Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Siedem

To już pięć dni od mojego przybycia do Kapitolu. Sto dwadzieścia godzin. Siedem tysięcy dwieście minut. Czterysta trzydzieści dwa tysiące sekund. A Peeta nadal się nie obudził. Jego powieki ani razu się nie poruszyły. Ciało straciło te swoje charakterystyczne ciepło. Ja nadal siedzę na tym starym, niewygodnym krześle obok łóżka Peeta'y. Nie wychodzę stąd, chyba że do toalety. Ale i tak staram się nie robić tego za często, żeby nie zostawiać go samego. Mało jem, prawie wogóle nie śpię. Wyglądam jak wrak człowieka. Oczywiście Gale i Haymitch próbowali mnie przekonać, żebym poszła do hotelu i się umyła i porządnie wyspała. Lecz ja jestem nieugięta, a oni nie widząc żadnej reakcji z mojej strony po prostu przestali nalegać. Jednak się myliłam.

- Kotna, musisz stąd w końcu wyjść. Musisz normalnie żyć!

- Gale, czy ty nie rozumiesz, że ja muszę przy nim zostać?! On mnie potrzebuje. I gdybym to ja leżała w tym miejscu, gdzie teraz leży Peeta, to on by przy mnie był. Rozumiesz?

- Nie, wyobraź sobie, że nie rozumiem- słyszę tą nutkę sarkazmu w jego głosie. - On się tobą nie interesował, nie obchodziło go co ty robisz. A może on nie chciałby, żebyś tu siedziała?

- Chciałby. Na pewno by chciał- choć wypowiadam te słowa, to wiem, że Peeta nie pozwoliłby mi abym siedziała obok jego łóżka wpół przytomna. On jest po prostu nadopiekuńczy. Woli, żeby jemu coś się stało, a nie mi. Tylko czy on nie rozumie, że jeśli jemu to coś się stanie, to ja tego nie przeżyję? W końcikach moich oczu zbierają się łzy. Ale nie mogę dać im spłynąć, muszę być silna. Dla Peety.

- A co jeśli nie chciałby? Może on z kimś jest i twoja obecność mu przeszkadza- tego jest już za wiele.

- Gale, wyjdź stąd.

- Ale, Katniss...

- Wyjdź!!!- nie odwracam się już sprawdzić czy Gale wyszedł, wiem to, po dość głośnym trzaśnięciu drzwiami.

Moje odbudowane relacje z Gale'm podczas naszego pobytu w Dwónastce, popadły w gruzy podczas obecności w szpitalu. Nie wiem dlaczego ja muszę mieć takie ciężkie życie. Najpierw śmierć ojca, później wylosowanie Prim na dożynkach, pierwsze Igrzyska, Rue, Ćwierćwiecze Poskromienia, moja strzała, Trzynastka, Peeta w Kapitolu, Kosogłos, pięści Peety na moim gardle... wojna, śmierć Prim, Snow i Coin, samotność. A teraz jeszcze to. Dlaczego Peeta chciał się zabić? Nie mogę tego pojąć. Słowa Gale'a dały mi trochę do myślenia. Może Peeta na prawdę nie chce, abym tu była. Może na prawdę z kimś jest... W końcu Haymitch powiedział, że znalazła go jakaś dziewczyna. Przychodzi tu codziennie jakaś blondynka, ale widząc mnie, się wycofuje. To by się składało w logiczną całość. Nie odwiedzał mnie, bo z kimś był. Nareszcie zdał sobie sprawę jaka naprawdę jestem. Zupełnie przeciętna, oczywiście zapominając o tym, że mam coś z głową. Ale nadal zostaje niewyjaśniona ostatnia i najważniejsza sprawa- dlaczego chciał popełnić samobójstwo.

- Peeta, proszę wróć do mnie. Obudź się w końcu. No ile można spać? - próbuję się zaśmiać, ale jakoś mi to nie wychodzi. Więc wracam do moich codziennych przemówień, które mam nadzieję jakoś mu pomogą, ale pomagają również mi.- Wiesz jak jest tutaj bez ciebie nudno w tych czterech szarych ścianach? Klaustrofobii można dostać. Powinieneś przynieść tutaj trochę swoich obrazów. Pamiętam jak na Ćwierćwieczu narysowałeś Rue. To było piękne. Powinieneś narysować też trochę obrazów dla mnie. Albo najlepiej dać mi jakieś lekcje. Mam tyle rzeczy zaplanowanych, tylko się obudź. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze...- co ja gadam?! Nic nie będzie dobrze! Ale nie mogę teraz o tym myśleć, nie chcę. Teraz moim jedynym celem jest, aby Peeta się obudził. Wchodzę do niego do łóżka i najdelikatniej jak tylko potrafię, kładę się obok niego. Powinnam się czegoś napić, bo od tego mówienia zaschło mi w gardle, ale nie ja jestem tu ważna, tylko Peeta. Nie wiem co bym zrobiła gdyby Peeta nie przeżył, chyba sama bym ze sobą skończyła. Bo niby dla kogo miałabym żyć? Wtedy, jak Haymitch powiedział o próbie samobójczej blondyna, poczułam się taka pusta. Tak jak na Ćwierćwieczu Poskromienia podczas, gdy wpadł na pole siłowe. To było okropne. Ale przypomina mi się również inna, piękna scena. Nad brzegiem morza, o zachodzie słońca. Jego ciepłe wargi stykające się z moimi... I wcześniej podarowana przez niego perła. Zawsze miałam ją w najtrudniejszych momentach i teraz również ją mam. To dziwne, ale gdy mam ją przy sobie czuję się bezpieczna. Patrzę na leżacego obok mnie Peetę. Gdy śpi wygląda tak słodko i bezbronnie. Nagle nabieram przeogromnej ochoty, aby go pocałować. Nie wiem dlaczego, ale po prostu muszę to zrobić. Stykam więc swoje wargi z jego. Po całym moim ciele przechodzi przyjemny dreszcz. Już zapomniałam jakie to niesamowite uczucie. Zaczynam się rumienić, to takie dziecinne- Peeta, teraz już musisz się obudzić. Proszę, zostań ze mną. Na zawsze- on jakby na zapieczętowanie moich słów, ściska moją rękę, która przez cały czas jest połączona z moją dłonią. Jestem taka szczęśliwa! Po raz pierwszy od pięciu dni jest jakiś postęp. Teraz musi być już dobrze.

Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo was przepraszam, że rozdział jest dopiero dzisiaj. Mam nadzieję że mi wybaczycie. Ale za to jest dosyć długi. Komentujcie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro