Rozdział 8
Po zabraniu wszystkich naszych rzeczy z hotelów, oznajmiliśmy Christinie, że wyjeżdżamy. Podziękowałam kobiecie za cudownie spędzony czas na pomaganiu biednym dzieciakom z Etiopii. Nie powiedziałam jej jaki był mój powód wyjazdu. Nie chciałam jej kłopotać moją chorobą.
Po smutnym i długim pożegnaniu, wraz z Michaelem ruszyliśmy w stronę lotniska. Mężczyzna wpakował nasze walizki do bagażnika czarnego samochodu i otworzył mi drzwi, żebym usiadła w środku komfortowej maszyny.
Michael wydał polecenie szoferowi i już po chwili usłyszałam dźwięk silnika, a potem poczułam, że już ruszamy.
Przez całą drogę na lotnisko nic do siebie nie mówiliśmy. Było widać, że Michael chciał wydusić z siebie jakieś słowa, ale coś go jednak powstrzymywało. Czułam się strasznie niezręcznie. Dodatkowo boląca głowa była okropnym uczuciem dla mnie. Siedziałam i patrzyłam się przez okno zaciemnionej szyby. Drogi były zatłoczone, a ludzie stołowali się przed ubogimi restauracjami. Na chwilę spuściłam wzrok z szyby i spojrzałam ukradkiem w stronę Jacksona. W rękach trzymał kawałek papieru i ołówek. Jego precyzyjne palce poruszały zaostrzonym narzędziem, tworząc kolejne rzędy słów. Pomyślałam, że pisze piosenkę, dlatego powstrzymywałam się od wykonywania jakichkolwiek ruchów, żeby nie przeszkadzać artyście. Ból głowy nie dawał za wygraną. Czułam, że zaraz zemdleję od okropnego ucisku. Otworzyłam szybę, żeby nabrać trochę świeżego powietrza. Wystawiłam głowę przez okno i od razu zrobiło mi się trochę lepiej.
Po kilkunastu minutach jazdy w końcu dotarliśmy na lotnisko. Zanim szofer zdążył otworzyć mi drzwi, rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę kawałka papieru, który Michael trzymał w dłoni. Prawie cała kartka była zapełniona słowami, których nie zdążyłam przeczytać. Jedyne co udało mi się odczytać, był to tytuł piosenki. "Man in the mirror" tak Michael zatytułował utwór.
Chwilę potem szofer otworzył mi drzwi i z lekką pomocą udało mi się wysiąść z auta. Michael wziął moją walizkę i razem udaliśmy się w stronę budynku.
- Amando, pójdziemy teraz do mojego prywatnego samolotu, którym dostaniemy się do mojego domu - powiedział Jackson, a ja w odpowiedzi przytaknęłam głową.
Kilka minut później siedziałam już w miękkim fotelu prywatnego samolotu Michaela Jacksona. Podczas lotu zadręczałam się myślami "A co jak będę dla niego tylko kulą u nogi?" "Czy nie będzie niezręcznie, jak przez cały pobyt u niego nie będę się odzywać?" "Za kogo on mnie ma?" i wiele innych pesymistycznych myśli. Ból głowy nadal nie ustępował więc postanowiłam się zdrzemnąć. Jak w oka mgnieniu odpłynęłam do krainy snów.
- Amando, wszystko dobrze? - oderwał mnie ze snu dobrze znany mi głos.
- Co? A, tak - w tamtym momencie spostrzegłam, że głowa przestała mnie już boleć. - Ile jeszcze zostało do końca lotu? - zapytałam z ciekawością.
- Około dwie godziny. Jakbyś czegoś potrzebowała, to jestem tutaj - wskazał na fotel na końcu samolotu.
Cieszyłam się, że Michael siedział tak daleko mnie. Przynajmniej mogłam się zadowolić jako taką prywatnością. O ile w samolocie prywatność w ogóle istnieje. Humor mi się poprawił i czułam się zaskakująco dobrze. Jako że nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, postanowiłam przez dwie godziny patrzeć przez okno i podziwiać chmury.
*przed posiadłością Michaela, Stany Zjednoczone*
- Witam w moich skromnych progach - powiedział Michael z wielkim bananem na twarzy.
Stałam przed drzwiami wejściowymi do ogromnego domu, w którym mieszkał Jackson. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak wielkich rozmiarów jest ta posiadłość. Było tam wszystko o czym można było sobie tylko zamarzyć, dlatego nie bez powodu Michael nazwał ranczo "Neverland".
Gdy weszłam do środka, od razu zauważyłam, że zdecydowana większość paneli oraz mebli jest z drewna. Stałam tak w progu dobre kilka sekund zanim dotarło do mnie, gdzie ja tak naprawdę się znajduję.
- No to chodź, pokażę ci twoją sypialnię. łazienkę, kuchnię i inne przydatne rzeczy - oznajmił Michael i wraz z moją walizką zaczął oprowadzać mnie po posiadłości - Podoba się? - zapytał, gdy pokazał mi moją sypialnię.
- Jest naprawdę przecudowna, ale czy aby na pewno mogę u ciebie zostać na te kilka miesięcy? Bo wiesz, masz dużo pracy, a ja jestem chora i wydaje mi się, że będę ci tylko przeszkadzać.
- Amando, gdybym nie chciał, żebyś przyjechała, to bym ci tego nawet nie proponował. Ty będziesz się czuć bezpiecznie, a ja będę miał w końcu do kogo się odezwać.
- Ale jak to? Nie masz przyjaciół ani nikogo? - zapytałam zaciekawiona.
- Usiądźmy na łóżku, to ci wszystko opowiem.
Tak też zrobiliśmy. Ja usiadłam na brzegu mojego nowego łóżka, a Michael wybrał nieco głębsze miejsce.
- Słuchaj, to, że jestem popularny wcale nie znaczy, że mam tonę przyjaciół. Prawda jest taka, że czuję się bardzo samotny. W Neverlandzie otaczają mnie setki osób, ale prawie z żadną z nich nie mam głębszej relacji - wytłumaczył patrząc mi prosto w oczy. Widziałam w nich ból. Ból samotności. Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że sławni ludzie mają więcej problemów niż tacy zwykli, szarzy obywatele.
- Kurczę, Michael, nie wiem co powiedzieć - powiedziałam patrząc się w białą pościel.
- Ważne, że dotrzymasz mi towarzystwa. Zależy mi na tym, żebyś czuła się tu komfortowo, dlatego nie myśl o niczym złym i żyj pełnią życia.
Po tych słowach Michael wyszedł z mojego nowego pokoju zostawiając mnie i moją walizkę samą. Wyciągnęłam szybko telefon i wybrałam numer do mojej przyjaciółki Kate. Dziewczyna odebrała niemalże od razu.
- Matko kochana, Amka, gdzie ty jesteś, czemu się do mnie nie odzywasz?! - usłyszałam od razu.
- Kate, ja jestem u Michaela - powiedziałam niepewna.
- Zaraz, jakiego Michaela? Już się pocieszyłaś po Bryanie? Mam nadzieję, że się zabezpieczyliście - parsknęłam śmiechem.
- Coś ty! Bryan to moja miłość życia, nie mogłabym go zdradzić! - wykrzyknęłam.
- Dziewczyno, nie pamiętasz co ten człowiek ci zrobił? Przypomnę ci. Zdradził cię!
- Dobra, ale to i tak nie zmieni mojego nastawienia do niego - odpowiedziałam oschle - Jestem w domu Michaela Jacksona.
- Czekaj, co? Co ty tam robisz? Przecież go nienawidzisz - zapytała zdezorientowana.
- Kate, to on zaoferował mi nocleg u siebie. Mam guza mózgu i nie zostało mi dużo czasu - powiedziałam na jednym wdechu. Przez dłuższą chwilę Kate nie odpowiadała.
- O matko - to jedyne słowa jakie zdołała wypowiedzieć - Czemu do mnie nie zadzwoniłaś od razu? - dodała mocno akcentując ostatnie dwa słowa.
- Nie chciałam cię martwić - odpowiedziałam cicho.
- Amka, proszę cię, uważaj na siebie. Jak Jackson ci coś zrobi to nie ręczę za siebie! - usłyszałam pukanie do drzwi.
- Muszę kończyć, zadzwonię kiedy indziej - powiedziałam szybko i się rozłączyłam - Proszę! - powiedziałam, a do mojego pokoju wszedł Michael - Czego ty znowu chcesz? - zapytałam z zniesmaczoną miną.
- Kim jest Bryan i czemu wtedy w szpitalu nazwał cię suką? - zapytał.
- Michael, nie znam cię na tyle, żebym opowiadała ci cały mój życiorys.
- To poznajmy się. Ty zawsze możesz wpisać moje imię i nazwisko w wyszukiwarkę i dowiesz się wszystkiego, a z tobą tak się nie da - powiedział zbliżając się do mnie.
- Nie chciałabym nawet tracić czasu na czytanie o tobie. Zostaw mnie samą, nie czuję się najlepiej - powiedziałam czując, że moje samopoczucie jest coraz gorsze.
Hej moi drodzy!
Witam was tutaj po 8 miesięcznej przerwie. Obiecuję, że rozdziały będą się teraz pojawiać częściej i będą coraz lepsze, bo ten nie jest wysokich lotów. Przez te osiem miesięcy nie pisałam i wyszłam totalnie z wprawy. Mam nadzieję, że mi wybaczycie <3 Piszcie jak wam się podoba akcja i do nexta <3
Much love, ShamoneForever
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro