Rozdział 5
Drzwi od drogiego auta otworzyły się, a z niego wysiadł...
A raczej wysiadła krótkowłosa blondynka średniego wzrostu. Nagle tłum zebranych tam pracowników zaczął wiwatować i wykrzykiwać przydomek artystki.
— Madonna! Madonna! Madonna! – skandował tłum.
Moją uwagę przykuł ubiór piosenkarki. Miała na sobie drogą suknię do kolan, naszyjnik ze srebra oraz okulary przeciwsłoneczne. To kompletnie nie nadawało się do ciężkiej pracy jaką jest budowa szkoły. Od razu moją głowę przeszyły myśli o tym, jak ciężko będzie z nią pracować. Nie chciałam pochopnie jej oceniać, ale po różnych skandalach z jej udziałem miałam już wyrobione o niej zdanie.
Gdy aplauzy ucichły, zauważyłam, że w limuzynie siedzi jeszcze jedna osoba. Nie dostrzegłam kto to mógł być, więc postanowiłam czekać.
Niedługo potem z auta wysiadł wysoki mężczyzna. Miał na sobie fedorę, która przykrywała burzę loków, bardzo oficjalną kurtkę, białe skarpetki i czarne, lśniące mokasyny. Od razu było widać, że jest to Michael Jackson.
Tłum oszalał. Widocznie jego muzyka wywierała na nich wszystkich jakieś wrażenie. Ale ja nie byłam tą osobą. Nie rozumiałam całego zachwytu Jacksonem i Madonną. Przecież to tak samo ludzie jak każdy inny człowiek, tylko oni coś osiągnęli.
— Dziękujemy za zaproszenie do budowy szkoły dla tutejszych dzieci. Robimy to z własnej woli i nie dostaniemy nawet za to pieniędzy!
Oznajmiła blondynka i złapała za ramię Michaela Jacksona. Ten nie protestował. Oboje przeszli do namiotu. Następnie poinstruowano nas, żebyśmy kontynuowali pracę, bo gwiazdy muszą się przebrać.
Bez najmniejszego namysłu wróciłam do pracy. Zakasałam rękawy i dalej podawałam cegły innym robotnikom. Tak mijały kolejne godziny, a po „gwiazdach" ani śladu. Postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy i podeszłam do Christiny.
— Pani Christino, jak Pani sobie wyobraża pracę z Madonną i Jacksonem? – zapytałam zaciekawiona.
— Jak to jak? Normalnie. Oni są bardzo chętni do pomocy nam, więc niczym się nie martw. Zaraz wyjdą z namiotu i zrobimy pracę grupową.
Pokiwałam niechętnie głową i odeszłam. Za kolejny kierunek obrałam namiot z jedzeniem i piciem. Jako iż było bardzo gorąco, to byłam bardzo spragniona. Przechodziłam obok wielu wolontariuszy, witając się z nimi i szeroko się do nich uśmiechając. Nie lubiłam wszystkich, ale oni mi nic nie zrobili, więc i ja nie będę dla nich specjalnie niemiła.
Następnie zauważyłam ogromnych rozmiarów namiot. Należał on do naszych gwiazdeczek.
Przystanęłam przed nim na chwilę, a mój wzrok utkwił na dobrze znanej mi postaci, jaką był Michael Jackson, który stał razem z Madonną. Ta pocałowała mężczyznę, który skrzywił się po tym geście.
Na mój widok przygryzł wargę i śmiało pomachał w moją stronę. Poczułam się bardzo niekomfortowo. Zlustrowałam Jacksona wzrokiem i odeszłam do zmierzanego przeze mnie punktu.
Po skończonej czynności, wróciłam na plac budowy. Akurat Christina zaczęła ogłaszać kolejny projekt.
— Moi drodzy, dwójka naszych wolontariuszy radzi sobie tutaj bardzo dobrze, dlatego chcielibyśmy te osoby nagrodzić. Są to – nastała przejmująca cisza, a w powietrzu dało się wyczuć nutkę zaniepokojenia – Anne Waller oraz Amanda Winslet.
Rozbrzmiały gromkie brawa. Stałam jak słup i zastanawiałam się dlaczego akurat ja. Dlaczego nie ktoś inny, przecież było tyle osób, które tak wspaniale pracowały i było widać, że oddawały w to całe swoje serce.
— No już koniec – uciszyła Christina – A nagrodą jest praca z naszymi gośćmi specjalnymi!
Nie byłam zadowolona. Wręcz przeciwnie. Takie gwiazdki to tylko same kłopoty. Przecież taki Michael Jackson. Bogaty laluś, który nie robi nic innego poza dyktowaniem co mam robić. Gdyby mnie wybrał - broniłabym się rękami i nogami, tylko żeby z nim nie pracować. Wolałam robić to sama ze sobą.
Około pięć minut później z ogromnego namiotu wyszła Madonna i Michael Jackson. Oboje uśmiechali się szeroko, a gdy doszli na miejsce, Christina powiedziała im co mają robić.
— Dziewczyny mają pierwszeństwo, więc Madonno, kogo wybierasz? – zapytała grzecznie kobieta.
— Tą dziewczynę – wskazała palcem na wysoką brunetkę, czyli Anne Walker.
— W takim razie, Amando, ty będziesz pracować z Michaelem.
Uśmiechnęłam się sztucznie i gestem zaprosiłam mężczyznę do wcześniej przygotowanego dla nas stolika z notatnikami.
— Będę całkowicie szczera – zaczęłam – Wcale nie uśmiecha mi się praca z Panem, dlatego proszę usiąść i mi nie przeszkadzać w robieniu...
— Michael jestem – przerwał mi w połowie zdania. Podał mi rękę na przywitanie.
— Amanda – spojrzałam mu w oczy i zrobiłam skwaszoną minę, której mam nadzieję, że nie zauważył – Więc... usiądź sobie, a ja będę pracować. Nie lubię jak mi się przeszkadza.
W pośpiechu, z trzęsącymi się rękoma, otworzyłam notatnik i chwyciłam za długopis. Nim się obejrzałam już go w ręce nie miałam. Sprawcą był nie kto inny jak Michael Jackson.
— Nie będę patrzeć jak kobieta pracuje, a chłop siedzi jak pan na tronie. Tak to, moja droga, nie będzie – uśmiechnął się szczerze i począł pisać coś w zeszycie.
Stałam jak wryta. Nie spodziewałam się tego po nim, ale to nie zmienia faktu, że mam go za zwykłą kolejną, nic nie znaczącą gwiazdkę z Hollywood. Prędzej czy później mu się rączka zmęczy i ja będę musiała robić wszystko za niego.
***
Tak mijały długie godziny. Pracowaliśmy bez słowa. Nie nawiązywaliśmy nawet kontaktu wzrokowego.
Naszym tematem projektu były potrzeby mieszkańców i jak je możemy spełnić. Nie ukrywam, było to dość trudne zadanie, bo ta okolica była niezwykle uboga.
Po skończonej pracy usiedliśmy wykończeni na cieplutkim piasku. Długo trwała kompletna, niezręczna cisza pomiędzy nami. Nie zamierzałam się do niego odzywać.
— Ładna dziś pogoda – w końcu odezwał się Michael wyraźnie zmieszany.
O mało co nie parsknęłam śmiechem. Taki początek rozmowy jest już zdrowo przereklamowany. Nie miałam pojęcia do czego on zmierza, więc z trudem powstrzymując się od śmiechu grzecznie odpowiedziałam.
— Jak zawsze tutaj – rozglądałam się wszędzie, byle by nie patrzeć na Jacksona.
— To fakt. Wydaje mi się, czy my się już znamy? – zrobiłam duże oczy.
— Nie wydaje mi się. Do tej pory widziałam cię tylko w gazetach i czasem w telewizji.
— Nie. Moja pamięć mnie nie myli. Znam cię! – wykrzyknął tryumfalnie.
— Jest jeszcze bardziej głupi niż myślałam – powiedziałam cicho do siebie. Michael spojrzał na mnie tajemniczo.
— Mówiłaś coś? – zapytał zaciekawiony.
— Nie, nic – odpowiedziałam – Dlaczego twierdzisz, że się znamy?
— Zapewne pamiętasz faceta, który wrzucił do twojej puszki plik dolarów – pokiwałam twierdząco głową – To byłem ja – stwierdził z uśmiechem.
— No ale wyglądałeś zupełnie inaczej, miałeś takie jakieś dziwne zęby i wąsa.
— Tak, bo to moje takie przebranie gdy chcę gdzieś wyjść. Wiesz, czasami sława mnie przytłacza. Wszędzie gdzie się ruszę - tam są i paparazzi. Uwieczniają na zdjęciach każdy mój ruch. A gdy mam na sobie przebranie, to nikt nie wie, że jest to Michael Jackson – wyjaśnił – Tylko proszę, nie mów o tym nikomu. Chcę mieć jeszcze trochę prywatności.
— Nikomu nie powiem – uśmiechnęłam się.
Może wtedy mnie przekonał swoją szczerością do siebie. Ale tylko ten jeden raz. Przysięgłam sobie, że nie będę się spoufalać z żadną gwiazdą.
Gdy już odpoczęliśmy, zanieśliśmy nasz projekt Christinie, która miała go sprawdzić. Potem dała nam wolne do końca dnia.
— Dziękuję za pomoc w projekcie – powiedziałam i ruszyłam w stronę mojego pokoju w hotelu.
Michael miał nieco inne plany. Chwycił mnie gwałtownie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno.
— Lubię cię – szepnął mi do ucha z pedofilskim uśmiechem.
Spojrzałam na niego z przerażeniem i szybko uciekłam do pokoju.
Rzuciłam się na łóżko i wbiłam twarz w poduszkę. Co on sobie myśli? Znamy się ledwo jeden dzień, więc na jakiej podstawie twierdzi, że mnie lubi? Tak jak myślałam. Jest głupszy niż o nim piszą...
Hejka!
Przepraszam za tak zły i krótki rozdział 😐 Nie mam sensownego wytłumaczenia na to, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie 🙏💗
Piszcie jak wam się podoba i co sądzicie o sytuacji!
Do następnego,
ShamoneForever 💖💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro