*81*
Amara razem z Daryl'em dołączyli do grupy, która czekała przed teatrem. Zaraz mieli dowiedzieć się jaką król Ezekiel podjął decyzje.
-Szybko wczoraj zniknęliście.- odezwał się Rick gdy podeszli do nich.- Udany wieczór?
-I to bardzo.- powiedziała Amara uśmiechając się szeroko gdy złączyła jej i Daryl'a dłonie. Wzrok Grimes'a padł na ich dłonie gdzie zauważył pierścionek na palcu ciemnowłosej. Były szeryf uśmiechnął się gdy spojrzał na przyjaciół.
-Gratuluje. Ciesze się waszym szczęściem.- pogratulował im co przyciągnęło uwagę pozostałych. Oni również ucieszyli się tą nowiną, gratulowali im, a nawet bili brawo życząc szczęścia. Beth z emocji wyściskała Amare i Daryl'a mówiąc że teraz czeka na ich wesele. Ale to raczej nie wydarzy się w najbliższej przyszłości albo w ogóle. Ze względu na wojnę, która się szykuje i po prostu stwierdzili że nie potrzebują hucznej imprezy, tak było lepiej i wygodniej.
W końcu Ezekiel przyjął ich, ale to co miał do powiedzenia nie zbyt im się spodobało. Król zadecydował że nie chce ryzykować przerwania ich układu z Zbawcami ze względu na bezpieczeństwo jego ludzi. Nie był przekonany że mogą wygrać z nimi walkę, która na pewno doprowadzi do śmierci wielu niewinnych osób. Nie chciał aż tak ryzykować twierdząc że tworząc to miejsce i tak zginęło wielu, nie był gotowy by poświecić kolejnych. Ale mimo tego że nie chciał się przyłączyć do walki, to zaproponował azyl Daryl'owi dopóki nie będzie mógł bezpiecznie wrócić do swojego domu.
Gdy skończyli rozmowę z królem wyszli na zewnątrz. Nie byli w najlepszej sytuacji. Brakowało im sprzymierzeńców oraz broni. Ale skoro istnieją takie miejsca jak Wzgórze czy Królestwo, to podobnych miejsc musi być więcej i tylko czekają aby je odkryć. To dało im szanse na znalezienie innych sprzymierzeńców choć byli pewni że Ezekiel może jednak zmienić zdanie.
Po rozmowie zadecydowali że wrócą już. Ale Daryl nie mógł iść z nimi. Negan na pewno przybędzie do Alexandrii myśląc że tam go znajdzie, nie odpuści tak łatwo, będzie chciał go zabrać.
-Zostanę tu z nim.- oświadczyła Amara.
-Jesteś pewna? Przydałabyś się w Alexandrii.- powiedział Rick.
-Może, ale nie sądzę że zniosę kolejną konfrontacje z Negan'em. Wolałabym pod wpływem emocji nie zrobić czegoś głupiego, a ten człowiek wie jak zajść za skórę. Poradzicie sobie beze mnie. Musze przypilnować mojego męża.- zerknęła na Daryl'a uśmiechając się na co on lekko zawstydzony odwrócił wzrok.
-Oczywiście pani Dixon.- Grimes uśmiechnął się.- Uważajcie na siebie.
-Wy również. Zobaczymy się niedługo.
Pożegnali się. Amara powiedziała Beth by przekazała Dean'owi, Noah i Samancie że wszystko jest w porządki i że niedługo ponownie spotkają się.
Amara i Daryl patrzyli jak ich przyjaciele wychodzą z Królestwa. Ciemnowłosa machała im.
-Pani Dixon, brzmi całkiem nieźle.- stwierdziła Amara gdy strażnicy zamknęli bramę gdy tamci wyszli.
-Brzmi świetnie.- brązowowłosy zerknął na nią. A ona mogła zobaczyć radość w jego błękitnych oczach.
~~~~~~~~~
Amara przyglądała się z oddali miejscu, które najwyraźniej służy do ćwiczeń w samoobronie. Widziała stoły z różną bronią białą, żadnej palnej. Większość była wykonana z drewna czy stali. Ktoś musiał dużo się natrudzić bo wyglądają na ręcznie robione. Obserwowała jak osoby ubrane w ochraniacze, którzy są jak to mieszkańcy Królestwa określają rycerzami strzelają czy rzucają w kierunku tarcz. W jej oczy wpadły łuki. Były nietypowe bo miały rzeźbione ramiona, nawet wyryte jakieś napisy. Była zaciekawiona wiec postanowiła że podejdzie i zagada. W ten sposób też będzie mogła dowiedzieć się co myślą inni strażnicy Królestwa. Może przy ich pomocy król zmieni zdanie jeśli zauważy, że jego poddani chcą walczyć. Swobodnym krokiem podeszła do stołów z bronią. Swój łuk zostawiła w Alexandrii, od przybycia do osiedla jakoś odzwyczaiła się od niego, służył jej głównie do polowań. Wcześniej podczas ciągłej tułaczki był jej najważniejszą bronią, trochę jej tego brakowało.
-Ten kto je zrobił ma prawdziwy talent.- odezwała cie ciemnowłosa. Kobieta stojąca przy stole z związanymi włosami w kucyk spojrzała na nią.
-To Colton je robi. Był kiedyś rzemieślnikiem, to jego hobby. Dianne.- kobieta wystawiła dłoń. Amara uścisnęła jej dłoń przedstawiając się.
- Nie nazwałbym tego zwykłym hobby, a raczej nieodłączaną częścią mojego życia.- obok nich pojawił się mężczyzna o brązowych włosach związanych w koka na czubku głowy. Uśmiechnął się przyjaźnie przedstawiając jako Colton.- Moje hobby to nauka łaciny.
-Właśnie zauważyłam. Ten łuk ma wyrzeźbiony napis "Invictus".- ciemnowłosa wzięła do reki łuk zrobiony z drewna o kolorze bursztynu. Był bardzo piękny, z wszystkich łuków najbardziej przykuł jej uwagę.
-To znaczy niezwyciężony. Jeśli chcesz jest twój.
-To miłe z twojej strony, ale nie powinnam. Ta broń jest wam potrzebna.
- Colton potrafi godzinami rzeźbić czy po prostu tworzyć nową broń więc mamy tego pod dostatkiem. Weź, widać że ci się podoba.- powiedziała Dianne.
-Dziękuję.
-Spróbuj strzelić.- zaproponował Colton.
Amara wzięła z stołu strzałę i nakładając ją na cięciwę łuku odeszła trochę od stołu by mieć lepszy widok na tarcze. Napięła cięciwę wymierzając w cel po czym puściła, a strzała z świstem przemierzyła dystans trafiając prosto w sam środek tarczy.
-Imponujące. Z ruchomym celem również tak sobie radzisz?
-Sprawdź mnie.
-Dobra.- Colton podszedł do kosza z warzywami i zabrał niedużą główkę kapusty.- Podrzucę to do góry, a jeśli trafisz ten łuk jest twój i dorzucę do tego kołczan pełen strzał. Co ty na to?
-A jeśli nie trafie?
-I tak dostaniesz ten łuk. Nic nie stracisz.
-Zgoda.
-Gotowa?
Amara nałożyła strzałę na cięciwę napinając ją i czekała na ruch Colta. Mężczyzna podrzucił jak najwyżej tylko mógł warzywo. Oczywiście zrobił to w strefie, która służyła im do nauki strzelania aby przez przypadek ktoś nie został ranny. Gdy tylko warzywo znalazło się w powietrzu ciemnowłosa wymierzyła i strzeliła. Po paru chwilach kapusta upadła na ziemie przebita na wylot strzałą.
-Super. Truposze się ciebie nie imają, co? Przydałby się nam ktoś tak zdolny.
-Niestety należę do żołnierzy Alexandrii.
-Nasza strata. Niektórzy strażnicy słyszeli po co ty i twoi przyjaciele tu przybyliście.- przy mówieniu drugiego zdania odrobinę przyciszył głos i rozejrzał się jakby sprawdzał czy nikt nie podsłuchuje.- Większość mieszkańców nie wie o układzie z Zbawcami. Król nie chciał by się obawiali i żyli w strachu, to ma swoją korzyść, ale powoduje że nie są świadomi prawdziwego zagrożenia przez co nie są gotowi do walki.
-Nasz król jest wspaniałym przywódcą, wiele mu zawdzięczamy. Chce dla nas jak najlepiej, ale ukrywanie prawdy nie jest najlepsze, nawet jeśli dzięki temu to miejsce jest jak z bajki. Zmarli nie są tak przerażający jak ludzie.- stwierdziła Dianne.
-Będziemy stać za Ezekiel'em nie ważne co postanowi. Ale nie jest nie omylny. Zbawcy są niebezpieczni. Król uważa że układ z nimi nas ochroni, ale oni są nieprzewidywalni. W końcu mogą zażądać więcej, aż odbiorą nam wszystko.- stwierdził Colton.
-Rick rozmawiał z nim. Wasz król jasno dał nam do zrozumienia, że nie chce walczyć.
-Wiemy, ale może zmienić zdanie. Jeśli przedstawi mu się więcej punktów widzenia. Jest mądrym człowiekiem. Mógłby zmienić zdanie. A za nim pójdą wszyscy.- oznajmił Colton.
Amara skinęła głową. Może powinna jeszcze porozmawiać z Ezekiel'em. Warto byłoby spróbować jeśli istnieje szansa, że zmieni zdanie. Colton dał jej tamten łuk oraz kołczan z strzałami.
Ciemnowłosa szła z przewieszonym przez ramie łukiem gdy jej droga skrzyżowała się z idącym Daryl'em, któremu towarzyszył Richard, strażnik który przyprowadził ich do Królestwa.
-Widzę że masz nową broń.- odezwała się stając na przeciw mężczyzn. Daryl miał przewieszoną przez ramie na pasku kusze.
-Ty też.
-Mieszkańcy Królestwa są bardzo sympatyczni. Wybieracie się gdzieś?- zapytała zauważając że kierują się w stronę bramy.
-Idziemy przejść się na zewnątrz. Przy okazji Daryl wypróbuje nową kusze.- powiedział Richard.
-Chętnie się do was przyłącze.
-Bezpieczniejsza będziesz tu.- stwierdził Daryl. Amara prychnęła.
-Nie po to tu zostałam aby teraz pozwolić ci iść samemu na zewnątrz gdzie za każdym rogiem mogą czyhać Zbawcy.
-Nie będzie sam.- odezwał się Richard.
-Ty się nie liczysz, nie znam cie. Idziemy razem albo nie pozwolę ci wyjść. Wybieraj.
-Zgoda, pójdziesz.- powiedział Daryl.
-Jesteś pewien czy powinna?- Richard zwrócił się do brązowowłosego.
-Tak. Nienawidzi Zbawców tak samo albo nawet bardziej niż my, szczególnie jednego.- stwierdził Daryl i przeniósł swoje spojrzenie na Amare. Domyśliła się że oni wcale nie wybierają się na zwykły spacerek, coś planowali.
Richard zabrał ich do przyczepy kempingowej ukrytej w lesie. Tylko tu był pewny, że nikt ich nie usłyszy. Miał plan jak nakłonić króla do walki. Chciał sprawić aby poczuł chęć zemszczenia się na Zbawcach, pchnąć go do rozpoczęcia wojny, która według niego była konieczna. Dał im pistolety by mieli dodatkową broń.
Richard zaprowadził ich w miejsce gdzie chciał przygotować zasadzkę na Zbawicieli. Schowali się za przyczepą towarową stojącą na uboczu drogi. Richard zaplanował że zaatakują przejeżdżających tą drogą Zbawicieli. A gdy inni Zbawiciele zastaną zabitych tu swoich ludzi podążą szlakiem, który Richard chciał przygotować do domu samotnej kobiety. Twierdził że w zemście myśląc że to ona zabiła ich ludzi zabiją ją. A to powinno zmusić Ezekiel'a do walki ponieważ z jakiegoś powodu zależało mu na tej kobiecie.
-Ten plan nie jest właściwy.- stwierdziła Amara po usłyszeniu co miał do powiedzenia Richard. To było złe. Nienawidziła Zbawców i chciała z nimi walczyć, ale nie kosztem kogoś niewinnego i na pewno nie w ten sposób. Sama straciła bliską osobę przez Negana i to był główny powód dlaczego tak bardzo chce walki. Dlatego nie chciała aby Ezekiel również był pchnięty przez stratę najbliższej osoby.
-Jedno życie nie ma znaczenia w porównaniu do wielu żyć, które uwolnią się wreszcie od niewoli Zbawców. Nienawidzisz ich dlaczego więc nie chcesz zrobić tego co trzeba?
-Bo to brzmi jak oni. Są okrutni i bestialscy. Nie chce się do nich upodobnić. Jedno życie jest znacznie ważniejsze niż ci się wydaje.
-Kim jest ta kobieta?- zapytał Daryl.
-To bez znaczenia. Jeśli nie chcecie mi pomóc, to odejdźcie.
-Najpierw powiedz kim ona jest.- naciskał brązowowłosy.
Richard pod presją wyznał że ta kobieta nazywa się Carol. A gdy spytali jak wygląda aby upewnić się że mówi o tej samej osobie, którą znają okazało się że to na prawdę ona. Znaleźli ją choć Richard twierdził że dobrowolnie odeszła z Królestwa i zamieszkała w domu niedaleko, a król czasami ją tam odwiedza.
Nagle usłyszeli warkot silnika, który przyciągnął ich uwagę. Zbawcy zbliżali się. Richard był gotowy wcielić swój plan w życie, ale Daryl powalił go na ziemie zanim zdążył zrobić cokolwiek. Amara zabrała mu broń gdyby postanowił jej użyć. Przeczekali aż Zbawcy się oddalą, a wtedy brązowowłosy puścił Richarda.
-Jeśli coś stanie się Carol osobiście cię zabiję.- ostrzegł Daryl patrząc na mężczyznę pełnym wściekłości spojrzeniem. Gdyby faktycznie coś przytrafiło by się szarowłosej z jego powodu, zabił by go bez wahania, nie miałby litości.
-Lepiej weź to sobie do serca.- dodała Amara.- I nie tylko on by cię za to zabił.
Oboje wyszli zza przyczepy. Nie chcieli być dłużej w jego obecności, szczególnie po tym co chciał zrobić Carol.
-Myślisz że Morgan wiedział wszystko?- zapytała ciemnowłosa gdy oboje szli drogą w kierunku miejsca gdzie podobno mieszka szarowłosa.
-Pewnie tak. Musiała zabronić mu powiedzieć prawdę.
-Ale dlaczego? Nie rozumiem czemu odeszła.
-Dowiemy się.
~~~~~~
Daryl i Amara stanęli przy płocie zauważając ruch w oknie domu. To była Carol. Oboje spojrzeli na siebie po czym spokojnym krokiem ruszyli do wejścia. Stanęli przed drzwiami. Ciemnowłosa spojrzała na Daryl'a, który wpatrywał się w drzwi jakby czekał aż same się otworzą. Był zdenerwowany, czuła to bo ona również była. Nie wiedzieli dokładnie dlaczego ich przyjaciółka ich opuściła, a zaraz ponownie ją zobaczą. Amara zapukała w drzwi, które po paru chwilach zostały otwarte przez Carol. Szarowłosa na ich widok ustała w miejscu zaskoczona. Ale chwile później na jej twarzy zagościł uśmiech. Uścisnęła ich po czym zaprosiła do środka.
-Dobrze was znów zobaczyć. Jak mnie znaleźliście?- zapytała Carol gdy zaprowadziła ich do skromnie urządzonego salonu gdzie ogień palił się w kominku.
-Przez przypadek. Byliśmy w okolicy, zobaczyliśmy cię w oknie.- wyjaśniła Amara. Wcześniej ustalili że nie powiedzą jej od razu w jaki sposób ją znaleźli. Chcieli najpierw usłyszeć co ma ona do powiedzenia.
Carol przygotowała dla nich skromną kolacje. Choć cokolwiek by zrobiła i tak zawsze było pyszne. Siedzieli przy małym stoliku bliżej kominka aby się przy okazji ogrzać. Jedli w ciszy ciesząc się swoją obecnością, ale w końcu musiały paść te ważne pytania.
-Dlaczego odeszłaś?- zapytał Daryl przerywając ciszę. Carol powolnie odłożyła na stolik pusty talerz. Poprawiła kosmyk włosów jakby jej nie przeszkadzał choć zrobiła to raczej z powodu niechęci do odpowiedzenia na to pytanie.
-Po tym wszystkim nie chciałam już nikogo więcej stracić. Nie chciałam dalej zabijać. A zrobiłabym to bez wahania gdyby Zbawcy kogoś skrzywdzili. Nie mogłam już tak dłużej.- wyjaśniła, a przy tym zaszkliły jej się oczy.- Czy wszyscy są cali? Tak?
Ten żal i smutek w jej oczach sprawił, że nie potrafili w prost powiedzieć prawdy. To by ją dobiło i chciała by się zemścić za tych których stracili. A właśnie po to odeszła, nie chciała tak dłużej robić.
-Wszyscy są cali.- Amara wysiliła się na lekki uśmiech aby dodać wiarygodności jej kłamstwu. Carol na jej odpowiedź zrobiła się weselsza. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, ale nie chciała psuć tej chwili.
-To dobrze. Już zaczynałam się martwić. Czy to pierścionek zaręczynowy?- szarowłosa zauważyła błyszczącą biżuterie gdy Amara ruszyła dłonią. Na jej pytanie ciemnowłosa przytaknęła głową i wzięła Daryl'a za rękę.- Gratuluję. Może teraz przekona cię do częstszych kąpieli.- zażartowała na co całą trójką się zaśmiali.
Posiedzieli jeszcze trochę rozmawiając na przyjemniejsze tematy. Może i niewłaściwe było okłamywanie Carol, ale nie chcieli aby znowu cierpiała. Rozumieli to że nie chciała więcej martwić się o życie bliskich osób. Ale tego w żaden sposób nie da się unikać na dłuższą metę. Cierpienie jest nieodłączną częścią życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro