Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

*10*

Trzy następne dni minęły spokojnie i o dziwo inni jakoś specjalnie nie komentowali nowego etapu relacji Amary z Daryl'em. Były oczywiście uśmieszki i drobne opinie, ale skromne i krótkie, takie ciche gratulacje. Po prostu nie chcieli ich męczyć wiec zachowywali się normalnie. Właściwie to za wiele się nie zmieniło w zachowaniach Amary czy Daryl'a. Oczywiście dawało się odczuć że było inaczej, ale oni już wcześniej potrafili się zachowywać jakby byli razem wiec teraz łatwo to było przyjąć i nie ekscytować się tym zbytnio. 

Amara wyszła z bloku niosąc w rekach całkiem spore pudło, w którym znajdywały się jakieś graty których trzeba było się pozbyć. Przeszła obok altany gdzie jak zawsze jest dość dużo ludzi. Zawsze ktoś tam siedzi, nawet jeśli nie jest pora jedzenia. To miejsce jest dobre do rozmów i po prostu spędzania czasu z innymi. 

Rogers kiwnęła głową do Beth, która siedziała przy jednym z stolików razem z Zack'em. Blondynka pomachała do niej radośnie, a chłopak powiedział "dzień dobry". Ciemnowłosa uśmiechnęła się i poszła dalej i wtedy ktoś ją trącił tak że straciła równowagę. Amara upuściła pudło, z którego wszystko się wysypało i narobiło hałasu, sama wywróciła się do przodu upadając na kolana, ale nie był to zbyt bolesny upadek. Podniosła się szybko i otrzepała się po czym odwróciła się aby zobaczyć kto był takim idiotą i jej nie zauważył. Przecież jest tu dużo miejsca i akurat ta osoba musiała przechodzić obok niej i na prawdę jej nie widziała.

-Czy ty na serio jesteś taka ślepa?! Może byś przeprosiła.- Rogers warknęła gdy zauważyła oddalającą się od niej blond włosą czuprynę. Jessy zatrzymała się i odwróciła się do niej z pobłażliwym wyrazem twarzy. To ona ją trąciła i wcale nie zrobiła tego przez przypadek.

-Było uważać jak łazisz.- żachnęła i odwróciła się aby odejść, ale pytanie ciemnowłosej ją zatrzymało:

-Masz jakiś problem? Czy po prostu lubisz uprzykrzać ludziom życie?- zapytała szorstko. Blondynka spojrzała na nią z bezczelnym uśmiechem.

-Tylko tobie.- powiedziała z kpiną. Amara zacisnęła mocno pieści aby nie dać się ponieść nerwom. Jessy to zauważyła i podeszła bliżej, ale nadal będąc w bezpiecznej odległości od niej, wolała trzymać w razie czego odpowiedni dystans. Lubiła ją drażnić i psuć nerwy, a zwłaszcza ostatnio po tamtej sytuacji z Daryl'em kiedy tak bezczelnie im przerwała rozmowę i pocałowała go, a jej aż krew się zagotowała. Nie mogła znieść myśli, że przegrała z nią wiec każda możliwość aby jej dokuczyć jest na wagę złota i z chęcią to wykorzystuje.

-Jeśli coś masz do mnie to powiedź to otwarcie, a nie pierdolisz za plecami jak tchórz.- Amara podeszła do niej bliżej tak że były w odległości dwóch kroków od siebie. Miała taką cholerną ochotę przywalić jej w twarz. Zedrzeć z jej twarzy ten głupi i arogancki uśmieszek. Ta laska była tak bardzo zapatrzona w siebie. Zastanawiała się jakim cudem ona nadal jeszcze żyje. Miała farta, że ją znaleźli i pozwolili jej do nich dołączyć. Tak bardzo nie znosiła Jessy, a po tym jak teraz jest z Daryl'em jest jeszcze gorzej. Tak jakby Jessy szukała wszystkiego aby tylko uprzykrzyć jej życie i zajść za skórę.

-No co ty? Niczego do ciebie nie mam. Przecież nie każdy musi się uwielbiać i kochać. Niektórzy po prostu się nie lubią, czasami tak bywa wiec wyluzuj bo ci jeszcze żyłka pęknie.- powiedziała z udawaną grzecznością i sztucznym uśmiechem. Co oczywiście było kłamstwem. To jeszcze bardziej zdenerwowało Amare. Bawiła się z nią i ją drażniła. To było gorsze niż otwarte przyznanie czemu ją tak nie znosi.

-Tak, to prawda. A zwłaszcza jeśli ktoś jest wredną, zapatrzoną w siebie suką. Ciężko takich ludzi znosić.- przyznała Amara obrażając ją, ale w taki sposób aby nie brzmiało to bezpośrednio o niej. Jessy zdenerwowała się.

-Albo jeśli ktoś myśli że jest najlepszą i najwspanialszą osobą na świecie. Takie osoby są irytujące. 

-Wiem coś o tym. I lepiej uważaj co mówisz laleczko, szkoda byłoby tej twarzyczki. Nie sądzisz?- powiedziała Amara z groźbą w głosie. Nie miała ochoty się z nią cackać. Wręcz aż można było wyczuć napiętą atmosferę miedzy nimi. Jessy jest cięta jak osa, a Amara nie odpuszcza tak łatwo. I to groziło kłótnią, a nawet bójką, ale głównie z strony ciemnowłosej bo blondynka nie miała ochoty na takie rzeczy i też nie była w tym najlepsza wiec wolała by od razu się wycofać zanim dojdzie do rękoczynów. Jest tchórzliwa wiec tym razem widząc, że już robi się niebezpiecznie dla niej zdecydowała się odpuścić.

-W porządku Amarciu. Po co ta złość. Niech ci ktoś lepiej pomoże ją rozładować.- uniosła lekko ręce do góry po czym opuściła je i wycofała się posyłając jej sztuczny i przesłodzony uśmiech po czym oddaliła się szybko.

-Suka.- mruknęła ciemnowłosa po czym przykucnęła i zaczęła zbierać graty do pudła. Tak bardzo popsuła jej humor. Same patrzenie na nią doprowadza ją do szału. A jeśli tak dalej pójdzie to na pewno coś się wydarzy. No chyba że Jessy w końcu zmądrzeje i odpuści, ale jak na razie nic się na to nie zapowiada. A przecież Amara sama nie pcha się specjalnie w konflikty, ale to nie znaczy że będzie milczeć i że pozwoli by ktoś bezkarnie ją obrażał.

-Hej, pomogę ci.- Rick podbiegł do ciemnowłosej gdy wszedł na dziedziniec i zauważył rozrzucone rzeczy. Zaczął jej pomagać i wkładać graty do pudła.

-Nie trzeba.- mruknęła ciemnowłosa zbierając rzeczy, a gdy wszystko znalazło się w pudełku wzięła je w ręce nawet gdy Grimes chciał je sam wziąść by ją odciążyć.

-Dasz rade?- wskazał na całkiem spore pudło.

-Ta.

-... To wyglądało jakbyście miały zaraz się tam pozabijać.- stwierdził mężczyzna. Gdy szedł w stronę dziedzińca zauważył jak ona i Jessy ze sobą "rozmawiają". Tak na siebie patrzyły jakby jedna drugą chciała zabić wzrokiem. A Amara byłaby wstanie uderzyć Jessy. Z ciemnowłosą lepiej się nie kłócić i jej nie denerwować bo może się to skończyć boleśnie.

-No cóż, nie lubimy się.

-To widać.- przyznał. Od samego początku gdy Jessy dołączyła do wiezienia razem z dwójką innych osób, ona i Amara się nie polubiły. I widać to było gołym okiem. Rogers nawet się z tym nie kryła.

~~~~

Amara siedziała na wieży strażniczej, miała teraz warte. Rozglądała się po okolicy z zawieszonym na ramieniu karabinem. Słońce zaczęło już powoli zachodzić wiec za jakieś dwie godziny ktoś ją zmieni. Siedziała i opierała się przedramionami o barierkę. Oprócz kilku sztywnych kręcących się wokół ogrodzenia, to nic nadzwyczajnego się nie działo. Wręcz jest nudno, ale tak jest bardzo dobrze. Żadnego zagrożenia jak na razie nie ma. A sprawa z Gubernatorem została niemalże całkowicie zapomniana. Choć Michonne nadal próbuje go wyśledzić, mimo że nie może znaleźć żadnych jego śladów. Zniknął i nikt nie wie co się z nim stało.

-Hej.

Rogers uniosła głowę w bok aby spojrzeć kto przyszedł. Dziwne że nawet nie słyszała jak podchodzi.

-Hej.- uśmiechnęła się. Daryl usiadł obok niej i odłożył kusze na bok aby mu nie przeszkadzała. Trzymał za plecami kwiatka, którego podsunął w stronę ciemnowłosej.- Dziękuję.- Amara uśmiechnęła się i wzięła kwiatka do reki po czym powąchała go.

-Mogę?- zapytał, a ciemnowłosa kiwnęła głową. Brązowowłosy wziął ponownie kwiatek i założył go jej za ucho. Kobieta zarumieniła się lekko gdy musnął opuszkami palców jej ucho i policzek, a po plecach przebiegł dreszcz, nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego.

-I jak wyglądam?

-Tak jak zawsze... pięknie.- przyznał i odchrząknął. To nadal było dla niego nowe i czuł się jeszcze skrepowany.

Siedzieli razem w przyjemnej ciszy. Co jakiś czas zerkali na siebie na wzajem i uśmiechali się. Amara oparła głowę na jego ramieniu, a Daryl wziął jej dłoń w swoją i zaczął kreślić małe kółeczka kciukiem na wewnętrznej stronie jej dłoni.

-Uda się nam?- zapytał ściszonym tonem.

-To paskudny świat, ale mam nadzieje że tak. Wierze w nas Daryl. Na niczym innym mi tak nie zależy jak na tobie.

-Zawsze potrafisz dobrać dobrze słowa, wszystko co powiesz brzmi wyjątkowo. A mi nawet ciężko powiedzieć dwa słowa.

-Bo taki jesteś i za to też cie kocham. Może nie mówisz za wiele, ale pokazujesz wszystko czynami. W tym sobie dobrze radzisz. I zobacz, potrafisz być romantyczny. Przyniosłeś ślicznego kwiatka dla mnie i razem oglądamy zachód słońca.

-Ja romantyczny? W życiu nigdy bym nawet kiedyś o tym nie pomyślał ani o tym że spotkam kogoś takiego jak ty.

-I mówisz coraz więcej. Rozwijasz się.- dodała, oboje cicho się zaśmiali.

-Dzięki tobie.

-Ja tobie też wiele zawdzięczam.- spojrzała na niego, a on na nią.- Uratowałeś mnie.

-Ty mnie też. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro