*58*
-Jak to zostawiliście ją tam?!
Wrzask Daryl'a rozniósł się po Alexandrii ściągając uwagę mieszkańców. Rick, Ivy, Tyreese, Sasha, Michonne i Rosita stali obok przyglądając się jak Glenn stara się porozmawiać z Dixon'em. Po chwili do nich podeszli również Beth, Maggie i Noah.
-Nie mieliśmy innego wyjścia.- Glenn próbował wyjaśnić dlaczego to zrobili. Ale do Daryl'a to nie docierało. Zrobił im awanturę. Nawet Rick nie potrafił go uspokoić.
-Skoro kazała im odjechać, to wiedziała co robi. Poradzi sobie.- powiedział Rick spokojnym tonem, ale to w niczym nie pomogło. Kusznik był wściekły, krążył niespokojnie.
-Gadanie bzdur. Gdyby chodziło o Maggie też byłbyś taki spokojny?!- zwrócił się do Glenna.- No właśnie. I niby czemu narażała się dla jakiegoś pieprzonego sprzętu?!
-Bo jest potrzebny do stworzenia szczepionki!- wykrzyknął Glenn zanim ugryzł się w język. Przez tą kłótnie sam się zdenerwował i właśnie się wypaplał, a przecież Amara prosiła ich o dyskrecje.
-Zaraz, powiedziałeś szczepionki?- Grimes spojrzał na niego.- Masz na myśli lekarstwo na zarazę?- zapytał, a Glenn przytaknął głową. Byli zaskoczeni tym co właśnie powiedział. Przedtem Amara nie wspomniała czy kiedykolwiek miałaby zamiar pracować nad stworzeniem leku. Temat wydawał się zamknięty, a przynajmniej do tej chwili tak było.
-Amara nie chciała aby wszyscy się dowiedzieli o tym zanim nie wznowi badań. Nie chciała dawać złudnej nadziei gdyby jej nie wyszło.- wyjaśniła Sasha.- Dowiedzieliśmy się o tym gdy dotarliśmy do szpitala. Dlatego tak bardzo zależało jej na sprzęcie.
-Ale jeśli nie wróci, to gówno będzie warty ten sprzęt.- powiedział Daryl, wciąż był zły. Tylko ona liczyła się dla niego najbardziej.
-Zdobyliśmy też zapasy jedzenia i leków.- dodał Tyreese.
-Jadę po nią.- stwierdził po chwili Daryl i ruszył w kierunku bramy.
-Poczekaj.- Rick zatrzymał go.- Nie pojedziesz przecież sam.
Nagle ich uwagę przykuło otwarcie przez Spencera bramy. Gdy mężczyzna rozsunął wejście wjechał przez nie samochód. Pojazd zatrzymał się, a po chwili wysiadła z niego Amara.
-Jakie miłe powitanie.- uśmiechnęła się rozglądając się po zebranych i zaczęła iść.- Zrobiłeś im awanturę, prawda?- zwróciła się do kusznika, który wzruszył ramionami. Kobieta podeszła do niego i pocałowała go.- Już jestem, nie masz czym się martwić.
-Właśnie mieliśmy po ciebie jechać.- powiedział Rick.
-Niepotrzebnie. Wróciłam sama. A i jeszcze jedno.- ciemnowłosa odwróciła się i zamachała dłonią w stronę samochodu. Z pojazdu wysiadła dwójka dzieci, Amara dłonią zachęciła ich aby podeszli.- To Dean i Samanta.- przedstawiła ich delikatnie ich obejmując.
-Znalazłaś dzieci?- zapytał kusznik przyglądając się tej dwójce.
-A co liczyłeś, że przyprowadzę ci kota lub psa?- zapytała żartobliwie.- Mam jeszcze kobietę w bagażniku.
-Co takiego?- zapytał Rick.
-Zaraz wam wyjaśnię. Beth mogłabyś się zająć nimi.- zwróciła się do blondynki, która podeszła do nich.- Nie bójcie się, zaprowadzi was do waszego nowego domu.- powiedziała do Dean'a i Samanty po czym Beth powiedziała im aby poszli za nią, Noah również z nimi poszedł.
Amara odeszła na moment od nich aby otworzyć bagażnik. Wyciągnęła z wnętrza przytomną już kobietę. Wzięła ją za ramie i zaczęła prowadzić. Kasztanowowłosa utykała na nogę, krzywiąc się z bólu. Krwotok ustał, ale wciąż rana promieniowała bólem. Miała też zaschniętą krew na twarzy, która jeszcze niedawno płynęła z jej nosa przez kopniaka, którego dostała od Amary.
Do zgromadzenia doszła jeszcze Deanna, która zaniepokoiła się tym zbiorowiskiem.
-Co tu się dzieje?- zapytała starsza kobieta.
-To jedna z ludzi, o których mówił Morgan.- Amara wskazała na szatynkę.- Nazywają się wilkami. Niedawno zaatakowali obozowisko, w którym były tamte dzieci. Nie wiem czy ktoś jeszcze przeżył.
Zabrali tą kobietę do jednego z niezamieszkanych domów. Posadzili ją na krześle i związali, pozostawiając ją samą w pokoju, a sami weszli do drugiego obok. Amara opowiedziała im o wszystkim. Jak znalazła te dzieci, co mniej więcej się wydarzyło i dlaczego zabrała tą kobietę tu.
Gdy się naradzili weszli do pokoju, w którym przebywa nieznajoma. Rick podszedł do niej. Nie wszyscy chcieli uczestniczyć w tym co mieli zrobić. Tylko Amara, Rick, Michonne i Daryl zostali.
-Powiesz nam wszystko o swojej grupie.- powiedział ostrzegawczym tonem głosu patrząc na nią twardym spojrzeniem.
-A co jeśli tego nie zrobię? Uderzysz mnie? Może tamten to zrobi, wygląda na takiego, który mógłby przywalić każdemu?- zapytała z kpiną i wskazała podbródkiem Daryl'a, który stał pod ścianą.- Wal się psie.
W tym czasie Ivy wróciła, poszła po rzeczy o które poprosiła ją Amara. Spodziewali się że nie będzie chciała nic mówić. To byłoby dziwne gdyby od razu to zrobiła. Dlatego byli zmuszeni do skorzystania z radykalnych środków.
-Ani ja, ani on cie nie tkniemy. Ona to zrobi.- Rick odsunął się, a w tym samym momencie Amara wyłoniła się zza niego po czym przywaliła kasztanowłosej pięścią w twarz. Kobieta odchyliła głowę w bok od siły uderzenia i splunęła mieszanką śliny i krwi.
-Hah.- zaśmiała się ponuro.- Bijcie ile wlezie. Niczego nie powiem.
-Nie mam zamiaru cie bić. Szkoda by mi było mojej reki.- stwierdziła Amara podciągając rękawy. Ivy podała jej torbę, w której miała narzędzia medyczne. Tym razem nie wykorzysta ich do ratowania czyjegoś życia. Położyła rzeczy na stoliku obok.- Co wolałabyś stracić, palec u reki czy ząb?- ciemnowłosa zastanawiała się nad wyborem. Co mogłoby być dla niej bardziej bolesne? Nie miała pojęcia. Była twarda, uderzenie w twarz czy ściskanie jej rany nie zrobiło na niej dużego wrażenia wiec poprzeczka była wysoko ustawiona. Ale jako chirurg znała się na ludzkim ciele. Wiedziała jak zadać ból, ale w taki sposób aby zbyt szybko nie doprowadzić do śmierci. Okładanie pięściami nie miałoby tak dobrego efektu jak inne tortury. Przypalanie, odcinanie, wyrywanie, te rzeczy były boleśniejsze niż cios w twarz.- Może jednak ząb?- zaproponowała i podeszła do niej z kleszczami do wyrywania. Skinęła do Daryl'a i Rick'a aby przytrzymali ją. Mężczyźni złapali ją i unieruchomili otwierając je usta. Amara przystawiła szczypce do jej ust i ścisnęła górny ząb, wybrała jeden z bocznych.- Masz trzy sekundy na decyzje. Zaczynam odliczać, 3... 2... - kobieta wciąż milczała.-... 1...- ciemnowłosa pociągnęła mocno szczypce wyrywając zęba, a krzyk kobiety rozniósł się po pokoju.
-Kurwa.- mruknęła nieznajoma zaciskając pieści. Widać było jak pojedyncze łzy spływają jej po policzku. Dla kogo było większym szokiem, że Amara bez krzty zawahania po prostu to zrobiła? Chyba dla każdego z wyjątkiem jej samej. Już dawno zauważyła, że potrafi wyłączyć w sobie współczucie i dobroć, zwłaszcza dla złych ludzi. Dawne wydarzenia ją zmieniły, w tym szczególnie śmierć Jasona. Stała się bardziej znieczulona na złe rzeczy, jeśli oczywiście nie dotyczyły jej bliskich.
-Zmieniłaś zdanie?
Kasztanowowłosa splunęła krwią na ziemie, ale milczała. Spuściła wzrok. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Zerknęła na Ivy, a przez jej myśli przebiegły różne myśli.
-Teraz odetnę ci palec.- ciemnowłosa wzięła z stolika nożyczki chirurgiczne po czym podeszła do kobiety. Złapała za jej rękę, która była przywiązana do oparcia krzesła i lekko ścisnęła nożyczkami serdeczny palec jej prawej dłoni.- Odliczę od trzech. 3... -delikatnie ścisnęła narzędzie, które wbiło się nieznacznie w jej skórę, a małe krople krwi zaczęły spływać z powstałej rany.- 2... - odliczała powoli przyglądając się jej twarzy, liczyła że wymięknie.- 1...
-Stój! Powiem.
Amara zabrała narzędzie i odłożyła je na stolik. Rick ponownie zbliżył się do nieznajomej.
-Powiedz wszystko.
Kobieta chwile milczała przyglądając się im. Splunęła na podłogę krwią, która płynęła z rany po wyrwanym zębie. Nie spieszyła się z mówieniem. Ale w końcu się odezwała. Powiedziała ile dokładnie ich jest, ich grupa liczyła 46 osób, Amara zabiła czworo wiec jest ich teraz mniej. Powiedziała kim jest ich przywódca, Owen, że jest bez skrupułów i zabije każdego, nie ważne czy to dziecko czy kobieta w ciąży. Najgorsze jednak w wszystkim co powiedziała był fakt, że wiedzą o Alexandrii, że znaleźli plecak, który zgubił Aron gdy spotkali Morgana, widzieli zdjęcia wiec wiedzą jak to miejsce wygląda. Zaplanowali że ich zaatakują, ale nie wybrali konkretnego dnia. Najpierw mieli napaść na obóz, z którego pochodzą Dean i Samanta. Podzielili się na dwie grupy. Jedna mniejsza, która liczyła 18 osób, miała napaść obóz, a pozostali z przywódcą mieli przygotowywać plan ataku na Alexandrie. Po spustoszeniu obozu, grupa w której była ona mieli wrócić w miejsce gdzie mieli spotkać się z pozostałymi. Powiedziała im gdzie dokładnie leży to miejsce, to był ich tymczasowy schron, często zmieniali miejsca wiec możliwe było że wszystkich tam nie będzie. Zwykle trzymali się w dwóch grupach bo tak było łatwiej im się ukrywać i nie zwracać na siebie uwagi.
-Kiedy twoi ludzie nas zaatakują?- zapytał Rick.
-Nie wiem dokładnie. Poczekają na odpowiedni moment. Nie myślcie że uda wam się przed nimi schronić. Te mury was nie ochronią. Jeśli chcecie przeżyć musicie się przygotować. Myślę że w ciągu paru dni dokonają ataku. Nawet nie zdążycie zareagować kiedy tu wejdą i wszystkich was zabiją.
-Nie macie pojęcia z jakimi ludźmi chcecie walczyć.- powiedziała Amara.
-Wy też nie wiecie. Są nieobliczalni.
-A co z bronią?- zapytała Michonne.- Jaką używacie?
-Nie mamy pistoletów, jedynie siekiery, maczety, topory...
Wyszli z pomieszczenia i weszli do drugiego. Musieli omówić co teraz zrobią. Ivy została z ich więźniem aby ją pilnować, a oni wyszli z budynku. Porozmawiali z Deanną. Postanowili że wyruszą aby sprawdzić czy wszyscy z obozu Dean'a i Samanty nie żyją. Jeśli ktoś tam ocalał, to zabiorą ich do Alexandrii. Omówili też na szybkiego sprawę z wilkami. Deanna zgodziła się na dodatkowe patrole wokół murów i aby strażnicy mieli broń przy sobie. Kobieta też porozmawia z mieszkańcami aby byli świadomi zagrożenia i aby przygotowali się do obrony.
Zebrali ekipę aby wyruszyć, byli w niej Rick, Daryl, Michonne, Abraham, Rosita, Sasha i oczywiście Amara bo ona jedynie wiedziała mniej więcej gdzie znajduje się obóz, dopytali jeszcze Dean'a gdzie leżał ich obóz, nie chcieli go brać tam aby ich poprowadził i tak dużo przeszedł. Amara z Rick'em pojechali samochodem, którym ciemnowłosa wróciła do osiedla, za nimi jechał Daryl na motorze, a za nim w kamperze jechała reszta.
-Nie mamy pewności, czy ktoś przeżył.- powiedział Rick, ciemnowłosa zerknęła na niego na moment po czym spojrzała na drogę prowadząc samochód.- Może jedziemy tam na darmo.
-Lepiej się upewnić. Tamte dzieciaki przeżyły.
-Bo ty je znalazłaś, bez ciebie by zginęły. Jeśli nikogo tam nie znajdziemy...
-Chcesz zaatakować wilki, prawda?
-Tak, wiemy gdzie są, ilu ich jest, jaką mają broń. Mamy wystarczająco pistoletów i naboi aby ich wystrzelać. Nawet jeśli nie są tam całą grupą, to przynajmniej zabijemy cześć z nich.
-Zgoda. Załatwimy ich zanim oni załatwią nas.
-Dobrze że się zgadzamy chociaż w tym.
-Myślałam, że temat różności zdań mamy zamknięty. Już w wiezieniu o tym rozmawialiśmy.
-Wiem, ale sytuacja się zmieniła. Nie jesteśmy już w wiezieniu. Ale masz racje, zawsze będą miedzy nami różnice. Ale chyba właśnie o to chodzi. Widzimy w innych perspektywach, widzimy więcej możliwości i to czyni nas silniejszymi razem.
-Owszem. Razem jesteśmy silniejsi. Ale wiele rzeczy również nas łączy. I dlatego mimo różnic wciąż walczymy ramie w ramie przeciwko światu.
-To prawda, oby było tak zawsze.
-Będzie zawsze bo jesteśmy rodziną Rick. Dość specyficzną rodziną, ale nią jesteśmy. To nigdy się nie zmieni.
-Zmieniając temat. Na prawdę jest szansa na lek?
-Glenn się wygadał?- Grimes przytaknął.- Jest szansa. Zawsze była. Doktor Jenner w to nie wierzył, ale ja tak. W Alexandrii jest nadzieja, może uratujemy ten świat, uratujemy ludzkość. Warto spróbować.
Rick delikatnie uśmiechnął się co Amara odwzajemniła. Resztę drogi spędzili w przyjemnej ciszy. Mimo nowego zagrożenia dostali nową nadzieje, możliwość zakończenia epidemii. To była dobra wiadomość, ale czy na pewno się uda? Jakie przeszkody napotkają aby osiągnąć cel? Czy im się uda?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak wam mija poniedziałek?
Ja jakoś żyje, ale niestety od jutra zaczynają mi się zajęcia na uczelni. Więc uprzedzam was że rozdziały mogą nie pojawiać się zbyt często, ale oczywiście będę starać się je wstawiać jak najczęściej.
Powodzenia w szkole.
Trzymajcie kciuki!
♡♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro