Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*74*

Negan bez żadnych skrupułów zatłukł Tyreese na śmierć. Sasha szlochała gorzko coraz bardziej z kolejnym zadanym ciosem w głowę jej brata. Słychać było łkania i ciężkie oddechy reszty grupy, którzy byli zmuszeni oglądać śmierć przyjaciela.

-W mordę! Spójrzcie na moją brudną dziewczynę!- wykrzyknął Negan gdy skończył i uniósł Lucille aby zobaczyli, że brudna jest we krwi i resztkach mózgu Tyreese. Zaśmiał się szyderczo na nich patrząc.- Patrz i podziwiaj moja droga.- przysunął zakrwawiony kij do twarzy Rosity, która patrzyła w dół.- Nie ładnie. Twój kumpel przyjął aż siedem uderzeń dla drużyny. Wiec się kurwa przypatrz. No dalej kurwa!- szydził sobie z niej chcąc zmusić aby spojrzała na kij, ale nie potrafiła.

Niespodziewanie Daryl gwałtownie wstał z swojego miejsca i z wściekłością rzucił się w kierunku Negana. Przywalił mu pięścią w twarz aż ten cofnął się do tyłu oszołomiony. Szybko jednak powalili brązowowłosego na ziemie, a Dwight wymierzył do niego z kuszy.

-Daryl!- krzyknęła rozpaczliwie Amara chcąc coś zrobić, ale nie mogła.

-Nie!- powiedział Rick.

-Coś takiego? Ja pierdole.- powiedział Negan wycierając dłonią małą plamkę krwi z ust i podszedł do przyciskanego do ziemi Daryl'a.- Tak po prostu nie wolno. Nikt nie może odpierdalać czegoś takiego.- kleknął przy nim i przystawił mu do głowy kij.

Amara czuła jak oddech jej przyśpiesza i ledwo trzyma się na kolanach. Wpatrywała się w brązowowłosego z trudem łapiąc oddech. Nie mogła go stracić. Nie mogła nikogo stracić. A to w co Negan sobie pogrywał było okrutne i cholernie bolesne. Zaciskała na ziemi pieści próbując się jakoś kontrolować gdy wzrok Daryl'a skrzyżował się z jej. Słone łzy spłynęły jej po policzkach gdy Negan przyłożył mu kij do głowy.

-Mam go załatwić? Zrobię to tu i teraz.- oznajmił Dwight mierząc do Daryl'a z kuszy.

-Nie. Nie można ich ot tak zabijać. Nie od razu.- stwierdził Negan i machnął ręką po czym zaciągnęli Daryl'a na jego poprzednie miejsce.- Wracając do tematu... Nie tak ma wyglądać nasza współpraca. Powiedziałem wam że za pierwszym razem pobłażam. A potem co mówiłem? Aby się kurwa nie ruszać! Musze mieć pewność, że mnie dobrze poznaliście. Żadnych wyjątków. Nie wiem z jakimi kłamliwymi dupkami wcześniej się użeraliście. Ale ja dotrzymuje słowa. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze. A wiec... wracamy do punktu wyjścia.

Negan zamachnął się kijem i uderzył nim w głowę Ivy. Rudowłosa upadła z powodu siły uderzenia, ale drżąc ponownie siada. Amara spojrzała z szokiem na nią otwierając lekko usta, ale nic nie powiedziała. Krew spływała jej z częściowo zmiażdżonej głowy.

-Twardzielka.- zakpił sobie Negan pochylając się nad nią.- Wciąż jesteś z nami? Chyba próbuje coś powiedzieć. W chuj mocno ci zajebałem!- wykrzyknął. Ivy wciąż jeszcze jakoś się trzymając splunęła mu w twarz.- Kurwa!- Negan cofnął się wycierając ręką wydzielinę z twarzy.- Obrzydliwe.

Rogers łkała. Więcej łez spłynęło jej po twarzy gdy Ivy spojrzała w jej kierunku. To był koszmar z którego nie mogła się obudzić. Chciała coś zrobić, ale jedyne co mogła to tylko patrzeć.

-Będę... - zająkała się rudowłosa próbując coś powiedzieć.- z tobą... do końca.- powiedziała wpatrując się w Amare.

-No kurwa. Widzę że musi być wam ciężko. Bardzo mi przykro. Naprawdę. Ale sami słyszeliście.- powiedział z smutkiem Negan jakby na prawdę przepraszał za swoje czyny.- Żadnych wyjątków!- wykrzyknął entuzjastycznie, a jakiekolwiek współczucie zniknęło nagle zastępując je czystym i chorym ubawem z całej tej sytuacji. Ponownie uderzył kijem w głowę Ivy. Robił to w kółko dopóki z jej głowy nie pozostało prawie nic, pozostawiając masę kości, mózgu i ciała.

-Ale z was pizdy.- zaśmiał się szyderczo kończąc uderzenia.- Lucille jest spragniona! W innym życiu byłaby wampirem. No co? Nie rozbawiłem was?- zamachnął się kijem w powietrzu przez co krew kapnęła na niektórych, którzy klęczeli.

Amara poczuła się słabo gdy kapnęła na jej policzek krew zmieszana z mózgiem. Złapały ją nagłe mdłości gdy pomyślała do kogo to należy. Zesztywniała gdy spojrzała w miejsce gdzie leży zmasakrowana Ivy. Szlochy, łkanie, cichy płacz. Ledwo trzymali się po tym co zaserwował im Negan.

Wspomnienie

Minął dopiero tydzień gdy ruszyli w stronę Waszyngtonu. Szli drogą ponieważ zabrakowało paliwa w pojeździe, którym jechali. Amara zerknęła w bok przyglądając się Ivy, która niosła na rekach Judith i bawił się z nią. Uśmiechnęła się rozczulona tym widokiem.

-Bardzo cie polubiła. Nie wiedziałam że tak dobrze radzisz sobie z dziećmi.

-Cóż, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz, ale mamy czas aby to naprawić.- rudowłosa spojrzała na Amare i uśmiechnęła się.

-Racja. Chciałabyś mieć kiedyś własne?

-Oczywiście. Partner, dzieci, szczęśliwa rodzina.To wszystko czego na prawdę pragnę choć może tego po mnie nie widać. Nie wiem czy w tym świecie to możliwe. W tamtym próbowałam i mi nie wyszło wiec nie spodziewam się czegoś specjalnego w tym. Ale jak to mawiał tatko, szczęście jest na wyciągniecie reki. Trzeba się tylko wysilić, złapać sukinsyna za fraki i nie puszczać.

Obie zaśmiały się. Ojciec Ivy zawsze miał takie gadanie. Każde jego przysłowie czy rada musiało zawierać jakieś przekleństwo, ale potrafił trafnie dobierać słowa. Mimo gburowatego i oschłego wyglądu był dobrym i kochanym człowiekiem, który bardzo dbał o swoich bliskich.

-On zawsze miał niezłe gadane.- stwierdziła Amara gdy przestały już się śmiać.

-Taki już był. Ale co do szczęścia miał racje. Ono samo od tak się nie pojawia. Musimy korzystać z okazji, które podsuwa nam los i brać z życia jak najwięcej jakby miało nie być jutra.

-Żałuje że tak długo byłyśmy rozdzielone. Przydałyby mi się twoje mowy motywacyjne i to nie raz.

-Już tu jestem i nigdzie się nie wybieram. Te złe chwile minęły. Twórz nowe, lepsze, wspanialsze. Każdy pragnie żyć, nawet jeśli cierpi i myśli że ma już dość. Mawiają że ludzie z nadzieją są głupi. Dla mnie są najsilniejsi, mają cel w życiu. Jak myślisz Judith?- rudowłosa zwróciła się do małej.- Ciocia Ivy plecie głupoty?- zażartowała.

Amara zachichotała. Przyglądała się z uśmiechem na promieniującą radością twarz Ivy, która bawiła się z Judith. Spojrzała w górę chłonąc ciepłe promienie słońca. Dzień był przyjemny. Gdy spojrzała przed siebie widziała jak inni idąc rozmawiają ze sobą. Tyreese powiedział coś do Sashy, która roześmiała się i szturchnęła brata w ramie. Glenn i Maggie trzymali się za ręce idąc przed siebie. Tara opowiadała coś Rosicie, która z zaangażowaniem słuchała tego, do ich rozmowy dołączył Noah i Beth. Ciemnowłosa uśmiechnęła się. Byli jedną wielką i specyficzną rodziną. Ale każdy oddałby za drugiego życie. Amara poczuła jak ktoś trąca ją w ramie przez co wyrwał ją z jej własnych myśli. Daryl pojawił się obok niej, a na jego twarzy igrał psotny uśmieszek. Wyjął zza pleców ukryty biały kwiat bzu i wręczył go ciemnowłosej. Kobieta zaciągnęła się słodkim zapachem kwiatu i posłała mu wdzięczny uśmiech.

Nadzieja umiera ostatnia.

-Nie rozbawiłem cie Rick?- Negan podszedł do Grimes'a i pochylił się nad nim. Emanował dużą pewnością siebie. Dla niego to była czysta zabawa. Zachowywał się jak psychopata dla którego zabicie kogoś w tak brutalny sposób było czymś normalnym i przyjemnym.

-Zabije cie.- mruknął z złością Rick wpatrując się w twarz Negana. Mężczyzna o czarnych włosach prychnął.

-Co? Nie dosłyszałem. Głośniej proszę.- zniżył głos brzmiąc ostrzegawczo jakby miało to wystraszyć Rick'a.

-Nie dziś i nie jutro. Ale zabije cie.- mimo tego że Grimes był podłamany tym że stracił aż dwoje przyjaciół nadal stawiał opór. Nie miał zamiaru dać Negan'owi satysfakcji. Przywódcy Zbawców to się nie spodobało, chciał go złamać psychicznie.

-Jezu. Simon, co nasz kolega miał przy sobie?

-Topór.- powiedział mężczyzna z gęstym wąsem.

-Simon to moja prawa ręka. Warto kogoś takiego posiadać. Masz kogoś takiego? Może nadal jest tu z nami? A może padło na tę osobę?- zapytał drwiąco. Rick spojrzał w bok nie odpowiadając mu.- Jak wolisz. Simon dają ten topór.- mężczyzna z wąsem podał mu broń po czym Negan wyprostował się. Złapał Rick'a za kołnierz kurtki i zaczął ciągnąć w kierunku kampera.- Zaraz wracam. Może nawet wrócę z Rick'em. Jeśli nie, zawsze możemy wypatroszyć resztę.- siłą zaciągnął Grimes'a do pojazdu, a później odjechali gdzieś.

Nie wiedzieli ile dokładnie czekali, ale zaczęło już się rozjaśniać. W końcu kamper pojawił się i zatrzymał w poprzednim miejscu gdzie stał. Negan wyszedł z niego ciągnąc za sobą Rick'a po czym pchnął go na ziemie przed nimi.

-Wiesz po co była ta wycieczka?- zapytał czarnowłosy górując nad siedzącym na ziemi Rick'em. Negan krążył wokół niego wyjaśniając że chodziło to w jaki sposób na niego spojrzał, chciał to zmienić. Ale nadal Rick się nie ugiął wiec postanowił zrobić coś co to zmieni. Teraz decyzja Rick'a zadecyduje co stanie się z nimi dalej. Negan przywołał Carla i kazał mu się położyć obok swojego ojca. Później zacisnął pasek na jego ramieniu i markerem narysował czarną linie na jego przedramieniu. A swoim ludziom kazał przyłożyć pistolety do głów grupy Rick'a.

-Błagam nie rób tego.- wychrypiał Grimes zdając sobie sprawę do czego to zmierza.

-Ja? Ja tam nie zamierzam nic zrobić. Rick chwyć siekierę i utnij synowi rękę przy tej linii. Musisz to zrobić bo inaczej pozabijam ich wszystkich. Zginie Carl, później reszta twoich ludzi, a pewnego dnia również ty. Utrzymam cie przy życiu przez parę lat abyś mógł o tym porozmyślać.

-Nie musisz tego robić. Już rozumiemy.- powiedziała rozpaczliwie Michonne.

-Ty rozumiesz. Co do Rick'a nie mam pewności. Łap za siekierę i tnij.- Negan rzucił na ziemie przed Rick'em jego siekierę.- Inaczej sam roztrzaskam mu czachę.

-Utnij mi rękę. Niech to będę ja.- błagał Rick. Zaczął się łamać. Negan zaśmiał się krótko widząc jak powoli się załamuje, właśnie o to mu chodziło. Chciał go sobie podporządkować.

Negan z niecierpliwością zaczął odliczać gdy Rick wciąż nie chciał tego zrobić. W końcu Grimes podniósł siekierę. Trząsł się i łkał nie chcąc tego zrobić. Wciąż błagał go. A gdy chciał się zamachnąć Negan złapał go za rękę i zabrał mu siekierę. Złapał go za kołnierz i spojrzał mu w oczy mówiąc, że od teraz należy do niego, że odpowiada przed nim i ma zapewniać mu to czego zażąda. Zrobił Rick'owi emocjonalne pranie mózgu. Złamał go, a oni musieli patrzeć jak ich przywódca staje się wrakiem. Jak błaga i godzi się na wszystko co Negan mówił.

-Mam nadzieje że wszystko już rozumiecie.- Negan wyprostował się dumnie i rozejrzał. Uśmiechnął się widząc do jakiego stanu ich doprowadził.- Wasze dotychczasowe życie się skończyło. Dwight. Na pakę z nim.- wskazał Daryl'a. Dwight złapał go i z pomocą innego Zbawcy siłą wsadził go na tył ciężarówki.

Amara chciała krzyczeć aby go zostawili, ale nie mogła. Drżała wciąż siedząc w jednym miejscu. Wydała z siebie zduszony szloch gdy wpatrywała się w brązowowłosego, który siedział w ciężarówce i patrzył na nią rozgoryczonym spojrzeniem. Dwight, który stał obok ciężarówki i pilnował aby Daryl z niej się nie wydostał zauważył jak na siebie patrzą, ale nic nie powiedział.

-Ma jaja w przeciwieństwie do pizdy, którą niedawno poznałem. Lubie go i od teraz jest moją własnością. Potne waszego kumpla na kawałki i odstawie wam pod drzwi jeśli będziecie coś kombinować. Albo sam to zrobisz Rick na mój rozkaz. Witajcie w nowym świecie pierdolone zasrańce! Furę wam zostawiam. Za tydzień wpadniemy po pierwsze dary. Narazicho!- wykrzyknął Negan po czym on i jego ludzie zaczęli się rozchodzić. Wsiadali do pojazdów i odjeżdżali.

Rogers widziała jak drzwi ciężarówki zostają zamknięte, a Daryl znika z jej oczu. Odjechali zostawiając ich oszołomionych i zdruzgotanych.

Siedzieli w ciszy nawet po tym jak wszyscy Zbawiciele już odjechali. Glenn obejmował Maggie czule głaszcząc ją po głowie. Abraham trzymał Sashe gdy ta wciąż rozpaczała po utracie brata. Nikt nic nie mówił, nikt nawet się nie ruszał. A w ich głowach wciąż szumiało echo wydarzeń, które niedawno się wydarzyły. Ciemnowłosa w końcu podniosła się z ziemi. Nogi miała jak z waty, ale zdążyła podejść do miejsca gdzie leży ciało Ivy zanim upadła kolanami na ziemie. Załkała dotykając ramienia swojej martwej kuzynki. Otarła rękawem twarz z słonych łez próbując się uspokoić co było niemalże niemożliwe.

-Przepraszam.- wyjąkała ciemnowłosa.- Zawiodłam cie. Zabije go, obiecuje.- gdy to powiedziała rozpłakała się. Właśnie straciła kogoś kogo kochała, a do tego zabrano Daryl'a. W pewnym sensie straciła dwie najważniejsze osoby. Nie było pewności czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze Daryl'a żywego.

Poczuła rękę na ramieniu. Gdy się obejrzała za siebie zobaczyła klęczącego przy niej Rick'a, który miał załzawione oczy. Mężczyzna objął ją. Przytuliła się do niego czując jak serce jej się rozbija na milion kawałeczków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro