Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

*Michael*

Po tym, jak Amanda kazała mi wyjść z pokoju, z powodu złego samopoczucia, wyszedłem przejść się po moim ogrodzie. W gruncie rzeczy nie powinienem był jej zostawiać samej, ale wiedziałem, że nie paja do mnie sympatią... jeszcze. Szedłem powoli w stronę małego jeziorka. Było to jedno z moich ulubionych miejsc do przesiadywania, rozmyślania i pisania tekstów. Gdy już dotarłem na miejsce, oparłem się o drzewo i powoli usiadłem na świeżo skoszonej, zielonej trawie. Zastanawiałem się jak mógłbym uczynić ostatnie miesiące życia Amandy najlepszymi. Było to szczególnie trudne, ponieważ dziewczyna nawet nie chce ze mną rozmawiać, a jak już próbuję podjąć jakąś dyskusję, to albo odpowiada niechętnie, albo wcale. Pogrążyłem się w głębokim rozmyślaniu. Co mógłbym zrobić, żeby poczuła do mnie zaufanie? A co, żeby mnie chociaż trochę polubiła?

Z zamysłu wyrwał mnie niespodziewany dzwonek telefonu. Szybko zobaczyłem kto zakłóca mi spokój i chce ze mną rozmawiać. Był to nieznany mi numer. Bez namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem telefon do ucha.

- Jak coś jej zrobisz, to nie ręczę za siebie - odezwała się osoba po drugiej stronie.

- Z kim mam przyjemność rozmawiać? - powiedziałem cicho rozglądając się dookoła.

- Nie musisz wiedzieć. Pamiętaj, gnoju, że mam na ciebie oko i śledzę każdy twój ruch. Nawet nie próbuj się do niej przystawiać. Rozumiesz?! - wykrzyknął nieznany mi mężczyzna. Przez dłuższą chwilę nic się nie odzywałem. Byłem w tak wielkim szoku, że nie zdołałem wydusić z siebie choćby jednego słowa - Rozumiesz chuju?! - powtórzył, tym razem krzycząc jeszcze głośniej.

- W porządku - to jedyne na co było mnie stać.

Potem usłyszałem już tylko pikanie. Rozejrzałem się, czy aby na pewno nikt mnie nie podsłuchiwał i wstałem z ziemi. Udałem się z powrotem do posiadłości. Usiadłem na krześle przy stole kuchennym, oparłem twarz o ręce i zastanawiałem się kto to mógł być. W tym momencie do kuchni weszła moja ulubiona gospodyni domowa - Alicia. Zerknąłem na nią kątem oka i od razu odwróciłem wzrok.

- Mikey, co się stało? Wyglądasz na zmartwionego. To przez tę dziewczynę? A może zjesz coś dobrego? Naleśniczka? - dopytywała z troską. Alicia to tak jakby moja druga mama, ale oczywiście nikt nie zastąpi kochanej Katherine.

- Dziękuję, Al, za troskę, ale nie, nie chcę nic. Nie chodzi też o Amandę... Chociaż po części...

- No to mów co się dzieje, przecież zawsze ci mogę pomóc - odparła i usiadła na krześle obok.

- Al, nie chcę zadręczać cię moimi problemami. Ty jesteś tutaj tylko gosposią, a nie psychiczną terapeutką - powiedziałem na jednym tchu.

- Jak tam chcesz synek, ale pamiętaj, że jakbyś coś chciał to będę tutaj.

Wtedy do głowy wpadł mi pewien genialny pomysł...

- Mogłabyś przygotować kolację dla dwóch osób? - zapytałem z miną kotka proszącego o jedzenie.

- Mikey, czy to ma być dla ciebie i tej dziewczyny? - pokiwałem twierdząco głową z wielkim uśmiechem - Nie powinieneś się tak spieszyć, ale jak chcesz to nie ma sprawy - zgodziła się. 

Wykrzyknąłem tylko "Dziękuję" i przytuliłem Alicię od tyłu. Wybiegłem szczęśliwy z kuchni i pospiesznie wszedłem po schodach na górę do pokoju Amandy. Bez pukania wszedłem do pomieszczenia i zastałem ją szukającą czegoś przy walizce na klęczkach. Nie była w stanie mnie zobaczyć, bo była odwrócona tyłem do drzwi. Podszedłem do niej na palcach i schyliłem się tak, że swoje usta miałem tuż przy jej uchu.

- Chciałabyś coś zjeść? - szepnąłem, a dziewczyna gwałtownie podskoczyła, uderzając mnie tym samym w szczękę - Ała! - krzyknąłem łapiąc się odruchowo za wargę.

- Jackson! Zachowujesz się jak psychopata - odburknęła odwracając się w moją stronę. Kobieta zlustrowała mnie wzrokiem i powiedziała - Krew ci z wargi leci, sieroto.

- Gdybyś nie skakała jak połamana łania to by do tego nie doszło - powiedziałem patrząc się na dłoń, która była cała we krwi. 

- Gdybyś nie skradał się jak psychopata i nie zbliżał się jak pedofil, to byś teraz nie krwawił. A tak to w zupełności ci się należy.

Rzuciłem jej błagalne spojrzenie, a ta wstała z podłogi i poszła po odrobinę lodu do kuchni. Amanda dobrze znała już cały dom, gdyż wcześniej ją oprowadziłem. Gdy dziewczyna wróciła do pokoju, dała mi ściereczkę, w której zawinięty był lód. Przyłożyłem sobie ją do wargi i ból powoli ustępował. 

- Dziękuję - zdołałem wydusić. 

- Nie zrobiłam tego z troski o ciebie, tylko dlatego, że nie lubię widzieć jak ktoś cierpi.

- Ale to tak jakbyś się o mnie martwiła - rzuciłem z zabawnym tonem.

- Pogrążasz się jeszcze bardziej. Nie dość, że za tobą nie przepadam, to jeszcze zachowujesz się jakbyś ze mną flirtował - powiedziała podirytowana.

- Bo może to robię? - szepnąłem do siebie.

- Co ty powiedziałeś?

- Nie, nic - spojrzała na mnie tajemniczo - Czemu trzymasz do mnie taki dystans? - zebrałem się na odwagę i spojrzałem się jej głęboko w oczy.

Nie uzyskałem odpowiedzi. Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę i odeszła. Stałem jak słup w jednym miejscu przez dłuższą chwilę z ręką przy wardze i nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem świadomy tego, że w tym momencie pogorszyłem swoją sytuację jeszcze bardziej. Zszedłem na dół do kuchni, z nadzieją, że tam znajdę Amandę, ale tak nie było. W kuchni krzątała się Alicia, która robiła kolację dla dwojga. Usiadłem na krześle i przyglądałem się gosposi.

- Możesz sobie darować tę kolację - powiedziałem zasmucony, a Alicia odwróciła się w moją stronę. 

- Znowu powiedziałeś coś głupiego? - nie odpowiedziałem - Tak jak myślałam. Ale wiesz co, to nie znaczy, że dziewczyna nie jest głodna. Sama ją zaproszę, jeżeli ty nawet kobiecie kolacji zaoferować nie umiesz - przyjrzała mi się dokładnie - A co ci się stało tak w ogóle? Ta dziewczyna przyszła po lód, ale nic nawet nie mówiła, tylko śmiała się pod nosem.

- To moja wina. Zachowuję się jak szczeniak. Nie umiem dać jej czasu na zaufanie mi - odparłem ze spuszczoną głową.

- Mikey się zakochał - Al klasnęła w dłonie - Musisz być co do niej delikatny i przede wszystkim dać jej czasu. Miłość nie przychodzi tak łatwo i szybko jakbyś chciał. A poza tym, ty jej chyba nawet nie znasz. 

- To prawda, nie znam jej długo, ale ten czas wystarczył, żebym zdążył się zakochać po uszy. To jest tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Lubię w niej to, że kocha dzieci tak samo jak ja, bierze udział w akcjach charytatywnych! Al, zrozum mnie.

W tym momencie do kuchni wolnym krokiem weszła Amanda. Miałem nadzieję, że nie słyszała mojej rozmowy z Alicią. Automatycznie przeniosłem mój wzrok na dziewczynę, która miała twarz wbitą w podłogę. Mimowolnie przygryzłem wargę i szybko wstałem z krzesła. Podszedłem do Amandy i stanąłem tuż przed nią, a ta uniosła swój wzrok na moją twarz.

- Może zjesz ze mną kolację? - zapytałem błagalnym tonem.

 - Nie jestem głodna - odpowiedziała z uśmiechem.

- Nalegam.

- Oh no dobrze - zgodziła się niechętnie.

Odsunąłem jej krzesło, a ta na nim usiadła. Pomogłem Alicii z roznoszeniem jedzenia i poinstruowałem ją, żeby zostawia nas samych. Gosposia pokazała mi zaciśnięte kciuki i z szerokim uśmiechem wyszła z kuchni. Dołączyłem do Amandy siadając na krześle przed nią. Wziąłem na talerz kilka pieczonych ziemniaków, po czym Amanda zrobiła to samo. Nalałem nam do kryształków soku i zaczęliśmy kolację. Przez dłuższą chwilę jedliśmy w krępującej ciszy, ale zaraz dziewczyna postanowiła ją przerwać.

- Czemu to wygląda jak randka? - zapytała speszona.

- Randka? To? Coś ty! - powiedziałem kłamiąc i śmiejąc się. Tak naprawdę to było coś w stylu randki, tylko że takiej zapoznawczej. Chciałem dowiedzieć się o niej jak najwięcej - Opowiesz mi coś więcej o sobie? - zapytałem niepewny.

- Co chcesz wiedzieć? Nie jestem typem człowieka, który ma wiele rzeczy do roboty, ale pytaj śmiało, tylko nie wykraczaj poza strefę mojego komfortu - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałem - I nie próbuj ze mną flirtować, bo to ci się nie uda - dodała.

- Masz chłopaka? - zacząłem od tego pytania, które było dla mnie najważniejsze.

- Oh - jej wyraz twarzy wskazywał na to, że było to dla niej niewygodne pytanie - Nie, nie mam chłopaka.

- Jak taka piękna i inteligentna dziewczyna nie ma chłopaka? - przygryzłem obolałą wargę i wziąłem do ust kolejną porcję ziemniaków.

- To jest dłuższa historia...

- Mamy czas - odparłem z uśmiechem.

- Pamiętasz Bryana, do którego dzwoniłeś w szpitalu? - pokiwałem twierdząco głową - To właśnie to był mój długoletni chłopak. Poznaliśmy się na ulicy, gdy szłam z koleżanką, która mnie z nim zapoznała. Dobrze nam się gadało i rok później zostaliśmy parą. Zamieszkaliśmy razem, on rozpoczął karierę jako architekt, a ja udzielałam się charytatywnie - słuchałem uważnie przeżuwając posiłek - Bryan nie podzielał mojej pasji, bo ja nie dostawałam za to żadnych pieniędzy, a jedyny dochód jaki mieliśmy pochodził z wysokiej pensji Bryana. 

- No i co dalej? Czemu już nie jesteście razem? - zapytałem zaciekawiony.

- Sprawy się nieco pokomplikowały. Dowiedziałam się, że on mnie zdradzał od dłuższego czasu, a gdy zobaczył w koszu numer do ciebie, wtedy, gdy znalazłeś mnie płaczącą na ławce, stwierdził, że ja też go zdradzam i mnie uderzył - powiedziała drapiąc się po policzku.

- Co za... - nawet nie dokończyłem - I to dlatego nazwał cię suką tam w szpitalu?

- Tak, to dlatego. Ale prawda jest taka, że ja go nigdy nie zdradziłam - odparła ze łzami w oczach.

- Kochasz go? - zapytałem, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.

- To pytanie jest nie na miejscu...

- Jest całkiem proste. Kochasz faceta nadal, czy nie?

- Tak, kocham! - wykrzyknęła - Bryan to moje światełko i byłabym w stanie wybaczyć mu tą zdradę, gdyby chciałby jeszcze ze mną być! 

Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jak można być tak ślepo zapatrzonym w takiego człowieka jakim jest Bryan? Wtedy przypomniałem sobie sytuację z przedpołudnia. Czy to możliwe, że to Bryan do mnie dzwonił i mi groził? To nie miało najmniejszego sensu, bo nie pozwolił mi się do niej zbliżać, a skoro to on ją zdradzał, to czemu mu tak na niej zależało? 

- A co zamierzasz robić w przyszłości? - zmieniłem temat, zapominając, że Amanda nie będzie mieć długiego życia,

- Nie mam większych ambicji. Ale gdybym już musiała coś wybrać, to byłabym wizażystką. Lubię malować zarówno siebie jak i innych - odpowiedziała z uśmiechem.

- To świetnie! Może pojedziemy jutro kupić ci toaletkę i lepsze kosmetyki? - zaproponowałem.

- Michael, nie mam żadnych pieniędzy.

- Ale ja mam! To nie będzie żaden problem, żebym kupił ci kilka kosmetyków - wypaliłem uprzedzając jej pytanie.

- No dobrze... 

Wróciła krępująca cisza, a my zabraliśmy się za jedzenie kolejnych posiłków zrobionych przez mistrzynię kuchni - Alicię. Dalsza część kolacji minęła nam bardzo przyjemnie, przynajmniej ja miałem takie odczucie. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o jej osobie, przez które jeszcze bardziej zakochiwałem się w Amandzie. Szczerze? Nigdy nie poznałem dziewczyny, z którą mogłem porozmawiać na każdy temat. Była idealna.

Po skończonej kolacji zmyłem naczynia cały czas rozmawiając z Amandą. Następnie dziewczyna oznajmiła, że pójdzie się umyć. Odprowadziłem ją pod same drzwi łazienki żegnając się z nią i życząc dobrej nocy. Udałem się do swojej łazienki i wziąłem szybki prysznic. Po orzeźwiającej kąpieli poszedłem do sypialni i położyłem się w swoim dużym, podwójnym łóżku, w którym czułem się bardzo samotnie. Brakowało mi dotyku drugiej osoby obok. Okryłem się pachnącą kołdrą i próbowałem zasnąć, jednak natłok myśli mi to uniemożliwiał. Cieszyłem się, że Amanda powoli się przede mną otwiera, ale minie jeszcze sporo czasu zanim będę mógł się nią w pełni cieszyć. Przeszkodą jest jeszcze jej były chłopak - Bryan. Ona nadal go kocha. Muszę sprawić by o nim zapomniała, a przy tym nie dać się przyłapać na flirtowaniu z Amandą...


Hej!❤

Dzisiaj o wiele dłuższy rozdział niż wczoraj i mam nadzieję, że lepszy 😍 Co sądzicie o szybkim działaniu Michaela? I jak sądzicie, kto groził Jacksonowi? Piszcie!👀

Komentarze i gwiazdki motywują!💖💋


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro