*43*
W końcu udało im się dotrzeć do celu. Ukryli się miedzy drzewami i obserwowali budynek, który był bardzo duży, a na nim widniał napis "TERMINUS". Okolica wyglądała na spokojną, nie było widać nikogo żywego, ale też nic niepokojącego. Jednak nie mieli zamiaru tak po prostu tam wejść, to byłoby zbyt ryzykowne gdyby okazało się że to miejsce to kolejna ściema. Rick miał ze sobą torbę z bronią. Dla większego bezpieczeństwa zdecydowali że zakopią ją, Amara zostawiła swój łuk, a Ivy kusze, obie wolały zostawić to niż później to stracić gdyby raj o bezpiecznym miejscu okazał się lipą.
Gdy skończyli szybki obchód wspięli się po ogrodzeniu i przedostali się na teren Terminus'a. Do budynku weszli tylnym wejściem, które o dziwo nie było przez nikogo pilnowane. Dostali się do środka oczywiście zachowując ostrożność. Gdy przechodzili przez korytarze usłyszeli kobiecy głos, który w kółko powtarzał "Terminus, schronienie i miejsce dla wszystkich" oraz tłumaczył w jaki sposób tu dotrzeć. Rick zatrzymał się przy otwartych drzwiach i zajrzał do środka gdzie byli jacyś ludzie. Pomieszczenie wyglądało jak jakaś hala, była tam kobieta przy radiu i to ona powtarzała te same słowa oraz kilka innych osób, które coś robiły przy innych stolikach. Nie wyglądali na uzbrojonych ani na niebezpiecznych, po prostu zwykli ludzie. Grimes kiwnął głową po czym wszedł do środka, a za nim podążyła reszta. Na początku nikt ich nie zauważył. Dopiero gdy zbliżyli się do kobiety nadającej sygnał przy radiu, ta zdała sobie sprawę z ich obecności i przerwała transmisje. A to ściągnęło uwagę reszty, która zaczęła im się uważnie przyglądać, stali i patrzyli się. Dopiero po chwili jakiś młody mężczyzna wyszedł na przód.
-Przyszliście nas okraść?- zapytał.
-Nie.- odpowiedział mu Rick.- Chcieliśmy zobaczyć was pierwsi.
-Całkiem sensownie. Zwykle witamy się na torach. Witajcie w Terminus.- przywitał się mężczyzna rozkładając ręce.- Jestem Gareth. Zdaje się że trochę podróżowaliście.
-Owszem. Jestem Rick, to Cal, Daryl, Amara, Ivy i Michonne.- były szeryf po kolei przedstawił ich.
-Jesteście poddenerwowani. Rozumiem was. Też tacy byliśmy. Przybyliśmy tu szukając schronienia. Też was to tu sprowadza?
-Tak.
-Świetnie. Znaleźliście je. Alex.- Gareth zwrócił się do kogoś z swoich. Gdy wymienił imię kolejny mężczyzna z przyjaznym uśmiechem podszedł do niego. Machnął ręką na powitanie, widać było że cieszył się na przybycie nowych.- Nie jest tak pięknie jak na zewnątrz, ale wagon dla gości jest o wiele przyjemniejszy. Alex was tam zaprowadzi i zada kilka pytań.- wskazał mężczyznę obok.- Ale najpierw musimy sprawdzić waszą broń. Moglibyście położyć ją przed sobą?- poprosił z grzecznością.
Rick chwile się zastanowił, reszta ukradkiem przyglądała mu się. W końcu mężczyzna skinął głową godząc się po czym jako pierwszy odłożył na ziemie przed sobą swoją broń, reszta poszła w jego ślady. Alex po kolei podchodził do nich i na szybkiego przeszukiwał ich. A gdy skończył Gareth powiedział że mogą spowrotem zabrać swoją broń co trochę ich zaskoczyło, że jednak mimo że ich nie znają to dali im kredyt zaufania, ale także ostrzegł ich aby nie próbowali niczego głupiego to wtedy nie będzie żadnych problemów, a zamiast tego pojawią się rozwiązania.
Później Alex poprosił ich aby poszli za nim. Wyprowadził ich na zewnątrz budynku.
-Od jak dawna to miejsce działa?- zapytała Michonne. Alex prowadził ich miedzy budynkami. Rozglądali się z uwagą. Jak na razie wyglądało to w miarę bezpiecznie, ale trzeba dmuchać na zimne wiec lepiej zapamiętać drogę aby później łatwiej można byłoby uciec.
-Praktycznie od początku. Gdy padały obozy ludzie zaczęli tu docierać. Chyba podążali tu instynktownie. Niektórzy zmierzali na wybrzeże, inni na zachód lub północ, ale wszyscy w końcu trafili tutaj.- Alex zaprowadził ich na nie duży plac gdzie stało kilka stolików z parasolami przy których siedzieli ludzie oraz był grill przy którym stała starsza kobieta i coś piekła.
-Podobno weszliście tu od tyłu, modre posuniecie. Będzie wam tu dobrze.- starsza kobieta przywitała ich ciepłym uśmiechem.
-Mary, przygotujesz im posiłek?- zwrócił się do kobiety Alex. Mary ochoczo przytaknęła głową po czym wzięła coś z stolika obok i położyła na grillu. Było słychać charakterystyczne skwarczenie tłuszczu.
-Czy tylko mi się wydaje, że to wszystko jest na pokaz?- szepnęła Ivy do Amary, ale stojący obok nich Daryl również to słyszał.- Obserwują nas z dachu.- zauważyła że na szczytach budynków stoją ludzie.
-Najwyraźniej chcą się upewnić że niczego niewłaściwego nie zrobimy.- ciemnowłosa również szepnęła aby tylko ich dwójka to słyszała.
-Albo wplątaliśmy się w jakieś gówno.- stwierdził ściszonym głosem Daryl.
-Możliwe.
-Dlaczego przyjmujecie ludzi?- zapytał Rick. Alex i Mary spojrzeli po sobie.
-Wtedy rośniemy w siłę.- wyjaśniła Mary.- Dlatego poustawialiśmy znaki. Dzięki temu udaje nam się przetrwać.
Jednak coś było nie w porządku. Kobieta siedząca przy stoliku z parasolem miała identyczne palto, które miał Daryl, ale Maggie wzięła je. Był jeszcze mężczyzna, który miał na sobie taki sam strój strażnika z wiezienia, który nosił Glenn. Amara zerknęła na Rick'a, który również zauważył wszystkie te rzeczy, jego spojrzenie mówiło jednoznacznie że z tym miejscem jest coś nie tak. Oliwą do ognia był kieszonkowy zegarek, który Alex miał w kieszeni spodni, to nie mógł być przypadek że taki sam należał go Hershel'a który później przekazał go Glenn'owi. Rick szybkim ruchem podszedł do Alex'a i wyciągnął z kieszeni zegarek po czym wyjął broń i biorąc go jako zakładnika przystawił mu spluwę do głowy. Reszta z nich wyciągnęła własną broń celując w mieszkańców Terminus, którzy wstali z swoich miejsc i również wycelowali w nich broń.
-Skąd do cholery masz ten zegarek?!- Grimes z złością zapytał swojego zakładnika.
-Jeśli mam ci odpowiedzieć to opuść broń.- Alex próbował uspokoić drący głos, widać że bał się tego co może za chwile się stać. Ale Rick nie miał zamiaru tego zrobić, ponownie zapytał go o zegarek.
Jeden ze snajperów siedzący na dachu celował do nich, jednak Amara miała go na swoim celowniku. Nie był aż tak daleko aby go nie trafić, a przecież ma dobrego cela. Każdy do kogoś mierzył, atmosfera była napięta. Nagle pojawił się Gareth, ustał niedaleko nich bez żadnej broni.
-Niczego nie rób! Poradzę sobie!- krzyknął do niego Alex.
-Skąd masz ten zegarek?- ponownie zapytał Rick mocniej przyciskając lufę pistoletu do skroni mężczyzny.
-Zabrałem trupowi. Uznałem, że nie będzie go potrzebować.- wyjaśnił z lekką paniką Alex.
-A co z więziennym strojem strażnika? I peleryną?
-Strój zabraliśmy martwemu policjantowi. Peleryna wisiała obok jakiegoś domu. Znajdujemy dużo różnych rzeczy.- tym razem Gareth zabrał głos. Może i jego wyjaśnienie brzmiało całkiem logicznie, ale to nie mógł być przypadek że akurat te rzeczy trafiły tu. I byli pewni, że wcale nie mówi on prawdy.
-Gareth możemy zaczekać.- wyjąkał Alex.
-Zamknij się.- rozkazał mu Gareth.
-Gadaj.- powiedział do niego Rick.
-Co jeszcze można powiedzieć? Już nam nie ufacie.- Gareth uniósł jedną dłoń jakby w geście uspokojenia, ale nie ruszył się z miejsca.- Czego chcesz Rick?
-Gdzie są nasi przyjaciele?
-Nie odpowiedziałeś na pytanie.- stwierdził po czym ścisnął dłoń w pieść, a jego ludzie zaczęli strzelać przez co trafili i zabili Alex'a. Reszta zaczęła w popłochu uciekać oddając podczas biegu pojedyncze strzały w stronę ludzi z Terminus'a.
Wbiegli do jednego z magazynów chowając się przed ostrzałem. Chcieli wybiec przez wyjście po drugiej stronie, ale zanim tam dobiegli zostało one nagle zamknięte przez kogoś z zewnątrz. Byli zmuszeni cofnąć się i wbiec w korytarz, który kolejno wyprowadził ich na zewnątrz. A gdy przebiegali próbując dostać się do miejsca, którym się tu dostali minęli ogrodzoną cześć gdzie leżały kości i resztki porozrzucanych ciał. Co do cholery?, pomyślała Amara gdy skręcili w lewo, a wtedy usłyszeli wołanie o pomoc z środka stojących w tej alejce kontenerów. Znowu do nich strzelali tuż przed nimi przez co musieli się zatrzymać i cofnąć. To było dziwne bo strzelali im ewidentnie pod nogi jakby wcale nie chcieli ich umyślnie zabić tylko przegonić. Wbiegli w kolejną alejkę gdzie na ścianach budynków były ślady po strzałach jakby wcześniej innych ludzi, którzy tu trafili w podobny sposób potraktowali co ich. Dostali się do budynku, w jego wnętrzu było mnóstwo porozstawianych i palących się świec oraz dziwne napisy na ścianach. Szybko wydostali się stąd innymi drzwiami. W końcu dostali się do miejsca którym się tu dostali. Ale szybko się zatrzymali gdy zza płotu przez który chcieli się przedostać wyłonili się ludzie i celowali do nich z pistoletów.
-Rzucicie broń, natychmiast!
Obrócili się i zobaczyli na dachu budynku Gareth'a z jego ludźmi, którzy celowali do nich. Byli w pułapce. Z każdej strony otoczeni. Rick skinął głową do swoich aby zrobił tak jak kazał im mężczyzna. Bardzo niechętnie odłożyli swoją broń na ziemie przed sobą. I znowu nadzieja o bezpiecznym miejscu okazała się tylko marzeniem ściętej głowy.
-Przywódco idź w lewo do tamtego wagonu.- Gareth wskazał wagon z namalowaną literą "A".- Zrób to, a chłopak będzie mógł iść z tobą. Inaczej zginie, a ty i tak tam trafisz.- zagroził.
Rick spojrzał na syna po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę wagonu.
-Teraz ta z blizną. Śmiało idź.
Amara zerknęła na Daryl'a, wahała się ale musiała się ruszyć i dołączyć do Rick'a.
-Teraz kusznik. Ruda. I samurajka. Ustawcie się przed wejściem po kolei jak powiedziałem.
-A mój syn?!
Rick patrzył na Carl'a, który stał sam z dala od nich. Zanim Gareth odpowiedział minął długi moment niepewności. Ale w końcu powiedział aby Carl dołączył do reszty. Później kazał otworzyć drzwi i wejść do środka. A gdy to zrobili ktoś za nimi zamknął je i teraz utknęli w tym kontenerze. Ale po chwili zdali sobie sprawę że nie są tu sami. Z mroku po drugiej stronie ich blaszanego wiezienia wyłonili się Maggie, Glenn, Bob, Sasha oraz czworo obcych ludzi.
-To nasi przyjaciele. Pomogli nas uratować.- wyjaśniła Maggie mając na myśli tych nieznajomych, którzy stoją za nimi.
-Wiec teraz są i naszymi przyjaciółmi.- stwierdził Daryl.
-Jak krótko by to nie trwało.- odezwał się postawny mężczyzna o rudych włosach i grubym wąsie.
-Nie. Poczują się głupio gdy zdadzą sobie z tego sprawę.- powiedział zagadkowo Rick.
-Z czego?- dopytał rudowłosy.
-Z tego, że zadarli z niewłaściwymi ludźmi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro