiekiem na świecie, odmawia mojej pomocy w kuchni. Ale za to mogę na niego patrzeć. Ile uwagi i serca wkłada w to co robi. Jest taki skupiony. Na jego czole co jakiś czas pojawiają się zmarszczki. Ale i tak jest piękny. Taki idealny. Wiem, że na niego nie zasługuję ale jestem zbyt samolubna, żeby odejść.
Po niedługim czasie kolacja jest gotowa. Muszę przyznać, że wygląda niesamowicie, a smakuje jeszcze lepiej.
-Peeta, to było pyszne! Będę przesiadywać u ciebie częściej.
-Na to liczę...- jak to powiedział to wyglądał tak... smutno. Jakby on też nie wierzył, że siedzimy tu we dwoje i jemy kolacje. Tak jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby nie było igrzysk. Jakby nie ginęli ludzie. Jakby nic się nie stało...
-Peeta skarbie, obiecuję ci, że teraz już wszystko się ułoży. Po prostu musi. Tak wiele już przeszliśmy, że teraz po prostu musi być dobrze- uśmiecham się do niego i go całuję.
Ten pocałunek jest już bardziej namiętny. Oboje nie możemy złapać tchu. Ale lubię to. Mogłabym robić to cały czas.
Tylko czy naprawdę jest mi dane szczęści? Czy po tym wszystkim jeszcze wszystko może się ułożyć? Mam nadzieję, że tak. Czy ja myślę o tym, całując się z najseksowniejszym chłopakiem na świecie? Co jest ze mną nie tak... Ale nie będę teraz zaprzątać sobie tym głowy. Teraz, pragnę tylko być szczęśliwa z Peetą. Nie mogę tracić żadnej chwili bez niego. Potrzebuję jego ciepła, bliskości i... miłości. Przerywam ten pocałunek. Tak bardzo nie chcę tego robić, ale muszę się go o coś spytać.
-Peeta, ja Cię naprawdę kocham, wiesz o tym?- kiwa twierdząco głową i uśmiecha się promiennie.- Oj, nie śmiej się- i sama wybucham śmiechem. Co się ze mną dzieje?- Ale ja jeszcze nie skończyłam. Musisz mi coś obiecać. Proszę nie opuszczaj mnie nigdy. Ja nie potrafię bez ciebie żyć...- i zalewam się łzami.
Peeta bierze mnie w swoje ramiona i podnosi mój podbródek do góry, abym na niego spojrzała.
-Katniss, ja cię kocham. Też nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. I słuchaj mnie teraz uważnie, nigdy ale to nigdy nie zrobię ci krzywdy. I nigdy cię nie opuszczę. Obiecuję...
Jeszcze mocniej ściska mnie w swoich ramionach i tym razem to on mnie całuje.
Jest już późny wieczór. To, że jestem tu razem z Peetą, w jego salonie jest... niesamowite. Nadal nie mogę w to po prostu uwierzyć! Ale tak naprawdę nie jestem pewna kim dla siebie jesteśmy... To nadal skomplikowane. Obejmujemy się już od dłuższego czasu nic nie mówiąc. Napajamy się tą piękną ciszą.
-Peeta... jest jeszcze coś co muszę wiedzieć.
-Tak? Co takiego cię dręczy, słońce?
Powiedział na mnie słońce... z jego ust brzmi to tak niesamowicie pięknie...
-Bo...- jego twarzy wygląda teraz na trochę zestresowaną.- Nie bój się, to nic strasznego- uśmiecham się, a on odwzajemnia mi się tym samym.- Bo, my... jesteśmy teraz parą, tak?
Rumieniec, który wpływał na moją twarz jest nie do ukrycia.
A mój ukochany tylko szeroko się uśmiecha.
-Tak. Jesteśmy teraz razem. I mam nadzieję, że już na zawsze.
-A ta dziewczyna, mmm Kate...- nadal pamiętam jak obściskiwali się w szpitalu. Peeta mówił, że to tylko jego przyjaciółka, ale muszę się upewnić.
-Co z nią, Katniss?- znowu zalewam się rumieńcem. A on jeszcze szerzej się uśmiecha, sądzę że już boli go twarz od tego ciągłego uśmiechu.
- Oj bardzo dobrze wiesz, Peeta...
-Kocham cię Katniss i tylko to się teraz liczy.
-Ja też cię kocham Peeta.
I takie wieczory mogłyby trwać wiecznie. I mam nadzieję, że tak będzie. Ale los bardzo lubi płatać mi figle. Niestety...
Jest rozdział. Po prostu przepraszam. Nie będę się rozpisywać na ten temat bo i tak tego nikt nie czyta, no ale mamy ten dłuuugo oczekiwany rozdział. Chcę już tylko powiedzieć dziękuję dla tych którzy czekali. Naprawdę dziękuję <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro