*15*
Rada uszanowała decyzje Amary w sprawie Jessy choć niektórym się to nie podobało. Blondynka dostała trochę pożywienia na drogę i nóż do obrony po czym została wygnana z wiezienia. Stali przy bramie gdy wyrzucili przez nią Jessy. Blondynka posłała zawistne spojrzenie Amarze gdy stała już za ogrodzeniem. Patrzyła tylko na nią jakby w ten sposób chciała jej coś przekazać i Rogers wiedziała o co jej chodzi. Poznała ten wyraz twarzy, Pożałujesz. Później Jessy zaczęła uciekać przed sztywnymi, którzy ją zauważyli i zaczęli się do niej zbliżać. Blondynka zniknęła miedzy drzewami gdy wbiegł do lasu, a Amara zaczęła zastanawiać się czy to aby na pewno właściwa decyzja, czy może powinni byli od razu pozbyć się problemu a nie tak ryzykować.
Od tego zdarzenia minął prawie tydzień, a przez ten czas nic nadzwyczajnego się nie działo, było spokojnie.
Amara wyszła z bloku i rozejrzała się po dziedzińcu. Zauważyła Daryl'a jak rozmawia z Carol, oboje stoją razem przy altanie. Ciemnowłosa podeszła do nich.
-Hej.- przywitała się Rogers lekko się uśmiechając. Jakoś dzisiaj nie czuje się najlepiej, jest dziwnie zmęczona choć przespała wystarczając liczbę godzin.
-Hej, nie wyglądasz najlepiej.- stwierdziła Carol z zmartwieniem. Daryl spojrzał na Amare przyglądając się jej uważnie i odłożył talerzyk, który miał w dłoniach i kończył już jeść posiłek przygotowany wcześniej przez szarowłosą, na stolik przy którym stoją. Oblizał palce dłoni którą jadł i wytarł je w spodnie po czym zbliżył się do ciemnowłosej i przyłożył rękę do jej czoła.
-Nie masz gorączki, ale wyglądasz mizernie.- powiedział brązowowłosy po czym zabrał swoją dłoń.- Jak się czujesz? Coś cie boli?
-Nic mi nie jest, po prostu czuje się jakbym była niewyspana.- wyjaśniła Amara choć miała pewne podejrzenia co do swojego stanu zdrowia, ale nie chciała aby się martwił.- Zrobię sobie wywar. Są jeszcze rośliny w składziku?- zwróciła się do szarowłosej.
-Tak, jeszcze trochę zostało.
Amara minęła ich i przeszła obok altany aby dotrzeć do niewielkiej drewnianej chatki, z której zrobili składzik. Weszła do niej i szybko przeszukała półki. Gdy znalazła to co chciała zabrała to i wyszła. Wróciła z powrotem do altany i wlała wody do garnka, a rośliny odłożyła na stolik. Położyła garnek na kraty pieca i podłożyła trochę drewna do żarzącego się ognia. Oparła się o stojący niedaleko stolik i przyglądała się garnkowi.
Daryl podszedł do ciemnowłosej, która stała przy stoliku. Spojrzał na nią, a ona wyczuwając jego spojrzenie na sobie przeniosła swój wzrok na niego.
-Wybieram się dzisiaj z innymi na wyprawę. Znaleźliśmy na mapie obozowisko wojskowe wokół centrum handlowego, w którym jeszcze nie byliśmy. To trochę daleko, ale myślę że może być warto tam pojechać.- powiedział kusznik po czym zamilkł i czekał na jej reakcje. Amara przytaknęła głową wchłaniając każde jego słowo.
-Ile osób jedzie?
-Oprócz mnie jadą jeszcze Zack, Sasha, Tyreese oraz ten nowy, Bob. Poradzimy sobie.
-W to nie wątpię, ale i tak wolałabym jechać z tobą. I zanim coś powiesz.- odezwała się szybko gdy Daryl miał już zamiar się odezwać.- Nie pojadę.
-To dobrze.- skinął głową wiercąc się trochę stojąc w miejscu.
-Chcesz całusa na pożegnanie?- zapytała z uśmieszkiem, a akurat w tym samym czasie zaczęła się gotować woda w garnku wiec ciemnowłosa podeszła do pieca aby zdjąć go z ognia. Kusznik westchnął trochę skrepowany. Nadal jeszcze nie przywyknął do publicznego okazywania uczuć, a nie mówiąc już aby prosić o jakąkolwiek pieszczotę.
Amara wzięła szmatkę gdy brała garnek aby się nie poparzyć i przelała wodę do pojemnika, do którego włożyła wcześniej rośliny.
-Kiedy jedziecie?- zapytała ciemnowłosa, a gdy skończyła wykonywać czynność odwróciła się do brązowowłosego, który nadal stał w miejscu.
-Właściwe to zaraz.
-W takim razie... - podeszła do niego i łapiąc go za kołnierz od koszuli ściągnęła go w dół aby móc go pocałować czule.- Wróćcie cali i wszyscy.- powiedziała gdy oderwali się od siebie. Daryl skinął głową wpatrując się w jej oczy.
-To... idę już.- powiedział przerywając cisze.
-Dobrze.
-Dobrze.- powtórzył po niej na co uśmiechnęła się.
Brązowowłosy ponownie skinął głową, a ciemnowłosa zachichotała. Mężczyzna odsunął się po czym ostatni raz na nią spojrzał i odszedł w stronę bramy wyjazdowej z dziedzińca. Amara przyglądała się mu jak odchodzi.
-Jesteście tacy słodcy.- stwierdziła Carol podchodząc do niej. Ciemnowłosa spojrzała na nią.
-Wcale, że nie. Przestań.
-Ale taka jest prawda.- powiedziała rozbawiona szarowłosa. Rogers pokręciła głową na boki po czym wróciła do swojego wywaru.
~~~~~
Rick poprosił Amare o pomoc w sprawie jednej z świń, którą hoduje. Rogers zbadała ją na tyle ile była wstanie. Świnia zachorowała, wygląda na jakąś grypę lub coś w tym stylu. Kobieta dokładnie nie mogła stwierdzić. Poradziła mu aby lepiej pozbył się tej świni by pozostałe nie zachorowały oraz aby dał im do zjedzenia rośliny lecznicze, po które Rogers specjalnie poszła do lasu bo akurat tych nie hodowała w swoim sadzie. Nie miała trudności z zebraniem tych roślin, ale gdy wracała zauważyła że przy jednej części ogrodzenia jest kilku sztywnych, którzy uderzają o siatkę. Amara zauważyła tam niektóre dzieci.
-Cholera.- fuknęła pod nosem po czym szybszym truchtem zaczęła biec do bramy. Maggie szybko otworzyła ją aby ciemnowłosa weszła do środka. Rogers ruszyła korytarzem aby dotrzeć do dzieci, które stoją przy ogrodzeniu i obserwują sztywnych.- Lizzie natychmiast odsuń się od siatki.- powiedziała z powagą w tonie gdy zobaczyła jak dziewczynka zbliża się do ogrodzenia i wyciąga rękę do jednego z sztywnych. Lizzie zrobiła tak jak chciała widząc jej minę.- Wszyscy idźcie stąd i lepiej abym was więcej tu nie widziała.- zwróciła się z powagą do dzieci, czyli Lizzie jej siostry Mike oraz Eryn'a i Chloe.
-Oni nas nie skrzywdzą.- odezwała się Lizzie gdy inni mieli już odejść, ale zatrzymali się gdy ją usłyszeli po czym spojrzeli na Amare. Rogers zacisnęła usta w wąską linie.
-Lizzie posłuchaj bo chyba nie rozumiesz. Oni są groźni.- wskazała sztywnych, którzy charczą uderzając o siatkę.- A to że są za ogrodzeniem nie oznacza że przestali być niebezpieczni. Nie są tymi samymi osobami zanim się przemienili, nie są już ludźmi.
-To ty nie rozumiesz.- odpowiedziała z złością Lizzie po czym odwróciła się i odeszła od nich wszystkich.
-Macie więcej nie podchodzić do ogrodzenia. Rozumiecie?- zapytała ciemnowłosa, a dzieci przytaknęły głową.- Idzie już.
Dzieci odeszły, a ona ruszyła w kierunku ogrodzenia gdzie Rick hoduje świnie. Amara podeszła do drewnianego płota, przy którym stał Rick i opierał się przedramionami o nie.
-Hej. Już jestem. Co jest?- zapytała gdy zauważyła wyraz twarzy przyjaciela. Kiwnął głową aby spojrzała za płot. Ta sama świnia, którą badała zdechła.
-Przyszłem by ją zabrać i oddzielić od pozostałych, ale była już martwa.
-Wiec lepiej od razu ją stąd zabierzmy.
Amara odłożyła torbę z roślinami aby pomóc przyjacielowi wywieźć stąd zdechłe zwierze.
Reszta dnia minęła spokojnie, a ona poczuła się lepiej, ale nadal piła swój wywar. Wolała dmuchać na zimne.
-Patrick przyszedł do ciebie?- ciemnowłosa obróciła się i zobaczyła Carol.
-Nie, a czemu pytasz?
-Gdy czytałam dzieciakom bajki poczuł się źle i wyszedł. Powiedziałam mu aby przyszedł do ciebie.
-Później go poszukam.
Gdy rozmawiały główna brama została otwarta, a przez nią wjechał jeep, którym pojechał Daryl oraz inni na wyprawę. Amara niespokojnie przyglądała się jak pojazd przejechał przez dróżkę i wjechał na dziedziniec po czym zatrzymał się. Odetchnęła z ulgą gdy zobaczyła jak Daryl wysiada z samochodu. Podbiegła do niego i go mocno przytuliła. Mężczyzna odwzajemnił uścisk, ale wydał się dziwnie spięty. Ciemnowłosa puściła go i spojrzała na niego.
-Kto?- zapytała widząc po jego minie, że coś się wydarzyło. Ktoś zginął. Brązowowłosy milczał chwile zanim odpowiedział.
-Zack.
-O nie.- szepnęła Amara. Chłopak Beth zginął.
-Ja jej powiem.- powiedział Daryl, ciemnowłosa skinęła głową i ponownie go przytuliła. Zack był dobrym chłopakiem, był radosny i towarzyski. Nie zasługiwał na śmierć.
~~~~
Amara siedziała w celi na łóżku, które powiększyli aby było im wygodniej odkąd zaczęli spać razem. Pogładziła dłonią materiał gdzie zauważyła nierówność. Uśmiechnęła się pod nosem. Tyle ostatnio wydarzyło się miedzy nią, a Daryl'em. Byli przyjaciółmi, później pokłócili się i nie odzywali się do siebie, a teraz są razem. Tak bardzo cieszyła się. Miała przy sobie człowieka którego kocha tak bardzo, a on kocha ją.
Rogers uniosła głowę i spojrzała w stronę wejścia do celi gdy usłyszała szuranie. W framudze ustał Daryl i przyglądał się jej.
-I jak to zniosła?
-Może to dziwne, ale chyba dobrze, nie płakała.- odpowiedział kusznik, a ciemnowłosa skinęła głową po czym poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Daryl wszedł do środka, odłożył kusze na krzesełko po czym usiadł na miejsce, które ona wskazała.
-A jak ty to znosisz?- zapytała, brązowowłosy wzruszył jedynie ramionami nie patrząc na nią. Amara wzięła jego twarz w swoje dłonie aby na nią spojrzał.- Jestem tu dla ciebie i nigdy nie odejdę, pamiętaj to.- mężczyzna skinął głową. Ciemnowłosa odsunęła z jego czoła przydługie włosy i złożyła na jego czole czułego całusa.
-Kocham cie.- szepnął kusznik.
-Ja ciebie też.- odpowiedziała uśmiechając się delikatnie. Daryl odwzajemnił uśmiech.
*********
Dzisiaj miałam ostatni egzamin, który na szczęście zaliczyłam. Mam nadzieję że drugi semestr będzie lepszy niż poprzedni. Oh, te studia. 😉
Nie wierzę że się udało!! 😁🥂🎉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro