*25*
Amara złapała za folie i ściągnęła ją, a jej oczom ukazały się pudła z fajerwerkami, całe sterty różnych sztucznych ogni.
-Wow, można by się tym dobrze zabawić.- ciemnowłosa wzięła jedno pudełko i przyjrzała się mu. Lubiła pokazy fajerwerek, w sumie kto ich nie lubi? Świetliste pokazy na niebie zawsze robią dobre wrażenie.
Przez głowę kobiety przeszła pewna myśl, że wystarczyła by tylko jedna iskra aby to wszystko wystrzeliło powodując wybuch pełen ognistych pokazów przy okazji niszcząc fabrykę. Rogers odstawiła delikatnie fajerwerke gdy zdała sobie sprawę jak bardzo jest to niebezpieczne i że właściwie to trzymała w dłoniach mini bombę.- Wolałabym jeszcze pożyć.- a fakt że to mogło być wyprodukowane dziesięć lat temu to data ich ważności pewnie dawno minęła wiec są jeszcze bardziej niebezpieczne.
Rogers odsunęła się od fajerwerek i ruszyła dalej. Gdy blask światła padł na wiszącą parę metrów za nią folie widać było cień czyjejś postawnej typowo męskiej sylwetki. Ciemnowłosa zatrzymała się gwałtownie czując czyjś wzrok na sobie. Odwróciła się wyciągając z kabury broń i rozejrzała, ale nikogo nie było. Podeszła nawet do wiszącej foli by się upewnić i ostrożnie za nią zajrzała, ale tam również nikogo nie było.
-Chyba zaczynam świrować.- powiedziała sama do siebie mając zamiar schować pistolet do kabury, ale wtedy usłyszała w oddali dźwięk uderzenia jakby coś spadło. Kobieta z uniesioną bronią zrobiła parę kroków w kierunku źródła dźwięku, ale zatrzymała się gdy do jej uszu doszedł cichy warkot, ale nie taki jak w maszynie czy u sztywnych, tylko jak u zwierzęcia. Zza filara wyłoniły się trzy psy. Czarne z brudną sierścią, na której mają kilka dość sporych i głębokich blizn, a z ich pysków kapie piana zmieszana z śliną. Ciemnowłosa powoli zaczęła się cofać, ale gdy tylko się ruszyła psy warcząc rzuciły się w jej kierunku. Kobieta zaczęła strzelać, ale wcale tak łatwo nie dało się je zabić. W porównaniu do sztywnych były znacznie szybsze i zwinniejsze. Jednak udało się jej zastrzelić dwa, a gdy już miała zamiar załatwić trzeciego cofając się do tyłu potknęła się o rurę leżącą na ziemi. Upadła do tyłu, a broń wypadła jej z rąk. Pies rzucił się na nią. Ciemnowłosa dłońmi złapała psa za sierść by go zciągnąć z siebie, zwierze swoimi zębiskami próbowało rozszarpać jej gardło. Rogers rozejrzała się z paniką szukając swojej broni, ale ta leżała za daleko by mogła ją dosięgnąć. Przeklnęła się w myślach, że tak łatwo dała się powalić i obezwładnić głupiemu pchlarzowi. Szybkim ruchem jednej reki złapała za nóż przyczepiony do paska spodni, a drugą ręką przytrzymywała psa, któremu z pyska kapała piana.
-Spróbuj tego skurwielu.- syknęła po czym najpierw wbiła nóż w brzuch zwierzęcia, które ryknęło z bólu. Za drugim razem dźgnęła psa w szyje, z której prysnęła krew prosto na nią. Zadała kolejny cios bo zwierze mimo że opadało z sił nadal nie dawało tak łatwo za wygraną. W końcu po paru chwilach pies wykrwawił się, a Amara zrzuciła z siebie martwe cielsko. Wstała z podłogi dłonią choć trochę zcierając krew z szyi i policzków. Nóż schowała do pochwy i lekko skrzywiła się czując lekki pulsujący ból z tyłu głowy. Gdy upadła uderzyła nią o podłogę. Zrobiła parę kroków i podniosła swoją broń, którą nieszczęśliwie upuściła parę minut wcześniej. Wyjęła z pistoletu magazynek by sprawdzić ile ma naboi, zostały tylko dwa. Z nadzieją włożyła dłoń do kieszeni kurtki i lekko się uśmiechnęła gdy wyciągnęła z niej trzy na boje, zawsze miała jakieś na zapas schowane w kieszeni bo nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć. Włożyła naboje do magazynku po czym zrobiła z nim to samo, a następnie pistolet schowała do kabury.
Zerknęła na martwe psy i zmarszczyła brwi. Widać że były wygłodniałe i to mogło być zrozumiałe bo kto miałby je nakarmić, ale te duże i szerokie blizny na ich ciałach, to musiał zrobić im człowiek bo przecież same nie byłyby w stanie. Było jej szkoda tych zwierząt, cierpiały z głodu i ktoś jeszcze je tak mocno zranił.
-Co za popapraniec to zrobił?- zapytała sama siebie.
-Amara!- ciemnowłosa obróciła głowę w bok i zauważyła biegnącą w jej kierunku Beth.
-Spokojnie to tylko psy. Nic mi nie jest, a to ich krew.- dodała gdy blondynka popatrzyła na krew na jej ciele. Rogers zmarszczyła brwi gdy zauważyła strach w oczach dziewczyny.
-Pewnie nasyłał je na swoje ofiary.- szepnęła blondynka przyglądając się martwym psom.
-Co? O czym ty mówisz?- zapytała zdezorientowana kobieta.
-Musimy iść.- Beth złapała Amare za przedramię i zaczęła ciągnąć w stronę gdzie jest wyjście.
-Beth, co jest grane? Jeśli próbujesz odwdzięczyć się za to, że cie straszyłam to przestań bo to nie jest zabawne.- powiedziała czując niepokój spowodowany dziwnym zachowaniem dziewczyny. Blondynka zatrzymała się i spojrzała na nią.
-Dziesięć lat temu zamknęli tą fabrykę.
-To by parę rzeczy wyjaśniało. I co z tego?- zapytała ciemnowłosa nie rozumiejąc do czego dąży dziewczyna.
- Bo grasował tu seryjny morderca, zabił dużo ludzi, brutalnie. Podobno był to pracownik fabryki, ale nigdy nie złapano sprawcy. Miasto owładnęła panika i strach kto będzie następny, ludzie zaczęli wyjeżdżać dlatego miasteczko wygląda jakby od wielu lat nikt tu nie mieszkał.
-Wiesz, ciekawa ta historyjka. Ale serio? Seryjny morderca?- zapytała z lekką drwiną.- Dobrze, że nie wymyśliłaś niczego o duchach.- zaśmiała się choć jej śmiech był trochę nerwowy.- A nawet jeśli grasował tu, to sztywni go już pewnie dawno dorwali.
-Jacy sztywni? Nie natknęłyśmy się nawet na żadne ludzkie truchło. Mówię prawdę.- oburzyła się blondynka.- Mogę ci pokazać gazety jako dowód. Tam wszystko jest napisane. Wcześniej mówiłaś, że czujesz się obserwowana, to pewnie był on, obserwował nas. Musimy uciekać.
-No dobra, dobra. Z tym opuszczeniem tego miejsca masz racje, czas się zbierać.- gdy już miały ruszyć usłyszały głośne skrzypienie po czym jedna z maszyn uruchomiła się, a później jeszcze druga i następna.- Co jest grane?
-To on.
-Bez przesady. Może po prostu te maszyny...
-Same się włączyły?- dokończyła z lekką irytacją blondynka.- To brzmi jeszcze bardziej niedorzecznie.
-Masz broń?- zapytała kobieta wyciągając swój pistolet i spoglądając na blondynkę, która zaprzeczyła głową.- Jak to?
-Zostawiłam w samochodzie gdy zanosiłam pudło.- przyznała z zawstydzeniem wiedząc, że to było głupie. Ciemnowłosa westchnęła.
-Mam tylko pięć naboi. A jeśli ten morderca na serio tu jest, to oby szczęście było po naszej stronie.- Rogers wystawiła przed siebie pistolet i ruszyła w stronę wyjścia, a za nią podążyła Beth z nożem w reku. Ciemnowłosa obejrzała się za ramie by zerknąć na blondynkę.- Poważnie?
-To lepsze niż nie mieć nic.
-Mogłaś nie zos...
-Nie musisz mi przypominać. Nie ma tu sztywnych wiec wiesz.
Działające maszyny są na tyle głośne, że bez problemu zagłuszają inne dźwięki. Wiec nawet jeśli morderca byłby gdzieś blisko to nie usłyszą go. Dlatego nie były świadome, że znajduje się na podwieszanych schodach i że przygotował dla nich pułapkę.
-Jest tu drugie wyjście?
-W sumie to nie wiem. Nie widziałam innego.- przyznała ciemnowłosa spoglądając na dziewczynę przez ramie dlatego nie zauważyła, że coś zawieszonego na sznurze zleciało z podwieszanych schodów nad którymi miały przejść. Ale na szczęście Beth to zauważyła.
-Uważaj!!- blondynka rzuciła się na Amare by zepchnąć ją aby nie została uderzona. Obie upadły na ziemie. Gdy spojrzały w kierunku jeszcze bujającej się na sznurze pułapce zauważyły, że to blaszana kula z długimi i szpiczastymi kolcami.
-Kurde, było blisko.
-Teraz mi wierzysz?- zapytała blondynka. Rogers skinęła głową, ale po chwili zauważyła, że ktoś biegnie po podwieszanych schodach wiec szybko się podniosła i strzeliła w kierunku osoby, ale spudłowała, a on wbiegł do części z blaszanymi ścianami.
-Masz farta że zostały mi tylko cztery naboje, ty popaprańcu!- ciemnowłosa krzyknęła w stronę gdzie on zniknął im z oczu.
-Przestań. Lepiej go nie prowokować.
-Czemu? I tak chce nas zabić. Nie pozwoli nam stąd wyjść wiec nie próbujmy. Nadszedł czas by to ktoś na niego teraz zapolował.- przyznała z wrogością i odrobiną szaleństwa w głosie po czym schowała pistolet do kabury.
-Co zamierzasz zrobić?- zapytała Beth z rosnącym niepokojem. Nie podobało jej się to co powiedziała Amara, a zwłaszcza jej ton głosu. Chyba szaleniec natknął się na szaleńca. Tylko teraz pytanie brzmi, kto wygra?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro