*20*
Dzień minął szybko, a noc nie była zbyt przyjemna. Amara przez większość czasu przebywała na bloku A z chorymi dbając o nich, a to było bardzo wykańczające. Prawie w ogóle nie zmrużyła oka przez co czuła się bardzo zmęczona.
-Poradzisz sobie?- zapytał Rick gdy włożył torbę do samochodu po czym zamknął bagażnik i odwrócił się przodem do Amary. On razem z Carol mają wyruszyć na przedmieścia najbliższego miasteczka aby poszukać jakiś zapasów, które zaczęły się kończyć.
-No cóż, zostawiasz mnie samą z tym całym chaosem. Ale wiem że zapasy są potrzebne wiec nie chce cie zatrzymywać. Może też znajdziecie jakieś lekarstwa i wrócicie zanim Daryl i inni dotrą... - ciemnowłosa zamilkła przyglądając się przyjacielowi. Coś ewidentnie go dręczy, a gdy wspomniała o powrocie jego i Carol, która z nim wyrusza skrzywił się.- Rick, o co chodzi? Wszystko w porządku?
Mężczyzna na początku unikał kontaktu wzrokowego. Zdenerwowany uderzał palcami o maskę samochodu jakby zastanawiał się nad czymś bardzo poważnym. Jego zachowanie zmartwiło ciemnowłosą. Ale kobieta nie odezwała się tylko czekała aż coś powie.
-Wiem kto zabił Karen i Davida.- odezwał się po chwili Grimes i spojrzał na Amare, która na moment wstrzymała oddech po czym kiwnęła głową dając mu znak aby kontynuował.
-To chyba dobrze.
-Chyba tak... Myślała, że dzięki temu powstrzyma epidemie. Gdy zapytałem czy to zrobiła, otwarcie przyznała się do tego. Nie żałowała.
-Kto?
-Carol.
To co powiedział Grimes zaskoczyło Amare i to bardzo. Zamilkła próbując przyswoić do siebie to co przed chwilą usłyszała. Nie spodziewała się, że Carol jest w stanie zrobić coś takiego choć było widać, że szarowłosa bardzo się zmieniła. Ale by posunąć się do morderstwa? Ciemnowłosa nie miała zamiaru jej oceniać, sama ma krew na rekach, ale nigdy nie zabiłaby nikogo ze swoich nawet dla dobra ogółu.
-Co zamierzasz zrobić?- zapytała i spojrzała na Rick'a.- Gdyby Tyreese się o tym dowiedział.
-Wiem. Razem z nią pojedziemy na wypad, ale tylko ja wrócę. Tak będzie lepiej. Prawda?- zapytał szukając u niej wsparcia. Nie był pewien czy jest w stanie zadecydować sam w tej sprawie. I czy to na pewno jest słuszna decyzja. Ciemnowłosa skinęła twierdząco głową.
-Tak.- przyznała. To co zrobiła Carol i gdyby Tyreese się o tym dowiedział, gdyby inni się dowiedzieli. Prawdopodobnie nie skończyłoby się to dobrze. Ludzie na pewno nie chcieliby jej tu, a Tyreese, nie wiadomo co byłby wstanie zrobić.
-Już jestem, możemy jechać.
Oboje spojrzeli w bok słysząc znajomy kobiecy głos. Carol wyszła z budynku i zaczęła iść w ich kierunku.
-W porządku? Nie wyglądacie najlepiej.- stwierdziła szarowłosa spoglądając na nich gdy do nich podeszła.
-Ostatnia noc była ciężka.- powiedziała Rogers by nie wyszło, że rozmawiali o niej. I nie kłamała bo tak było, a na pewno w jej przypadku.- Uważajcie na siebie.
Amara podeszła do Carol i przytuliła ją na pożegnanie. Szarowłosa zdziwiła się trochę tym gestem, ale odwzajemniła go. Po chwili ciemnowłosa odsunęła się od niej. Rick i ona spojrzeli po sobie znacząco czego Carol na szczęście nie zauważyła po czym mężczyzna wsiadł za kierownice samochodu, a Carol usiadła na miejscu pasażera obok niego. Grimes odpalił silnik po czym wyjechali z dziedzińca, a Maggie która czatowała przy głównej bramie wyjazdowej z wiezienia otworzyła ją by mogli wyjechać.
~~~~
Sytuacja wciąż się pogarsza, z godziny na godzinę. W tej chwili Amara razem z Hershel'em i Sashą próbują intubować Henrego, który nie mógł sam oddychać przez to że zaczął pluć krwią, a to oznacza że jest w ostatnim stadium grypy wiec jeżeli w ciągu paru godzin nie dostanie lekarstwa to umrze. Rogers umieściła plastikową rurkę w przełyku mężczyzny podczas gdy ciemnoskóra i starszy Greene trzymali go w miejscu by się nie szarpał. Ciemnowłosa zaczęła naciskać białą buteleczką dzięki czemu tlen mógł dotrzeć do płuc mężczyzny, który zaczął się uspokajać gdy już mógł normalnie oddychać.
-Jak długo utrzyma go to przy życiu?- zapytał wzdychając Glenn, który oparł się o framugę drzwi ledwo trzymając się na nogach.
-Tak długo jak będziemy to robić. Sasha dasz rade? Naciskaj co 5-6 sekund.- zapytała Amara wskazując na buteleczkę by zamieniła ją w naciskaniu. Ciemnoskóra przytaknęła głową i zmieniła Rogers, która podniosła się prostują nogi.- Ty lepiej wracaj do celi, masz odpoczywać.
-Chce pomóc.- ciemnowłosa podeszła do Glena i położyła mu rękę na ramieniu wyprowadzając do na korytarz. Koreańczyk zakaszlał i próbował protestować, ale miał za mało sił wiec pozwolił by kobieta prowadziła go.
-Razem z Hershel'em poradzimy sobie.
Amara zaprowadziła Glenn'a do celi i pomogła mu się położyć na łóżku. Podała mu napar by go wypił. Rhee wypił po czym oddał pusty kubeczek, który ciemnowłosa odstawiła na półeczkę obok łóżka. Rogers wzięła szmatkę i zamoczyła w wiaderku z wodą stojący na ziemi. Wycisnęła szmatkę po czym położyła ją na czoło Glenn'a i starła pot.
-Dziękuję.- szepnął i przymknął powieki.
-Podziękujesz gdy wyzdrowiejesz.
-Zawsze robisz to co trzeba. Ratujesz ludzi.
-Nie powiedziałabym tak.
-Ale to prawda, wszyscy to wiedzą. Dobrze, że cie mamy. Dbasz, pomagasz i niczego nie chcesz w zamian. Dzięki tobie żyjemy.
-Nie wszyscy.- przyznała cichym tonem.- Odpoczywaj.
Amara wstała i wyszła z celi na korytarz. Obróciła się w stronę barierek i wtedy zauważyła Hershel'a, który był w jednej z cel na parterze. Rogers zeszła schodami i podeszła w stronę starszego mężczyzny.
-Nie żyje.- stwierdził Greene. Kobieta spojrzała na mężczyznę z zakrwawioną twarzą, który leży nieruchomo na łóżku.- Powinniśmy go stąd zabrać.
Amara przyciągnęła nosze i na nie położyli martwego mężczyznę, nazywał się Derek. Znała go, był sympatycznym człowiekiem. Ciemnowłosa ściągnęła prześcieradło z łóżka i zakryła ciało Derek'a. Rogers zaczęła tępo wpatrywać się w zakryte zwłoki. To było trudne i bolesne. W tej chwili część jej żałowała, że poznała tych wszystkich ludzi. Chciała choć trochę poznać ich bliżej, a teraz gdy musi patrzeć jak umierają jeden po drugim, to za dużo. Jak długo to piekło będzie jeszcze trwać?
-Amaro, czy wszystko w porządku?- zapytał z zmartwieniem Hershel gdy zauważył jak ciemnowłosa zawiesiła się na chwile.
-Nie, to nie w porządku.- pokręciła głową i spojrzała na starszego mężczyznę.- Po tym co przeszliśmy, grypa ma nas zabić? Jaki w tym sens ma śmierć tych ludzi, którzy stali się jednymi z naszych? Czy to ma jakieś znaczenie? Umierają na nic.
-Nie na wszystko mamy wpływ. Masz racje, to nie jest sprawiedliwe, ale myślę że to jednak ma jakieś znaczenie. Nie zawsze da się je dostrzec, ale musi być. Życie zawsze było próbą.
- Ale i tak sądzę, że nie powinno tak być. Nie zasłużyli sobie na to.
-Zabierzmy go, lepiej by ludzie nie musieli na to patrzeć.
Zabrali ciało Derek'a do innego pomieszczenia gdzie Amara wbiła nóż w czaszkę mężczyzny po czym wywieźli go na zewnątrz, na tylny dziedziniec gdzie spalili jego ciało. To było niewłaściwe, mało moralne. Nie mogli nawet go pochować, pożegnać go w właściwy sposób, tak jak na to zasługiwał. Ale gdyby wyszli z bloku A na spacerniak by zakopać Derek'a mogliby narazić innych, którzy są na zewnątrz albo w innych częściach wiezienia na to, że choroba rozprzestrzeni się bardziej. I wtedy wszyscy mogli by zachorować. A na to nie mogli pozwolić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro