Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

— No to jak? Powiesz mi co się stało? – zapytał nieznajomy, który wciąż siedział obok mnie.

— Już mówiłam Panu, że nie. Aż tak głupia nie jestem, a teraz przepraszam, bo muszę już iść.

Wytarłam rękawem cieknące łzy i wstałam z ławki, ale Pan Królik miał nieco inne plany co do mnie. Nim zdążyłam postawić krok, facet złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie w swoją stronę w taki sposób, żebym popatrzyła mu w jego magiczne oczy. Próbowałam się wyrwać, ale na próżno, ponieważ uścisk mężczyzny był bardzo mocny, aż obawiałam się, że zrobi mi mnóstwo siniaków na nadgarstku.

— Gdybyś kiedyś potrzebowała mojej pomocy, wystarczy, że zadzwonisz, a ja przybiegnę z pomocą – powiedział i włożył mi do ręki kawałek papieru, na którym widniał ciąg cyferek.

Po tym incydencie nieznajomy w końcu mnie puścił. Spiorunowałam go wzrokiem i rzuciłam się w stronę mojego apartamentu. Dotarłam tam bardzo szybko. Po wejściu do środka zorientowałam się, że Bryana już w domu nie ma. Widocznie zdążył wyjść do pracy podczas mojej krótkiej nieobecności. A i dobrze dla mnie. Nie miałam ochoty go w tym momencie widzieć.

Wyjęłam z kieszeni świstek papieru, który dał mi Pan Królik i cisnęłam nim do kosza, głośno krzycząc. Czasami nawet takie krzyknięcie pomaga w wyrzuceniu z siebie niepotrzebnie kłębiących się emocji.

Opadłam bezsilnie na łóżko i sięgnęłam po telefon, ponieważ przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Christiny. Wybrałam odpowiedni numer i czekałam aż kobieta odbierze.

— No w końcu zadzwoniłaś – usłyszałam po chwili ciepły głos szefowej – To jaka jest twoja decyzja, Amando?

— Długo się nad tym zastanawiałam... – przez głowę przeleciały mi wszystkie za i przeciw wyjazdowi, aż padła najbardziej oczekiwana odpowiedź – I postanowiłam, że nie jadę. Może innym razem. Dziękuję – odparłam.

— No dobrze. To do widzenia, kochana.

— Do widzenia.

Pożegnałam się z Christiną i odłożyłam urządzenie na właściwe miejsce. Przez dłuższą chwilę leżałam i patrzyłam się bez celu w sufit. Nie miałam nawet siły o niczym myśleć. Po kilku minutach znudzoną tą czynnością postanowiłam wziąć gazetę i ją poczytać.

Jak zwykle pierwsze strony gazet należały do niejakiego Michaela Jacksona. Ogólnie to nie przepadałam za tego typu muzyką - wolałam cięższe brzemienia.
Cóż to za niezwykłe uczucie widząc tę samą twarz milion razy tryliony dni pod rząd. Nie obchodzi mnie nad czym ten Jackson teraz pracuje i komu znowu pomógł. Kogo w ogóle to obchodzi? Na pewno nie mnie.

— Ile razy można o nim pisać? Porzygać się można – pomyślałam w myślach i przekartkowałam jeszcze kilka stron do przodu.

Po kilkunastu minutach odłożyłam gazetę i ponownie nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. W akcie desperacji poszłam upiec coś dobrego. Po długich namysłach padło na szarlotkę. Akurat miałam wszystkie potrzebne składniki, dlatego też zabrałam się do pieczenia.

W trakcie robienia ciasta zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię przyjaciółki.

— Halo? – odezwałam się jako pierwsza.

— Hejka Ami. Jak tam ci życie mija? Masz czas? – od razu zostałam zasypana pytaniami, co było zupełnie normalne u Kate.

— Jak na razie jest dobrze – nieco skłamałam, ale nie chciałam martwić przyjaciółki – Właśnie piekę ciasto. Chcesz wpaść?

— Wiesz co, z miłą chęcią, ale nie mam czasu. A do ciebie tak tylko zadzwoniłam się upewnić czy wszystko w porządku bo widziałam Bryana jak idzie z kwiatami.

— Wszystko jest dobrze. Dziękuję, że się o mnie troszczysz.

— Dobrze, kochanie, ja już lecę. Do zobaczenia kiedyś tam. Buźka!

Potem usłyszałam już tylko pikanie. Zaskoczyło mnie to co powiedziała Kate o Bryanie. On nigdy nie bawił się w takie rzeczy jak kwiatki czy też inne prezenciki. Może zrozumiał swój błąd? Przynajmniej miałam taką nadzieję.

Niedługo potem szarlotka była już gotowa do spożycia, dlatego też pozwoliłam sobie na jeden kawałek. Wzięłam jeden kęs i usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.

— Już jestem! – krzyknął Bryan – Ami, gdzie jesteś?

— W kuchni – odparłam lekko zdenerwowana, że go widzę gdy pojawił się w kuchni.

— No nie przyjdziesz się przywitać? – otworzył swoje ramiona, czym dał mi jasno do zrozumienia czego ode mnie oczekuje.

Skrzywiłam się lekko, ale postanowiłam wpaść mu w ramiona. Znowu poczułam niesamowite poczucie spokoju jakie od niego biło. Z początku nie byłam dobrze nastawiona na ten gest, ale potem się przekonałam. Pocałowałam chłopaka delikatnie w policzek i zaprosiłam ruchem ręki do dalszej części kuchni.

— Ale ładnie pachnie – stwierdził, po czym usiadł na krześle.

— Weź sobie kawałek – zachęciłam.

— Z przyjemnością – nim się obejrzałam, mężczyzna już miał w dłoni ciasto — Co robiłaś jak mnie nie było?

— Wróciłam do domu – odparłam — A potem upiekłam placek.

— Dobra, to ja idę dokończyć zamówienie, a ty sobie odpocznij.

Chwilę później Bryan zniknął w głębi swojego gabinetu. Ja lekko zdezorientowana chwyciłam telefon i napisałam sms-a do przyjaciółki.

„Bryan wrócił do domu, ale najwidoczniej to nie były kwiaty dla mnie. Przyszedł bez nich, a teraz jest w swoim gabinecie. Mam się go zapytać o ten bukiet?"

Napisałam pospiesznie, chociaż raczej wiedziałam, że Kate odpisze żebym się go nie pytała, bo niby skąd mogłam to wiedzieć. Gdy już nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, postanowiłam poczytać jakąś książkę.

***

Przez te kilka dni Bryan był dla mnie bardzo miły i nie kłócił się ze mną. Gdy wychodziłam na spacer nie widziałam już nigdzie tajemniczego faceta, którego nazywałam Panem Królikiem, ale to w sumie dobrze, bo nie chciałam już go więcej spotkać.

Z samego ranka poszłam na zebranie wolontariatu, zostawiając Bryana samego w domu. Przechadzałam się ulicami Los Angeles bardzo powoli, ponieważ wyszłam dużo wcześniej. Chciałam po prostu pooddychać świeżym powietrzem, ale zgiełk tego dnia na ulicy był nie do zniesienia.
Po drodze wstąpiłam jeszcze do sklepu spożywczego i kupiłam kilka potrzebnych rzeczy do domu.

— Już są wszyscy? – Christina jak zwykle musiała się upewnić czy aby na pewno każdy dotarł — Dobrze. Dzień dobry wszystkim, dzisiaj porozmawiamy na temat jutrzejszego wyjazdu do Etiopii...

W tym momencie podniosłam rękę i przerwałam Christinie. Kobieta dopuściła mnie do głosu.

— Dlaczego ja tutaj siedzę skoro nie jadę?

— Bo każdy musiał przyjść. Bez wyjątku – zlustrowała mnie wzrokiem i już nie zadawałam więcej pytań — Czy wszyscy zrobili odpowiednie szczepienia?

Wszyscy, którzy jechali pokiwali głowami. Ja czułam, że siedzę tam niepotrzebnie. Bo tak było, ale nie chciałam się sprzeczać.

— Doskonale, myślę też, że załatwiliście sobie odpowiednie papiery – w odpowiedzi znowu to samo — Świetnie.

— A co będziemy tam robić? – zapytał jakiś mężczyzna.

— Tego dowiecie się już na miejscu, dlatego bądźcie przygotowani na jakąkolwiek pracę, czy to fizyczną, czy nie.

Gdy szefowa skończyła już swoją wypowiedź na temat wyjazdu, oznajmiła kto nazajutrz pójdzie do domu dziecka zanieść zabawki i potrzebne jedzenie. Na moje nieszczęście nie byłam to ja.

Po zakończonym spotkaniu udałam się w drogę powrotną do domu. Po drodze spotkałam Kate.

— Hej Kate! – przywitałam się — Czemu nie było cię na spotkaniu?

— Jakim znowu spotkaniu? Co ty bredzisz, Ami?

— No wolontariatu. Christine nie dzwoniła do ciebie?

— Nie. A o czym mówiła? – zapytała przyjaciółka.

— O jutrzejszym wyjeździe do Etiopii – oznajmiłam.

— No to po co ja tam miałam być, skoro nie jadę – pomachała mi ręką przed nosem.

— Ale ja też nie jadę – zdezorientowałam się — A mi kazała przyjść.

— To nie wiem o co chodzi, Ami. Muszę już lecieć, bo mam ważne sprawy do załatwienia. Pa kochana!

Pożegnałam się z przyjaciółką i przyspieszyłam kroku do apartamentu. Na ulicy był ruch jak nigdy, dlatego zaczęła mnie boleć głowa od tego wszystkiego. W drodze powrotnej zastanawiałam się dlaczego Christina kazała mi przyjść, ale żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy.

Po około pięciu minutach dotarłam do domu. Rozpakowałam zakupy i weszłam do salonu, w którym znajdował się Bryan.

— No jesteś w końcu! – wstał z kanapy, a w ręku miał kawałek papieru — Czy mogłabyś wytłumaczyć mi co to jest, do cholery? – znacznie podniósł głos.

— Pokaż mi to i się uspokój.

Wyrwałam mu z ręki papierek i ujrzałam na nim numer do Pana Królika. Roześmiałam się i oddałam mu świstek.

— No i co się śmiejesz? Wytłumacz mi co to jest?! – zaczął znowu krzyczeć, a ja się przestraszyłam.

— Posłuchaj, to na pewno nie jest tak, jak tobie się wydaje...

— Co nie jest tak?! Ja już wszystko dobrze wiem. Zdradzasz mnie z jakimś obskurnym fagasem, tak?!

— Nie! Bryan, uspokój się, to wytłumaczę ci wszystko – próbowałam go trochę opanować, ale on nie dawał za wygraną.

— Ty mi już niczego nie musisz wyjaśniać! Wiesz co? Masz ten numer – cisnął we mnie karteczką — I zadzwoń do tego twojego nowego faceta – powiedział z dużym naciskiem na dwa ostatnie słowa – Może on cię pocieszy.

— Kochanie... – spróbowałam złapać go za rękę, ale ten ją wyrwał.

— Nie mów do mnie kochanie! I wiesz co... Lepiej byłoby gdybyśmy się nie spotkali.

Te słowa bardzo mnie zraniły. Wiedział, jak bardzo go kochałam. Cały urok naszego związku prysnął jak za pstryknięciem palców. Moja miłość do niego przerodziła się w tamtym momencie tylko w jedno uczucie jakim jest nienawiść.
Poczułam jak do moich oczu nabierają się łzy. Mrugnęłam kilka razy żeby je stłumić, ale to nic nie dało. Emocje wzięły górę.

— I mam nadzieję, że już więcej się nie zobaczymy – odparłam z wściekłością.

— Bardzo cieszę się z tego powodu. Ty będziesz zadowolona z nowego związku i ja tez.

Czyli jednak miał kochankę. Cudownie. Sam się do tego przyznał. Ale już wtedy nasz związek się zakończył, więc nie interesowało mnie to co on robi. Tylko byłam bardziej wściekła z tego powodu, że spotykał się z nią w czasie gdy byliśmy jeszcze razem.

— Żałuję każdej chwili spędzonej z tobą – odparłam ze łzami lejącymi się po twarzy – Jak mogłam być tak ślepa, żeby nie widzieć jaki naprawdę jesteś. A jesteś zwykłym egoistą.

Bryan wpadł w tak okropną histerię, że wymierzył cios i z impetem uderzył mnie w mój mokry policzek od płaczu. Uderzenie było na tyle mocne, że przechyliłam głowę na bok. Zlustrowałam wzrokiem Bryana i złapałam się za obolałą część ciała.

— Nie waż się nawet tak o mnie mówić.

Nie chciałam drążyć tematu. Za cel obrałam sobie łazienkę, a w drodze do pomieszczenia złapałam w pośpiechu telefon. Zatrzasnęłam drzwi i spojrzałam w lustro. Na policzku miałam odbitą dłoń Bryana. Postanowiłam wziąć się w garść i wybrałam numer do Christiny.

— Dzień dobry Pani Christino, chciałam powiedzieć, że jadę jutro do Etiopii...

Siemaneczko!
Jak podoba wam się jak na razie najdłuższy rozdział? Co myślicie o całej akcji? Piszcie komentarze! 💖🐨

Komentarze i gwiazdki motywują!💙😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro