Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

W drodze do szpitala urwał mi się film. Jedyne co słyszałam to pisk i oddalony głos Michaela. Nie miałam pojęcia co się dzieje, ale wiedziałam, że to już nie było normalne. Kolejny raz ta sama sytuacja, to nie mogło wróżyć niczego dobrego.

***

Obudziłam się w białej sali, w której byłam tylko ja. Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nie pamiętałam nic. Nie wiedziałam nawet jak się tu znalazłam. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Spojrzałam w stronę wydobywającego się hałasu i ujrzałam Michaela Jacksona. Szybko odwróciłam głowę w drugą stronę.

— Jak się czujesz? – zapytał swoim słodkim głosem.

Nie miałam zamiaru odpowiadać. Mój wzrok nadal tkwił w ścianie, Michael szybko zauważył to i podszedł do mnie od właśnie tej strony.

— Nie zamierzam się z tobą bawić w jakieś podchody. Odpowiedz mi po prostu czy już wszystko dobrze – oznajmił, a ja nadal nie odpowiadałam – No dobrze. A potrzebujesz czegoś?

— Tak. Zadzwoń po Bryana – powiedziałam.

W tamtym momencie coś we mnie pękło. Przypomniałam sobie o miłości mojego życia – Bryan'ie. Nie dbałam o to, że kilka dni temu ze sobą zerwaliśmy. Chciałam tylko, żeby tu przy mnie był.

— Dobrze, a kto to jest? – zapytał.

— Masz mój telefon – wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i wręczyłam Michaelowi – I zadzwoń do Bryan'a.

Mężczyzna nie odpowiadając nic wykonał moje polecenie. Chwilę po tym ciszę w pokoju wypełniał dźwięk sygnałów z telefonu. Jeden, drugi, trzeci... w końcu.

— Dzień dobry, Michael z tej strony – przywitał się Jackson. Dało się usłyszeć, że się bał – Amanda jest w szpitalu w Etiopii...

— Aha, no to fajnie, należy się tej suce – Bryan przerwał Michaelowi w połowie zdania.

Mężczyzna widocznie zmieszany nie wiedział co powiedzieć. Wpatrywałam się w niego jak w obrazek, czekając aż zdoła z siebie coś wydusić.

— Proszę jej tak nie nazywać. To jest cudowna kobieta, niech Pan okaże jej jakiś szacunek – powiedział.

— Jej się nie należy. To parszywa gnida, która leci tylko na kasę, a to jej całe pomaganie to jakiś żart.

— Rozłączył się – oznajmił Michael podając mi telefon do ręki – Kto to tak właściwie był?

— Długa historia...

— Mamy czas – powiedział z uśmiechem na twarzy.

— Najpierw powiedz mi co mi jest.

— Eh... Lekarze podejrzewają u ciebie anemię. Ale spokojnie, to nic pewnego. Zaraz zrobią ci badanie krwi i się wszystko okaże – zapewnił.

Nie przejmowałam się, bo nie miałam czym. Póki nie zrobiono mi badań, to nie było żadnych powodów do rozpaczy.

Chwilę potem do sali wszedł lekarz. Kazał Michaelowi wyjść, a potem mężczyzna zaczął ze mną wywiad.

— Czy czuła się Pani kiedyś tak jak dzisiaj? – zapytał, a ja kiwnęłam głową potwierdzająco.

— Kiedy zaczęła się Pani tak czuć?

— Dawno temu, ale sądziłam, że to nic poważnego, więc nie poszłam do lekarza. Myślałam, że to tylko zwykle przemęczenie spowodowane natłokiem pracy. Ale co teraz ze mną będzie?

— Pobierzemy krew i wyniki postaramy się zrobić jak najszybciej. A do tego czasu zostanie Pani w szpitalu.

Oznajmił i z kieszeni białego fartucha wyciągnął długą strzykawkę. Nic nie mówiąc wziął moją rękę i szybkim ruchem wbił narzędzie w skórę. Nie bolało aż tak jak sądziłam. Większość strachu opiera się tylko na naszej wyobraźni, dlatego jeżeli coś sobie wbijemy do głowy – to już tam pozostanie i ciężko będzie nam to z niej wybić.

— Idę teraz do laboratorium i mam nadzieję, że pod koniec dnia będą już wyniki. Do widzenia.

Uśmiechnęłam się niechętnie i odprowadziłam wzrokiem lekarza do drzwi. Chwilę potem do oczu napłynęły mi łzy. Zadręczałam się najróżniejszymi myślami. Dlaczego Bryan tak mnie nienawidzi? Nie zrobiłam mu nic złego, a on mnie zdradza z jakąś lafiryndą. Dodatkowo jestem całkowicie samotna i nie mam nikogo, kto by mógł mi pomóc.
Po policzkach zaczęły spływać słone łzy, które były dowodem na to jak bardzo mi jest źle. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zauważył, że płaczę, dlatego szybko otarłam mokre policzki i przewróciłam się na prawy bok w stronę drzwi. Przez duże okno wychodzące na korytarz zauważyłam charakterystyczną czuprynę. Oczywiście był to Michael, który nadal tam siedział. Cieszyłam się, że nie przyszedł do mnie, bo nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać.
Gdy poczułam, że moje powieki stają się coraz cięższe, pozwoliłam im swobodnie opaść i już chwilę potem odeszłam do krainy, gdzie wszystko jest kolorowe i szczęśliwe.

***

Gdy się obudziłam szybko spojrzałam, która jest godzina. Była 19:45. Obok mojego łóżka siedział Michael, który wyglądał na bardzo przejętego.

Nie wiedziałam co zrobić, dlatego postanowiłam się zapytać co się stało. Oparłam się na łokciach i wzięłam głęboki wdech.

— Michael? – zaczęłam.

Ten oderwał wzrok z podłogi i ocierając oczy spojrzał na mnie.

— Czy były już wyniki? – zapytałam cicho.

— Tak – mężczyzna powoli podniósł się z krzesła i przykucnął obok łóżka – Lekarz nie chciał mi powiedzieć wyników, ale po wielu błaganiach się udało...

— Po prostu mi to powiedz! – wykrzyknęłam – Nie chcę tracić mojego cennego czasu na takie głupoty.

— Amando, nie wiem jak ci to powiedzieć... – zrobił przerwę na chwilę i popatrzył mi głęboko w oczy – Jesteś chora. Bardzo chora. Masz guza mózgu, Amando.

W tamtej chwili jakby cały mój świat rozpadł się na milion drobnych kawałeczków, z których nie dało się już nic złożyć. Przez długi czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że jestem aż tak poważnie chora. Miałam nadzieję, że to tylko zły sen i gdy się obudzę to wszystko wróci do normy – że będę w cieplutkim domu w Los Angeles u boku Bryana, ale niestety tak się nie stało.

— Ile mi zostało? – zapytałam łamiącym się głosem.

— Lekarze szacują to na mniej niż rok – powiedział — Gdybyś poszła do lekarza dużo wcześniej, to by się to inaczej potoczyło. Jest już zbyt późno na podawanie chemii, dlatego pozostaje tylko czekać.

— Michael, boję się – mężczyzna złapał mnie za dłoń i przejechał po niej kciukiem. Nie miałam siły nawet jej wyrwać.

— Musisz wytrwać do końca, Amando. Jesteś wspaniałą kobietą i musisz wiedzieć, że możesz na mnie całkowicie polegać.

— Co teraz ze mną będzie? – zapytałam patrząc mu jednocześnie w oczy.

— Co tylko zechcesz. Lekarz powiedział, żebyś wykorzystała te kilka miesięcy jak najlepiej i nie przejmowała się niczym.

— Ale, Michael, ja nie mam gdzie się podziać. Uciekłam z mojego domu, w którym mieszkałam razem z Bryanem i teraz nie wiem co mam zrobić – wytłumaczyłam.

— Hmm... Jeżeli chcesz mogę cię zabrać do siebie. Dam ci pokój, jaki tylko zechcesz. Zapewnię ci jedzenie i mnóstwo atrakcji – powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaskoczyła mnie ta propozycja, ale nie chciałam na nią przystać, bo nie miałam pieniędzy, żeby mu zapłacić za zakwaterowanie. A poza tym nie ufałam mu całkowicie. Nie wiedziałam gdzie mieszka, jaki ma dom i czy zdoła mi pomoc na tyle, żebym nie musiała się zadręczać uciążliwymi myślami.

— Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić – stwierdziłam i wyjęłam swoją dłoń z objęć Michaela.

— Nalegam. Przysięgam ci, że nie będzie nas łączyć nic więcej poza dobrą znajomością.

— Ale my się nawet tak dobrze nie znamy. Poznaliśmy się dopiero wczoraj, a ty już oferujesz mi wprowadzenie się do ciebie. Będę dla ciebie tylko kulą u nogi. Ty masz pracę, ja swoje życie.

— Nie dam ci mieszkać na ulicy. Co sobie inni pomyślą? Przecież to niedorzeczne! – wymachiwał rękami we wszystkie strony – Obiecuję ci, że zajmę się tobą jak najlepiej – położył dłoń na piersi i uśmiechnął się szczerze.

— Eh... widzę, że nie dasz za wygraną. No dobrze, ale pod warunkiem, że jak będę ci przeszkadzać to mi o tym od razu powiesz, dobrze? – zapytałam.

— Jasne! To wstawaj i jedziemy do Neverlandu, szkoda czasu.

Powoli wstałam z łóżka i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szpitala. Podeszłam do recepcji i oznajmiłam, że chcę się wypisać. Równocześnie musiałam przysiąc, że gdyby cokolwiek mi się działo, od razu mam iść do lekarza.

Pod szpitalem czekała na nad czarna limuzyna z szoferem, do której wsiedliśmy. Michael usiadł obok mnie i wydał rozkaz mężczyźnie, żeby zawiózł nas do hotelu, ponieważ musieliśmy wziąć swoje rzeczy stamtąd.

Hej wszystkim!
Jak wam się podoba rozdział? Co myślicie o sytuacji jaka nam się tutaj stworzyła? 😏 Sądzicie, że Michael dotrzyma obietnicy, gdzie przysiągł, że jego i Amandę będzie łączyć tylko przyjaźń? Piszcie! 💗
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro