Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*13*

Dwa dni. Dwa dni wszyscy uważali Amare za zmarłą. Atmosfera w wiezieniu trochę się polepszyła, ale nadal wyczuć można było nostalgie. Zwłaszcza u tych, którzy znali Amare najdłużej i stała się dla nich ważna. A najbardziej u pewnego kusznika, który nie chciał rozmawiać z nikim, a ktokolwiek próbował go pocieszyć reagował na to agresją. Nie chciał by to robili bo i tak by mu to nie pomogło. Potrzebował być teraz sam i uszanowali to, musieli. Rozumieli co teraz brązowowłosy przeżywa i nie chcieli go męczyć. Ale dla nich utrata Amary również była bolesnym ciosem. Była przyjaciółką, była jak siostra, nawet trochę jak matka, była rodziną.

Dwa dni. Tyle czasu potrzebowała aby wrócić do wiezienia. Amara ostatkami sił biegła przez las. Dyszała ciężko, była spragniona oraz głodna. Mogła coś upolować, ale nie chciała tracić kul w pistolecie, trzymała je na najczarniejszą godzinę. A po drodze nie udało jej się znaleźć żadnego puszkowanego jedzenia. Właściwie nie natknęła się na żaden budynek gdzie mogłaby się schować i trochę odpocząć. Cały czas uciekała czując na plecach oddech śmierci, a konkretnie to smród rozkładających się żywych trupów, których prawie cały czas napotykała na drodze. Nie miała pojęcia jakim cudem udało się jej uciec z tamtego magazynu. Gdy już myślała, że pożrą ją tam żywcem w świetle latarki zauważyła pod ścianą miedzy wózkami klatki. Nie były one duże, ale wystarczające aby mogła wejść do jednej z nich i mieć odpowiednią ilość miejsca. Schowała się tam i siedziała prawie cały dzień. Sztywni którzy próbowali ją dorwać przez siatkę zabijała nożem w głowę aż prawie żaden nie został. A ona wysmarowała się ich wnętrznościami aby zatuszować swój zapach i móc wydostać się z tego piekła. W tej klatce czuła się jak zdziczałe zwierze, ale to uratowało jej życie. Gdyby się tam nie schowała, to było by po niej. I nie mogłaby wrócić do Daryl'a, a przecież obiecała mu to. Mówiła że zrobi wszystko by do niego dotrzeć i nie miała zamiaru odpuścić. Dopóki będzie oddychać, dopóki jej serce będzie bić, dopóki będzie żyć odnajdzie go, nieważne gdzie będzie, wróci do niego za wszelką cenę. Sił dodawały jej jeszcze cztery fotografie, które zawsze miała przy sobie. Pierwsza była z Jason'em i Benny'm, druga z Beth oraz Carl'em, który trzymał swoją siostrę, na trzecim znajdują się wszyscy razem jak jedna wielka rodzina, to zdjęcie ciężko było zrobić i musiała ich namówić, ale było warto. Na ostatnim, czwartym, był Daryl razem z nią gdy spali na dachu tego dnia gdy miedzy nimi wszystko się zmieniło. Na każdym z tych zdjęć ona również tam była. Gdy patrzyła na te zdjęcia wiedziała że musi walczyć, dla tych którzy już nie żyją i w szczególności dla tych którzy nadal żyją.

Pot spływał jej po czole i plecach, włosy przyklejały się do spoconej i brudnej skóry. Była wykończona, brakowało jej sił, ale była już tak blisko. Pomiędzy drzewami widziała zarys wiezienia. Nie mogła się poddać. Wybiegła spomiędzy drzew i już w pełni mogła zobaczyć ogrodzony budynek, na którego widok uśmiechnęła się szeroko. Dwóch sztywnych weszło jej w drogę, jednego dźgnęła nożem w głowę, ale drugi zaszedł ją od tyłu i chciał zaatakować wyciągając w jej kierunku swoje podgniłe ręce. Padł strzał, a sztywny który prawie dorwał Amare padł martwy tuż pod jej stopami. Ciemnowłosa spojrzała w kierunku wieży gdzie stoi jakaś postać. Przyłożyła rękę do twarzy by zasłonić promienie słońca, które raziły ją w oczy. Gdy mogła już dostrzec osobę uśmiechnęła się wdzięcznie. To Sasha, jej przyjaciółka, to ona załatwiła tamtego szwedacza. Rogers ponownie zaczęła biec w stronę głównej bramy do wiezienia. Sasha zeszła z wieży aby mogła otworzyć jej bramę i wpuścić ją. Ciemnowłosa wbiegła na posesje wiezienia i upadła na kolana, a brama za nią została szybko zamknięta.

-Boże, ty żyjesz. Jak ty wyglądasz?- usłyszała zmartwiony głos Sashy. Podniosła głowę aby móc spojrzeć na ciemnoskórą kobietę, która zbliżyła się do niej po czym ukucnęła przed nią i nie zważając, że jest cała we krwi i wnętrznościach sztywnych mocno ją przytuliła.- Wszyscy myślą że nie żyjesz. Jak to możliwe? Przecież Jessy mówiła... - puściła ją aby na nią spojrzeć. I gdy zobaczyła wyraz jej twarzy zdała sobie sprawę, że Jessy kłamała.- Dlaczego?

-Musze iść.- wychrypiała ciemnowłosa i podniosła się, Sasha trzymała ją za ramie gdy to robiła.

-Jesteś w kiepskim stanie. Pomogę ci.

-Nie, stój na straży. Poradzę sobie, tak jak zawsze. Później ci wszystko wyjaśnię.- powiedziała ciemnowłosa widząc wyraz przyjaciółki, która niechętnie przytaknęła głową i odsunęła się w bok dając znak, że pozwala jej iść dalej.

Amara ruszyła przed siebie posyłając ciemnoskórej kobiecie lekki uśmiech po czym gdy od niej odeszła jej wyraz twarzy stał się poważny i groźny. Jessy zapłaci za to co zrobiła. Sasha przyglądała się jak Rogers  idzie po ścieżce, uśmiechnęła się.

-Ty na prawdę jesteś wiecznie żywa.- powiedziała sama do siebie ciemnoskóra nadal będąc zaskoczona.

Jessy jak gdyby niby nic stała z kilkoma osobami przy altanie i radośnie z nimi rozmawiała choć tylko ona jedyna miała tak bardzo dobry humor. Mieszkańcy wiezienia jeszcze nie zdążyli zapomnieć o śmierci Amary, a zwłaszcza jej najbliżsi i dzieciaki, którymi zajmowała się tyle czasu ile mogła. Niby to tylko utrata jednej osoby, ale ją znali tu wszyscy. Była lekarzem, pomagała każdemu kto tego potrzebował i robiła to z chęcią. Ludzie ją szanowali i doceniali jej wysiłek jaki wkładała aby mieli wszystko czego im trzeba oraz aby to miejsce dobrze funkcjonowało i stawało się prawdziwym domem.

Ale radość blondynki nie trwała zbyt długo, a wszystko za sprawą wykrzyczanych słów przez pewną osobę, która powinna być martwa, ale nie była.

-Hej Jessy! Jak widzisz, nie jestem martwa! Nie poddałam się.- wykrzyknęła Amara zwracając się do stojącej przy kilku osobach blondwłosej kobiety, która gdy obróciła się i spojrzała na nią zbladła nagle z strachu.

Jessy nie miała w tej chwili pojęcia co powinna zrobić gdy Amara szła w jej stronę z szerokim uśmiechem, w którym widziała nutę szaleństwa. Wiec postanowiła uciec, tylko to w tej chwili przyszło jej do głowy. Gwałtownie ruszyła z miejsca aby być od niej jak najdalej, ale ciemnowłosa była szybsza, zareagowała od razu wiec dogoniła ją bez problemu. Rogers złapała ją za włosy i pociągnęła w swoją stronę. Jessy zamachnęła się ręka aby ją trafić, ale ciemnowłosa zrobiła unik i sama przywaliła jej jak najmocniej pięścią w twarz. Jessy upadła na ziemie łapiąc się za twarz, a z jej nosa który został złamany zaczęła płynąć bordowa ciecz spływając po podbródku. Wszyscy którzy byli na dziedzińcu zeszli się w koło zszokowani tym co przed chwilą się stało. Nikt nie mógł uwierzyć, że Amara Rogers wróciła żywa. Choć w tej chwili wygląda jakby wróciła zza grobu, i to dosłownie.

-I co teraz powiesz suko? Jakie tym razem kłamstwo wymyślisz?- ciemnowłosa wyciągnęła pistolet i wycelowała nim prosto w głowę blondynki, która podciągnęła się do siadu przyciskając do nosa rękaw swojej bluzki.- Następnym razem jak będziesz chciała się kogoś pozbyć zrób to lepiej własnoręcznie by mieć pewność że nie żyje. Ale wiesz co? Nie będzie już następnego razu.- odbezpieczyła broń i przycisnęła spust, ale nie pociągnęła za niego. Była wściekła, miała ochotę roztrzaskać jej głowę, zatłuc na śmierć. Tak bardzo ją w tej chwili nienawidziła. Ale nie mogła tego tak po prostu zrobić. Rozejrzała się szybko po wszystkich, patrzyli z uwagą na to co zamierza zrobić. Są tu też dzieci, ale tylko dwoje, są wystraszone i patrzą na nią z szeroko otwartymi oczami. Pewnie jej wygląd jest wystarczająco przerażając, a teraz z mordem w oczach i bronią w reku na ich oczach chciała dokonać egzekucji. Nie chciała więcej rozlewu krwi, mimo że Jessy zasługuje na śmierć, nie może sama o tym decydować. Jest przecież rada, razem podejmą tą decyzje.

Amara spojrzała na dygoczącą przed nią blondynkę, nadal do niej celowała, a ona nawet nie potrafiła na nią spojrzeć. Bała się śmierci, to było widać gołym okiem, ale nie okazywała żadnej skruchy, nie żałowała tego co zrobiła.

-Na co czekasz? Tchórzysz?- zapytała z pogardą Jessy w końcu na nią patrząc. Amara patrzyła jej prosto w oczy i uśmiechnęła się z kpiną.

-Nie jestem taka jak ty.- powiedziała i opuściła broń. Gdyby ją teraz zabiła nie różniła by się niczym od niej. A nie chciała by jedynym wyjściem było zabicie, przecież są też inne możliwości. Tu chodziło tylko o nią, ale gdyby to dotyczyło kogoś z jej najbliższych, nie miała by takiego samego podejścia, od razu zabiła by tą osobę, która wyrządziłaby im krzywdę.

-Amara?

Rogers obróciła głowę w bok by zobaczyć jak Rick, Carol, Maggie, Glenn, Carl, Beth oraz za nimi Hershel przedostali się przez zebranych wokół ludzi. Nie mogli uwierzyć, że ona żyje. Przez chwile stali zamrożeni nie wiedząc jak zareagować. Beth jako pierwsza podbiegła do niej płacząc ze szczęścia i rzuciła się na nią mocno ją przytulając.

-Beth, pobrudzisz się.- powiedziała ciemnowłosa odwzajemniając uścisk.

-Ty żyjesz.- wyszeptała ogromnie wzruszona i spojrzała na nią swoimi jasnymi błękitnymi oczami, w których były łzy szczęścia.

-Przecież mówiłam, że was nie zostawię. Nie płacz już.- ciemnowłosa sama wzruszyła się i ponownie ją przytuliła gładząc ją po włosach aby dziewczyna uspokoiła się.- Już dobrze, jestem tu i nigdzie się nie wybieram.

Beth kiwnęła głową odsuwając się od niej aby inni mogli się z nią przywitać.

-Boże, nie mogę w to uwierzyć.- powiedziała Carol, a łzy spływały jej po policzkach gdy mocno przytuliła ciemnowłosą.

-Zawsze znajdę do was drogę.

Następny był Rick, który tak jak pozostali nie powstrzymywał się od okazywania uczuć i on najdłużej się z nią witał. Nikt nie zważał na to że ona jest brudna, nie obchodziło ich to. Wróciła żywa i tylko to się liczyło. Wszyscy musieli ją wyściskać ciesząc się z jej powrotu. To był dla nich cud, sądzili że nie żyje, a jednak wróciła.

-Cholera, chyba na prawdę lubisz pchać się w kłopoty.- powiedział Grimes, oboje uśmiechnęli się do siebie.

-Jak widać.

-Wyglądasz koszmarnie, jak prawdziwy trup.- zażartował Glenn.

-Wy teraz też.- stwierdziła Amara widząc że teraz i oni również są brudni.

-Jesteś nie do pokonania.- powiedział Carl.

Wszyscy zaśmiali się, ale po chwili spoważnieli i spojrzeli w kierunku nadal siedzącej na ziemi Jessy. Amara również podążyła za ich spojrzeniami.

-Czy ona... - zaczął Rick, ale ciemnowłosa mu się wtrąciła.

-Skłamała, później wam to wyjaśnię. Teraz muszę jeszcze z kimś się zobaczyć. Gdzie on jest?

-Prawie cały czas siedział w twojej celi. Teraz też tam jest. Idź do niego.- powiedziała Carol. Ciemnowłosa skinęła głową i przeszła miedzy nimi aby dostać się do wejścia na blok C by móc go zobaczyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro