Cztery
No i co ja mam mu odpowiedzieć? Nie jestem dobra w mówieniu o uczuciach. Nie byłam i sądzę, że nigdy nie będę. Podczas Tournee i wywiadów to zawsze Peeta mówił, a ja tylko przytakiwałam kiedy było to konieczne. No i znów Peeta! Przecież nie mogę cały czas o nim myśleć. Wcale nie obchodzi mnie to, co on robi... Po co ja oszukuje samą siebie?! Jestem nienormalana... I teraz przypominam sobie gdzie się znajduję. Nadal jestem w lesie, a Gale przed chwilą wyznał mi miłość. Spoglądam na niego. Cały czas się we mnie wpatruje tak, jakby czekał na odpowiedź. "No bo on czeka na odpowiedź idiotko!" Mówi mi jakiś głos w głowie. Na prawdę jest ze mną źle skoro słyszę głosy... Znów patrzę na Gale'a. On wciąż się we mnie wpatruje. Po cichu liczyłam na to, że powie: "Wiem co do mnie czujesz, nie musisz mi dawać odpowiedzi teraz." Albo po prostu się uśmiechnie, machnie ręką i będzie jak dawniej. Ale niestety tego nie robi. Więc, choć tego nie chcę, odpowiadam mu.
-Gale, ja też Cię kocham. Ale...- po wypowiedzeniu tego ostatniego słowa uśmiech spełz z jego twarzy.
-Ale co?! Czy zawsze musi być jakieś ''ale''?
-Tak, musi być- mówię sarkastycznie. Ale już po chwili się opanowuje, to nie jest najlepszy moment na takie zachowanie.- Gale, ja cię kocham. Jak brata. Jesteś dla mnie najlepszym przyjacielem, nigdy nie myślałam o tobie... w taki sposób. Na początku traktowałam cię jak kompana do polowań, ale już po niedługim czasie stałeś się członkiem rodziny, stałeś się dla mnie bardzo ważny. Łączy nas niesamowita relacja, długoletnia przyjaźń i nie chcę, aby to sią popsuło- kończę to swoje ''przemówienie'' promiennym uśmiechem.
-A ja i tak ci nie wierzę. Wiem, że coś do mnie czujesz-już chcę coś powiedzieć, ale Gale jest pierwszy.- I nie zaprzeczaj, daj mi dokończyć. Na prawdę nigdy nie czułaś, że mogłoby dojść między nami do czegoś więcej? Że to nie jest tylko przyjaźń?- te dwa ostatnie słowa dość mocno akcentuje. W zasadzie były ze dwa lub trzy takie momenty... ale wtedy szybko wyrzucałam je z głowy. Wcześniej nie miałam czasu aby ''bawić'' się w miłość. Musiałam polować, dbać o... o Prim. Żeby żyło się jej jak najlepiej, żeby nie głodowała. I gdy zaczynam o niej myśleć, w kąciku mojego oka pojawia się łza. Postanawiam więc już zakończyć ten temat. Wracam myślami do Gale'a. Nie wiem co mam mu odpowiedzieć... On chyba zauważa zmieszanie na mojej twarzy, bo mówi:
-Wiedziałam, że coś do mnie czujesz!
-Gale...
-Och, już dobrze. Kończymy temat, na razie. Jeszcze niedługo do niego wrócimi- mówi, a ja mam nadzieję, że to ''niedługo'' nie nastąpi w najbliższym czasie.- A teraz choć tutaj sie ze mną uściskać -Widzi moją zdziwioną minę, więc dodaje-oczywiście tak po przyjacielsku...
Podbiegam do niego i przytulam się jak najmocniej. Potrzebowałam tego, bardzo. Poczucia bezpieczeństwa, ciepła drugiego człowieka. Czuję się dobrze, co od pewnego czasu jest rzadkością. Przez tą krótką chwile wszystko jest okay. Ale po mimo tego, że czuję się szczęśliwa, to czuję się też tak... dziwnie. Jakby te ramiona nie były dla mnie. Tak jakbym powinna obejmować kogoś innego...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Od przyjazdu Gale'a minął już tydzień. Czuję, że wracam do życia. Powrót mojego przyjaciela wpłynął na mnie pozytywnie. Nie jestem już tak zamknięta w sobie, nie siedzę cały dzień na kanapie w salonie rozmyślając o Prim, Rue, Peecie... Znów chodzę na polowania z Gale'm jak za dawnych czasów, tylko teraz robimy to dla przyjemności. Wychodzimy na różne wycieczki, rozmawiamy, śmiejemy się... Gale przeprowadził się do mnie na jakiś czas, aż sam sobie czegoś nie znajdzie. Ale mi nie przeszkadza jego obecność, wręcz przeciwnie, może tu zostać tyle, ile tylko będzie chciał. Dziś jak co wieczór siedzimy sobie przed kominkiem i pijemy gorącą herbatę. Śmiejemy się, oglądając jakieś show z Kapitolu. I nagle słyszę trzask wejściowych drzwi. To pewnie Haymitch. Już mam na niego nakrzyczeć czy nie potrafi pukać, ale wtedy widzę jego twarz. Ewidentnie maluje się na niej strach i smutek. Coś się stało. Tylko co? Czym Hayimitch mógł się tak przejąć? Już chcę się go o to zapytać, kiedy on mówi:
-Peeta... on...
Możecie mnie teraz zabić, ponieważ skończyłam w takim momencie, no ale nie mogłam się powstrzymać, no i rozdział nie jest zachwycający. I chciałabym wszystkim podziękować za komentarze. :) Jesteście wielcy !!!
PS. Czy jest ktoś tutaj kto kocha Josh'a Hutcherson'a tak jak ja? Jeśli tak to mam świetną wiadomość, ponieważ Josh ma być jednym z prezenterów na oskarach. Normalnie padłam jak się o tym dowiedziałam! No, ale już was nie zanudzam. Pamiętajcie o komentarzach !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro