*78*
Zbawcy zabrali to co chcieli, w tym część materacy. Przy okazji pognębili też trochę mieszkańców Alexandrii. Po tym jak w końcu odjechali można było odetchnąć z ulgą. Ich przyjazd dla większości był stresujący. Szczególnie, że musieli być potulni aby nie narazić się im co skończyć by się mogło czyjąś śmiercią. A prawie do tego doszło przez Spencera, który ukrył pistolet, ale na szczęście w porę znaleźli go i oddali Zbawcom. Przez ich odwiedziny ubyło im żywności i paru innych rzeczy. Nie mieli już żadnej broni palnej. Jedyne co mieli w nadwyżce to były leki. Nie było to zadowalające. Za tydzień znowu przyjadą po kolejne dary, a i tak nie mają już zbyt wiele im do zaoferowania. Będą zmuszeni wyruszyć w poszukiwaniu zapasów.
Amara weszła do pokoju z czystymi i wyschniętymi już ubraniami. Położyła je na łóżku i zaczęła składać. Próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie, które pozwoli jej odciągnąć myśli od widoku Daryl'a i od faktu że nie pozwolili mu zostać w Alexandrii. Pierwsze kilka złożonych ubrań włożyła do pierwszej szuflady w komodzie. Wróciła do łóżka po resztę, otworzyła drugą szufladę i włożyła tam ubranie. Gdy już miała zamiar zamknąć szufladę zauważyła wypukłość pod materiałem, który już wcześniej tam leżał. Sięgnęła ręką i gdy odsłoniła materiał zdała sobie sprawę że ukryte pod nim było czarne pudełeczko. To było dziwne bo ona z pewnością nie schowała tego tutaj, w sumie to nie wiedziała co to jest. Z ciekawością otworzyła pudełeczko i wtedy wstrzymała nagle oddech na widok jego zawartości. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa przez co zsunęła się po komodzie siadając na ziemi. Poczuła zbierające się w oczach łzy. W tym pudełku znajdował się pierścionek z szafirem. Rozpłakała się gdy dotarło do niej, że Daryl chciał jej się oświadczyć. To wyjaśniałoby jego wcześniejsze dziwne zachowanie oraz ta jego podejrzana wyprawa z Aaronem. Nie mogła w to uwierzyć. Chciał aby stali się małżeństwem. Nagle to co mówił na Wzgórzu o dzieciach nabrało sensu. Planował oświadczyć się, ale przez wszystkie te wydarzenia z Zbawcami nie pozwoliły mu na to. Teraz jeszcze bardziej zaczęła nienawidzić Zbawców. Mogłaby być w tej chwili szczęśliwą mężatką, a zamiast tego błaga los aby był tak łaskawy i oszczędził jej ukochanego by mogła go jeszcze zobaczyć, by mogła poczuć ciepło jego ciała, by mogła usłyszeć jego głos, by mogła ponownie być u jego boku. Otarła słone łzy i wstała po czym wyszła szybkim krokiem z pokoju. Chciała znaleźć Aarona i wypytać go czy wiedział o tym co planował Daryl.
Stanęła przed domem Aarona i zapukała w drzwi. Odczekała chwile i gdy chciała ponownie zapukać, drzwi się otworzyły i stanął w nich Aaron.
-Musimy porozmawiać.- powiedziała w prost, a mężczyzna skinął głową i wpuścił ją do środka. Zaprowadził ją do salonu gdzie przebywał Eric. Przywitała się z mężczyzną, ale poprosiła Aarona by mogli porozmawiać w cztery oczy. Eric uszanował jej prośbę i wyszedł zostawiając ich samych.
-Coś się stało?- zapytał z niepokojem Aaron zauważając, że ciemnowłosa nie dawno płakała.
Amara nie odpowiedziała tylko wyciągnęła z kieszeni kurtki czarne pudełeczko i pokazała je mężczyźnie. Ten na widok przedmiotu westchnął domyślając się o co chodzi.
-Znalazłaś je.
-Wiedziałeś o tym?
-Tak, może usiądźmy.- zaproponował wskazując kanapę. Rogers przytaknęła po czym oboje usiedli na kanapie.
-Długo to planował?
-Nie, ale to trochę zabawne bo zaczęło się od Jezusa.
-Od Paula? Jak to?
Okazało się że to Paul podsunął Daryl'owi pomysł oświadczenia się jej, to było tamtego wieczoru gdy przywieźli Jezusa nieprzytomnego do Alexandrii. Później Daryl chciał wyruszyć na wyprawę, która była tylko pretekstem do poszukania pierścionka. Planował nikomu nie mówić co zamierza zrobić, ale Aaron się dowiedział i postanowił mu pomóc. Teraz Amara zrozumiała dlaczego Paul był tak zaciekawiony i patrzył na jej rękę gdy spotkała go poza Alexandrią. Najwyraźniej chciał wiedzieć czy Daryl jej się oświadczył.
-Na prawdę chciał się oświadczyć.- powiedziała wciąż nie dowierzając gdy Aaron skończył opowiadać.
-Kto by się po nim tego spodziewał. Zgodziłabyś się?- zapytał z ciekawością.
-Oczywiście że tak.- uśmiechnęła się.- Szkoda tylko że nie zdołał mnie zapytać.
-Jestem pewny, że wszystko jakoś się ułoży. Zbawcy nie mogą wiecznie nami rządzić. Nie możemy im na to pozwolić.
-Wiem, ale Rick na razie nie chce planować pozbycia się ich. Nie wiem czy w ogóle będziemy gotowi do walki.
-Jesteśmy gotowi. Potrzebujemy tylko kogoś kto nas poprowadzi i da nam wiarę w zwycięstwo. Możesz przekonać Rick'a, a wtedy razem nam się uda. Po tym co zrobili boje się, że mogą zrobić wiele gorszych rzeczy. Są złymi ludźmi, którzy są wstanie zrobić wszystko. Dlatego musimy ich powstrzymać.
Amara w pełni się z nim zgadzała. Powinni jak najszybciej ich powstrzymać zanim stracą przez nich znacznie więcej.
~~~~~~~
Piosenka, która od paru godzin w kółko się powtarzała nagle ucichła. Ktoś ją wyłączył dzięki czemu Daryl choć na krótką chwile mógł odsapnąć. Był wyczerpany, nie mógł normalnie przez tą muzykę spać bo było zbyt głośno i zaczynał powoli wariować. Zbawcy wiedzieli jak odpowiednio torturować ludzi. Wsadzili go do ciasnego i ciemnego pomieszczenia. Dwight odwiedzał go tylko gdy przynosił mu kanapkę z psią karmą. Żeby nie stracić całkowicie sił był zmuszony to jeść choć smakowało to jak rzygi. I tak było od chwili gdy zabrali go. Próbował uciec ale skończyło się to dla niego bardzo źle, pobili go wręcz do nieprzytomności. Jakoś by to zniósł, ale do tego dochodziły jeszcze psychiczne tortury. Dwight pokazał mu zdjęcia Tyreese i Ivy z zmasakrowanymi głowami. Te drugie zdjęcie najbardziej go dręczyło bo gdyby wtedy się nie ruszył rudowłosa prawdopodobnie by żyła. Czuł się okropnie winny z tego powodu. Przez niego zginęła kolejna osoba. Przez niego Amara straciła bliską jej osobę. Nienawidził się za to. Był powodem jej cierpienia. Tak bardzo żałował że dał się ponieść wściekłości. Chciał cofnąć czas, ale nie mógł tego zrobić. Chciał chronić Amare przed cierpieniem, a sam je spowodował. Zrozumiał by gdyby ciemnowłosa znienawidziła go za to co zrobił. A gdy Negan postanowił zabrać go do Alexandrii gdzie ją tam zobaczył, to było cholernie bolesne. To co zobaczył w jej spojrzeniu łamało mu serce. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy. I to jak wołała jego imię gdy chciała do niego podejść. Odbijało się echem w jego głowie sprawiając jeszcze większą udrękę. Negan nawet nie pozwolił jej na niego patrzeć, tym bardziej nic mówić. A ona posłuchała się go gdy zagroził że coś mu zrobi. Ten potwór grał sobie na ich uczuciach i nie obchodziło go nic. Cieszył się ich cierpieniem.
Nagle drzwi od jego celi zostały otwarte, a światło na chwile oślepiło go. Spodziewał się zobaczyć Dwight'a, który rzuciłby mu tą paskudną kanapkę pod nogi i ponownie zamknął by drzwi oraz puścił tą wkurzającą muzykę. Ale to nie on stanął w progu. To była osoba, której najmniej się spodziewał. Co prawda widział go już gdy pracował przy płocie doczepiając do niego sztywnych, ale nie mieli jeszcze chwili na rozmowę w cztery oczy. Na początku wydawało mu się że to ktoś podobny do Gadriel'a, ale prawda była taka że przeżył i uciekł z farmy.
Szarooki zrobił krok do wnętrza i postawił przed brązowowłosym butelkę wody oraz talerz z kanapką, którą sam przyrządził. Wiedział jak był traktowany przez te parę dni. Każdy kto tu trafiał miał tak dopóki by się nie złamał i powiedział słowa "Jestem Negan", które oznaczałyby przyłączenie się do Zbawców.
-Zjedz to bo muszę zabrać talerz.- powiedział obojętnym głosem.- Nie jest otruta. Może wyśmienitym kucharzem nie jest, ale to lepsze od tego co Dwight ci daje.
Daryl nie był pewny o co chodzi w tym geście dobroci ze strony Gadriel'a. Bardziej spodziewał się po nim jeszcze większego gnębienia niż od Dwighta. Ale szarooki ani razu nie pokazał drwiny czy wyższości w żadnym swoim geście czy postawie, jakby na prawdę było mu go żal.
W końcu Dixon wziął kanapkę i zaczął ją jeść. Smakowała niebiańsko w porównaniu do kanapki, którą serwował mu zawsze Dwight. Dość szybko ją zjadł po czym popił wodą.
-Dwight znalazł to w twojej kamizelce. Zabrałem mu to.- Gadriel wyciągnął coś zgiętego z kieszeni i rzucił Daryl'owi.- Jest twoje i lepiej tego pilnuj.
Brązowowłosy rozłożył rzecz, która okazała się zdjęciem które zrobił Glenn gdy spali na dachu tamtego pamiętnego dnia gdy Amara wyznała co do niego czuje. Teraz tym bardziej nie rozumiał postępowania Gadriel'a. Może to była jakaś jego chora gra? Ale w jego czynach nie wyczuwał niczego fałszywego. Ale nie miał pewności. Okazał się dwulicowym dupkiem na farmie wiec czemu teraz miałby nim wciąż nie być?
Gadriel zabrał talerz i pustą butelkę po czym odwrócił się chcąc odejść, ale pytanie brązowowłosego go zatrzymało.
-Dlaczego to robisz?
-Ona również o to zapytała.- spojrzał na niego.- Może dlatego że jesteście dobrymi ludźmi, którzy nie zasłużyli na coś takiego. Albo dlatego że widząc ją ponownie coś się zmieniło. Masz farta, że masz ją. Nie schrzań tego.- chciał już zamknąć drzwi, ale coś mu się jeszcze przypomniało.- Możesz teraz normalnie się przespać. Ta durna muzyka będzie wyłączona na parę godzin.- po tych słowach zamknął drzwi i odszedł.
W miarę możliwości Daryl przyglądał się fotografii. Nieznacznie uśmiechnął się widząc jej spokojną twarz gdy spała. Przynajmniej w taki sposób mógł ją widzieć. Mógł jedynie się domyślać jak ona się czyje i czy jakoś sobie radzi. Tak bardzo chciał z nią teraz być. Pocieszyć i wesprzeć, ale przede wszystkim przeprosić i prosić o wybaczenie.
~~~~~~~
Amara siedziała na dachu werandy obserwując gwiaździste niebo. W rekach wciąż trzymała te pudełeczko. Wzdychała z tęsknotą. Wyobrażała sobie jakby to wyglądało gdyby Daryl spróbował jej się oświadczyć. Co by wymyślił? W jaki sposób zrobiłby to? Ale nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań. Bała się że nigdy nie pozna odpowiedzi na nie, że już go więcej nie zobaczy i o nic nie zapyta. Miała tyle obaw i niepewności. Daryl wciąż ją zaskakiwał. Ciężko było przewidzieć co może zrobić. Dlatego zaskoczyło ją to, że to przez rozmowę z Jezusem Daryl zdecydował się na ten poważny krok. Nie spodziewała się po nim tego. Nie sądziła że chciałby tego. Nie nalegała by na to by jej się oświadczył. Gdyby tego nie chciał, to jej by to pasowało. Pasowało jej to w jakiej relacji byli. Nigdy nie chciałaby namawiać go do czegoś, czego nie chciał by zrobić czy nie byłby na coś gotowy. Ale świadomość że zdecydował się aby została jego żoną rodziło wspaniałe uczucie w jej sercu. Ile by dała aby teraz być z nim. Tak bardzo go potrzebowała, wręcz usychała z tęsknoty. Nie mogła go stracić. Nie po tym wszystkim co przeszli i nie po tym co ich połączyło.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro