*63*
Witam was serdecznie ♡
Mamy dziś nieszczęsny poniedziałek. Mam nadzieję że jednak dobrze mija wam dzień.
Przygotowałam dla was małą niespodziankę.
Robię dziś maratonik. Może nie będzie zbyt długi, ale liczę że wam się spodoba.
Nie przedłużając, dobrego czytania
♡♡♡
Część 1/3
Dwoje ludzi w popłochu wybiegło spomiędzy drzew na drogę. Mężczyzna obrócił się zabijając nożem sztywnego, który był najbliżej nich. Ciemnowłosa kobieta podbiegła do samochodu zerkając w kierunku kusznika i krzyknęła aby się pośpieszył. Wsiadła do pojazdu i szybkim ruchem wyciągnęła z kieszeni kluczyki aby włożyć je do stacyjki. Gdy przekręciła kluczyki, a maszyna wydała z siebie warkot drzwi po stronie pasażera gwałtownie się otworzyły. Mężczyzna wsiadł do pojazdu, a ciemnowłosa dodała mocno gazu. Z piskiem opon ruszyli przed siebie.
Amara zaśmiała się cicho gdy zerknęła w lusterko. W odbiciu zobaczyła hordę sztywnych wychodzących z lasu skąd niedawno oni wybiegli.
-Co za emocje.- stwierdziła czując jeszcze płynącą w jej ciele adrenalinę. Czuła się jak dawniej gdy tylko we dwoje wyruszali na wyprawy, zwykle kończyło się tym że musieli uciekać przed dużą liczbą spacerowiczów, tak jak teraz.
-Mieliśmy farta.- westchnął normując oddech po dość długim biegu, ale na jego twarzy błądził lekki uśmiech rozbawienia.- Fart w końcu może nam się skończyć.
-Może kiedyś, ale na razie dobrze się bawmy.- spojrzała na niego na chwile po czym wróciła wzrokiem na drogę.
Wybrali się z Alexandrii na jak twierdzili krótką wyprawę, ale w rzeczywistości chcieli wyrwać się stamtąd i spędzić czas sam na sam, a przy okazji może znajdą jakieś zapasy. Od tamtych nieprzyjemnych wydarzeń z wilkami i stadem sztywnych minął jakoś tydzień. Atmosfera wśród mieszkańców była już dobra, odbudowali nawet cześć płotu.
Amara stukała palcami o kierownice w rytmie jakiejś melodii, której nie pamiętała skąd zna. Uśmiechnęła się pod nosem i ukradkiem zerknęła na brązowowłosego. Odkąd wyruszyli dopisywał jej dobry humor, nawet po tym jak o mały włos horda sztywnych ich dopadła.
Przejechali spory kawał drogi gdy samochód zaczął szwankować. Ciemnowłosa dodawała gazu, ale maszyna zaczęła samowolnie spowalniać, a spod maski zaczął unosić się dym. Pojazd stanął na drodze.
-Jeszcze tego brakowało.- burknął Daryl po czym oboje wysiedli. Mężczyzna otworzył maskę, a wtedy jeszcze więcej dymu buchnęło z maszyny. Zamachał rękoma aby odgonić dym by móc zobaczyć cokolwiek. Przyjrzał się wnętrzu szukając usterki.
-I jak?- Amara stała z boku przyglądając się co robi.
-Właśnie skończył nam się fart. Silnik się zatarł.
-Cholera. Nic się z tym nie da zrobić, prawda?- miała nadzieje że jeszcze da się coś zrobić, ale ta awaria była zbyt poważna. Daryl pokręcił przecząco głową i zamknął maskę.
-Czeka nas długi spacer dopóki czegoś nie znajdziemy.
Kobieta skrzywiła się niezadowolona z sytuacji, ale nic nie mogli na razie z tym zrobić. Zabrali swoje rzeczy z samochodu, a następnie zaczęli iść wzdłuż drogi. Z każdym kolejnym krokiem mijali jedynie rosnące po obu stronach lasy. Nie natknęli się nawet na żaden wrak samochodu, ani tym bardziej na jakiś budynek. O dziwo nawet sztywnych tutaj za bardzo nie było. Musieli iść dalej aż w końcu coś znajdą.
-Daryl?- Amara ustała w miejscu i spojrzała w bok gdzie do drogi którą szli była przyłączona dróżka. Nie była asfaltowa, ale była dobrze utwardzona. Z pewnością musiała gdzieś prowadzić.
-Co?- zatrzymał się i spojrzał na nią.
-Myślisz że tam coś znajdziemy?- wskazała dróżkę, którą dość łatwo nawet idąc piechotą można było nie zauważyć.
-Może.- wzruszył ramionami przenosząc spojrzenie w miejsce, które ona wskazała.
Zeszli z głównej drogi i poszli tą piaszczystą. Po kilku minutach marszu natknęli się na żelazną dwuskrzydłową bramę z ozdobną tablicą, na której pisało "Ród Shertter". Znaleźli się na czyjejś posesji, która otoczona była wysokim marmurowym murem. Brama nawet nie była zamknięta. Na ziemi leżał zniszczony łańcuch, który prawdopodobnie wcześniej był blokadą. Gdy pchnęli bramę żelazne zawiasy nieprzyjemnie zaskrzypiały, a parę ptaków siedzących na drzewach pofruneło do góry spłoszone hałasem. Dwór i cała posesja mimo dużego zaniedbania prezentowała się wciąż z klasą. Ktokolwiek tu mieszkał był bardzo bogaty. Olbrzymi dom w odcieniach bieli, która miejscami była szarawa robił wrażenie stylem budownictwa, które świadczyło że wybudowanie go było na pewno bardzo kosztowne. Przed budynkiem stała nieczynna fontanna. Ścieżka z małych kamyczków prowadziła prosto do domu. Na posesji rosły drzewa oraz duża ilość przeróżnych kwiatów. Był też nawet basen, altana oraz duży ogród znajdujący się za budynkiem.
-Trochę tu upiornie.- stwierdziła ciemnowłosa gdy szli ścieżką w kierunku dworu.
-Sytuacja przypomina początek jak z horroru. Dwoje ludzi szuka schronienia bo zepsuł się im samochód. Trafiają na rezydencje oddaloną od jakiejkolwiek cywilizacji. Co może się wydarzyć?
-To wcale nie jest śmieszne.- mruknęła zauważając jego rozbawienie.
-Nie bój się, ochronie cie.- trącił ją lekko ramieniem.
-Wcale się nie boje. Po prostu nie mam ochoty na coś bardziej zwariowanego niż sztywni. Już spotkałam seryjnego morderce.
-Co?
Amara przeklęła się w myślach. Właśnie się wygadała. Daryl nic nie wiedział o tym jak ona i Beth gdy byli jeszcze w wiezieniu wyruszyły na wyprawę i spotkały morderce. Nie chciała mu tego wtedy mówić by go nie martwić, ale teraz była zmuszona to wyjawić. Brązowowłosy nie był zadowolony że to przed nim ukryła, zwłaszcza że mogły przy tym zginąć.
-Ale przynajmniej mam co opowiadać. Pokonałam seryjnego morderce.- stwierdziła próbując znaleźć jakiś plus w tej historii. I faktem było że miała się czym pochwalić. Zabiła szaleńca, który od lat, nawet przed epidemią zabijał ludzi. Wtedy nikt go nie powstrzymał, ale jej się to udało.
-Następnym razem wolałbym wiedzieć takie rzeczy.
-Wiem, powinnam była o tym wspomnieć. Ale nic nam się nie stało wiec po co miałam cie dodatkowo martwić.
Gdy dotarli do budynku weszli po schodach. Nie wiadomo co mogą zastać w środku dlatego wyciągnęli broń. Daryl sięgnął po klamkę i spojrzał na ciemnowłosą, która skinęła głową. Mężczyzna otworzył drzwi, a ona wymierzyła pistoletem w stronę wnętrza. Coś niespodziewanie wyskoczyło z środka przez co Amara pisnęła i była gotowa to postrzelić, ale w ostatniej chwili zdała sobie sprawę że to był tylko szczur. Zwierze uciekło szybko znikając w krzakach. Rogers spojrzała na brązowowłosego gdy usłyszała jego cichy śmiech.
-Gdzie twoja odwaga pogromczyni psychopatów?- zapytał rozbawiony jej reakcją. Ciemnowłosa wywróciła jedynie oczami po czym weszła do budynku. Przecież każdy może czegoś się wystraszyć.
Główny hol był bardzo duży. Właściciele tego domu pewnie nie raz robili tu jakieś bale albo imprezy. Mimo dużej ilości kurzu, pajęczyn czy walających się po podłodze śmieci wciąż to miejsce oszałamiało. Z sufitu zwisał piękny żyrandol zrobiony z kryształów, na ścianach wisiały obrazy, stały rzeźby oraz duże donice z uschniętymi już kwiatami. Schody pokryte były bordowym dywanem i rozdzielone były prowadząc do lewego i prawego skrzydła domu.
-Niezła chata.- stwierdził Daryl gdy rozglądali się po wnętrzu. Nigdy nie przypuszczał że kiedykolwiek będzie mógł być w takim miejscu. Dom wygląda jak mniejsza wersja pałacu.
-Imponujące.- dodała Amara.- Co sprawdzamy jako pierwsze?
-Kuchnie.
Od strony schodów poszli na lewo gdzie znaleźli jadalnie oraz kuchnie. Przeszukali półki oraz szafki, które okazały się puste. Do kuchni była jeszcze dołączona mała spiżarnia gdzie znaleźli kilka słoików z przetworami, które wciąż były w dobrym stanie. Schowali je do toreb po czym ruszyli szukać dalej. Weszli po schodach i najpierw postanowili sprawdzić lewe skrzydło. Mogliby rozdzielić się i wtedy szybciej by wszystko sprawdzili, ale to mogło być ryzykowane. Ten dom jest duży przez co gdyby coś komuś się stało, to ta druga osoba mogłaby nawet tego nie usłyszeć i nie pomogłaby. A nie chcieli by tak się stało wiec bezpieczniej było być razem.
W lewym skrzydle niczego ciekawego nie było. Znajdowała się tam biblioteka, biuro, sala gier, łazienka i parę innych nic nieznaczących pokoi. Prawe skrzydło wcale ciekawże nie było. Znajdowały się tu głównie pokoje do spania.
Weszli do kolejnego pomieszczenia, które było dużą sypialnią. W środku czuć było okropny smród czegoś co się rozkłada. Gdy weszli głębiej okazało się, że na ogromnym łożu z baldachimem leżą dwa gnijące ciała. To była kobieta i mężczyzna, oboje trzymali się za dłonie, a w głowach mieli dziury. Ślady rozbryźniętej krwi były na pościeli i na ścianie za nimi. W dłoni zwłok mężczyzny znajdował się pistolet.
-Wspólnie popełnili samobójstwo.- stwierdziła Amara. Smród wciąż był nie do zniesienia, a widok wcale nie lepszy. Prawdopodobnie ta dwójka musiała być właścicielami tego dworu.
-Nie każdy wytrzymuje.- brązowowłosy podszedł do łóżka i zabrał trupowi pistolet. Sprawdził magazynek, w którym były jeszcze naboje.
Rogers podeszła do komody nad którą wisiał obraz przedstawiający dwoje ludzi. Byli elegancko ubrani i uśmiechali się szczerze. Na komodzie były jeszcze ramki z zdjęciami, na których również była ta para. Na każdej fotografii wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Amara wzięła jedno i uśmiechnęła się smutno. Zdjęcie było z ślubu tej pary. Ile ona by dała aby mieć tak piękne życie. Ślub, rodzina, przyjaciele. Niby proste marzenie, ale jakież piękne.
-Nie patrz na to.- Daryl znalazł się nagle obok niej i zabrał jej ramkę po czym odłożył na komodę. Nie chciał aby rozmyślała nad losem tych ludzi, to było przykre, ale oni już nie żyją. Wziął ją za ramie i wyprowadził z pokoju.- Są jeszcze dwa pomieszczenia, możemy... - urwał zauważając przygnębienie na twarzy ciemnowłosej.- Nie myśl o tym.
-To przykre co ich spotkało. Ale przynajmniej byli razem do końca. Najwyraźniej nie potrafili bez siebie żyć w takim świecie. To nawet romantyczne, coś w stylu Romeo i Julii.
-Umarłbym dla ciebie.- wyznał nagle brązowowłosy zaskakująca ją, ale wewnętrzne uśmiechnęła się. Nie oczekiwała od niego tego.
-Wolałabym byś żył dla mnie. Śmierć jest zbyt łatwa. Życie to prawdziwe wyzwanie.
-Wiec będę żył, dla ciebie.- dla niej był wstanie zrobić dosłownie wszystko bo ona jest dla niego wszystkim czego potrzebuje. Idealnym dopełnieniem, którego szukał przez lata.
Amara uśmiechnęła się delikatnie wzruszona jego słowami. Zbliżyła się do niego po czym złożyła na jego wargach czuły pocałunek.
-Chodź Romeo, zostały jeszcze dwa pokoje.- minęła go i podeszła do kolejnych drzwi. Brązowowłosy poszedł za nią.
Kolejny pokój okazał się być siłownią. A gdy weszli do tego drugiego, okazało się że to pomieszczenie służy jako ogromna garderoba. Było tu wiele ubrań czy butów, męskich oraz damskich, które z pewnością należały do tej zmarłej pary.
Ciemnowłosa otworzyła drzwi, które prowadziły do szafy w ścianie. Było tu wiele szykownych kreacji. W oczy najbardziej rzucały się balowe suknie. Jedna szczególnie zwróciła jej uwagę. Podeszła i zdjęła ją z wieszaka. Była to długa granatowa suknia z górną częścią w koronce, a dolna była rozkloszowana i pokrywała ją błyszcząca srebrzysta powłoczka, która nadawała wyjątkowego blasku sukni. Amara nagle zmarkotniała. Ta sukienka była wręcz prawie identyczna do sukni, którą kiedyś chciała kupić. Był to okres ukończenia szkoły średniej. Każdy przygotowywał się do balu, a raczej prawie każdy, ona nigdy nie poszła na ten bal. Głównie dlatego że nie miała z kim iść, a nie chciała sama spędzić tego wieczoru pijąc w kółko poncz, to było zbyt upokarzające. Nie była zbyt lubiana w szkole choć nie miała tam aż tak źle. Była raczej osobą, której nikt nie zauważał. Była zbyt nieśmiała aby zapytać kogoś by poszedł z nią na bal, a nikt dobrowolnie nie chciał zaprosić jej. Miała nadzieje że ktoś jednak to zrobi, nawet upatrzyła sobie wymarzoną sukienkę, ale to nigdy się nie wydarzyło. Spędziła wieczór sama w swoim pokoju zajadając smutki lodami.
Nagle poczuła dłonie na swoich biodrach. Daryl oparł podbródek na jej ramieniu zerkając na sukienkę, którą trzymała w rekach.
-Pasowała by ci.- stwierdził brązowowłosy. Po chwili wyczuł jej dziwny nastrój.- W porządku?
-Tak. Kiedyś chciałam mieć podobną na szkolny bal, ale nie wyszło.- kobieta zawiesiła suknie odkładając ją na poprzednie miejsce.
-Czemu?
-Bo nigdy nie poszłam na bal. Nie chce o tym rozmawiać.- dodała wyczuwając jego spojrzenie na sobie.
-Nikt nie miał u ciebie szans pewnie.
-Raczej ja nie miałam. Kiedyś byłam inna, słaba. Ale to przeszłość. I jak wcześniej powiedziałam, nie chce o tym gadać.- szybkim krokiem wyszła z pokoju.
Szybko nadszedł wieczór. Wybrali jeden z wielu pokoi aby się w nim przespać.
Daryl wpatrywał się w sufit. Wciąż nie mógł zasnąć, myślał nad tym co wcześniej mówiła Amara. Kiedyś wspomniała że wcale nie miała kolorowego życia. Czuł się zarazem zły i smutny gdy myślał nad tym jak była traktowana przez innych. Nie mówiła mu wszystkiego, ale wiedział że to z powodu tego, że było to dla niej trudne. Może on również nie miał lepiej w życiu, ale chciał aby ona miała to co najlepsze, zasługiwała na to. Niespodziewanie przyszedł mu do głowy pomysł. Jak najciszej wstał z łóżka nie chcąc obudzić przy tym ciemnowłosej po czym wymknął się z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro