*85*
Amara siedziała w kącie patrząc w ścianę przed sobą gdy ktoś zapukał w drzwi. Usłyszała głos Eugene, który chciał sprawdzić jak się trzyma.
-Chcę oficjalnie powitać cię w Sanktuarium. Dlatego postanowiłem ci przynieść coś na powitanie, mam nadzieję że da ci to jakąś ulgę.- mózgowiec otworzył drzwi przez co skrzywiła się od światła, które raziło ją w oczy, ale trwało to tylko krótką chwile. Trzymał w rękach białą poduszkę i nakrycie oraz butelkę wody. Postawił rzeczy przed nią. Chwilę wpatrywał się w nią, ale ona wciąż patrzyła w ścianę.- Rozumiem twoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji.
-Na pewno? Widać że dobrze ci się tu wiedzie. Nie jestem zła na ciebie, że postanowiłeś nas zdradzić. Częściowo za twoją obecność tu odpowiada Rosita. Ale jestem zawiedziona twoim wyborem.- spojrzała na niego chłodnym wzrokiem. Szczerze to zabolała ją jego zdrada. Razem dość dużo czasu spędzili przy tworzeniu leku. Był specyficzną osobą, ale dało się z nim zaprzyjaźnić.- Liczyłam że będziesz kimś więcej niż tchórzem i kłamcą, że się zmieniłeś. Ale jesteś tym samym Eugene jak wtedy gdy okłamałeś Abrahama i Rosite dając głupią nadzieje na istnienie lekarstwa, pozwoliłeś by ludzie za ciebie ginęli.
-Mylisz się, nie jestem taki sam jak wtedy. A zostanie Zbawcą pozwoliło mi przetrwać. Przykro mi że cię zawiodłem, ale nie zmieniłbym decyzji. Jestem pewny, że Negan również zaproponuje ci dołączenie do Zbawców. Mam nikłą nadzieje że się zgodzisz.
-Prędzej umrę niż się zgodzę.
-Wierze ci. Ale wolałbym abyś to przemyślała. Jesteś ważna dla wielu ludzi. Byłoby samolubne z twojej strony jeżeli wolałabyś zginąć niż aby twoja duma ucierpiała.- prychnęła na jego słowa. I z lekko podirytowanym wyrazem twarzy spojrzała na niego.
-Tu nie chodzi o moją dumę. Ale o to że trzymasz z mordercą Ivy i Tyreese. Może nie byli oni aż tak ważni dla ciebie, ale dla mnie tak. Byli częścią rodziny, którą zamieniłeś na Zbawców. Mam wartości, których trzymam się cały czas, ale najwyraźniej ty zmieniasz je jak rękawiczki.
-To twoja opinia.- mruknął, a gdy ona nie odezwała się więcej i już na niego nie patrzyła uznał, że lepiej aby sobie poszedł więc tak zrobił.
Mimo lekkiej niechęci wykorzystała rzeczy, które przyniósł Eugene. Podłożyła sobie pod plecy poduszkę i siedziała na kocu bo podłoga była cholernie twarda i ciało zaczęło ją boleć od siedzenia na niej. W pewnym sensie czuła się głupio że nazwała go tchórzem i kłamcą. Chciał przecież przeżyć, a gdyby nie poszedł na układ dołączył by do umarlaków. Ale to nie zmieniało faktu, że ich zdradził i przyłączył się do okrutnego mordercy.
Jej samotność zbyt długo nie trwała bo Negan przyszedł do jej celi. Stał nad nią i była pewna że uśmiecha się w ten swój charakterystyczny sposób. Ale nie miała zamiaru na niego patrzeć.
-Widzę że Eugene już cię odwiedził. Wygodnie ci?- zapytał, ale ona nie odezwała się.- Znowu udajesz niedostępną? Jak chcesz. Powiem wprost. Mam propozycję. A w zasadzie mógłbym mieć dwie, ale wiem że nie zgodziłabyś się zostać moją żoną i jestem pewny że przydałabyś mi się bardziej jako Zbawca. Dlatego chcę abyś dołączyła do moich ludzi. Jesteś zdolna, umiesz walczyć i jesteś twarda. Potrzebni mi są tacy ludzie. Dzięki nim łatwiej mi się rządzi.
Zapanowała między nimi cisza. Negan westchnął niezadowolony.
-Wiesz że trzymałem go w tej samej celi?- od razu wiedziała kogo miał na myśli. Nie musiał nawet wymawiać jego imienia.- Siedział skulony jak zaszczuty pies w tym samym kącie gdzie ty siedzisz. Ale mimo tego jak go traktowaliśmy nie złamał się. Cholerny z niego twardziel. Ale wystarczyło wspomnieć twoje imię i od razu miękł. Powiedziałem mu co mogę ci zrobić. Chciał się na mnie rzucić. Moi ludzie stłukli go do nieprzytomności i zaciągnęli do tej celi. Patrzyłem jak leży skulony, był taki żałosny. Jesteś jego słabością i z ogromną przyjemnością to wykorzystywałem przeciwko niemu gdy się stawiał. Wtedy był grzecznym pieskiem. Był taki wściekły za każdym razem jak mówiłem te nieprzyzwoite rzeczy o tobie. To był dopiero ubaw.- zaśmiał się głośno. Czuła jak z każdym wypowiedzianym przez niego słowem rośnie w niej gniew i żądza zamordowania go nawet gołymi rękoma.- Czy on jest twoją słabością? Po co pytam skoro to widać teraz. Nawet stąd czuje twój gniew. No dalej nie chcesz mnie zaatakować? Może ci tak na nim nie zależy, a może umiesz się kontrolować? No dalej powiedz albo coś zrób bo przynudzasz. Gdy go znajdę, a tak na pewno się stanie, zrobię przedstawienie. Zmuszę cię do powolnego odebrania mu życia? Co o tym myślisz? Zrobię to w Alexandrii, zmuszę by wszyscy na to patrzyli, Dean i Samanta także. A gdy nie będziesz chciała tego zrobić, po kolei będę zabijał niewinne osoby. Byłabyś wstanie patrzeć na ich śmierć czy zabiłabyś go? Co byś wybrała?- zapytał uśmiechając się złośliwie. Liczył na jej wybuch bo wyglądała jakby zaraz miała się na niego rzucić, ale nie ruszyła się. Ubóstwiał drażnienie się z nią. To co powiedział było przesadzone i podkoloryzowane bo wolał nie zabijać aż tak dużo ludzi, którzy mogli by być przydatni. Ale paplał co mu ślina na język przyniesie gdy wciąż ona milczała. A to go cholernie wkurwiało. Lubił emocjonalne gierki. Ale w jej przypadku im bardziej ją zastraszał czy jej groził, to miało gorszy efekt niż gdyby tego nie robił.
-Nie masz kurwa pojęcia z kim zadzierasz.- w końcu spojrzała na niego, a w jej oczach bił ten nieprzyjemny chłód, który przypominał spojrzenie prawdziwego psychopaty. Sama czasami nie wiedziała do czego jest zdolna, a to co mówił działało na nią jak czerwona płachta na byka. Tylko pogłębiało jej wściekłość, nienawiść i chęć nie zabicia, a zamordowania go z zimną krwią. To nie byłby pierwszy raz gdyby to zrobiła. Ale pierwszy raz sprawiłoby jej to aż tak dużą radość i przyjemność.- Myślisz że potrafisz być przerażający? Nie jesteś świadomy do czego mogę być zdolna. I lepiej dla ciebie byłoby zamknięcie się w końcu. To miejsce upadnie, a ty razem z nim. Jeszcze będziesz mnie błagał na kolanach o litość. Obiecuję ci to.
-Nie obiecuj czegoś czego możesz nie dotrzymać skarbie. Widzę że będziesz musiała tu jeszcze długo posiedzieć. Ale w końcu się złamiesz, tak jak każdy.- powiedział po czym wyszedł zamykając drzwi do celi.
Tak bardzo chciała się go w końcu pozbyć. Starała się nie pokazać mu że jego słowa mocno ją tknęły. I na szczęście wytrwała nie pokazując przed nim słabości.
Miała dość siedzenia w tej zatęchłej celi. Nikt nie przyjdzie jej tu na ratunek, a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Negan może ją zabić zanim ktoś jej pomoże. Musi sama się ratować, tak jak było prawie zawsze. Musi liczyć tylko na siebie.
Wyciągnęła z paska od spodni metalową ramkę. Przełamała ją i wygięła robiąc dwa ostre końce, które po dodatkowym naostrzeniu o ścianę były wystarczające ostre aby łatwo wbiły się w ciało. Teraz wystarczyło poczekać na kogoś kto przyniesie jej posiłek, który właściwie składał się z chleba i wody bo już wcześniej taki dostała.
Po jakimś czasie przyszedł ktoś. Ustała przy wejściu kryjąc się bardziej w cieniu. Więc gdy mężczyzna wszedł do środka od razu jej nie zauważył. Obrócił się w jej kierunku zdezorientowany bo myślał że udało jej się jakoś uciec. A wtedy nie zdążył nawet wydać żadnego dźwięku. Wbiła mu zaostrzony metal w krtań i mocno szarpnęła rozdzierając gardło. Ale mimo tego jeszcze się stawiał więc pchnęła go na ścianę i wciąż wbijając mu jak najgłębiej metal w szyję zaczęła walić jego głową o ścianę. Dławił się krwią, która płynęła z jego ust i rozciętej rany oraz zaczęła bryzgać gdy jego czaszka spotykała się z ścianą. W końcu puściła go gdy przestał się ruszać. Upadł na ziemie, a jego krew była prawie wszędzie, nawet na jej ubraniach. Zerknęła na zmasakrowane ciało gdy ukucnęła przy nim i zaczęła przeszukiwać jego kieszenie. Ale zawiodła się bo nie miał przy sobie żadnej broni. Trochę rozczarowana wyszła na korytarz rozglądając się ostrożnie. Ruszyła w lewo gdy słyszała czyjeś kroki po prawej stronie. Przyspieszyła gdy stukot był głośniejszy i szybko wbiegła do jakiegoś pomieszczenia, które było najbliżej i drzwi były otwarte gdy pociągnęła za klamkę. Znalazła się w średniej wielkości schowku pełnego rupieci. Rozejrzała się po wnętrzu. Potrzebowała jakiejś broni. I najwyraźniej los jej trochę dopisał bo znalazła siekierę. Oczywiście wolała pistolet, ale to było lepsze niż nie mieć nic. Biorąc siekierę wyjrzała przez drzwi. Widziała stojącego mężczyznę przy jej celi. Mówił coś przez krótkofalówkę. I dla własnego nieszczęścia stał tyłem do niej. Jak najciszej tylko mogła wyszła z ukrycia i zaszła go od tyłu. Nie miał okazji nawet się odwrócić. Siekiera wbiła mu się w czaszkę. Krew bryznęła z jego głowy gdy wyciągnęła broń. Ciało z głuchym hukiem upadło na ziemie. I znowu była zawiedziona bo facet miał przy sobie tylko nóż. Zdziwiła się że nie noszą przy sobie pistoletów, a raczej nie wszyscy mają spluwy. Możliwe że było to dla bezpieczeństwa, tylko zaufani dostawali pistolety. Ale w tej chwili to grało na ich nie korzyść. Bo żądna zemsty osoba grasuje w ich bazie.
Amara szybko wycofała się. Bardziej zależało jej na wydostaniu się stąd, ale wyżycie się na Zbawcach też było przyjemne. Ale czy aby na pewno właśnie jej nie odbiło? W brutalny sposób zabiła dwoje ludzi, ale w tej chwili nie czuła się z tym źle. Nie byli święci więc czemu miałaby ich żałować?
Nie była pewna czy ma pecha czy nie bo natknęła się na kobietę gdy wybiegła zza rogu. Ta zaskoczona sięgnęła po pistolet, który miała ale ciemnowłosa była szybsza. Ta siekiera była dość lekka więc łatwo mogła się nią zamachnąć nie męcząc się przy tym za bardzo. Płynnym ruchem odrąbała jej głowę, która upadła i poturlała się wzdłuż korytarza. Zabrała jej pistolet i nie zwlekając pobiegła dalej. Ale słyszała kogoś w oddali za sobą. Szybko ukryła się za róg korytarza gdy usłyszała dwa spanikowane głosy.
-Co tu się kurwa stało?
-Ślady prowadzą tam.
Słyszała jak kroki zbliżają się w jej kierunku. Czekała cierpliwie. A gdy jakiś mężczyzna wyłonił się zza rogu trzymając przed sobą wystawioną rękę, w której trzymał broń odcięła mu ją siekierą. Wrzasnął, a ona wbiła broń w jego klatkę piersiową. Tamten drugi wyciągnął pistolet i chciał w nią wycelować, ale ona pchnęła na niego jego martwego kumpla więc upuścił broń. Amara sięgnęła po własny pistolet, który ukradła tamtej kobiecie po czym oddała kilka strzałów zabijając tym mężczyznę. Teraz była jeszcze w gorszej sytuacji. Strzały było słychać na pewno w wielu miejscach tego budynku. Wyciągnęła siekierę z klatki piersiowej trupa. A gdy podniosła wzrok zobaczyła stojącego faceta parę metrów przed nią. Był dość gruby i zaniedbany, patrzył na nią z szokiem, a do tego nie miał żadnej broni tylko wcinał kanapkę, a raczej tylko ją trzymał gdy na nią patrzył. Gdy wyrwała z ciała broń, ten grubas odwróciła się i zaczął uciekać. Ale nie był zbyt szybki. Zanim zdążył zniknąć za rogiem korytarza siekiera wbiła się w jego plecy przez co upadł na ziemie. Krzyczał wołając o pomoc gdy wiła się na ziemi. Podeszła do niego i wyciągnęła z jego pleców siekierę po czym roztrzaskała mu głowę.
-Zamknij się prosiaku.
Ciemnowłosa ponownie zaczęła szukać wyjścia. Po krótkiej chwili biegu wydostała się na zewnątrz. To był jakiś dziedziniec, ale nie ten sam którym dostała się z Negan'em do fabryki. Gdy zobaczyła ogrodzenie, a po jego drugiej stronie przestrzeń z budynkami, która nie była już częścią Sanktuarium uśmiechnęła się. Tak mało brakowało jej do wolności. Ale nigdy nie mogło być zbyt łatwo. Gdy tylko się ruszyła usłyszała te charakterystyczne gwizdanie. Kilku ludzi wyłoniło się z różnych stron celując do niej z karabinów i pistoletów. Otoczyli ją.
Stała po środku Zbawców dysząc ciężko. Pot spływał jej po czole który był zmieszany z krwią osób które zabiła. Dopiero teraz zwróciła uwagę jak fatalnie wygląda. Wcześniej gdy adrenalina buzowała w jej żyłach nie myślała racjonalnie. Zdała sobie sprawę że zamordowała kilka osób. Dwóch Zbawców złapało ją za ramiona i zabrali jej broń. Nawet nie protestowała bo wiedziała że to nic nie da, tylko pogorszy sytuacje, która i tak była beznadziejna. Niezbyt żałowała że zabiła tamtych ludzi, ale nie sądziła że może posunąć się do tak makabrycznych czynów. Parę razy zdarzyło jej się stracić kontrolę nad sobą. Ale tym razem było znacznie gorzej. Nie zastanawiała się nad tym co robi, po prostu zabijała każdego kto napatoczył się jej na drodze.
Usłyszała gwizdanie. Negan podszedł stając dwa metry przed nią. Za nim stał Simon, Dwight, Eugene, Gadriel i dwie osoby których nie znała.
-Odjebałaś pojebane show, nawet jak dla mnie. Jesteś prawdziwą psychopatką. Kurwa, tyle krwi. Spójrz na siebie. Nadajesz się do horroru.- stwierdził lekko rozbawiony, ale po chwili spoważniał.- Ale zabiłaś moich ludzi, a to jest kurewsko nie fajne. Choć przyznaję że nie sądziłem że jesteś aż tak szalona. Ale najwyraźniej trafił swój na swego. Użyłaś siekiery. Cholera, brutalna z ciebie suka. I mimo że to mi się podoba muszę cię ukarać. Posłuszeństwo jest najważniejsze. Liczyłem że zmądrzejesz. Dam ci ostatnią szansę. Klęknij teraz i powiedz to co chce usłyszeć. Kim jesteś?
-Kimś kto cię zabije.- wręcz warknęła na niego.
-Zła odpowiedz. Jeśli nie odpowiesz właściwie zabije cię tu i teraz. Zawieszę twoje truchło na siatce aby Rick i pozostali widzieli cię jako sztywnego. Ostatni raz pytam. Kim kurwa jesteś?
Chwila była okropnie napięta. Dwight, Gadriel oraz Eugene wpatrywali się w ciemnowłosą i w Negana. Czy powinni byli zareagować? A przynajmniej jeden z nich? Czy na prawdę miał zamiar ją zastrzelić?
Cisza była nieubłaganie okrutna i wydawało się że wszystko dzieje się znacznie wolniej. Negan wyciągnął zza paska pistolet i wycelował w nią kierując broń w okolice jej serca. Czekał aż się odezwie. Ale ona patrzyła prosto mu w oczy i milczała. Czy na prawdę miała zamiar pozwolić mu się zastrzelić?
Ciemnowłosa miała istny mętlik w głowie. Szczerze to z każdą minioną sekundą łamała się mając zamiar klęknąć i powiedzieć to co on chce. Ale tak bardzo tego nie chciała. Więc stała jak kołek nie odzywając się. Ale gdy wycelował w nią bronią czuła jak mocno bije jej serce, miała wrażenie że za chwile wyskoczy jej z klatki piersiowej.
Negan zaczął odliczać. Zdenerwowanie było tak wysokie, że ciemnowłosa zaczęła czuć się słabo, a nogi robiły się jej jak z waty. Czy powinna poddać się?
-3... 2... - gdy odliczał ułożył palec na spuście przyciskając go lekko będąc gotowym do oddania strzału. W końcu padła ostatnia liczba.- 1...
Gdy to usłyszała poczuła jakby straciła oddech.
Czy właśnie padł na nią wyrok śmierci?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Podobał wam się rozdział?
Jak myślicie w jaki sposób ta sytuacja się rozstrzygnie?
Niestety zbliżamy się coraz bardziej do końca tej książki.
Zostało tylko parę rozdziałów.
Ale mimo że niebawem koniec, to mam nadzieję że z przyjemnością czytaliście tą historię.
Pozdrawiam ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro