Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*79*

Krew spływała z maczety, którą kobieta trzymała. Odgarnęła niesforny kosmyk z czoła brudząc się przy tym krwią. Oddychała ciężko wpatrując się w kilka ciał przed nią z zmasakrowanymi głowami. Stróżka potu spłynęła jej po twarzy. Schyliła się i wytarła w resztki ubrań truposza maczetę aby ją trochę oczyścić. Schowała maczetę do pochwy po czym odwiązała kraciastą koszule związaną wokół jej bioder. Otarła twarz materiałem po czym po prostu odrzuciła ubranie na ziemie. Poprawiła ramiączko czarnej bluzki, które zsunęło się z jej ramienia. Jeszcze raz spojrzała na ciała, a następnie odwróciła się i zaczęła oddalać. Postanowiła że wróci już do Alexandrii i weźmie długi prysznic aby zmyć z siebie nie tylko pot, ale też krew umarlaków. Po jakiejś niecałej godzinie marszu w czasie, którego po drodze zabiła paru sztywnych doszła w końcu do bramy. Machnęła ręką do stojącego na strażniczym podeście Noah. Chłopak powiedział coś do kogoś kto stał na ziemi za bramą, która po chwili została otwarta. Amara weszła do Alexandrii i od razu skierowała się do swojego domu.

Zrzucając się siebie ubranie weszła pod prysznic. Odkręciła kran, a woda spłynęła na jej ciało. Westchnęła czując jak mięśnie pod wpływem gorącej wody zaczęły się rozluźniać. Wczesnym rankiem wyszła z Alexandrii na wypad. Ale i nie tylko ona. Rick razem z Aaronem również wyruszyli, tak samo Sasha i Abraham. Michonne także choć ona raczej z innego powodu postanowiła wyjść z Alexandrii. Głównym celem było zdobycie zapasów. Musieli mieć coś co zadowoli Zbawców gdy wrócą po dary. Co prawda nastał dopiero czwarty dzień od ich odwiedzić, ale lepiej zdobyć wcześniej zapasy.

Gdy skończyła brać prysznic wyszła z kabiny, wytarła się po czym założyła czyste ubrania. Chwyciła pas do którego miała przyczepiony nóż w pochwie oraz pustą kaburę. Zbawcy zabrali im całą broń palną, nie szczędzili nawet ani jednego naboju. Wcześniej na terenie Alexandrii zawsze nosiła przy sobie pistolet i nóż. Gdy wychodziła poza mur wtedy brała dodatkową broń. Teraz czuła się bardziej bezbronna. Pistolet sprawiał większe bezpieczeństwo niż samo ostrze. Ale już nie są bezpieczni. Zbawcy zadbali by byli tego świadomi.

~~~~~~
Dean odbijał piłkę o metalową ścianę gdy za bramą Alexandrii usłyszał warkot silnika, a później ktoś uderzył czymś w bramę. Chłopak złapał piłkę i podszedł do bramy aby ją otworzyć. Gdy to zrobił zobaczył czarnowłosego mężczyznę z kijem. Od razu domyślił się kim on jest, ale zdziwił się bo mieli przyjechać dopiero za trzy dni.

-Siemasz młody.- Negan uśmiechnął się zawadiacko gdy pewnym krokiem wszedł na teren Alexandrii.- Wiesz kim jestem?

-Tak.- mruknął, ale po chwili pewniejszym głosem dodał coś jeszcze.- Tym dupkiem który zabił Ivy i Tyreese.

-Kto nauczył Cię takiego języka?- zapytał zaskoczony pewnością nastolatka. Zachichotał krótko. Ci ludzie go zadziwiali. Byli pierwszą grupą, która przysłużyła mu tyle problemów. Byli zbyt zdeterminowani do walki mimo ponoszonych strat. A takie osoby przydałyby mu się bo tylko takie mogą przetrwać w tym świecie.- Jak masz na imię?

-Dean.

-Więc Dean... - zbliżył się do nastolatka, który nawet nie drgnął na jego ruch.- Odważny z ciebie dzieciak. Widzę że lubisz koszykówkę. Ja osobiście wolę baseball.- przysunął swój kij aby brunet mógł go dokładnie zobaczyć. Dean skrzywił się gdy wyobraził sobie jak ten drań zabija tym kijem Ivy i Tyreese.

-Brzydzi mnie to, że ciebie oraz moją siostrę i mamę łączy upodobanie tego sportu.- powiedział to z niesmakiem, że bliskie mu osoby mają coś wspólnego z takim draniem jak on.

-Twoja rodzinka jeszcze żyje, szczęściarz z ciebie. Twoja mamusia nauczyła Cię braku szacunku do starszych?

-Nauczyła mnie jak traktować ludzi, którzy na to zasługują. A ty nie jesteś dobry.

-W takim świecie nie ma już dobrych ludzi, młody. Kim jest twoja mamusia, hm?

-Już ją poznałeś.

-Dean!

Oboje spojrzeli w kierunku głosu. Amara szybkim krokiem podeszła do nich.

-Wracaj do domu i pilnuj siostry.- zwróciła się do nastolatka, który wyczuwając napięcie w jej głosie posłusznie oddalił się i skierował do domu.

-Czyli to ty.- mruknął Negan przyglądając się ciemnowłosej, która na niego spojrzała.

- To jeszcze nie czas.

-Wiem, ale mamy pewien kłopot. Ale zanim do tego dojdziemy... - zrobił krok w jej stronę zmniejszając między nimi odległość do zaledwie pół metra. Ciemnowłosa cofnęła się czując się nieswojo pod wpływem jego natarczywego spojrzenia.

-Może rozwiążmy ten problem.

-Aż tak Ci się spieszy? No dobra. Gdzie Rick?

- Nie ma go. Jest na wyprawie po zapasy dla was.

-Jak miło z jego strony.

Kilku mieszkańców Alexandrii wyszło z domów i zaczęli przyglądać się Zbawcom. Amara zerknęła w kierunku Zbawców wzrokiem szukając brązowowłosego, ale nigdzie go nie widziała.

-Skoro Rick'a nie ma, to będę musiał na niego poczekać. Wyłaź!- czarnowłosy krzyknął w kierunku ciężarówki z której po chwili wysiadł Carl.- Zauważyłem, że nie potraficie nauczyć swoich dzieci odpowiedniego zachowania.- powiedział do Amary jednocześnie przywołując Carl'a ręką.- Może pochwalisz się co zrobiłeś.- zwrócił się do młodego Grimes'a, ale on nie odpowiedział dlatego sam postanowił wyjaśnić o co chodzi.- Wkradł się do ciężarówki i zabił paru moich ludzi. Nie fajnie. Mogłem go zabić od razu, ale byłem łaskawy i przywiozłem go tu. Chciałem pogadać o tym z Rick'em więc zaczekam na niego. Dla zabicia czasu pokaż mi gdzie mieszkasz.- powiedział do Amary. Nie miała ochoty tego robić, ale bezpieczniej było posłuchać się go. Gdy zobaczyła przy bramie Zbawców od razu pomyślała o najgorszym, bała się. A słysząc to co zrobił Carl wcale lepiej się nie czuła. To co zrobił było cholernie głupie i ryzykowne. A nie wiadomo czy Negan wyciągnie z tego jakieś konsekwencje.

Amara poprowadziła Negana do swojego domu, razem z nimi poszedł również Carl. A reszta Zbawców została przy bramie.

Niechętnie wprowadziła czarnowłosego do domu. Mężczyzna pewnym krokiem wszedł do salonu i rozejrzał się. Ciemnowłosa ustała w progu przejścia prowadzącego na korytarz. Złość zaczęła coraz bardziej w niej rosnąć gdy widziała jak Negan panoszy się bezwstydnie po jej domu, a ona nic nie mogła z tym zrobić. Jeszcze bardziej zdenerwowała się gdy mężczyzna zwrócił uwagę na Samantę, która razem z Dean'em siedzą przy stole. Chłopak patrzył na niego gniewnie, a dziesięciolatka wydawała się zmieszana obecnością nieznajomego. Ale gdy Dean szepnął jej coś na ucho dziewczynka zmarszczyła brwi jakby nad czymś się zastanawiała.

-Jak ci na imię cukiereczku?- Negan uśmiechnął się do dziewczynki, ale ona nie odwzajemniła gestu.

-Samanta.- mruknęła.

-Urocze imię dla uroczej dziewczynki. Wiesz kim jestem, prawda?- zapytał, a ona przytaknęła głową.

-Jesteś dupkiem.

-Rany! Kto uczy dzieci takich słów?!- zaśmiał się po czym spojrzał na Amare.- Powinnaś przeprosić za ich zachowanie. Oboje nazwali mnie dupkiem. Nie zaprzeczę tego, ale wolałbym więcej tego nie usłyszeć. Więc chcesz coś dodać zanim mój humor się zepsuje? A wtedy potrafię być niezłym dupkiem.

Amara zacisnęła pieści próbując zachować spokój. Działał jej na nerwach i dobrze o tym wiedział. Na każdym kroku chciał pokazać kto tu teraz rządzi. Drwienie sobie z nich było dla niego najlepszą zabawą. Ciemnowłosa chwile milczała zanim wysiliła się na sztuczne przeprosiny.

-Przykro mi, że cie tak nazwali. To się więcej nie powtórzy.- wysiliła się aby brzmiało to choć trochę szczerze, ale oboje wiedzieli że to tylko na pokaz.

-Od razu lepiej. Posłuszeństwo jest najważniejsze.- Negan zaśmiał się krótko po czym ponownie rozejrzał po salonie, który był połączony z kuchnią. Jego uwagę przykuł kominek, a raczej półka nad nim gdzie stała ramka z rysunkiem. Podszedł tam i wziął do reki przedmiot.- Teraz załapałem. Fajna rodzinka. Szkoda tylko tej rudej. Jak jej było na imię? Eve? Irvin?... 

-Ivy.- przerwała mu ciemnowłosa. Ta kpina i szyderstwo w jego głosie doprowadzało ją do szału. Nieświadomie nawet sięgnęła po nóż przyczepiony do paska. Mocno chwyciła rękojeść, ale nie wyjęła ostrza. Ludzie Negana byli w Alexandrii więc gdyby dowiedzieli się, że ich przywódca nie żyje zabili by ich wszystkich. Oni mieli broń więc nie byli wstanie się przed nimi ochronić.

-Ta.- uśmiechnął się zuchwale patrząc prosto w oczy ciemnowłosej. Nagle upuścił ramkę z obrazkiem. Przedmiot upadł na ziemie, a szkiełko w ramce zbiło się.- Ups, ale ze mnie niezdara.- powiedział z sztucznym smutkiem. Był ciekaw jak długo będzie ona dała rade się jeszcze kontrolować. Miał świetny ubaw przy wyprowadzaniu jej z równowagi. Oczywiście zauważył jak sięgnęła po nóż, ale go nie wyjęła. Zachowywał się bezczelnie, ale ona nie mogła nic z tym zrobić. A ten fakt bawił go jeszcze bardziej. Mógłby nasrać na dywan i nic mu by się za to nie stało.- Podobno złość piękności szkodzi.- podszedł do niej tak blisko, że dzieliło ich twarze zaledwie kilka centymetrów. Tym razem się nie cofnęła. Patrzyła z wściekłością na niego. Tak bardzo miała ochotę zedrzeć mu ten jego arogancki uśmieszek z twarzy.

Negan sięgnął ręką odgarniając jej włosy z lewego ramienia przez co jej blizna na szyi była bardziej widoczna. Chwile przyglądał się bliźnie po czym spojrzał jej w oczy.

-Czuje tą napiętą atmosferę miedzy nami. I wiem jak ją rozładować. Jestem ciekawy jak wygląda twoja sypialnia.- przybliżył twarz tuż obok jej ucha.- Musze też przyznać, że kobiety z blizną są piekielnie pociągające.- szepnął po czym cofnął się trochę ciekawy jej reakcji. Czerwień pojawiła się na jej policzkach, ale nie była powodem jego bliskości. To rosnący w niej gniew to spowodował. Czuła jak przyspiesza jej puls. Ta jego sprośna sugestia tylko dolała oliwy do ognia. Musiała zacząć robić głębsze wdechy aby nie dać się ponieść nerwom.- Wykorzystajmy nieobecność twojego faceta. Nie dowie się bo siedzi jak zaszczuty pies zamknięty w klatce.- zakpił, a na jego twarzy gościł szyderczy uśmieszek. Nie był głupi. Domyślił się że Daryl jest kimś więcej dla niej. A widząc jego narysowaną podobiznę na obrazku był pewny że są razem.

Ciemnowłosa mocniej zacisnęła dłoń na ostrzu czując jak skóra ją świerzbi nakłaniając aby użyła noża. Ale mimo tego jak bardzo chciała to zrobić i jak bardzo nienawidziła tego człowieka, nie mogła. Czuła jak krew w jej żyłach aż kipi z wściekłości, ale musiała z tym walczyć. Musiała się kontrolować. A im więcej on wypowiedział słów tym trudniej to było zrobić.

-No dalej, zabijesz mnie na ich oczach?- zapytał mając na myśli trójkę nastolatków, którzy w milczeniu przyglądali się im.- Chciałabyś to zrobić. Pewnie wielu zabiłaś. Widać to w sposobie jaki na mnie patrzysz. Co byś mi zrobiła? Zadźgała? Poderznęła gardło? Wybebeszyła? Kurwa, aż gorąco się zrobiło. Podniecają mnie takie gierki.

-Wiesz co bym zrobiła?- zapytała z grobową powagą.- Odcięłabym ci fiuta, wepchnęła głęboko do gardła i związanego rzuciła sztywnym na pożarcie. Umierałbyś w męczarniach dławiąc się i  czując jak rozrywają cie na strzępy, kawałek po kawałku aż nic by z ciebie nie zostało.

-Kurwa, bardzo drastyczne. Masz cholernie duże jaja, nie to co Rick. Podoba mi się to, masz tą iskrę. Nadawałabyś się na Zbawce. Kto wie, może jeszcze się nim staniesz. Ale na razie myślę że musisz ochłonąć. Carl, pokaż mi swoją chatę.- Negan zwrócił się do młodego Grimes'a.- Do zobaczenia kotku.- szepnął tuż obok jej ucha, a po chwili on i Carl wyszli z domu.

Amara odetchnęła ciężko. Już myślała że dłużej nie wytrzyma. Ale jakoś dała rade. Pomogło jej w tym fakt, że nie mogła zrobić tego przy dzieciach. Doznali by szoku. Nie chciała aby patrzyli jak kogoś zabija, zwłaszcza w tak brutalny sposób jakim miała ochotę zabić Negana. Chciała jego śmierci, ale to jeszcze nie był ten moment. 

~~~~~~~

Amara patrzyła przez okno w salonie. Widziała jak stół bilardowy został wyciągnięty na ulice osiedla. Negan grał razem z Spencerem. Nie wróżyło to niczego dobrego, tego była pewna.

-Czemu Zbawcy tu są?- zapytał Noah.

-Nie minął jeszcze tydzień.- dodała Beth.

-Carl wparował do nich w odwiedziny przy okazji zabijając paru Zbawców, właśnie dlatego tu są. I dopóki Rick nie wróci, oni tu zostaną. Szkoda że nie możemy jakoś się z nim skontaktować.

-Kiedy to zrobił?

- Nie wiem. Nie pilnowałam go. Ale od rana go nie widziałam więc pewnie wtedy wymknął się z Alexandrii. Wykorzystał moment gdy nie było jego ojca i Michonne.

-Więc będziemy tak czekać?- zapytała Beth.

-Wyjdę i sprawdzę o czym Spencer z nim rozmawia. Wy tu lepiej zostańcie.- stwierdziła ciemnowłosa.

Rogers wyszła na zewnątrz gdzie grupka gapiów obserwowała grę Negana z Spencerem. Obaj mężczyźni rozmawiali o czymś. Musiała przepchać się do samego przodu aby cokolwiek dokładnie usłyszeć, ale na zbyt wiele to nie dało bo nie rozmawiali zbyt głośno.

W którymś momencie Negan podszedł do Spencera, który zaczął mu się z czegoś tłumaczyć. Niespodziewanie przywódca Zbawców wyciągnął nóż i wbił go w brzuch Spencera. Szarpnął ostrzem rozcinając jego ciało przez co organy wyszły mu na wierz. Wszyscy mieszkańcy byli w szoku. Spencer upadł na ziemie wykrwawiając się na śmierć. Nikt nic nie powiedział ani też się nie ruszył. To było ohydne i powodowało mdłości. Widzieli jak dosłownie go wybebeszył.

-Cholera, jednak coś tam w sobie miałeś!- wykrzyknął Negan i podszedł do stołu bilardowego aby wziąć leżący na nim kij.- Lepiej by ktoś posprzątał tu bałagan zanim sami wiecie. Ktoś chętny dokończyć partyjkę ze mną?- zapytał wskazując stół, ale nikt się nie odezwał, wszyscy tylko patrzyli wciąż będąc w szoku.- Nikt? Szkoda.

Nagle Rosita wyciągnęła schowany za paskiem pistolet i wycelowała w Negana. Pociągnęła za spust, ale nie trafiła bo nabój wbił się w kij, którym mężczyzna się zasłonił. Arat, jedna z Zbawców, złapała ją zabierając jej broń i powaliła na ziemie przykładając ostrze do szyi.

-Co tu się odpierdoliło do cholery?!- wykrzyknął wściekle Negan. Zrobił się aż czerwony na twarzy widząc ślad naboju w swoim kiju.- Kurwa! Próbowałaś mnie zabić?! Postrzeliłaś Lucille!- krążył rozjuszony, ale powoli zaczął się uspokajać. Spojrzał na ziemie i zauważył łózkę po naboju, podniósł ją. Domyślił się że była ręcznie zrobiona przez kogoś. Nakazał Rosicie powiedzieć kto to zrobił. Ona twierdziła że sama zrobiła nabój, ale jej nie uwierzył. Gdy spytał ponownie grożąc że każe Arat, która ją trzymała pociąć jej twarz, Rosita znowu twierdziła że to ona. Ale Negan był pewny że kłamie dlatego rozkazał Arat kogoś zabić. Rosita krzyknęła rozpaczliwie by tego nie robił, ale Arat wyciągnęła broń i postrzeliła Oliwie prosto w głowę.

Huk rozniósł się echem po osiedlu. Kolejna osoba dzisiejszego dnia zginęła. Większą obawą było czy ktoś jeszcze dołączy do zmarłych.

-Wystarczy. Nikt więcej nie musi ginąć.- Amara zrobiła krok do przodu wychylając się bardziej przed szereg mieszkańców Alexandrii. Nie mogła patrzeć jak ktoś jeszcze ginie.

-To wy dojebaliście to gówno. I zginie kolejna osoba jeśli tego kurwa zechce! Bardzo mnie zdenerwowaliście. I nic nie naprawi tej chujowej sytuacji.- powiedział ostrym tonem Negan. To wszystko podniosło mu cholernie ciśnienie.

-Mieliśmy umowę.- niespodziewanie razem z Aaronem pojawił się Rick. Negan na dźwięk jego głosu obrócił się w jego kierunku.

-Rick! Nareszcie przywlokłeś tu swoje dupsko.- Negan spojrzał na Grimes'a, który podszedł do niego. Rick wymienił się krótkim spojrzeniem z Amarą po czym spojrzał na przywódce Zbawców.- Wiem że nie zaczęliśmy najlepiej swojej znajomości, rozumiem niechęć. Ale twoi ludzie odjebali niezłe gówno. Jeden chciał abym pozbył się ciebie, a druga chciała mnie zabić. Oczywiście musiałem się odpłacić za to.

-Przy bramie są zapasy dla ciebie. Weź je i odjedź.

-Jasna sprawa. Gdy tylko dowiem się kto zrobił nabój. Arat?

Arat wymierzył w kolejną osobę chcąc ją zastrzelić, ale Tara odezwała się twierdząc że ona zrobiła nabój, co było oczywiście nie prawdą. Wycelowali broń w nią, ale wtedy odezwał się Eugene. Przyznał się że on stworzył nabój. Nawet zaczął tłumaczyć w jaki sposób to zrobił, ale Negan mu przerwał twierdząc że wierzy mu.

Zanim odjechali Negan oznajmił że to co znalazł dla niego Rick to za mało, że po tym co się dziś wydarzyło wymaga znacznie więcej. Odjeżdżając zabrali ze sobą również Eugene. Gdy go zabierali Rosita rozpaczliwie prosiła aby wzięli ją w zamian. Jej lekkomyślny wybryk nie tylko przyczynił się do śmierci Olivii oraz zabrania Eugene. Teraz byli w gorszej sytuacji, a Zbawcy byli jeszcze bardziej wściekli.

~~~~~~~

Amara podeszła do drzwi słysząc pukanie. Gdy je otworzyła zobaczyła stojącego na werandzie Rick'a. Mężczyzna patrzył na nią z determinacją w oczach.

-Dziś było tego za wiele. Nadszedł czas Amaro. Miałaś racje. Musimy podjąć się walki, za nas, za naszych bliskich, za Alexandie, za Wzgórze. Od dziś zaczynamy przygotowania.- powiedział stanowczym głosem i z wolą do walki iskrzącą się w jego oczach. Ciemnowłosa delikatnie uśmiechnęła się. Rick Grimes wrócił wraz z swoją odwagą i walecznością. Za to go podziwiała. Brnął do przodu mimo przeszkód. Prawdziwy przywódca.

-Wiec na co jeszcze czekamy? Skopmy tym sukinsynom tyłki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro