Rozdział 9
*Michael*
Po tym, jak Amanda kazała mi wyjść z pokoju, z powodu złego samopoczucia, wyszedłem przejść się po moim ogrodzie. W gruncie rzeczy nie powinienem był jej zostawiać samej, ale wiedziałem, że nie paja do mnie sympatią... jeszcze. Szedłem powoli w stronę małego jeziorka. Było to jedno z moich ulubionych miejsc do przesiadywania, rozmyślania i pisania tekstów. Gdy już dotarłem na miejsce, oparłem się o drzewo i powoli usiadłem na świeżo skoszonej, zielonej trawie. Zastanawiałem się jak mógłbym uczynić ostatnie miesiące życia Amandy najlepszymi. Było to szczególnie trudne, ponieważ dziewczyna nawet nie chce ze mną rozmawiać, a jak już próbuję podjąć jakąś dyskusję, to albo odpowiada niechętnie, albo wcale. Pogrążyłem się w głębokim rozmyślaniu. Co mógłbym zrobić, żeby poczuła do mnie zaufanie? A co, żeby mnie chociaż trochę polubiła?
Z zamysłu wyrwał mnie niespodziewany dzwonek telefonu. Szybko zobaczyłem kto zakłóca mi spokój i chce ze mną rozmawiać. Był to nieznany mi numer. Bez namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem telefon do ucha.
- Jak coś jej zrobisz, to nie ręczę za siebie - odezwała się osoba po drugiej stronie.
- Z kim mam przyjemność rozmawiać? - powiedziałem cicho rozglądając się dookoła.
- Nie musisz wiedzieć. Pamiętaj, gnoju, że mam na ciebie oko i śledzę każdy twój ruch. Nawet nie próbuj się do niej przystawiać. Rozumiesz?! - wykrzyknął nieznany mi mężczyzna. Przez dłuższą chwilę nic się nie odzywałem. Byłem w tak wielkim szoku, że nie zdołałem wydusić z siebie choćby jednego słowa - Rozumiesz chuju?! - powtórzył, tym razem krzycząc jeszcze głośniej.
- W porządku - to jedyne na co było mnie stać.
Potem usłyszałem już tylko pikanie. Rozejrzałem się, czy aby na pewno nikt mnie nie podsłuchiwał i wstałem z ziemi. Udałem się z powrotem do posiadłości. Usiadłem na krześle przy stole kuchennym, oparłem twarz o ręce i zastanawiałem się kto to mógł być. W tym momencie do kuchni weszła moja ulubiona gospodyni domowa - Alicia. Zerknąłem na nią kątem oka i od razu odwróciłem wzrok.
- Mikey, co się stało? Wyglądasz na zmartwionego. To przez tę dziewczynę? A może zjesz coś dobrego? Naleśniczka? - dopytywała z troską. Alicia to tak jakby moja druga mama, ale oczywiście nikt nie zastąpi kochanej Katherine.
- Dziękuję, Al, za troskę, ale nie, nie chcę nic. Nie chodzi też o Amandę... Chociaż po części...
- No to mów co się dzieje, przecież zawsze ci mogę pomóc - odparła i usiadła na krześle obok.
- Al, nie chcę zadręczać cię moimi problemami. Ty jesteś tutaj tylko gosposią, a nie psychiczną terapeutką - powiedziałem na jednym tchu.
- Jak tam chcesz synek, ale pamiętaj, że jakbyś coś chciał to będę tutaj.
Wtedy do głowy wpadł mi pewien genialny pomysł...
- Mogłabyś przygotować kolację dla dwóch osób? - zapytałem z miną kotka proszącego o jedzenie.
- Mikey, czy to ma być dla ciebie i tej dziewczyny? - pokiwałem twierdząco głową z wielkim uśmiechem - Nie powinieneś się tak spieszyć, ale jak chcesz to nie ma sprawy - zgodziła się.
Wykrzyknąłem tylko "Dziękuję" i przytuliłem Alicię od tyłu. Wybiegłem szczęśliwy z kuchni i pospiesznie wszedłem po schodach na górę do pokoju Amandy. Bez pukania wszedłem do pomieszczenia i zastałem ją szukającą czegoś przy walizce na klęczkach. Nie była w stanie mnie zobaczyć, bo była odwrócona tyłem do drzwi. Podszedłem do niej na palcach i schyliłem się tak, że swoje usta miałem tuż przy jej uchu.
- Chciałabyś coś zjeść? - szepnąłem, a dziewczyna gwałtownie podskoczyła, uderzając mnie tym samym w szczękę - Ała! - krzyknąłem łapiąc się odruchowo za wargę.
- Jackson! Zachowujesz się jak psychopata - odburknęła odwracając się w moją stronę. Kobieta zlustrowała mnie wzrokiem i powiedziała - Krew ci z wargi leci, sieroto.
- Gdybyś nie skakała jak połamana łania to by do tego nie doszło - powiedziałem patrząc się na dłoń, która była cała we krwi.
- Gdybyś nie skradał się jak psychopata i nie zbliżał się jak pedofil, to byś teraz nie krwawił. A tak to w zupełności ci się należy.
Rzuciłem jej błagalne spojrzenie, a ta wstała z podłogi i poszła po odrobinę lodu do kuchni. Amanda dobrze znała już cały dom, gdyż wcześniej ją oprowadziłem. Gdy dziewczyna wróciła do pokoju, dała mi ściereczkę, w której zawinięty był lód. Przyłożyłem sobie ją do wargi i ból powoli ustępował.
- Dziękuję - zdołałem wydusić.
- Nie zrobiłam tego z troski o ciebie, tylko dlatego, że nie lubię widzieć jak ktoś cierpi.
- Ale to tak jakbyś się o mnie martwiła - rzuciłem z zabawnym tonem.
- Pogrążasz się jeszcze bardziej. Nie dość, że za tobą nie przepadam, to jeszcze zachowujesz się jakbyś ze mną flirtował - powiedziała podirytowana.
- Bo może to robię? - szepnąłem do siebie.
- Co ty powiedziałeś?
- Nie, nic - spojrzała na mnie tajemniczo - Czemu trzymasz do mnie taki dystans? - zebrałem się na odwagę i spojrzałem się jej głęboko w oczy.
Nie uzyskałem odpowiedzi. Dziewczyna wbiła wzrok w podłogę i odeszła. Stałem jak słup w jednym miejscu przez dłuższą chwilę z ręką przy wardze i nie wiedziałem co mam zrobić. Byłem świadomy tego, że w tym momencie pogorszyłem swoją sytuację jeszcze bardziej. Zszedłem na dół do kuchni, z nadzieją, że tam znajdę Amandę, ale tak nie było. W kuchni krzątała się Alicia, która robiła kolację dla dwojga. Usiadłem na krześle i przyglądałem się gosposi.
- Możesz sobie darować tę kolację - powiedziałem zasmucony, a Alicia odwróciła się w moją stronę.
- Znowu powiedziałeś coś głupiego? - nie odpowiedziałem - Tak jak myślałam. Ale wiesz co, to nie znaczy, że dziewczyna nie jest głodna. Sama ją zaproszę, jeżeli ty nawet kobiecie kolacji zaoferować nie umiesz - przyjrzała mi się dokładnie - A co ci się stało tak w ogóle? Ta dziewczyna przyszła po lód, ale nic nawet nie mówiła, tylko śmiała się pod nosem.
- To moja wina. Zachowuję się jak szczeniak. Nie umiem dać jej czasu na zaufanie mi - odparłem ze spuszczoną głową.
- Mikey się zakochał - Al klasnęła w dłonie - Musisz być co do niej delikatny i przede wszystkim dać jej czasu. Miłość nie przychodzi tak łatwo i szybko jakbyś chciał. A poza tym, ty jej chyba nawet nie znasz.
- To prawda, nie znam jej długo, ale ten czas wystarczył, żebym zdążył się zakochać po uszy. To jest tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Lubię w niej to, że kocha dzieci tak samo jak ja, bierze udział w akcjach charytatywnych! Al, zrozum mnie.
W tym momencie do kuchni wolnym krokiem weszła Amanda. Miałem nadzieję, że nie słyszała mojej rozmowy z Alicią. Automatycznie przeniosłem mój wzrok na dziewczynę, która miała twarz wbitą w podłogę. Mimowolnie przygryzłem wargę i szybko wstałem z krzesła. Podszedłem do Amandy i stanąłem tuż przed nią, a ta uniosła swój wzrok na moją twarz.
- Może zjesz ze mną kolację? - zapytałem błagalnym tonem.
- Nie jestem głodna - odpowiedziała z uśmiechem.
- Nalegam.
- Oh no dobrze - zgodziła się niechętnie.
Odsunąłem jej krzesło, a ta na nim usiadła. Pomogłem Alicii z roznoszeniem jedzenia i poinstruowałem ją, żeby zostawia nas samych. Gosposia pokazała mi zaciśnięte kciuki i z szerokim uśmiechem wyszła z kuchni. Dołączyłem do Amandy siadając na krześle przed nią. Wziąłem na talerz kilka pieczonych ziemniaków, po czym Amanda zrobiła to samo. Nalałem nam do kryształków soku i zaczęliśmy kolację. Przez dłuższą chwilę jedliśmy w krępującej ciszy, ale zaraz dziewczyna postanowiła ją przerwać.
- Czemu to wygląda jak randka? - zapytała speszona.
- Randka? To? Coś ty! - powiedziałem kłamiąc i śmiejąc się. Tak naprawdę to było coś w stylu randki, tylko że takiej zapoznawczej. Chciałem dowiedzieć się o niej jak najwięcej - Opowiesz mi coś więcej o sobie? - zapytałem niepewny.
- Co chcesz wiedzieć? Nie jestem typem człowieka, który ma wiele rzeczy do roboty, ale pytaj śmiało, tylko nie wykraczaj poza strefę mojego komfortu - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałem - I nie próbuj ze mną flirtować, bo to ci się nie uda - dodała.
- Masz chłopaka? - zacząłem od tego pytania, które było dla mnie najważniejsze.
- Oh - jej wyraz twarzy wskazywał na to, że było to dla niej niewygodne pytanie - Nie, nie mam chłopaka.
- Jak taka piękna i inteligentna dziewczyna nie ma chłopaka? - przygryzłem obolałą wargę i wziąłem do ust kolejną porcję ziemniaków.
- To jest dłuższa historia...
- Mamy czas - odparłem z uśmiechem.
- Pamiętasz Bryana, do którego dzwoniłeś w szpitalu? - pokiwałem twierdząco głową - To właśnie to był mój długoletni chłopak. Poznaliśmy się na ulicy, gdy szłam z koleżanką, która mnie z nim zapoznała. Dobrze nam się gadało i rok później zostaliśmy parą. Zamieszkaliśmy razem, on rozpoczął karierę jako architekt, a ja udzielałam się charytatywnie - słuchałem uważnie przeżuwając posiłek - Bryan nie podzielał mojej pasji, bo ja nie dostawałam za to żadnych pieniędzy, a jedyny dochód jaki mieliśmy pochodził z wysokiej pensji Bryana.
- No i co dalej? Czemu już nie jesteście razem? - zapytałem zaciekawiony.
- Sprawy się nieco pokomplikowały. Dowiedziałam się, że on mnie zdradzał od dłuższego czasu, a gdy zobaczył w koszu numer do ciebie, wtedy, gdy znalazłeś mnie płaczącą na ławce, stwierdził, że ja też go zdradzam i mnie uderzył - powiedziała drapiąc się po policzku.
- Co za... - nawet nie dokończyłem - I to dlatego nazwał cię suką tam w szpitalu?
- Tak, to dlatego. Ale prawda jest taka, że ja go nigdy nie zdradziłam - odparła ze łzami w oczach.
- Kochasz go? - zapytałem, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy.
- To pytanie jest nie na miejscu...
- Jest całkiem proste. Kochasz faceta nadal, czy nie?
- Tak, kocham! - wykrzyknęła - Bryan to moje światełko i byłabym w stanie wybaczyć mu tą zdradę, gdyby chciałby jeszcze ze mną być!
Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jak można być tak ślepo zapatrzonym w takiego człowieka jakim jest Bryan? Wtedy przypomniałem sobie sytuację z przedpołudnia. Czy to możliwe, że to Bryan do mnie dzwonił i mi groził? To nie miało najmniejszego sensu, bo nie pozwolił mi się do niej zbliżać, a skoro to on ją zdradzał, to czemu mu tak na niej zależało?
- A co zamierzasz robić w przyszłości? - zmieniłem temat, zapominając, że Amanda nie będzie mieć długiego życia,
- Nie mam większych ambicji. Ale gdybym już musiała coś wybrać, to byłabym wizażystką. Lubię malować zarówno siebie jak i innych - odpowiedziała z uśmiechem.
- To świetnie! Może pojedziemy jutro kupić ci toaletkę i lepsze kosmetyki? - zaproponowałem.
- Michael, nie mam żadnych pieniędzy.
- Ale ja mam! To nie będzie żaden problem, żebym kupił ci kilka kosmetyków - wypaliłem uprzedzając jej pytanie.
- No dobrze...
Wróciła krępująca cisza, a my zabraliśmy się za jedzenie kolejnych posiłków zrobionych przez mistrzynię kuchni - Alicię. Dalsza część kolacji minęła nam bardzo przyjemnie, przynajmniej ja miałem takie odczucie. Dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o jej osobie, przez które jeszcze bardziej zakochiwałem się w Amandzie. Szczerze? Nigdy nie poznałem dziewczyny, z którą mogłem porozmawiać na każdy temat. Była idealna.
Po skończonej kolacji zmyłem naczynia cały czas rozmawiając z Amandą. Następnie dziewczyna oznajmiła, że pójdzie się umyć. Odprowadziłem ją pod same drzwi łazienki żegnając się z nią i życząc dobrej nocy. Udałem się do swojej łazienki i wziąłem szybki prysznic. Po orzeźwiającej kąpieli poszedłem do sypialni i położyłem się w swoim dużym, podwójnym łóżku, w którym czułem się bardzo samotnie. Brakowało mi dotyku drugiej osoby obok. Okryłem się pachnącą kołdrą i próbowałem zasnąć, jednak natłok myśli mi to uniemożliwiał. Cieszyłem się, że Amanda powoli się przede mną otwiera, ale minie jeszcze sporo czasu zanim będę mógł się nią w pełni cieszyć. Przeszkodą jest jeszcze jej były chłopak - Bryan. Ona nadal go kocha. Muszę sprawić by o nim zapomniała, a przy tym nie dać się przyłapać na flirtowaniu z Amandą...
Hej!❤
Dzisiaj o wiele dłuższy rozdział niż wczoraj i mam nadzieję, że lepszy 😍 Co sądzicie o szybkim działaniu Michaela? I jak sądzicie, kto groził Jacksonowi? Piszcie!👀
Komentarze i gwiazdki motywują!💖💋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro