Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*32*

Amara biegła wzdłuż drogi. Padał tak mocny deszcz, że ciężko jej było cokolwiek zobaczyć. Obróciła się za siebie aby zobaczyć ilu sztywnych podąża za nią, ale było ich za dużo by sobie sama poradziła i do tego w taką pogodę. Gdy ponownie spojrzała przed siebie nie wiadomo skąd na jej drodze pojawili się kolejni sztywni. Piorun nagle gdzieś dość blisko uderzył, że przez głośny grzmot i oślepiający błysk była zbyt zdezorientowana przez co próbując uniknąć sztywnych potknęła się. Pech chciał że przez to dosłownie spadła z drogi ponieważ pobocze było bardzo strome. Sturlała się trochę po czym wpadła miedzy krzaki w rowie gdzie było błoto. Zarośla były bardzo duże i geste dzięki czemu całkowicie w nich zniknęła, ale to i tak nie dawało zbyt pewnego bezpieczeństwa dlatego zaczęła czołgać się. Szczęście jednak jej trochę dopisało. Znalazła dosłownie jakąś norę pod korzeniami drzew. O dziwo była dość duża i głęboka wiec bez problemu cała się tak ukryła. Jakimś cudem woda się dostawała się tu, możliwe że przez to że teren jest nie równy. Ciemnowłosa oddychała niespokojnie. Była cała brudna i mokra, ubrania lepiły się do jej skóry co nie było niczym przyjemnym. Ale mimo warunków była bezpieczna. Z dala od szwedaczy, którzy ruszyli w kierunku tylko sobie znanym i stracili zainteresowanie jej osobą oraz ta nora chroniła ją również przed burzą. Miała chwile na przemyślenie wszystkiego. Obawiała się że Daryl wydostał się z bagażnika i postanowił ją gonić. A przez to naraził by siebie i pewnie Beth, która sama by nie została w pojeździe. Dlatego liczyła że dobrze udało jej się zabezpieczyć samochód by się nie wydostali, ani też by sztywni się do nich nie dorwali.

Prychnęła pod nosem gdy chyba dopiero teraz do niej doszło, że właśnie siedzi w jakiejś norze. Nie spodziewała się że kiedykolwiek będzie cieszyć się, że znalazła norę, która właśnie uratowała jej życie. Pokręciła głową uśmiechając się pod nosem. W tle nadal było słychać grzmoty oraz charczenie szwedaczy, ale ciemnowłosa nie czuła się zagrożona przez to. Teraz zaczęła zastanawiać się do czyjej nory się wkradła przez co jej uśmiech zelżał i zmarszczyła czoło. Jeśli mieszka tu jakieś zwierze to na pewno nie jest ono malutkie. Obróciła głowę w bok gdzie w głąb ziemi ciągnie się dalej nora, ale jest znacznie węższa. I wtedy coś usłyszała, ciężko było jej określić co to był za dźwięk bo był mało wyraźny i zagłuszony przez burze. Rogers wytężyła bardziej wzrok by zobaczyć coś w ciemnościach, ale bezskutecznie. I dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że ma za paskiem spodni schowaną latarkę. Wyciągnęła ją i potrząsnęła trochę po czym włączyła światło. Gdy poświeciła w głąb zobaczyła, że na końcu nory siedzą dwa dorosłe borsuki. Zwierzęta ściskały się blisko siebie i wpatrywały się w nią, widać że bały się, ale niestety nie miały jak uciec. Kiedyś gdy jeszcze jej dziadek żył razem z wujkiem polowali na takie zwierzęta oraz na inne również. Dziadek mówił, że ich tłuszcz jest bardzo zdrowy i ma nadzwyczajne właściwości lecznicze. Ale teraz gdy ma doświadczenie lekarskie wie, że to nie do końca prawda. Faktycznie ich tłuszcz jest zdrowy, ale mitem jest to że ich tłuszcz może człowieka wyleczyć z jakiś chorób.

Ciemnowłosa przekierowała światło w innym kierunku aby nie razić po oczach tych i tak wystraszonych zwierzaków. Lepiej aby nie miały wścieklizny, pomyślała kątem oka przyglądając się borsukom. Los jej dopisał, nie tylko udało się znaleźć kryjówkę to jeszcze będą mieli co jeść.

Wspomnienie

Osiemnaście lat temu

-Denerwujesz się, skarbie?- zapytał starszy mężczyzna w myśliwskim kapeluszu i z strzelbą zawieszoną na ramieniu. Dziewczynka na około jedenaście lat zaprzeczyła głową. Staruszek uśmiechnął się do niej ciepło co ona odwzajemniła i poprawiła ramiączko swojego podróżnego plecaka gdy zsunęło jej się z ramienia.

-Będę pierwsza!!

Miedzy staruszkiem i dziewczynką przebiegła rudowłosa nastolatka, a za nią biegł jej starszy brat. Długie prawie że czerwone włosy nastolatki powiewały w różne strony gdy biegła, w jednej dłoni trzymała kusze, trzynastolatka nie zwracała na nic innego uwagi, tylko biegła przed siebie mijając drzewa i krzaki. Jej starszy brat biegł tuż za nią. Czarnowłosy chłopak co chwila poprawiał ramiączka plecaka, który podskakiwał mu na plecach.

-Ivy! Ed! Do jasnej cholery! Stójcie! Ivy, nie biegaj z bronią!- cisze w lesie przerwał donośny głos mężczyzny z brodą, który dużymi krokami podążał za swoimi dziećmi.

-Bobby! Nie używaj takiego słownictwa przy dzieciach.- zgardziła go jego żona Ellen, która szła spokojnie z swoim sześcioletnim synkiem, Tom'em. Chłopiec trzymał swoją mamę za rękę. Mężczyzna podążył za dziećmi, które nie miały zamiaru zwolnić.- I tak jest za każdym razem.- stwierdziła kobieta o rudych włosach i spojrzała na jedenastolatkę, która również na nią spojrzała.-Pierwszy raz jest najfajniejszy choć las może wydawać się być dość straszny, a zwłaszcza nocą.- stwierdziła Ellen.

-Nie bój się, ochronie cie.- mały Tomy wziął dziewczynkę za rękę. Uśmiechnęła się do niego co chłopczyk odwzajemnił.

W końcu doszli do celu gdzie rudowłosa z swoim bratem oraz ojcem zaczęli rozkładać namioty i przygotowywać obozowisko. Odstawili swoje rzeczy aby pomóc w rozkładaniu namiotów.

-Oddawaj to rudzielcu!- krzyknął Ed gdy jego siostra zabrała mu jego rzecz. Chłopak pociągnął ją za jej długie włosy przez co nastolatka krzyknęła. Ivy popchnęła brata, który prawie upadł po czym oboje zaczęli się szarpać.

-Cholera! Czy wy zawsze musicie się drzeć?!

-Bobby! Język.- Ellen zwróciła uwagę swojemu mężowi, który szybko rozdzielił dwójkę. 

-Wybacz kochanie.- zwrócił się do żony po czym spojrzał na swoje dzieci.- Przeproście się.- rozkazał poważnym i niskim głosem. Przy nim ta dwójka wygląda ja dwa małe krasnoludki.

-To ona zaczęła.

-Nie prawda.

Ivy i Ed znowu zaczęli się kłócić.

-Chociaż dajcie sobie ręce na zgodę bo inaczej koniec biwaku.- powiedział surowo. Dwójka spojrzała na siebie złowrogo, ale wyciągnęli ręce na zgodę.

Jedenastolatka zachichotała rozbawiona tym widowiskiem. Ed zauważył to i spojrzał na nią.

-Z czego się śmiejesz Amarciu?- zapytał, a chytry uśmieszek wpłynął na jego twarz po czym ruszył w jej kierunku. Dziewczynka przestała się śmiać i ruszyła się z swojego miejsca by uciec, ale nie zdążyła bo Ed złapał ją i podniósł po czym zaczął kręcić się z nią do okoła. Amara zaczęła piszczeć by ją odstawił.

-Zostaw ją!- krzyknęła Ivy po czym podbiegła do nich i wskoczyła bratu na barana.

-Ja też chce się bawić!- krzyknął radośnie Tomy i pobiegł w ich kierunku.

-Zaraz wam pokaże jak się bawić.- powiedział Bobby i złapał ich wszystkich po czym sam zaczął się kręcić do okoła. Krzyczeli i śmiali się jednocześnie aż do chwili gdy mężczyzna przewrócił się i wszyscy upadli na ziemie po czym ponownie zaczęli się śmiać.

-Normalnie same dzieci.- stwierdziła Ellen kręcąc głową, ale uśmiech na jej twarzy również zagościł.

-Radości w życiu nigdy nie za wiele.- stwierdził starszy mężczyzna kładąc dłoń na ramieniu rudowłosej. Ellen spojrzała na swojego teścia.

-Masz racje, tato.

~~~~~~

Całą noc ani Daryl ani Beth nie zmrużyli oka. W takich warunkach nawet się nie dało, ale prawdziwym powodem była Amara. Ich myśli krążyły wokół ciemnowłosej, nie mieli pewności czy udało jej się schronić, czy wróci po nich. Niczego nie byli pewni. Nie mieli ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Beth nawet nie próbowała mówić pociesznych słów, że wszystko będzie dobrze bo sama nie wiedziała jak to się wszystko potoczy, a takie słowa mogłyby tylko zdenerwować bardziej Daryl'a.

-Jest już jasno.- powiedziała Beth półszeptem. Dziewczyna chwile przyglądała się mężczyźnie czekając na jego odpowiedź, ale milczał nie obdarzając jej nawet spojrzeniem. Blondynka westchnęła i postanowiła ponownie spróbować rozpocząć jakąś rozmowę.- Nie słychać by jakiś sztywny był w okolicy. Może powinniśmy to sprawdzić. Niezbyt tu wygodnie.

Daryl wciąż był cicho. Blondynka westchnęła z rezygnacją. Burza dawno przeszła, noc minęła, nadszedł dzień, wydaje się że nawet sztywnych nie ma w okolicy, a jednak wciąż tu siedzą. Wspólnymi siłami mogliby jakoś otworzyć bagażnik od wewnątrz choć to mogłoby narobić hałasu, ale przecież warto spróbować. Tak sądziła Beth, ale Daryl był widocznie innego zdania.

-Nie możemy tu cały czas siedzieć.- mruknęła, kusznik nie skomentował tego.- Jak nie chcesz pomóc, to nie. Sama spróbuje.- dziewczyna podciągnęła kolana do swojej klatki piersiowej by stopami podeprzeć klapę bagażnika. Jak najmocniej obiema stopami uderzyła w metal, ale ten nawet nie drgnął. Za drugim razem też jej się nie udało. A gdy za trzecim razem już zdenerwowana uderzyła klapa nagle otworzyła się, nie spodziewała się że jednak się jej uda. Dzienne światło dostało się do środka oślepiając ich. Blondynka przyłożyła dłoń do twarzy aby jakoś ochronić oczy przed rażącym światłem i wtedy zobaczyła stojącą nad bagażnikiem kobiecą sylwetkę.

-Widze, że cierpliwie czekaliście.- powiedziała Amara i pomogła najpierw Beth wyjść z bagażnika, chciała pomóc również brązowowłosemu, ale ten sam sobie poradził.

-Jesteś cała?- zapytała troskliwie Beth, ciemnowłosa spojrzała na nią i delikatnie się uśmiechnęła.

-Tak, a wy?

-Nic nam nie jest.- odpowiedziała blondynka odwzajemniając uśmiech i na chwile zerknęła na Daryl'a.

-Chodźcie, rozbijemy jakiś obóz. Mam borsuki do upieczenia, w końcu coś zjemy.- ciemnowłosa gestem reki zachęciła ich do pójścia za nią. Dopiero teraz blondynka zauważyła, że kobieta trzyma w reku dwa zabite zwierzaki. Skinęła głową posłusznie za nią idąc, Daryl również poszedł za nią.

Sprawnie rozpalili ognisko, a Amara przygotowała zwierzaki do upieczenia. W tym czasie Daryl zabezpieczał ich tymczasowe obozowisko.

Gdy mięso było gotowe rozdzielili je na sprawiedliwe porcje. Amara chciała wstać z swojego miejsca i podać jedzenie Daryl'owi, który siedzi trochę dalej od nich pod drzewem, ale Beth powiedziała że zrobi to za nią.

-Gdzie ukryłaś się przed burzą i sztywnymi?- zapytała blondynka gdy jedli przyrządzone jedzenie. Ciemnowłosa przełknęła kęs jedzenia i spojrzała na nią.

-Przypadkowo znalazłam nowe i się tam ukryłam.

-Serio?- Beth zmarszczyła brwi nie dowierzając.- Musiała być całkiem duża byś się tam zmieściła.

- I była. To tam upolowałam te borsuki. Byłam tam bezpieczna.

-Mhm.- mruknęła dziewczyna przerywając ich kontakt wzrokowy.

Rogers zmarszczyła brwi lekko zdezorientowana ich zachowaniem. Oboje są dziwnie milczący, a szczególnie Daryl, ani słowem się do niej nie odezwał. Rozumiała że to co zrobiła mogło im się nie podobać i martwili się o nią, ale przecież nic złego się nie stało.

-Jesteś zła za to co zrobiłam?- zapytała ciemnowłosa przerywając cisze miedzy nimi. Zauważyła że Daryl kątem oka im się przygląda i ewidentnie przysłuchuje się ich rozmowie. Beth przez chwile się nie odzywała jakby zastanawiała się jak odpowiedzieć.

-Nie, ale fakt że nas zostawiłaś aby nas ocalić i to że mogłaś już nie wrócić... nie było przyjemnie myśleć o tym całą noc.

-Rozumiem, przepraszam. Chciałam po prostu abyście byli bezpieczni.

-Wiem dlatego nie mam pretensji. Poświęcanie się dla kogoś na kim nam zależy jest czymś normalnym. Wiesz co? Napiłabym się czegoś z procentami.- blondynka zmieniła nagle temat.

-Czemu?

-Nigdy nie miałam okazji się napić, tata tego zabraniał. Ale jego już z nami nie ma wiec...  - Beth podniosła się z ziemi odrzucając w ognisko resztkę mięsa, którego nie zjadła.- Poszukajmy czegoś.

-To nie jest najlepszy pomysł.- Beth niezbyt spodobało się to co powiedziała ciemnowłosa.

-Zamierzam się napić i potrafię o siebie zadbać wiec nie musicie ze mną iść.

-Beth poczekaj!- zawołała Amara. Na szczęście Beth zatrzymała się i spojrzała na nią wyczekująco.- Zgaszę tylko ognisko i możemy poszukać tego alkoholu, sama z chęcią się napije.

Amara nie chciała aby się rozdzielali wiec zgodziła się na propozycje Beth. Właściwie sama nabrała nagle chęci na alkohol. Może procenty pomogą się jej choć odrobinę odprężyć i pomogą zapomnieć o tej beznadziejnej rzeczywistości.

Ciemnowłosa szybko zgasiła ognisko. Chciała zwrócić się do Daryl'a żeby się podniósł, ale on zdążył to zrobić zanim nawet otworzyła usta. Minął ją jakby wcale jej tu nie było i podszedł do Beth. Zabolało ją to, ale najwyraźniej sobie zasłużyła. 

W końcu we trojkę ruszyli w poszukiwaniu czegoś do picia. Choć każdy z nich myślał całkowicie o czymś innym niż o procentach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro