Rozdział 6
Leżałam w pokoju dobre kilka godzin. Nie płakałam. Nic z tych rzeczy.
Zastanawiałam się bardzo głęboko co skłoniło go do powiedzenia takiego czegoś. Przecież nie znaliśmy się nawet całego dnia, żeby stwierdzić, że mnie lubi. Nie rozmawialiśmy tez dużo o życiu prywatnym.
Wtedy przypomniałam sobie o Bryan'ie. Ogarnęło mnie jeszcze większe przygnębienie. Przez oczyma przeleciały mi wszystkie złe chwile z mojego życia. Te z Bryanem, jak i te, w których nie uczestniczył. Myślałam nad tym jak bardzo jestem beznadziejna, że Bryan musiał szukać sobie innej kobiety, która dała mu to, czego ja mu nie zapewniłam. Byłam całkowicie sama z moimi problemami. Nie miałam komu się zwierzyć, a nie chciałam zawracać głowy Kate, która została w Los Angeles, bo pewnie miała inne, ważniejsze rzeczy do roboty.
Zdesperowana szybkim ruchem wstałam z łóżka i stanęłam bosymi stopami na podłodze. Momentalnie zaczęło mi się kręcić w głowie, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Osunęłam się na podłogę po ścianie i oparłam się o nią. Poczułam przypływ gorącego powietrza i zaczęłam się pocić. Ciężko było mi złapać oddech i czułam jakby głowa miała mi za chwilę eksplodować.
Nie miałam pojęcia co się dzieje. Nie miałam nawet siły żeby zadzwonić do kogokolwiek. Czekałam tylko na jakiekolwiek zbawienie. Miałam nadzieję, że ktoś zjawi się w moim pokoju i mi pomoże.
Siedziałam oparta o ścianę, a mój stan jeszcze bardziej się pogorszył. Nie mogłam oddychać, a okno w pokoju było szczelnie zamknięte. Oczy same mi się zamykały ze zmęczenia. Nie chciałam tracić przytomności, gdy nikogo nie było w pobliżu. Poczułam, że opadam na bok z bezsilności. Wtedy nie byłam w stanie nawet zawołać o pomoc. Byłam już gotowa na nadchodzącą śmierć, która wychylała się zza rogu. Potem nie słyszałam już nic. Straciłam poczucie czasu i nie byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Stało się to, czego się najbardziej obawiałam. Straciłam przytomność.
Jak przez mgłę słyszałam dobiegający mnie znany mi głos, który należał do mojej szefowej. Powoli uniosłam powieki, które zdawały się być ciężkie jak stos kamieni, a już potem ujrzałam zamazane kontury osoby, której oczekiwałam.
— Amanda, obudź się! – głos dochodził do mnie coraz wyraźniej – Dzięki Bogu! Żyjesz! – wykrzyknęła kobieta, gdy zobaczyła, że mam otwarte oczy – Powiedz coś! Zadzwonić po pogotowie?
— Nie – po długim namyśleniu w końcu zdołałam coś z siebie wydusić – Nie trzeba – dodałam.
Kobieta wzięła mnie za ręce i pomogła wstać. Z lekką pomocą Christiny położyłam się na łóżku i ruchem dłoni pokazałam kobiecie, żeby usiadła obok. Nastała głęboka cisza, a ja wpatrywałam się bezczynnie w ścianę. Nie miałam nawet siły nic powiedzieć. Nie miałam pojęcia co się ze mną stało i dlaczego tak źle się czułam.
— Co się stało? – po chwili niezręcznej ciszy kobieta podjęła dyskusję, wybijając mnie tym samym z zamyślenia.
— Nie wiem. Nie pamietam. Chociaż w sumie pamietam, że zrobiło mi się słabo – odparłam na jednym wdechu.
— Sądzę, że powinnaś się zbadać. Przypominam ci, że przyjechałaś tutaj bez żadnych szczepień. Takie zachowanie było bardzo ryzykowne, więc proszę, idź się zbadać, albo nie, pójdziemy razem, bo nie ufam ci na tyle.
— Nie trzeba. To tylko chwilowe. Na prawdę – odparłam.
Na tym rozmowa się zakończyła. Żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć. Po kilku minutach siedzenia obok mnie – poszła. Zostałam całkowicie sama ze sobą. Z jednej strony chciałam, żeby ktoś był przy mnie, ale z drugiej, nie potrzebowałam towarzystwa, ponieważ obecność drugiej osoby by mnie tylko jeszcze bardziej rozdrażniła.
Po głębokich przemyśleniach naszła mnie ogromna ochota na sen, dlatego też stwierdziłam, że nie mam nic innego do roboty i chwilę później zapadłam w głęboki sen.
***
Następnego dnia wstałam z duża dawką energii. Obudziłam się około godziny siódmej rano, co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ nigdy nie wstaję tak wcześnie.
Odsunęłam zasłony i otworzyłam okno, przez które wyjrzałam, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Widok miałam wprost piękny, bo widziałam plac budowy i mogłam patrzeć na roznegliżowane, pięknie wyrzeźbione klaty robotników. Niestety tak rano żaden z nich jeszcze nie pracował, dlatego postanowiłam się przejść po pustyni.
Ubrałam się wygodnie i szybko wyszłam z ubogiego hotelu. Buty zapadały się lekko w ciepłym od słońca piasku, a ptaki głośno śpiewały dotrzymując mi towarzystwa. Czułam się już sto razy lepiej i nawet zapomniałam już o tym, co miało miejsce wczoraj.
Przechadzałam się tak dobre kilkanaście minut rozglądając się za jakąkolwiek żywą duszą, ale niestety takowej nie znalazłam. Przeszłam jeszcze kilka kroków do przodu, aż doszłam do pojedynczego drzewa, pod którym ktoś siedział. Podeszłam bliżej i ujrzałam dobrze znaną mi osobę. Był to Michael Jackson. W rękach trzymał kawałek papieru i coś notował. Gdy go tylko zobaczyłam szybko zawróciłam i jak gdyby nigdy nic obrałam za kierunek hotel. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważył, ale jednak się myliłam.
— Amanda! – usłyszałam za sobą wysoki głos mężczyzny.
Udałam, że tego nie słyszałam i jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
— Amanda! Wiem, że mnie słyszysz! Odwróć się – krzyczał Michael.
Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Został przeze mnie skreślony już poprzedniego dnia.
Nagle poczułam na swoim ramieniu dłoń i zamaszystym ruchem odwróciłam się.
— Czego chcesz?! – krzyknęłam.
— Chciałem przeprosić. Wiem, nie powinienem był tego wczoraj ci mówić. Rozumiem, że mogłaś się poczuć z tym źle, ale na prawdę nie chciałem tego powiedzieć. Po prostu, najpierw mówię, a potem myślę – tłumaczył się mężczyzna.
— To najwyższy czas to zmienić.
Odparłam chłodno i odwróciłam się do niego plecami. Gdy chciałam postawić pierwszy krok, Jackson zagrodził mi drogę swoim chudym ciałem. Zrobiłam skwaszoną minę i pokręciłam głową.
— Przepraszam. Nie skreślaj mnie tak szybko – odparł błagalnym tonem.
— Takie rzeczy na mnie nie działają – uniosłam głowę wysoko – A teraz zejdź mi z drogi. Chcę przejść.
Michael spuścił głowę i przesunął się na bok, czym zwolnił mi przejście. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę hotelu, ciesząc się z siebie, jak szybko udało mi się go spławić.
Gdy już miałam wchodzić do pokoju hotelowego zatrzymała mnie Christina.
— Jak się czujesz? – zapytała z troską.
— Jak widzisz, tryskam radością – odparłam i uśmiechnęłam się.
— Cieszę się, ale wiesz jakie jest moje zdanie. Powinnaś pójść się przebadać. To nie jest normalne. Każdy kto się zaszczepił czuje się świetnie, tylko nie ty.
— Mówiłam już Pani, że czuję się obłędnie. Dziękuję za troskę – przerwałam na chwilę – Będą dzisiaj jakieś zajęcia czy robota przy budowie?
— Dla ciebie nie.
Odpowiedziała kobieta i sobie poszła. Pokręciłam głową i weszłam do pokoju. Postanowiłam zadzwonić do Kate, za którą bardzo tęskniłam. Dziewczyna odebrała telefon bardzo szybko i wylewnie się ze mną witała. Opowiedziałam jej wszystko z najmniejszymi szczegółami, a gdy Kate chciała coś jeszcze mi powiedzieć, przerwało mi pukanie do drzwi.
— Wiesz co, Kate, muszę kończyć, bo ktoś się dobija do drzwi. Pa kochana!
Zakończyłam rozmowę i odłożyłam telefon na swoje miejsce. Następnie otworzyłam drzwi, za którymi stał niejaki Michael Jackson. Nie zastanawiając się nad niczym, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Nie dało to nic, bo mężczyzna użył swojej siły i sam sobie poradził z drzwiami.
— Czego ty znowu ode mnie chcesz?
— Nie mogę żyć w świadomości, że tak piękna dziewczyna nie chce się do mnie odzywać – stwierdził, a ja poczułam, że robię się czerwona jak burak – To dla ciebie.
Wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż, które swoją drogą nie mam pojęcia gdzie kupił, i mi je wręczył. Przyjęłam niechętnie prezent i zaprosiłam go do środka. Wskazałam palcem miejsce na łóżku, które później zajął.
— Słucham – powiedziałam zasiadając na fotelu obok.
— Amando, wiem jak bardzo jesteś na mnie zła, ale musisz wiedzieć, że polubiłem cię od samego początku. Czyli od wtedy, kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy, gdy wrzuciłem ci pieniądze do puszki i już...
— Że co? – nie dałam mu dokończyć – To ty byłeś tym obskurnym facetem, który wrzucił tyle pieniędzy do puszki? – mężczyzna pokiwał głową — O mój Boże...
Poczułam się słabo. Zaczęłam się wachlować ręką, ale to i tak nic nie dało. Z trudem nabierałam powietrze i patrzyłam błagalnie na Michaela.
— Co ci jest? Powiedziałem coś złego?
— Do... do lekarza – wydusiłam w końcu.
Jackson wpadł w panikę. Nie wiedział kompletnie co ma robić. Wziął mnie na ręce i wybiegając z hotelu wsiadł ze mną do czarnej limuzyny. Posadził mnie obok siebie i wydał jakieś polecenie szoferowi. Nie docierało do mnie nic. Słyszałam w uszach tylko pisk, a przed oczami widziałam tylko czerń. Wiedziałam, że to już koniec...
Hejka!
Jak wam się podoba rozdział? Jestem ciekawa waszych komentarzy i odczuć, więc czekam na nie z niecierpliwością ❤️
Tak wiem, że skończyłam w najmniej odpowiednim momencie, ale musicie się do tego przyzwyczaić 😂
Co do notek, to nie wiem kiedy dokładnie będą się pojawiać, ponieważ mam dużo innych spraw, które wymagają dużo czasu😐
Do następnego!
ShamoneForever 💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro