Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*80*

Amara stała przy komodzie wpatrując się w trzymane w dłoni czarne pudełeczko. Zamknęła pudełeczko odrywając wzrok od lśniącego pierścionka po czym schowała do kieszeni kurtki. Z jakiegoś powodu czuła, że musi trzymać to przy sobie. To w jakiś sposób podtrzymywało ją na duchu. Spędzenie reszty życia z mężczyzną, którego kocha nad życie było spełnieniem jej marzeń. Wzruszona otarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku. Usłyszała pukanie, a gdy się obróciła zobaczyła stojącą w framudze drzwi Beth. Blondynka posłała w jej kierunku lekki uśmiech.

-Wszyscy są gotowi do drogi. Czekamy na ciebie.

Amara skinęła głową po czym razem z Beth zeszła na dół gdzie stał Noah razem z Dean'em i Samantą.

-Niedługo wrócimy. Opiekujcie się sobą nawzajem. Dobrze?

-Zajmę się chłopakami.- odezwała się Samanta. Amara zachichotała, a następnie przytuliła ją, Noah i Dean'a również.

Wzrok ciemnowłosej na krótką chwile padł na rysunek w ramce stojący na półce w salonie. Zabije go dla ciebie, pomyślała przyglądając się podobiźnie Ivy na obrazku. Pożegnali się po czym Amara razem z Beth wyszły na zewnątrz.

Kilku osobową grupą ruszyli na Wzgórze. Gdy tam dojechali przywitała ich Maggie razem z Glenn'em. Ucieszyli się widząc przyjaciół, a szczególnie faktem że postanowili podjąć się walki z Zbawcami bo po to właśnie tu przyjechali.

-Jak się czujesz? Co z dzieckiem?- zapytała Amara. Maggie uśmiechnęła się i zapewniła ją że wszystko jest w porządku. Gdy tak cieszyli się że ponownie zobaczyli się od dłuższego czasu niespodziewanie zza jednej z mieszkalnych przyczep wyszedł Jezus, a za nim ktoś jeszcze.

Amara z wrażenia zasłoniła dłońmi usta nie mogąc uwierzyć w to co widzą jej oczy. Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, a w oczach pojawiły się łzy wzruszenia i szczęścia. Nie obchodziło jej nawet gdy zaczęła płakać. Podbiegła do brązowowłosego, który złapał ją w swoje objęcia.

Daryl objął ją mocno. Chłonął ciepło jej ciała, zaczął gładzić ją po plecach ciesząc się że mógł ją znowu poczuć. Amara zaczęła płakać, tak bardzo była wdzięczna losowi, że go odzyskała. Nie potrafiła nawet wyrazić tego co czuła. W tej chwili była tak szczęśliwa. Odchyliła głowę aby móc spojrzeć mu w oczy, ale wciąż była w jego objęciach. Uśmiechnęła się i wzięła jego twarz w dłonie gdy zobaczyła łzy w jego oczach. Pocałowała go łapczywie jakby jeszcze do niej nie dotarło że na prawdę tu jest, że go odzyskała. Odwzajemnił pocałunek pogłębiając go. Tak bardzo brakowało mu tego, uczucia jej warg na swoich, jej ciepła, bliskości jej ciała. W końcu przerwali pocałunek. Jeszcze parę chwil stali wtuleni w siebie opierając swoje czoła. Ale w końcu odsunęli się od siebie. Nie tylko Amara cieszyła się jego widokiem.

Rick podszedł do niego i przytulił go. Pozostali którzy przyjechali również to zrobili. Przynajmniej jedna dobra rzecz w ciągu ostatnich dni się wydarzyła.

Gdy skończyli razem ruszyli w kierunku rezydencji aby porozmawiać z Gregory'm.

Ale nie wszytko mogło pójść zbyt łatwo. Gregory nie zgodził się na dołączenie w walce z Zbawcami. I nie potrafili go przekonać w żaden sposób. Ale gdy wyszli z budynku na zewnątrz czekała ich niespodzianka. Może i Gregory nie chciał walczyć, ale pośród mieszkańców Wzgórza znaleźli się tacy, którzy byli gotowi razem z nimi zawalczyć o wolność i lepsze życie. A to dało im nadzieje. Gregory nie musiał się z nimi zgadzać, ale skoro mieszkańcy byli po ich stronie to oznaczało, że powoli zaczynają mieć sprzymierzeńców.

Nie potrzebowali dużej armii aby pokonać Zbawców. Wystarczyłoby żeby zdobyli odpowiedni sprzęt, mogli by ich wysadzić, na pewno coś by wykombinowali.

W czasie rozmowy Jezus wtrącił coś od siebie przez co wszyscy zwrócili na niego uwagę. Nie byli jedynymi istniejącymi osadami. Był ktoś jeszcze. Paul nazwał go królem Ezekiel'em, który rządzi Królestwem. Można było pomyśleć że żartuje, ale był całkowicie poważny. Postanowił ich tam zabrać.

I tak właśnie stali na opuszczonym parkingu czekając na kogoś z Królestwa. Po kilku minutach zjawili się ludzie na koniach, którzy mieli coś podobnego do ochraniaczy na sobie. Wyglądali dość nie typowo, ale w takim świecie można było spodziewać się wszystkiego. Na początku nie byli zbyt przyjaźnie nastawieni, ale gdy Jezus wytłumaczył im że są tu w sprawie interesów zgodzili się zabrać ich do Królestwa.

Gdy dotarli do celu to miejsce od razu zrobiło na nich duże wrażenie. Znacznie różniło się od Alexadnrii czy Wzgórza. Każde miejsce różniło się od siebie, ale tu panowała wyjątkowa atmosfera, taka miła i dająca nadzieje. Mieszkańcy z ciekawością im się przyglądali gdy strażnicy prowadzili ich do króla. Okazało się że w Królestwie był Morgan. Mężczyzna powiedział że trafił tu razem z Carol, ale szarowłosa odeszła stąd nie mówiąc dokąd się udaje. To było przygnębiające bo widząc go myśleli że Carol również tu jest i że może ją zobaczą.

Richard, jeden z strażników Królestwa zabrał ich do teatru gdzie na scenie, dosłownie na tronie siedział król Ezekiel. Może to nie było jeszcze takie zadziwiające, ale gdy zobaczyli prawdziwego żywego tygrysa leżącego sobie przy tronie, zdali sobie sprawę że to nie jest normalne. Oczywiście niesamowite i niezwykłe, ale jak brać na poważnie osobę która uważa się za króla i trzyma tygrysa jak kanapowego kota.

Rick przedstawił Ezekiel'owi po co tu przybyli. Król słuchał uważnie co mają do powiedzenia choć widać było po nim, że nie był chętny do walki. Spytał Morgana o zdanie, a on twierdził że powinni rozwiązać to pokojowo. Za to Richard, strażnik który ich tu przyprowadził był odmiennego zdania, próbował namówić swojego króla do walki z Zbawcami. Ezekiel po wysłuchaniu każdego kto chciał coś powiedzieć zadecydował, że to nie łatwa decyzja i że powie im jakie podejmie zdanie, ale dopiero rano następnego dnia. Do tego czasu zaproponował im nocleg i posiłek.

~~~~~~

Amara z zachwytem rozglądała się po Królestwie. Morgan pokazał im kwatery gdzie mogą przenocować, a wieczorem ma odbyć się ognisko, na które wszyscy zostali zaproszeni.

-Niezwykłe miejsce.- powiedziała z podziwem.

-Szczególnie ten kocur. Myślałem że nazywanie się Jezusem jest dziwne. Ten koleś przebił wszystko. Król, to dopiero przesada.- mruknął Daryl. Siedział za nią na ławce i plótł z jej włosów warkocza. To było dziwne bo Amara nie sądziła że to potrafi.

-To wcale aż takie dziwne nie jest. Ten świat na każdym kroku nas zaskakuje. Nie powiedziałeś jeszcze jak udało ci się uciec.- ciemnowłosa chciała obrócić głowę, ale Daryl skarcił ją każąc się nie ruszać dopóki nie skończy.

-To dopiero pokręcona historia.

Daryl opowiedział jej że Sherry, żona Dwighta, która stała się żoną Negana podrzuciła mu do celi klucz dzięki któremu wyszedł. Ale na tym tylko skończyła się jej pomóc, później sam jakoś musiał spróbować wydostać się z budynku, a to nie było łatwe. I gdy już myślał że mu się nie uda napotkał na drodze Gadriela, który jakby czekał na niego. Pomógł mu wydostać się na zewnątrz gdzie spotkał Jezusa, który zabrał go na Wzgórze.

Amara uznała że faktycznie ta historia jest bardzo pokręcona. Ciężko jej było uwierzyć to że Gadriel tak po prostu pomógł uciec Daryl'owi. Nie spodziewała się tego po nim. Choć ostatnio gdy z nim rozmawiała wydawał się jakby szczerze żałował tego jak ich relacja się potoczyła. To sprawiało jej mętlik w głowie, ale wolała jednak trzymać się zdrowego rozsądku i nie wierzyła w niezwykłą przemianę Gadriela na dobrego człowieka.

~~~~~~

Wieczorem odbyło się ognisko. Mieszkańcy ucztowali rozmawiając, jedząc i po prostu spędzając przyjemnie czas ze sobą. Ich zachowanie różniło się od zachowania mieszkańców innych osad. Jakby ci jeszcze nie poznali na własnej skórze brutalności i okrucieństwa Zbawców. Może to i było dobre, ale przez to nie byli świadomi jak wiele zła Zbawcy mogą im wyrządzić. Żyli w bajce nieświadomi brutalnej realności. W końcu przecież mają swojego króla, który ochroni ich przed wszystkim, ale czy na pewno tak jest? Nie znali całej prawdy. Tylko strażnicy i najbliżsi króla wiedzieli o Zbawcach wszystko co powinni. Reszta nie była świadoma prawdy.

Daryl podniósł się z swojego miejsca. Przytłaczało go te całe ognisko i ludzie którzy śmiali się jakby świat wciąż był normalny.

-W porządku?- Amara również wstała z swojego miejsca.

-Idę odpocząć.

-Wiec pójdę z tobą.

-Nie musisz.

-Patrzenie na tych ludzi jest przytłaczające. Nie chodzi o to że życzę im aby spotkało ich to samo co nas, ale... po prostu jakoś nie mogę cieszyć się razem z nimi.

-Podobnie było gdy trafiliśmy do Alexandrii.

-Tak, ciężko było przywyknąć do dobrobytu i lepszego życia skoro znało się tylko strach i żyło się z oddechem śmierci na karku. Chodźmy już.- ciemnowłosa wzięła Daryl'a za rękę po czym oboje oddalili się od bawiących się ludzi.

Weszli do pokoju, który dostali aby przespać się tu na noc. Daryl podszedł do łóżka i usiadł na nie. Zdjął buty po czym upadł na plecy przymykając oczy. Amara zdjęła kurtkę i zawiesiła ją na haczyku. Stanęła w bezruchu wpatrując się w kieszeń swojej kurtki. Musiała mu powiedzieć że wie o pierścionku. Nie była pewna jak zacząć bo istniała możliwość, że mógł już nie chcieć się jej oświadczyć, a tego obawiała się najbardziej.

-Dlaczego tak stoisz?- brązowowłosy podniósł się do siadu wpatrując się w Amare, która stała do niego tyłem.

-Ja... nie ważne.- obróciła się i podeszła do łóżka siadając obok brązowowłosego. Ostatni raz zerknęła na kurtkę po czym spuściła wzrok i zaczęła bawić się palcami swoich rąk. Oczywiście to nie uszło uwadze Daryl'a. Chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się wycofała. Nie był pewien o co może chodzić, ale znał ją dobrze i wiedział że to musi być coś istotnego, a przynajmniej dla niej jest to ważne.

Brązowowłosy położył dłoń na jej rekach przerywając tym jej nerwowe bawienie się palcami. Amara podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Rozchyliła lekko wargi chcąc zapytać o to co tak bardzo chciała wiedzieć, ale znowu stchórzyła.

-Wezmę prysznic.- wypaliła nie znajdując innej wymówki, którą mogłaby powiedzieć. Wstała z łóżka po czym skierowała się do łazienki.

Daryl zmarszczył brwi patrząc jak znika za drzwiami. Chwile wpatrywał się w drzwi analizując jej dziwne zachowanie. Ale później jego spojrzenie padło na kurtkę ciemnowłosej.

Prysznic nie zajął jej zbyt długo. Ale szybko nie wyszła z łazienki. Siedziała tam jakby to miało pomóc jej w zebraniu w sobie odwagi. Ale przecież nie mogła tu wiecznie siedzieć, w końcu wyszła z łazienki.

Daryl wstał z łóżka gdy tylko zobaczył ją w framudze drzwi. Wyszła powolnym krokiem i stanęła jakiś metr przed nim.

-Coś się stało?- zapytała gdy patrzył na nią dziwnym spojrzeniem.

-Jak się dowiedziałaś?

-Co masz na... - urwała gdy zobaczyła jak wyciąga czarne pudełeczko z kieszeni.- Oh, to. Znalazłam je dzień po tym jak Negan przywiózł cię do Alexandrii i zabrał ponownie. Poszłam z tym do Aarona, powiedział mi wszystko. Na prawdę Jezus cie do tego nakłonił?

-Raczej skłonił do namysłu. Sam podjąłem decyzje więc... - brązowowłosy otworzył pudełeczko i kleknął na jedno kolano tuż przed nią, a ona poczuła jak serce zaczyna mocniej jej bić.- Amaro Rogers... - spojrzał jej prosto w oczy trzymając pudełeczko przed sobą.- Chciałem... ja... rany.- odchrząknął czując jak stres go pochłania, ale nie chciał schrzanić okazji.- Okay, jeszcze raz... Nigdy nie sądziłem że jestem wart kogokolwiek, a zwłaszcza ciebie, pokazałaś mi że jestem. Jesteś dla mnie wszystkim czego kiedykolwiek potrzebowałem. Nie byłem świadomy że potrafię tak mocno kochać, że... mogę stać się lepszy, dopóki nie spotkałem ciebie. Może i żyjemy w okrutnym świecie, ale ty sprawiasz że wszystko jest lepsze. Dajesz mi powód do wstania z łóżka każdego dnia, do walki, dla ciebie jestem gotów umrzeć, dla ciebie mógłbym żyć. Nie wiem czy dożyjemy jutra, ale... nie chce dłużej czekać nie wiedząc co los dla nas przygotował, chce zaryzykować. Czy... czy chcesz spędzić ze mną resztę życia, nawet jeśli będzie trwało to zbyt krótko?

-Tak, oczywiście że tak.- ciemnowłosa popłakała się. Daryl wstał i wyjmując pierścionek z pudełeczka włożył go na jej serdeczny palec lewej dłoni. Amara uśmiechnęła się po czym zmniejszyła miedzy nimi przestrzeń do minimum i złączyła ich wargi w namiętnym pocałunku. Odwzajemnił pocałunek jeszcze bardziej go pogłębiając. Amara włożyła dłonie w jego włosy jeszcze bardziej przyciągając go do siebie jeżeli to w ogóle było możliwe. Dopiero gdy zaczęło brakować im powietrza przerwali pocałunek, ale wciąż byli blisko siebie.- Piękna mowa i jaka długa.

-Mówiona na spontanie. 

Amara odgarnęła dłonią niesforny kosmyk włosów, który przykrywał mu czoło.

-Tak mocno cie kocham. Marzyłam o tej chwili. Ty i ja kontra cały świat.

-Razem do końca.

-Wiecznie razem.

Ich wargi ponownie się złączyły, ale tym razem w delikatniejszym i pełnym głębokiego uczucia pocałunku. Daryl złapał ją pod uda i podciągnął przez co objęła go nogami w pasie. Poprowadził ich do łóżka gdzie położył ją i zawisł nad nią. Na chwile oderwał się od niej tylko po to by spojrzeć w jej ciemnoniebieskie oczy, które błyszczały w tej chwili niczym gwiazdy na niebie po czym ponownie złączył ich wargi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro