Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*67*

Gdy dalej biegli za śladami opon musieli skręcić w prawo. Biegli prostą drogą jeszcze przez parę minut aż w oddali zobaczyli stojącą ciężarówkę. Widzieli jak Jezus coś przy niej robi. Szybko zeszli z drogi i weszli w las aby nie zostać zauważeni. Zbliżyli się do ciężarówki chowając się za drzewami. Rozdzielili się aby łatwiej im było zaskoczyć i pokonać Jezusa. Rick pierwszy zaatakował go zachodząc go od tyłu, ale mężczyzna zwinnymi ruchami uwolnił się od jego uścisku i powali go na ziemie. Daryl rzucił się na niego gdy ten zbliżył się do drzwi po stronie kierowcy. Ale Jezus z łatwością uniknął go i wykręcając mu ramie pchnął go na pojazd. Był bardzo zwinny i szybki wiec jakoś udało mu się ich chwilowo pokonać. Gdy Jezus odwrócił się aby móc wsiąść do ciężarówki Amara wyłoniła się zza pojazdu z zamiarem uderzenia do. Ale on był szybszy i gdy kobieta zamachnęła się złapał za jej dłoń i pchnął ją na maskę przyciskając do ciężarówki.

-Nie bije kobiet.- powiedział Jezus.

-Wiec gorzej dla ciebie.- ciemnowłosa kopnęła go w krocze. Mężczyzna puścił ją kuląc się, a wtedy Rick rzucił się na niego i pchnął go na ziemie. Paul upadł, a Grimes i brązowowłosy wymierzyli do niego z broni.

-Koniec tej zabawy.- powiedział groźnie Grimes. Paul spojrzał na nich krzywiąc się po doznanym uderzeniu.

-Macie w ogóle jakąś amunicje?- zapytał. Spomiędzy drzew wyłonił się sztywni, a dwaj mężczyźni jednocześnie strzelili do niego pokazując leżącemu że nie blefują.- Zastrzelicie mnie dla ciężarówki?

-Sporo w niej prowiantu.- ciemnowłosa podeszła do nich. Stanęła miedzy Daryl'em i Rick'em, którzy wciąż mierzyli do Paula.- Oddawaj kluczyki.

-Wiecie że nie jestem złym człowiekiem...

-A co ty o nas wiesz?- przerwała mu Amara.- Oddawaj kluczyki, to twoja ostatnia szansa.

Jezus niechętnie oddał im kluczyki. Rick związał go po czym wsiedli do ciężarówki zostawiając go na drodze.

-Nara kutafonie!- Daryl wystawił dłoń przez okno pokazując środkowy palec gdy odjeżdżali.

-Nadal wyszliśmy na tym dobrze.- stwierdził Rick po czym sięgnął ręką i włączył odtwarzacz z którego po chwili słychać było lecącą muzykę.

Jechali do kolejnego miejsca, które Eugene im napisał na kartce. W czasie drogi słuchali muzyki i jedli batoniki, które były w automacie. W chwili gdy wjechali na pole gdzie stały budynki gospodarcze coś usłyszeli na górze pojazdu. Daryl wyłączył muzykę, a wtedy wyraźniej było słychać jak coś uderza o dach pojazdu.

-Słyszycie?

-Skurwiel siedzi na dachu.- powiedział Daryl

-No to trzeba się zatrzymać.- Rick przyspieszył po czym gwałtownie zahamował. A z dachu przed pojazd spadł Jezus. Mężczyzna otrzepał się wstając z ziemi. Spojrzał na nich i machnął ręką po czym zaczął uciekać. Rick dodał gazu próbując go dogonić. W tym czasie Daryl otworzył drzwi i wyskoczył z pojazdu.

-Zajebie gnojka!- wykrzyknął kusznik wyskakując, a następnie zaczął gonić Jezusa. Rick próbował zajechać mu drogę, ale tamten zwinnie zmieniał kierunek biegu przez co Grimes nie nadążał kręcić kierownicą. W końcu zatrzymał samochód sfrustrowany, zaciągnął hamulec i obojr wysiedli z pojazdu. Chcieli pomóc Daryl'owi dorwać tamtego, ale sztywni, którzy byli przywiązani do stojących tu ciągników i samochodów zerwali się. Było ich kilku wiec bezpieczniej było się ich pozbyć. Daryl sobie poradzi, choć patrząc na to jak nieudolnie gania za Jezusem wyglądało to komicznie.

Rick i Amara na przemian zabijali ostrzami trupy, które zbliżały się do nich. Zauważyli jak Jezus wskakuje do samochodu, ale Daryl go złapał i próbował wyciągnąć z pojazdu. Jezus nagle wycelował do niego z pistoletu, ale postrzelił sztywnego, który był za brązowowłosym i chciał się na niego rzucić. Amara zapatrzyła się na nich przez co nie zauważyła spacerowicza, który zaszedł ją z boku. Trup złapał ją, a ona przewróciła się z nim. Rick szybko ściągnął go z niej i przebił mu czaszkę po czym.

-Nic ci nie jest?

-W porządku.- ciemnowłosa podniosła się i wtedy zobaczyła jak ciężarówka stacza się wprost do jeziora. Ruszyła biegiem aby spróbować wsiąść i zatrzymać pojazd. A gdy już miała to zamiar zrobić Daryl złapał ją i odciągnął w bok przez co się przewrócili.- Prawie mi się udało.- burknęła gdy leżeli na ziemi.

-Ta, prędzej znalazłabyś się razem z nią na dnie.

Oboje patrzyli jak ciężarówka tonie na dnie jeziora. Daryl miał racje. Amara nie zdążyła by zatrzymać pojazdu, sama prędzej naraziła by się na zagrożenie.

-Jesteście cali?- Rick podszedł do nich.

-No. A miało być z górki. Pieprznie w bambus.- stwierdził Daryl wstając z ziemi, podał rękę ciemnowłosej i pomógł jej się podnieść.

-A co z nim?- Rogers wskazała leżącego Paula, który był nieprzytomny.

-Zawiesimy go na drzewie i zostawimy.- powiedział Daryl.

-Pomógł ci. Mógł cie zastrzelić, ale tego nie zrobił.- stwierdził Rick.

-I co z tego? Przez tego dupka straciliśmy zapasy.

-Może nie są jeszcze stracone.- odezwała się Amara.

-Co masz na myśli?

-Może uda nam się wyciągnąć ciężarówkę. Mamy tu traktory, niedaleko jest stodoła. Znajdziemy łańcuch z hakiem podczepimy do traktorów i ciężarówki. Większa część rzeczy jest zapakowana w folie, plastyki czy jest w puszkach wiec woda im nie zaszkodzi.

-No dobra. Jeśli ciągniki odpalą i znajdziemy łańcuch, to jak podczepimy go do ciężarówki, która jest na dnie jeziora?- zapytał Rick.

-To proste. Zanurkuje, umiem pływać wiec nie powinno mi to sprawić trudności.

-No nie wiem. To może być strata czasu, a do tego będziesz się narażać.- Daryl spojrzał niepewnie na kobietę. Nie wiadomo jak głębokie jest to jezioro.

-Skakałam już kiedyś z klifu. Nurkowanie to przy tym pikuś.

-Z klifu?- dopytał Rick.

-Tak. Skakałam z lotni.

-To taki duży latawiec czy coś?- zapytał Daryl.

-Coś w tym rodzaju. Bierzesz rozbieg, skaczesz i lecisz. Co prawda nie leciałam sama bo byłam z instruktorem, ale emocje były. Najgorzej było z lądowaniem, można było sobie coś złamać.

-Skoro tu trochę zabawimy, to co z tym dupkiem?- brązowowłosy wskazał nieprzytomnego Jezusa. Podeszli do leżącego. Amara ukucnęła przy nim i sprawdziła jego stan.

-Mocno oberwał. Prawdopodobnie będzie nieprzytomny przez parę godzin. Może nawet doznał lekkiego wstrząsu mózgu.- stwierdziła kobieta.

-Wiec mamy czas.

Na wszelki wypadek związali jednak Jezusa gdyby ocknął się wcześniej. W pobliskiej stodole znaleźli łańcuchy z hakami. Dwa ciągniki były sprawne wiec dwie rzeczy mieli z głowy. Zostało tylko podczepić ciężarówkę.

-Jesteś pewna, że chcesz to robić?

-Tak, dam rade. Ale w razie jeśli w ciągu półtorej minuty nie wypłynę na powierzchnie, to znaczy że będzie trzeba mnie ratować.

-Wiec będę liczył.- powiedział Daryl. Oboje stanęli przy brzegu. Brązowowłosy trzymał hak, który był już przyczepiony dwoma łańcuchami do ciągników. Amara zdjęła zbędne rzeczy zostając tylko w krótkiej bluzce i dolnej bieliźnie. Ciemnowłosa wzięła hak od kusznika po czym zaczęła zanurzać się w wodzie. Po chwili zanurkowała znikając pod taflą wody.- Sprawdź czas.- zwrócił się do stojącego obok Rick'a. Grimes zaczął przyglądać się zegarkowi, który miał na reku licząc sekundy.

Czekali niecierpliwie. Daryl wpatrywał się w wodę dosłownie nie mogą normalnie ustać w miejscu. To wydawało mu się wiecznością. Gdy Rick powiedział że minuta minęła i zostało jej trzydzieści sekund jeszcze bardziej zaczął się denerwować. Już był gotowy wskoczyć do wody gdy prawie minął czas, ale wtedy Amara wyłoniła się z wody. Kobieta z trudnością dopłynęła do płytszego miejsca. Daryl nie zważając że się zmoczy wszedł w wodę i pomógł jej wyjść na brzeg.

-To nie był dobry pomysł.- odkaszlnęła i zrobiła kilka głębokich wdechów siadając na trawę.

-Wiec po co próbowałaś?

-Dla skoku adrenaliny? Nie ważne. Podpięłam hak wiec możecie spróbować go wyciągnąć.

Rick i Daryl wsiedli do ciągników i w tym samym czasie ruszyli sprzętami do przodu. Łańcuchy napięły się, a tafla wody została naruszona. Gdy mężczyźni dodawali więcej gazu spod wody powoli zaczęła wyłaniać się ciężarówka. Po paru chwilach pojazd stał już na brzegu, ale przeciągnęli go dalej aby ponownie nie wpadł do wody. I gdy myśleli że im się udało okazało się że klapa ciężarówki otworzyła się. Część rzeczy wysypała się po drodze gdy wyciągali pojazd.

-Ale przynajmniej trochę zostało.- stwierdziła Amara gdy we trójkę wpatrywali się w zawartość ciężarówki. Ścieżka z rozsypanymi rzeczami ciągnęła się od pojazdu aż do wody gdzie widać było dryfujące w jeziorze zapasy.

-Zapakujmy do samochodu co zostało i zabierajmy się.

Wszystko co się nadawało zapakowali do samochodu. Mieli jeszcze dylemat co zrobić z Jezusem, ale w końcu zdecydowali że zabiorą go ze sobą.

Gdy dojechali do Alexandrii zapanowała już noc. Rozpakowali to co przywieźli i przenieśli do ich spiżarniany. Jezusa zabrali do domu, który zaczął służyć jako w pewnym sensie wiezienie. Uznali że jutro z nim porozmawiają, a i tak jest już późno.

Daryl siedział przy ścianie gdy Amara weszła do pokoju, a za nią Dean i Samanta. Przed snem chcieli zobaczyć się jeszcze z brązowowłosym. W ostatnim czasie ta czwórka bardzo się do siebie zbliżyła. Któregoś dnia Dean przez przypadek powiedział do Daryl'a tato. Chłopak zaczął przepraszać że to niechcący, ale Dixon powiedział mu że może go nazywać tak jeśli chce, tak samo było z Samantą. Dlatego od tamtej pory ta dwójka nazywa ich rodzicami. Na początku to było trochę dziwne i niezręczne, ale z czasem przywykli do tego i naprawdę zaczęli czuć się jakby byli ich prawdziwymi rodzicami.

Chwile porozmawiali po czym pożegnali się i wyszli. Amara powiedziała że wróci tu do niego tylko zaprowadzi dzieci do domu. Brązowowłosy nalegał że nie musi, ale ona uparła się.

-Słodka rodzina.- Daryl zamknął drzwi i wrócił do pokoju gdzie Jezus już się ocknął.- Żona i dzieciaki, bez urazy ale nie wyglądasz na takiego, który założył by rodzinę i był tak delikatny w stosunku do kogokolwiek.

-Amara nie jest moją żoną. A ta dwójka, przygarnęliśmy ich gdy stracili swoich rodziców i grupę. Ktoś musiał się nimi zająć.- mruknął.

-Ale pozwoliłeś by do ciebie mówili tato, a to znaczy że teraz jesteś ich rodzicem. A co do niej, długo jesteście razem? Pytam z ciekawości.

-Znamy się od prawie początku epidemii.- powiedział po paru chwilach ciszy. Nie był zbyt chętny do rozmowy z nim.

-To długo, ale pytałem ile czasu jesteście parą.

-Czemu cie to obchodzi?

-Bo czegoś nie rozumiem. Skoro jesteście razem już jakiś czas, przygarnęliście dwójkę dzieci, staliście się rodziną, to dlaczego jej się nie oświadczyłeś? To byłoby dopełnieniem tego co stworzyliście razem. Nie wiadomo jak długo ten świat jeszcze będzie istniał.

-Skąd pewność że ona tego chce?

-Poważnie pytasz? Człowieku, właśnie widziałem jak na ciebie patrzy. Jakbyś był całym jej światem, ona cie kocha. Jestem pewny że poszła by za tobą w ogień. Nie trać czasu i nie zastanawiaj się. Małżeństwo to coś pięknego. Szczególnie jeśli wiążą się ze sobą osoby, które na prawdę się kochają i robią to bo chcą spędzić ze sobą wieczność.

-Bez tego też mógłbym spędzić z nią wieczność.

-Wiec w czym problem? Zdobądź pierścionek i zrób to, póki masz jeszcze czas.

Daryl spuścił wzrok zastanawiając się nad tym co Jezus powiedział. Nigdy nie rozmawiali o małżeństwie. Nie był pewien czy tego chce, to w końcu duże zobowiązanie w stosunku do drugiej osoby. Ale przecież i teraz był wstanie zrobić dla niej wszystko. Jedyną rzeczą jaką by się coś zmieniło to jej nazwisko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro