3 - Jesteście parą?
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, Dean zabrał Charlie do swojej posiadłości.
- Nie wiele się tu zmieniło - przyznała, rozglądając się po staroświeckim salonie - Właściwie nic, z wyjątkiem tego, że masz elektryczność.
- A po co cokolwiek tu zmieniać? Czas w tym miejscu nie płynie, a elektryczność jest, bo jakoś musieli mi podłączyć internet - zauważył.
Dziewczyna zaśmiała się, podchodząc do zdjęcia stojącego w ramce, tuż nad kominkiem.
- Ah, 1941 - powiedziała - ależ Ci dobrze było w mundurze, wiesz? Wyglądałeś bardzo dojrzale. Teraz wyglądasz jak...
- Charlie, już proszę, zamilcz - poprosił rozbawiony. Podszedł do barku, gdzie po przygotowaniu dwóch szklanek, nalał whisky - napijmy się.
Wznieśli mały toast za ich przyjaźń i rozsiedli się na kanapie. Dean dolał im alkoholu.
- Kogo ja widzę - odezwał się Sam, wkraczając do pomieszczenia w nienagannej fryzurze zaczesanej do tyłu, ubrany w ciemną koszulę i gładkie, prawdopodobnie satynowe spodnie. Na lewym nadgarstku nosił zegarek - Największa morderczyni późnych lat czterdziestych, będąca na ustach całej Ameryki.
- Sammy, największy kutas od momentu własnych narodzin, witaj - sztucznie się do niego wyszczerzyła, on jedynie pokręcił głową z dezaprobatą. Odchrząknął i podszedł do nich. Trzymał w ręku kryształowy kielich, który wyglądał dość ekstrawagancko, znajdowała się w nim oczywiście krew, którą regularnie spuszczał ze swoich ofiar.
- Dean, powiedz jej, żeby lepiej wyhamowała swój niewyuczony język. Wciąż nie rozumiem jak to się stało, że kobiety mają tyle samo praw co mężczyźni - prychnął i napił się.
- Że co proszę? - uniosła brew, wciąż nie wierzyła w to, jakim dupkiem był Sam, bądź jakiego zgrywał. Po prostu zachowywał się jak pomyleniec.
- Charlie, nie dawaj się mu, przecież wiesz, że robi to specjalnie. Szuka atencji odkąd go znam - skrzywił się i prychnął. Nie musiał nawet patrzeć na brata, by wiedzieć jaką ma minę. Nadęta, pusta, głupia.
Nienawidził go od zawsze, jak tylko matka powiedziała mu, że...
- Masz rację, Dean. Jestem ponadto - rzuciła, odgarniając włosy w bardzo protekcjonalny sposób. Żyłki pod jej oczami znacznie się uwidoczniły, zawsze tak miała, gdy się denerwowała, ale Samowi o to właśnie chodziło. Zostawił ich samych, śmiejąc się na odchodnym - Wiesz co? Jeśli Ty go nie zabijesz, to ja w końcu to zrobię.
- Gdyby to było takie proste Charls. Poza tym ignoruję go odkąd tu za mną przylazł. Uciąłbym jaja temu, kto go zmienił. Jest bezczelny jak jego matka, durny i brutalny jak ojciec i...
- Dean. Ustaliliśmy, że nie będziesz do tego wracał. Miałeś wyprzeć się tych wspomnień już dawno temu - skarciła go.
- Tak, ale...
- O nie. Nie ma żadnego "ale". Macie tu jakieś dobre imprezy? Czy te twoje foteczki na instagramie to zwykły photoshop? - zmieniła zwinnie temat, wywołując na jego twarzy uśmiech.
- Imprezy? Tutaj ich bez liku - wyszczerzył się.
* * *
Gabriel w swoim mieszkaniu wygospodarował dla Casa mały kącik. Nie był przygotowany na przyjazd brata, dlatego chłopak na razie musiał spać na kanapie. Dał mu świeżą pościel, szczoteczkę do zębów i opróżnił kilka półek w szafie, by zmieściły się jego ubrania. Niestety nie wszystko nadawało się do noszenia, bo kilka rzeczy było podartych.
- Muszę cię zabrać na zakupy - oznajmił Gabriel wyjmując kolejną bluzkę z torby brata. - Nie pozwolę ci się pokazywać w czymś takim w tym mieście, narobisz mi wstydu - parsknął i spojrzał na brata. Tamten zmierzył go jedynie wzrokiem, ale nie skomentował tego.
- Mi to obojętne - przyznał. On nic nie ruszał, bo brat posadził go na tej kanapie przebranego już w piżamę, dał mu kubek z gorącą herbatą i kazał odpoczywać. Bolało go żebro, a lekarz, u którego byli tuż po pracy Gabe'a kazał mu się nie schylać i nie nosić ciężkich rzeczy. Został też owinięty specjalną opaską, która miała uciskać jego klatkę piersiową tak, by żebro spokojnie mogło się zrosnąć. Było bardzo niewygodne i nie miał pojęcia, jak w tym zaśnie.
- Mimo to wystroję cię tak, że żaden facet ci się nie oprze - poruszył zabawnie brwiami w stronę młodszego brata, na co Cas zaśmiał się i pokręcił głową.
- Nie przyjechałem tu po to, by szukać sobie... Chłopaka - wiadomym było, że Castiel był gejem, jego brat zaś był biseksualny. Przez orientację bruneta wyszło wiele nieprzyjemnych sytuacji w ich domu, których chłopak nie za bardzo chciał wspominać. Tak naprawdę nie miał czego wspominać, bo prawie nic z jego przeszłości nie było tego warte. Sam ból i okrucieństwo.
Pamiętał dobrze moment, w którym ojciec dowiedział się, że Cas jest homo. Brunet miał swojego pierwszego chłopaka. Był przystojny, miał brązowe oczy i ciemne włosy, był nieco wyższy od niego. Zaczęło się od zwykłego cześć na korytarzu w szkole, aż pewnego dnia tamten pocałował go. Mówił, że już od dawna nie mógł się oprzeć tym niebieskim oczom. Cas ukrywał przed nim sytuację w domu, nie lubił, gdy ludzie o tym wiedzieli, nie chciał, żeby się nad nim litowano. To było najgorsze, dlatego ukrywał każdy siniak, każdy bolący mięsień. Tamtego dnia było wspaniale, przeżyli swój pierwszy raz i chłopak odprowadził go pod dom. Pocałował go, a ojciec zobaczył to przez okno.
Reszty nie chciał pamiętać, bo to była z jego najbardziej kompromitujących rzeczy jakie przeżył.
- Nie marudź - odezwał się Gabriel i złożył na półce ostatnie ubranie. Schował do szafy torbę podróżną i usiadł obok brata. - Jak się czujesz, lepiej trochę? - zapytał tym razem troskliwie.
- Bywało lepiej - przyznał, chociaż nie pamiętał, kiedy tak było. - Chociaż tu jestem bezpieczny.
Blondyn siedział chwilę w ciszy i w końcu wstał. podszedł do regału z książkami i wyjął jedną, po czym wrócił do Casa i mu ją podał.
- To notes. Kiedyś chciałem pisać coś, nie wiem, jakieś przepisy, ale... - zagryzł wargę. - Może bardziej tobie się przyda.
Brunet nie za bardzo zrozumiał o co chodzi i zmarszczył brwi.
- Po co?
- No... Mógłbyś w taki sposób się... Oczyścić? - westchnął. - Chodzi mi, że mógłbyś zacząć pisać jakby... Pamiętnik. Wiesz, opisać wspomnienia, żeby je zostawić na tych kartkach, opisywać co się dzieje i... nie wiem - wzruszył ramionami.
Cas patrzył na niego bardzo intensywnie i w końcu pokiwał głową. Spojrzał na notes, który trzymał w ręku. Miał czarną, skórzaną okładkę. W środku jedna pierwsza strona była wyrwana, możliwe, że to był jakiś nieudany przepis Gabriela. Dotknął dłonią pustej strony i zagryzł słabo wargę. Może brat miał rację? Może to by był dobry pomysł, by zapomnieć o niektórych sprawach i zacząć wszystko od nowa?
- Mógłbym - przyznał i uśmiechnął się do niego. - Dzięki Gabe, za wszystko.
* * *
Charlie i Dean imprezowali całą noc. Przygarnęli do siebie jakąś piękną nastolatkę, z której czerpali wiele przyjemności. Oczywiście mowa tu o krwi. Nie zabili jej, piegowaty przechodził już wiele etapów w swoim życiu i teraz był okres, w którym nie zabijał ludzi. Poza tym Shepherd's Peak to na tyle mało miasteczko, że zniknięcie jednej osoby nie uszłoby płazem.
Następnego dnia Dean postanowił trochę zregenerować siły, pomedytować. Charlie nie znosiła bierności i wybrała się na miasto. Odwiedziła znów aleję MacLeoda, kierując się do cukierni. Skoro tamten chłoptaś się tak zajadał wypiekami i słodyczami, ona również chciała z tego skorzystać. Była niesamowitym smakoszem, choć sama absolutnie nie potrafiła gotować. Nigdy nie obsługiwała kuchenki, a co dopiero patelni czy garnka. Wyzwoliła się od kury domowej już jako dziecko. Dla Deana, Charls to najbardziej nietypowa kobieta na świecie i najcudowniejsza jednocześnie.
Weszła do cukierni, drzwi zahaczyły o maleńki dzwoneczek, wydając z siebie dźwięk. O dziwo nikogo nie było o tej porze, dochodziła jedenasta.
- Dzień dobry! - zawołała radośnie, kładąc dłonie na biodrach - Cóż to za cudowny zapach miodu i kakao! Moje dwa ulubione smaki chyba od dzieciństwa. No, nie licząc zapachu książek, ale co tam.
Gabriel chcąc w jakiś sposób uchronić młodego przed rozmyślaniem na tematy, które tak naprawdę nie dawały mu nic dobrego, poprosił go, żeby mu pomagał dzisiaj w pracy. Akurat wyrabiał ciasto na bułeczki miodowe, gdy usłyszał klientkę. Chwycił w dłonie ścierkę i wycierając w nią dłonie wszedł do izby głównej sklepu.
- Dzień dobry - przywitał się, nie znał jej, ale biła od niej niesamowita aura - Co do miodu, piekę kolejną partię miodowych bułek, a kakao... Cóż, dostanie tu pani najlepsze kakao w promieniu kilkudziesięciu mil!
Podeszła do gablotki ze słodyczami.
- Wzięłabym najlepiej wszystko - uśmiechnęła się szeroko - Mój przyjaciel kocha placki. Sprzedajesz jakieś? - przeszła od razu na "Ty", nie znosiła tych grzeczności, ani ograniczeń, były zbędne i często utrudniały kontakt ludziom.
Po co się tłamsić w miłych słówkach, skoro od razu można mówić bezpośrednio i wprost?
- I koniecznie posmakuje kakao, można na wynos? - zapytała.
Cas słysząc klientkę wychylił się z ciekawości. Chciał zobaczyć, jak brat obsługuje ją i robi kakao. Lubił patrzeć jak Gabriel pracował, chłopak robił to z uśmiechem na twarzy i pasją w oczach. Widać po nim było, że uwielbiał to co robił.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał brata zerkając na rudowłosą.
Charlie od razu mierząc chłopca, który wyszedł również z zaplecza. Przyglądała mu się z wielkim zaciekawieniem, na dodatek pachniał równie słodko co ten ekspedient. Wtedy on również na nią spojrzał.
- Nie trzeba, Cassie.
- Ależ masz piękne oczy! - powiedziała od razu z wielką ekscytacją, chwila to był chyba ten sam typ, co zajadał się w dniu wczorajszym pączkami - Niesamowite. Mój przyjaciel ma straszną słabość do niebieskich, ale jest trochę dupkiem, ale mniejsza. Piękne. Jesteście parą?-zagadnęła.
Castiel się zarumienił i parsknął.
- Nie, nie, nie, jesteśmy braćmi - odpowiedział natychmiast brunet.
- Wow, nie wyglądacie w ogóle - przyznała.
Gabriel z uśmiechem spakował placek dla Charlie i zrobił kakao w papierowym kubku z logiem cukierni. Położył wszystko na ladzie.
- Razem z rabatem będzie dwanaście dolarów - uśmiechnął się szeroko.
- Jestem zaszczycona - zachichotała i przekazała gotówkę złotowłosemu - A Ty jesteś wprost do schrupania - puściła oczko Castielowi i opuściła lokal. Gabe od razu pokręcił głową rozbawiony.
- Ależ z niej wariatka - odezwał się blondyn - Od razu widać, że jest homo, swój swego czuje - wyszczerzył się, na co brunet zaśmiał się i pokręcił głową.
Wrócili do robienia bułeczek.
- Myślisz, że naprawdę nie wyglądamy jak rodzeństwo? - nagle odezwał się Gabriel, wstawiając już gotową partię wypieków do piekarnika.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Znaczy wiesz - zaczął - Ty jesteś taki ciemny, ja jasny.
- Przestań, to nie ma znaczenia - poprosił Cas - Zawsze będziesz moim bratem.
Niższy chłopak nieco posmutniał i skinął głową. Karał się w myślach za to co zrobił mu, że go zostawił, choć chciał mu to wynagrodzić, pomóc zacząć od nowa.
Castiel nie zasłużył na życie, jakie miał.
_________________________
Hej, w końcu dodajemy rozdział :D
Jak wam się podoba? Razem z @krushnicbae mamy nadzieję, że przypadło wam do gustu.
Zapraszamy też do innych naszych prac na naszych profilach!
Pozdrawiamy xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro