*52*
Rano ruszyli w podróż do miejsca, które Aron nazywał Alexandrią. Każdy odczuwał różne emocje w stosunku do tego osiedla. Nerwy nie opuszczały ich do chwili gdy zatrzymali pojazdy przed blaszaną bramą. Wysiedli z pojazdów podchodząc powoli do bramy.
Wcześniej w Terminus czy w Woodbury nie było słychać tego co usłyszeli za żelaznymi płytami, które podtrzymywały żelazne belki. Amara słyszała to tylko w wiezieniu, tak jak reszta. Zerknęła na Rick'a, który myślał prawdopodobnie o tym samym. Słychać było bawiące się dzieci. Złym ludziom dzieci nie są potrzebne, tylko utrudniałyby przetrwanie. Ale najwyraźniej mieszkańcy Alexandrii są tymi dobrymi.
-Wchodzimy?
Rick skinął jednoznacznie głową trzymając swoją córeczkę na rekach.
Brama została rozsunięta przez młodego mężczyznę z kręconymi włosami. Aron powiedział aby weszli, a gdy to zrobili tamten zamknął bramę.
-Zanim pójdziemy dalej musicie oddać broń.- powiedział nieznajomy.- Jeśli zostajecie, musicie to zrobić.
-Bez obaw Nicholas. Niech najpierw pomówią z Deanną. Odpowie wam na wszystkie pytania odnośnie tego miejsca. Rick może pójdziesz pierwszy?- zaproponował Aron.
-Dobrze, że tu trafiliśmy.- powiedział Rick godząc się po czym oddał Judith w ręce Tyreese, który chętnie ją wziął, a następnie Grimes poszedł za Aronem.
-Chodźcie.- powiedział Nicholas machając ręką aby za nim poszli.
Prowadził ich gdzieś. W tym czasie mieli chwile aby rozejrzeć się po okolicy. Niektórzy mieszkańcy Alexandrii powychodzili z swoich domów i im się przyglądali. Wyglądało to jak odwiedziny w zoo, a oni byli dzikimi zwierzętami, które obserwowało się z daleka.
-Ładne miejsce.- powiedziała Beth rozglądając się.
-Ciekawe czy bezpieczne.- stwierdził Noah.
-Okaże się.- powiedziała Amara.
Nicholas zaprowadził ich w jakieś miejsce przy domu gdzie była Deanna, która razem z mężem byli przywódcami Alexandrii. Była tam też grubsza kobieta o imieniu Olivia, która odpowiadała za ich zbrojownie. Przyprowadziła wózek, na który mieli oddać swoją broń. To wciąż była ich broń, ale w murach Alexandrii dla bezpieczeństwa przechowują ją w odpowiednim miejscu. W tym czasie Rick skończył rozmawiać z Deanną po czym Aron zaprowadził go domów, które przeznaczyli im do mieszkania. Jako druga na rozmowę została poproszona Amara.
Ciemnowłosa stała przy regale, na którym było mnóstwo książek o różnej tematyce. Najbardziej zainteresowała ją książka Chrissa Sphenna, czytała ją gdy jeszcze studiowała medycynę. Wzięła do reki książkę i zajrzała do wnętrza.
-Miał bardzo kontrowersyjne poglądy.- powiedziała Deanna siadając na kanapie obok włączonej kamery.
-Twierdził że życie nie jest w naszych rekach. Człowiek nie ma prawa ingerować w życie drugiego. Negował zawód lekarzy.- dopowiedziała Amara biorąc książkę po czym usiadła na fotelu na przeciwko Deanny.
-Jego zdaniem siła wyższa decydowała o wszystkim. Ciężko spotkać kogoś kto czytałby takie książki. Byłaś jakimś profesorem?
-Przeczytałam to jak byłam na studiach, mój były profesor bardzo lubił takie specyficzne książki, chciał nas tym zarazić.- odłożyła książkę na stolik przed sobą i ponownie rozejrzała się po wnętrzu.- Ładny dom.
-Dziękuję.
-Wybrałaś mnie jako drugą na rozmowę z tobą. Dlaczego?- spojrzała na starszą kobietę, która delikatnie się uśmiechnęła.
-Myślę że wiesz czemu. Rick jest waszym przywódcą, ale twoje zdanie w grupie jest również ważne jak jego. Byłam kongresmenką 15 dystryktu w Ohio. A ty?
-Lekarzem, wykładowcą, naukowcem. Różnie bywało.
-Jesteś ostrożna, mówisz bez konkretów, rozumiem.
-Napotkałam na swojej drodze różnych ludzi, to sprawiło kim stałam się teraz. Wole dmuchać na zimne, niż później ponownie się zawieść.
-Widać po tobie czy pozostałych, że dużo przeszliście tam na zewnątrz. Potraficie przetrwać. Wiecie co robić aby dbać o bezpieczeństwo swoich.
-Nie zawsze było łatwo, wiele straciliśmy.
-Jak miał na imię?
-Słucham?- zapytała zaskoczona jej pytaniem.
-Sama mam dwóch synów. Znam się na ludziach. A ludzie oczy mogą powiedzieć wiele. Nosisz też czapkę, zgaduje że należała do niego.
-Nazywał się Jason, był dobrym dzieckiem.
-Przykro mi. Jak zginął, jeśli mogę o to zapytać?
-Nie było mnie wtedy przy nim. Ale pomógł uratować dzieci Rick'a oraz Maggie, sztywni go dorwali. Był odważny.
-Nawet nie potrafię wyobrazić sobie jaki to był cios dla ciebie. Utrata dziecka to jedno z najgorszych przeżyć. Chce poznać twoją decyzje Amaro. Czy chcesz tu zostać?
-Przydałby się nam nowy dom. Tułaczka nie jest odpowiednia dla najmłodszych, nie jest dobrą przyszłością.
-Wiec jesteś nastawiona pozytywnie?
-Tak.
~~~~~~
Dostali aż trzy domy, w których mogą zamieszkać. Po skończonej rozmowie Aron zaprowadził Amare do tych domów.
Rogers weszła do jednego, zaczęła rozglądać się. Rick jako pierwszy został tu zaprowadzony tuż po rozmowie z Deanną.
-Rick jesteś tu?!- zawołała przechodząc do salonu. Zauważyła leżące na kominku puste ramki do zdjęć.
-Już przyszłaś.
Kobieta odwróciła i zauważyła byłego szeryfa stojącego w progu drzwi. Mężczyzna był świeżo po prysznicu.
-O rany. Grimes to na prawdę ty?- zapytała rozbawiona. Rick był ogolony i miał podcięte włosy oraz założył świeże ubrania. Wyglądał znacznie lepiej niż wcześniej, jest teraz bardziej zadbany.- Prawie cie nie poznałam.
-Bardzo zabawne.- uśmiechnął się.- Mają tu ciepłą bieżącą wodę, grzechem byłoby nie skorzystać.
-Masz racje. Wiec lecę póki łazienka wolna.- stwierdziła kobieta. Odłożyła swoje rzeczy i łuk po czym minęła mężczyznę i wchodząc po schodach weszła na górę.
Ostatni raz gdy brała prysznic w normalnych warunkach byli w ośrodku chorób zakaźnych u doktora Jennera zanim cały budynek eksplodował. Wtedy też im się wydawało że będą bezpieczni tam, ale to marzenie prysnęło niczym bańka mydlana. Tak samo było z farmą czy wiezieniem. Wiec jaka jest szansa, że teraz będzie inaczej?
Ciemnowłosa wyszła spod prysznica, od razu lepiej się czuła. Wytarła się i ubrała się w ubrania, które jakaś kobieta imieniem Jessie, Rick powiedział że przyniosła im kosz z różnymi rzeczami w tym również ubrania. Stanęła przed umywalką i spojrzała w lustro. Odkąd to wszystko się zaczęło ani razu nie podcinała włosów przez co są teraz bardzo długie i sięgają jej do połowy pleców. Przeważnie wiązała je w kucyk albo warkocz aby jej nie przeszkadzały. Przeszukała wiszącą obok szafkę, w której znalazła nożyczki. Nie potrzebowała specjalisty do podcięcia włosów, sama kilka razy podcinała je Jason'owi. Zaczęła brać pasma mokrych jeszcze włosów i zaczęła je ścinać. Gdy skończyła włosy sięgają jej teraz do ramion. Zgarnęła z umywalki i podłogi swoje ścięte włosy i wyrzuciła je do kosza.
Gdy zeszła na dół w salonie zastała oprócz Rick'a również Daryl'a oraz Carla z Judith. Trochę czasu spędziła w łazience, a w tym czasie Deanna przepytywała kolejne osoby. Mężczyźni spojrzeli w jej kierunku gdy weszła do salonu.
-Wow, ścięłaś włosy.- powiedział Rick.
-Tak jest wygodniej.- stwierdziła kobieta podchodząc do kanapy gdzie zostawiła swoje rzeczy. Po chwili do domu weszła kolejna osoba, to była Carol.- Podoba ci się?- zwróciła się do brązowowłosego, który wzruszył ramionami.
-Są po prostu krótsze.
-Mi się podoba.- powiedziała Carol dołączając do ich grona.
-Mogę się przejść?- zapytał Carl swojego ojca, który skinął głową. Po chwili chłopak wyszedł z domu.
-Czy tylko mnie dziwi że dali nam takie domy na własność?- zapytała Carol.
-Może są po prostu gościnni.- stwierdziła Amara.- Bardzo chcą abyśmy zostali.
-Zabrali nam broń, teraz chcą nas rozdzielić. Lepiej będzie jak prześpimy się w jednym domu.- postanowił Rick.
-Niech będzie.
~~~~~~
W końcu Deanna porozmawiała z każdym. Wiec wszyscy teraz byli razem w salonie. Ten kto chciał wziął prysznic. Ale samo wspomnienie że mają tu ciepłą wodne nakłoniło niemalże wszystkich do spędzenia choć kilku minut pod ciepłą bieżącą wodą. To była wygoda którą ciężko było uzyskać.
-Ładnie ci w krótszych.- Amara zerknęła w bok, Beth posłała jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła.
-Dzięki.
-Podoba mi się tu, pewnie nie tylko mi. Ta Deanna wydaje się być w porządku. Zauważyłam że są tu też inne dzieci i nastolatkowie, dużo nowych ludzi. Chciałabym tu zostać.
-Ja też. Jeśli w najbliższym czasie nic złego się nie wydarzy, to tu zostaniemy. Oby nie okazało się tak jak było z Terminus.
-Tam przecież nie było dzieci. A tu są całe rodziny, starsi ludzie również. Czuje że będzie dobrze.
-Ta kanapa jest taka wygodna, że gdybym mógł nigdy więcej bym z niej nie wstał.- stwierdził Noah opierając plecy o oparcie gdy wygodnie rozłożył się bok nich na kanapie.- Proszę nie odchodźmy stąd.- mruknął przymykając oczy gdy rozkoszował się miękkością mebla.
-Jeśli Rick zdecyduje, to zostaniemy.- powiedziała Amara.
-Gdybyś ty została ja również bym to zrobiła.- oznajmiła Beth.
-Ja też.- dopowiedział Noah otwierając oczy.
-Poszlibyśmy za tobą. Daryl oraz Ivy również i pewnie nie tylko oni.
-Lepiej się nie rozdzielać. Wiele razem przeszliśmy i jeszcze wiele przejdziemy.
Niespodziewanie ktoś zapukał w drzwi. Rick podszedł i je otworzył, reszta patrzyła czekając aby zobaczyć kto przyszedł. Deanna ich odwiedziła. A gdy zobaczyła ogolonego Rick'a była zaskoczona co wyglądało zabawnie. Przyszła aby zobaczyć jak się urządzili. Była pozytywnie zdumiona że postanowili trzymać się razem w jednym pomieszczeniu. Ale bardziej zadziwiało ją to jak oby sobie ludzie o różnorakiej przeszłości i z tyloma różnicami stali się czymś takim, jedną wielką rodziną. Deanna jednak nie chciała zbytnio zawracać im głowy wiec po kilku minutach wyszła nie chcąc ich nachodzić i dać im czas aby przyzwyczaili się do nowej sytuacji.
Następnego dnia razem postanowili trochę rozejrzeć się po Alexandrii, pozwiedzać i porozmawiać z mieszkańcami. Skoro mają tu zostać tu muszą zapoznać się z innymi i poznać to miejsce aby stać się jego częścią.
Drugą noc również spędzili wszyscy razem w jednym domu. Nie czuli się jeszcze gotowi na rozdzielenie i tak przecież było bezpieczniej. Mimo tego że większość ludzi tu wydawała się przyjazna i ciekawa nowych, to nie byli jeszcze w stu procentach przekonani do tego miejsca.
Deanna większości z nich przydzieliła jakąś prace czy zadanie, którą będą mogli wykonywać tu i przyczynić się do rozwoju Alexandrii.
-Ładny ten sweterek.- pochwaliła Amara. Carol uśmiechnęła się.- Wyglądasz jak miła pani, która z dobroci serca pomogłaby każdemu.
-I o to właśnie chodzi. Lepiej niech myślą, że jestem nieszkodliwa.- powiedziała Carol.
-Chytry plan. Nie będą świadomi tego jaka na prawdę możesz być.
Obie kobiety wyszły na werandę gdzie Daryl siedział sobie na poręczy i czyścił kusze.
-Pora zakasać rękawy i przyrządzić zapiekanki.- powiedziała na głos Carol. Daryl spojrzał na nią marszcząc brwi.
-Że co?
-Zrobić posiłek dla starszych ludzi, matek w potrzebie i tych którzy nie potrafią gotować. Tak można poznać sąsiadów.- wyjaśniła szarowłosa.
-Spoko.- mruknął kusznik przyglądając się ich ubiorowi. Carol miała błękitny sweterek na sobie i białą koszule pod spodem i dopasowane brązowe spodnie, wyglądała ładnie i dosłownie jak ktoś kto wcale nie jest groźny. Amara natomiast miała na sobie błękitną koszulkę i tego samego koloru spodnie, miała na sobie chirurgiczny strój który dała jej Deanna.- Wyglądacie niedorzecznie.
-Sam też powinieneś zadbać o swój wygląd. Wziąłeś już prysznic?- zapytała Amara.
-Nie.
-Weź go albo potraktujemy cie wężem we śnie.- ostrzegła rozbawiona Carol. Amara również się zaśmiała, Daryl jedynie mruknął coś pod nosem wracając do majstrowania przy swojej kuszy.- Idziesz?- zwróciła się do ciemnowłosej.
-Nie, muszę jeszcze poczekać na Beth.
Carol skinęła głową po czym zeszła po schodkach i ruszyła przed siebie. Rogers podeszła do siedzącego na balustradzie.
-Może przyciąć ci włosy?
-Nie.
-W pudłach są ubrania, wybierz sobie coś na zmianę.
-Nie, wole te.- mruknął, a ciemnowłosa wywróciła oczami.
-Wolisz dziurawe? Nie zachowuj się jak dzieciak. Bo wrzucę cie do wody, a Carol mi w tym pomoże. A w śnie zetnę ci te niesforne kosmyki.- wyciągnęła dłoń i zgarnęła kosym włosów z jego czoła po czym pocałowała go w policzek.- Nie dąsaj się tak.
-Uważaj bo cie wrzucę do stawu, który tu jest. I zobaczymy kto pierwszy będzie mokry.
-Nie ośmielisz się.
-Serio? Mogę to zrobić nawet teraz.- zszedł z balustrady i odłożył kusze na ziemie. Amara cofnęła się do tyłu gdy zbliżył się do niej.
-Nie rób tego, ostrzegam cie.
-Już jestem.- Beth wyszła z domu. Oboje spojrzeli na nią.- Idziemy?
-Jasne, chodź.
Obie zeszły po schodkach.
-Umyj się.- powiedziała Amara gdy oddalała się z Beth.
-Sama się umyj.- odpowiedział jej Daryl.
-Już to zrobiłam Gburku!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro