3. See you tomorrow, Darling
Instagram: kirittawattpad
*Glichery - Sea Of Problems*
Noc była wyjątkowo chłodna. Chmury gdzieś rozmyły się po niebie a księżyc śmiało mógł lśnić. Koło niego mieściły się stada większych czy mniejszych gwiazdozbiorów. Mimo chłodniejszego wieczoru chrabąszcz wydał swój charakterystyczny dźwięk. Podlecił wyżej nad pole łąkowe żeby zaraz zostać zjedzonemu przez okoliczną ropuchę, która tylko na to czekała.
Drewniany domek mieścił się na skraju lasu. Za kilkoma sosnami rozpoczynały się kilometry uprawnych pól, które jak co roku miały dać dorodne plony. Między tymi dwoma światami mieścił się trzeci - mały kawałek łąki z polnymi kwiatami oraz bujną trawą.
Profesor odziedziczył go po Swojej zmarłej babci. Sam był w wielkim szoku, bo pamięcią nigdy nie słyszał o takim miejscu. Gdy po pogrzebie zajechał pod zaniedbany dom chciał czym prędzej uciec. Po namyśle stwierdził, że jedyna bliska osoba musiała trzymać tak mocno te miejsce w tajemnicy przed całą rodziną, że musi mieć w Sobie coś wyjątkowego. Jakieś wspomnienia tak bardzo cenne, że nikt nie mógł ich ujrzeć. W okresie długich dziesięciu lat oszczędzania i traconego czasu budynek uzyskał nowy lepszy blask.
Domek uzyskał dostęp do wody pitnej oraz prądu. Nowa odmalowana elewacja przypominała tą typowo góralską. Czerwony dach - wymieniony co do dachówki - był jego największą dumą. Co roku na tarasie wystawiał doniczki z kwiatami. Nie znał się za bardzo na uprawie, ale motyle były mu i tak wdzięczne, ukazując swoje wdzięki.
Te pokazy powodowały wyładowanie radości jego dziewczyny, która kilka razy przyjechała rowerem. Chyba ona była bardziej zakochana w tym miejscu niż on. Jej uśmiech powodował iż zaczął kochać to miejsce zupełnie inaczej.
Profesor Tylman wybudzony ze snu zmarszczył czoło. Prawą dłonią sięgnął po Swój telefon z przyciskami, który ładował się na parapecie. Kto normalny dzwonił o godzinie czwartej? Nie mogła być to pomyłka, bo żadne reklamy czy banki nie dzwoniły nigdy o takich porach. Rodzina odzywała się tylko i wyłącznie na święta oraz urodziny, więc kto to mógł być? Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości przycisnął zieloną słuchawkę w komórce i przyłożył urządzenie do ucha.
- Słucham? - przetarł dłonią twarz. Powtórnie rzucił okiem na zegar. - Jeżeli mogę spytać, czy to coś ważnego?
- Dzień d-dobry, z-znaczy dobry wieczór - uniósł brew słysząc kobiecy głos po drugiej stronie. Po kilku sekund tajemnicza kobieta zapłakała aby po momencie się rozłączyć.
Spojrzał na wyświetlacz. Nieznany numer. Szok rozbudził jego wielce inteligentny umysł. Usiadł na kraniec łóżka, analizując całą dziwną sytuację. Może jednak był to ktoś z rodziny? Jego rodzice całe życie narzekali na stan zdrowia, ale żeby aż tak się pogorszyło? Odtrącił ten pomysł. Gdyby coś się im stało, dzwoniłoby rodzeństwo czy wujostwo, których numer posiadał zapisany.
Komórka znów zaczęła burczeć a on pospiesznie odebrał.
- J-Ja jestem matką Penelopy-
- Oh, teraz poznaje! - przyznał się szczerze. Bardzo dawno nie spotkali się na żywo, więc pomyłka była jak najbardziej oczywista. Nagle strach zawitał do jego umysłu. Po co dzwoniła do niego Pani Ones? - Czy coś się stało z Penelopą?
Kobieta załkała a jego ciało od razu zesztywniało. Coś z jego Penelopą!
- Pani Ones! Coś się stało? Coś dla Penelopy?!
- N-nie ma jej! - zapłakała jeszcze głośniej. Po drugiej stronie wyłapał męski głos, lecz nie był do końca pewien do kogo należał. - O-O-Ona nie wróciła z gór! Był ja-jakiś atak!
- Ale jak to? Jaki atak?! - głos ledwo co uchodził z gardła. Sen odszedł w zapomnienie a zegar nieprzerwanie tykał.
Faktycznie, przypomniał sobie zachwyt swojej lubej nad dwu tygodniowym wyjazdem w polskie góry wraz z przyjaciółkami z roku. Od dobrego miesiąca przygotowywała cały niezbędny sprzęt. Nawet na tą okazję z premii kupił jej okulary na stok, które zaraz po otwarciu z pudełka nałożyła. Z tą niespodziankę dostał milion całusów oraz pyszną kolację przy świecach.
- Przecież miała być z doświadczoną grupą i dwoma przewodnikami-
- Podczas tego ataku rozproszyli się po lesie - kobieta potrzebowała chwili aby opanował swój płacz. W tym czasie Tylman chaotycznie wrzucał ubrania do otwartej walizki. Czuł, że sprawa jest mocno poważna i nie obędzie się bez gwałtownych środków. - Musiała się zgubić, jak reszta!
- Ile osób wróciło?
- Od-Odnaleziono pięć osób bez przewodników
Przecież było ich trzydzieści...
Znowu zrobiło mu się ciemno przed oczami. Usiadł na duży fotel koło okna, biorą głębsze oddechy. Żaba zakumkała głośno, odskakując z kałuży na trawę. Mężczyzna obserwował ją do momentu aż zniknęła w mokrej gęstwinie.
- Zaraz będę pod szkołą
- Ale Profesorze-!
- Proszę się nie martwić - uciął natychmiast. Za wszelką cenę musiał dostać się w tamto miejsce. Na ten moment nie widział innego rozwiązania. - Spróbuje sprowadzić jeszcze kilka osób do poszukiwań. Kiedy nazbieramy większą grupę pojedziemy w miejsce ich hotelu. W większej grupie łatwiej będzie szukać Penelopy i innych. Nie możemy się poddać! To jedyna szansa
- Profesorze-!
- Jestem dobrej myśli! Jeżeli zaczniemy działać szybko są większe szanse na ratunek
- Nie wiem, czy nas puszczą, profesorze! - powiedział ciszej mężczyzna. Tylman przyłożył urządzeni do drugiego ucha, bo prawą ręką zaczął zdejmował piżamę. - To nie był zwykły atak. Nie wiemy, policja nie chciała więcej powiedzieć. Wspominała coś o ataku terrorystycznym, ale-
- Pan Ones, tak?
- Tak Profesorze - zaczął swój monolog. Można było usłyszeć w jego głosie rozbicie oraz rozżalenie. Ojca Penelopy nigdy nie spotkał na żywo, lecz z opowieści wnioskował, że był raczej pospolitym mężczyzną. Jak większość pracował ciężko fizycznie aby utrzymać małą rodzinę. - Wszystko jest rozwiane tajemnicą. Nawet my, nie mam aktualnie tam wstępu. Niestety, musimy czekać na dalsze informacje
- To nic! Ważna jest teraz Penelopa i jej życie! - odpowiedział hardo. - Na pewno wpadniemy na jakiś pomysł aby przekonać służby do współpracy! Błagam państwa!
- Jest pan niezwykłym człowiekiem - chlipnęła głośno kobieta. - Postaramy się przyjechać pod szkołę za kilka minut
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro