Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziesięć

- Peeta, wiesz kim jestem?- on nadal patrzy na mnie zdezorientowany. Te dwie minuty czekania na odpowiedź dłużą mi się w nieskończoność.

- A dlaczego miałbym nie wiedzieć?- odpowiada mi trochę niepewnie. Boże, jaka ja jestem szczęśliwa! Bez zastanowienia przytulam się do niego. Nie wierzę w to co się dzieje. Te siedemnaście dni było okropne. Ale Peeta już się obudził, teraz musi być już dobrze. Po prostu musi. Orientuję się, że nadal go ściskam. To przecież musi go boleć. Puszczam go.

-Przepraszam, nic ci nie zrobiłam?

-Nie. Katniss, możesz mi wytłumaczyć o co tu chodzi?- jego ostry ton jest dla mnie zaskoczeniem. Nigdy się tak do mnie nie odzywał. Widocznie dużo się zmieniło. Wzdrygam się, a on chyba to zauważa- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Ale ja za bardzo nie wiem co się dzieje.

Opowiadam mu więc całą historię. O tym, że chciał popełnić samobójstwo i że cały czas tutaj siedziałam. Wcześniej jednak idę po lekarza. Rozmawiam z nim o stanie zdrowia Peety. Jednak nie za dużo rozumiem z tego co mówi, za dużo tam jest tych ''lekarskich'' zwrotów. Jedyne co zrozumiałam to, to że stan Peety jest stabilny i już za kilka dni będzie mógł wrócić do domu. 

Jestem taka szczęśliwa, że unoszę się kilka metrów nad ziemią. Peeta teraz śpi, ponieważ był zmęczony. W zasadzie nie zdążyłam z nim porozmawiać. Odkąd tylko tu przyjechałam męczy mnie to pytanie: Dlaczego on chciał popełnić samobójstwo? Mam nadzieję, że już  niedługo poznam na nie odpowiedź. Przez to, że Peeta się obudził zupełnie zapomniałam o Gale'u. W końcu, nie zdążyłam mu powiedzieć o moich przemyśleniach. Nie chcę go zranić, ale nie mogę go też okłamywać. Teraz kiedy jestem pewna swoich uczuć względem Peety nie mogę już dawać mu sprzecznych sygnałów. Do tej pory jeszcze nawet nie powiedziałam Haymitchowi, że mój Chłopiec z Chlebem się wybudził. Haymitch poszedł do domu się trochę ogarnąć, przynajmniej tak powiedział, ale ja uważam że po prostu skończył mu się alkohol. Miałam go na bieżąco o wszystkim informować. On mnie zamorduje... Peeta jest dla niego bardzo ważny. Wybiegam z sali, całując wcześniej Peetę w czoło. Już odzyskał to swoje ciepło. Na korytarzu znajduję Haymitcha. Nie myliłam się- w ręce trzyma nową butelkę bimbru. 

-Cześć skarbie, co ty tak biegasz?- pyta lekko rozbawiony. Jak mu to powiem to nie będzie mu tak do śmiechu. On będzie zły. A zły, pijany Haymitch nie jest zbyt... rozsądnym i miłym człowiekiem.

-No więc Haymitch...- boje się mu to powiedzieć. Ja Katniss Everdeen boje się czegoś powiedzieć mojemu opiekunowi!

-No mów.

-Ale obiecujesz, że nie będziesz krzyczał?

-Tak, obiecuję. Wyduś to w końcu z siebie- nie jestem zbyt przekonana jego odpowiedzią.

-Więc... Peeta sie obudził, ale zapomniałam do ciebie zadzwonić- mówię to na jednym wdechu. Widzę jak twarz Haymitcha robi się czerwona.

-A co ja ci mówiłem?! Miałaś mnie informować! Do niczego się nie nadajesz! Powierzyć ci jakąś sprawe... po prostu brak mi słów. Co ty sobie myślisz, że możesz sobie robić co ci się podoba?!

-Ale obiecałeś, że nie będziesz krzyczał- wiedziałam, że tak będzie. To trochę boli, co mówi Haymitch. Ale muszę być silna, dla Peety. Przecież nie będe smutna przez tego pijaka!

-Dobra, już skończ. Zaprowadź mnie do niego- jego twarz przybrała już normalny kolor. 

Do sali Peety idziemy w zupełnej ciszy. Zarówno ja, jak i on jesteśmy bardzo zdenerwowani. Przed samymi drzwiami zastajemy Gale'a. Haymitch nawet nie zwrócił na niego uwagi, tylko wszedł do pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Ja natomiast zostałam z Gale'm. Wiem, że miałam mu wszystko powiedzieć, ale... nie mogę. Nie chcę. Jak ja zawsze wszystko komplikuje. Raz mówię jedno, a za chwilę drugie. Muszę mu wyznać prawdę. Lecz nie jestem jeszcze przygotowana na jego reakcję. Ja wiem, że on mnie kocha. Mówił mi o tym, nie jeden raz mi to okazywał. Nie powiem mu teraz o tym. Katniss Everdeen to tchórz. 

-Gale, może porozmawiamy później. Peeta się wybudził i mam z nim do załatwienia jedną sprawę...- musiałam coś wymyślić na poczekaniu. Choć nie dokońca skłamałam, chcę poznać odpowiedź na to frustrujące mnie pytanie.

-Tak, wiem... Ale to bardzo ważne musimy teraz- skąd on niby wie? Coś jest tu nie tak, on coś kręci.

Nie czekam, aż będzie próbował mnie zatrzymać, tylko wchodzę do pokoju Peety. A w zasadzie próbuje, bo Haymitch który chce z niego wyjść tamuje mi drogę.

-Skarbie, może nie wchodź tam na razie...

-Co wyście się wszyscy uparli?! Dajcie mi tam wejść!

Przepycham się pomiędzy Haymitchem i Gale'm, po czym wparowuje do pokoju. To co tam zastaje zwala mnie z nóg. Otóż widzę obściskujących się Peetę i tą blondynę. Łzy zaczynają płynąć mi po policzkach. Ja nie chcę, żeby mój sen się spełnił...

No i mamy kolejny rozdział. To już DZIESIĄTY!!! Taka mała jakby to określić... rocznica?

Przepraszam, ja znowu przepraszam! Czy będzie tak teraz pod każdą notką? Mam nadzieję, że nie. Ogólnie jestem trochę zła, ponieważ podczas pisania notki usunął mi się tekst! Na szczęście nie cały, bo wtedy to nie wiem co bym zrobiła. Dlatego jest taka długość i pora.

Wesołych Świąt Wielkiej Nocy!!!

Gwiazdkujcie i komentujcie! Proszę.

Zrobicie mi taki piękny prezent na urodzinki??? 

<3 <3 <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro