Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog: Dwie królowe, dwoje spadkobierców

Na górze filmik znaleziony na YT, którego temat wydaje mi się pasować do tego rozdziału... ;) (nie zwracajcie uwagi na to, że G. wygląda inaczej niż u mnie! Na to nic nie poradzę :/)

Moje tłumaczenie tekstu o Morganie i Ginewrze z niego:

Morgana:

Ku chwale królestwa musi upaść. I upada.

Ginewra:

Ku chwale królestwa musi pozostać lojalna. Ale NIE BĘDZIE.

Kazirodztwo przyniesie narodziny spadkobiercy.

Prawomocne małżeństwo przyniesie niewierność.

Kto był większą zdrajczynią: prawowita dziedziczka, która pozbawiła go tronu czy nielojalna królowa, która go zdradziła?

Morgana i Ginewra. Dwie królowe. Jeden tron.




To miał być dzień pełen szczęścia. Gdy Artur Pendragon, król Camelotu, pocałował swoją żonę po złożeniu przysięgi małżeńskiej, a następnie odsunął się, by spojrzeć w jej migdałowe bursztynowe oczy, przez moment czuł jedynie radość. Mocne promienie słońca odbijały się od bieli jej sukni oraz jasnych włosów dziewczyny, przez co wyglądała jak anioł.

Jest teraz aniołem Camelotu. Jego Białym Duchem, przemknęło mu przez myśl. To waśnie znaczyło imię dziewczyny.

Uśmiechnął się, a Ginewra odwzajemniła jego uśmiech i pełne miłości spojrzenie.

A potem nagle niebo pociemniało, a wnętrze zamkowej katedry wypełnił zimny powiew wiatru. Ludzie nagle zaczęli szeptać ze strachem, a Artur wiedział już, że   o n a   tu jest. Obrócił się w stronę środka świątyni.

Stała w pustej przestrzeni pomiędzy ołtarzem a rzędami ławek. Jej szare zimne oczy miały w sobie błysk perfidii. Alabastrowa karnacja kontrastowała z ciemnobrązowymi lokami - Morgana była zupełnym przeciwieństwem Ginewry. Jej uroda również przywodziła skojarzenie o anioła, ale Anioła Ciemności. Wobec potężnej i nieprzewidywalnej magii, którą dziewczyna władała, nabierało to mrocznego aspektu.

- Witaj, Arturze - powiedziała głosem tak miękkim, a jednocześnie tak jadowitym, że po plecach przebiegły go ciarki.

- Czemu tu jesteś? - spytał, siląc się na opanowanie.

Morgana udała oburzoną.

- Miałabym ominąć ten ślub? Nie mogłabym sobie wybaczyć opuszczenia go... Wiesz, rzadko się zdarzają podobne uroczystości...

- CZEGO chcesz? - przerwał jej.

Czuł jak cały drży we wnętrzu. Kochał Morganę, niech Bóg mu wybaczy - wciąż ją kochał. Ale nie ufał jej. Już nie. Zwłaszcza, gdy wpatrywała się w niego z pogardą, a gdy zatrzymywała wzrok na Ginewrze jej oblicze wypełniała najczystsza nienawiść.

Czarodziejka uśmiechnęła się drapieżnie.

- Przyszłam ci przypomnieć, że nasz syn jest następcą tronu, na wypadek, gdybyś miał wątpliwości. I gdyby ta wywłoka u twego boku myślała inaczej!

W piersi chłopaka wezbrała furia.

- Milcz! Jak śmiesz szkalować imię mojej żony! Ginewra jest teraz królową, czy ci się nie podoba czy nie! - Nawet nie zorientował się, że krzyczy.

Dopiero po chwili zauważył, że zbliżył się w stronę Morgany, a tłumy wpatrują się w niego, jakby z lękiem.

Zaczerpnął głęboki oddech. Bardzo rzadko się unosił, ta furia z jego strony musiała przerazić poddanych. Na Morganie nie zrobiła jednak wrażenia.

- Ja jestem królową - powiedziała dobitnie. - To mnie poślubiłeś pierwszą. I jestem dziedziczką tego tronu prawem krwi.

- Jesteś moją przyrodnią siostrą - wyszeptał boleśnie. - Nie wiedzieliśmy o tym, ale wydało się... Nie mogłem być dłużej twoim mężem. Ale zapewniłem ci królewskie dobra i uznałem naszego syna za prawowitego następcę... Zrobiłem wszystko, co mogłem. Nic więcej nie jestem w stanie ci zaoferować! Zresztą, sama poślubiłaś już innego człowieka!

Dziewczyna prychnęła lekko, jakby rozmowa ją nudziła i bawiła zarazem.

- Nie mogę cię zmusić, byś ze mną był. Uszanowałam twoją decyzję. Ale nie mogę zaakceptować tej kobiety ani żadnej innej na moim tronie. Powinieneś władać sam, jeśli już. - Jej głos zaczął się podnosić. - W zasadzie nie powinnam akceptować nawet ciebie: twój ojciec adoptował mnie, po ślubie z naszą matką. Prawo nas zrównało, a ja jestem starsza. J a   powinnam władać Camelotem!

Artur westchnął.

- To prawda. Ale to mnie wręczono Excalibur. I ja wyciągnąłem wcześniej Miecz z Kamienia. Nie ma znaczenia, jak bardzo tego nie chcesz, ale los chce widzieć na tronie mnie. Nie ciebie. Przykro mi.

Na moment zapadło milczenie.

- To mnie jest przykro - wyszeptała głosem, który się łamał. - Kochałam cię i wciąż kocham, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Nie mogę się poddać, bo też nie chodzi o mnie. Walczę dla Mordreda. Nie mogę pozwolić, by jemu tron też został odebrany jak mnie, bo na świat przyjdzie jego rywal...

Młodzieniec poczuł dreszcz. Spojrzał na Ginewrę, która niemal kuliła się ze strachu.

- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić - powiedział twardo do Morgany.

Czarodziejka uśmiechnęła się boleśnie.

- Już za późno, Arturze. Słabo pilnujecie swojej zastawy stołowej - powiedziała łagodnie i zwróciła się do Ginewry: - Już czujesz, prawda?

Młoda królowa nagle jęknęła i zgięła się wpół, oburącz trzymając się za brzuch. Ludzie gwałtownie podnieśli się ze swoich miejsc, niektórzy podbiegli w stronę ołtarza, chcąc pomóc omdlewającej władczyni.

Artur w ostatniej chwili podtrzymał żonę przed upadkiem.

- Otrułaś ją?!! - wykrzyknął z przerażeniem.

Morgana roześmiała się, wyraźnie rozbawiona tą insynuacją.

- Doprawdy, Arturze, nie bardzo wiem, co bym z tego miała! Gdyby umarła, ożeniłbyś się z kimś innym. Nic nie zyskałabym z jej śmiercią.

Ginewra oddychała coraz bardziej regularnie w miarę, jak ból przechodził, a jej szwagierka ciągnęła:

- Zapewniam cię, że będzie żyła jeszcze długie, długie lata... Potraktuj to jako swoją karę.

- Karę? - Obrócił się ku niej. - Co jej zrobiłaś?

Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

- Dodałam do jej napoju eliksiru, który rzucił klątwę na jej osobę. Nigdy nie będzie matką.

Artur miał wrażenie, że świat osuwa mu się spod nóg.

- C O ?

Wzruszyła ramionami.

- Powinieneś mi podziękować. Zadbałam, by nasz syn został w przyszłości królem. Oczywiście i tak jest następcą tronu, ale wolałam się upewnić, że żadne dziecko tej nierządnicy nie spróbuje go zdegradować.

Uśmiechnęła się z wyższością.

- Powinna wkrótce dojść do siebie, o ile medycy oczywiście nie odsączą jej z krwi, usiłując poprawić samopoczucie... A na mnie już pora. Syn na mnie czeka. - Machnęła ręką i wokół niej pojawiły się drobne błękitne ogniki, a ci nieliczni odważni strażnicy, którzy otoczyli czarodziejkę, szybko się cofnęli.

Pierwsza żona i przyrodnia siostra króla nie niepokojona ruszyła ku wyjściu.

Artur już na nią nie patrzył, usiłując ocucić kurczowo trzymając się jego ramienia na wpół przytomną Ginewrę.

- Nie martw się... Wszystko będzie dobrze... Jesteś bezpieczna - szepnął, całując ją w czoło i przesuwając palcami po jej policzkach, jakby obawiał się, że nagle zniknie mu z objęć.


                                                                *

Pani Jeziora, kapłanka przedchrześcijańskiej religii i osobisty doradca króla Camelotu, pochylała się nad dokumentem, marszcząc od czasu do czasu czoło.

Mam moc dosłownie nie z tego świata, potrafię władać wodą i zachowałam młodość mimo upływu lat, ale wciąż mylę zwykłą łacinę z archaiczną, myślała, czytając raport, który dostała, gdy nagle padł na nią cień.

Nimiana podniosła głowę, by zobaczyć przed sobą Ginewrę z Kameliardu.

Królewska małżonka drżała, cała jej postawa zdawała się wyrażać desperację, choć czarodziejka nie wiedziała jeszcze o jaką desperację może chodzić.

- Coś cię do mnie sprowadza, pani? - spytała uprzejmie.

Ginewra przymknęła oczy.

- Dostałaś już może wieści z północy od Morgany? - W kąciku oczu królowej pojawiła się nagle łza. - Artur właśnie dowiedział się, że powiła swojemu obecnemu mężowi syna. Pierwszego wspólnego, a jej drugiego. Rozumiesz? Księża ją wyklinają, ludzie się jej boją, a jednak Bóg jej błogosławi, podczas, gdy ja wciąż chodzę jałowa i pusta! - dziewczyna zaczęła podnosić głos, a pod koniec prawie krzyczała, płacząc.

Nimiana wstała i delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu.

- Ten chłopiec jest dopiero któryś w kolejce do tronu Camelotu, jeśli to cię martwi.

Młoda królowa podniosła na nią wilgotne oczy.

- Nie chodzi o niego. Chodzi o mnie. Ludzie źle na mnie patrzą. Oczekują, że dam królestwu dziedzica, a Arturowi potomka. Miesiąc temu minęły dwa lata, odkąd mnie koronowano, a wciąż go nie urodziłam. Słyszę jak szepczą po kątach... Jak ci nieżyczliwi patrzą na mnie z pogardą...! Nikt się tu ze mną nie liczy. I nie będzie póki nie urodzę spadkobiercy... - Jej głos się załamał.

- Nie powinnaś zawracać sobie tym głowy, tak długo póki masz miłość Artura. Nie wypomina ci bezdzietności.

Ginewra machnęła ręką.

- Tak, bo ma już syna! - Jej twarz na moment złagodniała. - Syna, którego kocham jak własnego i staram się dbać o niego, ilekroć jest tu przywożony, ale nawet Morgana pokazała niedawno, że nie można polegać na życiu jednego chłopca, gdy ważą się losy całego królestwa. Muszę mieć własnego potomka, by zyskać szacunek poddanych... i spełnienie jako kobieta.

- Ginewro...

- Nimue, mam   k o r o n ę   i   n i c   poza nią! Twierdzisz, że Artur mnie kocha? Nie! Tak sądził, ale nie potrafi mnie kochać. Jest dla mnie uprzejmy i dworny, ale widzę na dnie jego spojrzenia, że myśli o   n i ej  i   wciąż za nią tęskni. On nie jest w stanie dać mi miłości ani komukolwiek innemu zresztą. Kochał Morganę, ale sam się jej wyparł i teraz ja za to płacę. Każdego jednego dnia żałuję, że za niego wyszłam, bo obojętne, co bym zrobiła, nigdy nie będę nią! Gdybym przynajmniej urodziła drugiego księcia, może chociaż lud potrafiłby mnie docenić...

Złapała czarodziejkę za dłonie.

- Proszę. Mówiłaś, że znasz eliksir, który pozwoli zneutralizować klątwę. Że sama urodziłaś dzięki niemu dziecko.

- Moje dziecko umarło - odparła chłodno Nimue. - Nie ufam tej magii, jest całkowicie nieprzewidywalna. A życie siłą zmuszone do przyjścia na ten świat, próbuje wrócić do nicości, z której je wyrwano. Lepiej nie igrać z przeznaczeniem...

- Moim przeznaczeniem było urodzić księcia tym ziemiom! - krzyknęła dziewczyna. - To Morgana je zaburzyła, rzucając na mnie urok!

- I zapłaci. Prędzej czy później - powiedziała Pani Jeziora. - Prawa magii dążą, by jej poziom był równy. Ale to, że ona coś straci, nie znaczy, że ty również powinnaś występować przeciw naturalnemu porządkowi.

- B ł a g a m.

Nimiana potrząsnęła głową. Ginewra odsunęła się, od jej twarzy bił teraz chłód.

- To przez nią odmawiasz, prawda? Bo jesteś jej przyjaciółką.

- To nie ma nic do rzeczy. Morgana jest dla mnie jak siostra, ale jak wiesz niedawno dwukrotnie udaremniłam jej próbę dokonania skrytobójstwa na Arturze.

- Więc pokaż, że chcesz naprawić też inne jej występki! Proszę... Czy nie zasługuję na własne dziecko?

Pani Jeziora spoglądała na dziewczynę, będąc rozdarta w środku. W końcu westchnęła i skinęła głową.

- Moim obowiązkiem jest ci służyć... Zgoda. Dam ci kordiał, po którym będziesz mogła począć następcę. Pamiętaj jednak, że tylko raz przyniesie to efekt: gdy raz urodzisz, nie zadziała ponownie.

- To nie ma znaczenia. Uda się za pierwszym razem - stwierdziła królowa, a rozpacz w jej sercu zniknęła, ustępując miejsca bezmiarowi radości.

- Proszę cię też, żebyś nie obwiniała mnie, jeśli coś pójdzie nie tak. Jestem tylko wykonawczynią twoich własnych rozkazów - przypomniała Nimue.


                                                       *

Dziewięć miesięcy później Ginewra była pewna, że tym co ,,idzie nie tak" jest jej śmierć w czasie porodu. Bóle trwały już wiele godzin, był środek nocy, a ona wciąż wiła się w swoim łożu i na próżno parła, usiłując wydać na świat dziecko.

Po kolejnej fali bólu, która przeniknęła jej ciało niczym rozżarzony miecz, królowa krzyknęła:

- Zróbcie coś!!! Przetnijcie mi brzuch, jeśli trzeba! Nie mogę dłużej...!

Znachorka przetarła jej czoło.

- Spokojnie, pani, to nie będzie konieczne, już prawie wyszło... Po prostu   p r z  y j.

Ginewra krzyknęła po raz ostatni, czując przechodzący przez jej ciało skurcz, a potem salwę kolejnego bólu.

- Dziewczynka! - krzyknęła jedna z młodych akuszerek, a gdy płacz księżniczki wypełnił komnatę, druga zawołała:

- Jest jeszcze jedno, pani! To bliźniaki!

Drugie dziecko opuściło jej ciało zaledwie w ciągu kwadransu.

- Wasza królewska mość, to książę!

Ale radosna chwila okazała się krótkotrwała, gdy od strony chłopca nie dobiegł żaden płacz, a on sam był siny i ledwie oddychał.

Umarł jeszcze zanim wzeszło słońce, a Ginewra siedząc w świetle dnia oparta o poduszki, myślała tylko o tym, że nic jej już nie zostało. Spojrzenia pełne litości i współczucia, które wyłapała ze strony służby, sprawiały, że w jej piersi wzbierał gniew.

Dziewięć miesięcy ostrożności i dziewięć godzin cierpienia, po to bym wydała na świat trupa i nic nie wartą dziewuchę, która nigdy nie będzie królową, teraz, gdy chrześcijaństwo wypiera dawne zwyczaje i niechętnie patrzy się na kobiety u władzy?! Jak los mógł tak ze mnie zakpić? Jak Bóg mógł po raz kolejny odebrać mi szczęście?!!

- Ma twoje oczy - dobiegł ją głos Artura, który stał koło jej łoża.

Pełen zachwytu kołysał córeczkę, a jego radość wywołała w królowej kolejne rozżalenie na męża - że nawet teraz nie umie się z nią zjednoczyć, że zamiast cierpieć jak ona, on cieszy się niczym dziecko, mimo tragedii.

- Powiedz, Mordredzie - pochylił się ku stojącemu obok trzyletniemu synowi - czy twoja siostra nie przypomina królowej?

Chłopczyk z zaciekawieniem w tęczówkach szarych oczu przyjrzał się dziewczynce.

- Tja! - oznajmił w końcu. - Jest pseslicna!

Artur rozpromienił się jeszcze bardziej i pocałował chłopca w czubek głowy. Ginewra zadrżała.

- Nie chcę jej tutaj - oznajmiła nagle.

Młody Pendragon zesztywniał.

- Ginewro...

- Powiedziałam. Nie. Chcę. Jej. Tutaj. - Podniosła wzrok na męża. - Nie chcę jej oglądać na oczy.

Artur wziął głęboki oddech.

- Ukochana, uspokój się, proszę... To przecież nasza córka. T w o j a   córka.

Dziewczyna prychnęła.

- A gdzie jest nasz syn? Umarł! By ona przeżyła! Nie chciała się urodzić, więc on udusił się w moim łonie!

Młodzieniec przymknął oczy, próbując się uspokoić.

- Nie cofniemy już tego - powiedział, starając się zapanować, nad drżeniem głosu. - Ale nadal mamy ją. I nie wolno zrzucać na nią odpowiedzialności za śmierć brata. To irracjonalne!

- Nie zmienię zdania! - warknęła dziewczyna. - Nie będę się nią zajmować. Możesz ją tu zatrzymać, ale jeśli chcesz ją odpowiednio wyedukować, sam musisz o to zadbać. Ja umywam ręce.

Artur otworzył usta, chcąc powiedzieć coś ostrego, ale mały Mordred zbliżył się niepewnie na drobnych nóżkach do królowej.

- Jestes zla? - zapytał, szeroko otwierając swoje śliczne oczy. - Ale cemu? To dlatego, ze zjadlem wcolaj twój desel?

Ginewra westchnęła boleśnie, a złość z niej uleciała, pozostawiając tylko zmęczenie i rezygnację.

- Ależ nie, skarbie. To nie przez ciebie - wyciągnęła rękę i pogłaskała delikatnie malca po policzku, na ile pozwalały jej nadwątlone siły. - Mama jest zmęczona. Musi trochę odpocząć. Pobawisz się dzisiaj sam? Jutro spędzimy za to razem cały dzień, dobrze?

Książę rozpromienił się i z werwą pokiwał główką, a Artur obserwując tą scenę czuł, że serce mu pęka na myśl, że Ginewra, która tak szczerze i głęboko kochała swojego pasierba, odtrąca jedyne dziecko, które na zawsze będzie jej jedynym.


                                                                      *

Morgana odpoczywała przy kominku, gdy drzwi komnaty w jej pałacu w Avalonie otwarły się. Czarodziejka uniosła brew, widząc gościa.

- Nimue. Już drugi raz w tym roku... Zaczynam podejrzewać, że wkrótce osiągniemy przeciętną liczbę kontaktów między przyjaciółkami - powiedziała z lekko kpiną w głosie, ale w jej oczach błyszczały wesołe iskierki.

- Przywiozłam ci kogoś - powiedziała Pani Jeziora i odsunęła się w bok, by Mordred mógł podbiec do matki i rzucić się jej na szyję.

- Och, jak ty wyrosłeś, kochanie! - Morgana pocałowała synka, po czym poprosiła go, by chwilę pobawił się swoimi zabawkami (leżały w kacie pokoju nietknięte od jego ostatniej wizyty), a dziewczyna odciągnęła na bok Nimue.

- Jaką masz sprawę, że aż osobiście się do mnie fatygowałaś?

Pani Jeziora wziewa głęboki oddech.

- Najwyższej wagi. Jak wiesz królowa Ginewra ..

- K T O ?  - głos Morgany był jak lód.

Dziewczyna chwyciła świecznik stojący na szafce i cisnęła nim o podłogę. Nimiana nawet nie drgnęła.

- Póki żyję, ja jestem żoną Artura i prawowitą królową Camelotu!  Nigdy więcej nie nazywaj księżniczki Kameliardu królową!!

Nimue westchnęła ze znużeniem.

- Jak chcesz. W każdym razie, lady Ginewra trzy miesiące temu powiła córkę.

Morgana skinęła głową.

- Słyszałam. Nazwali ją Elaine, prawda?

- Tak. Po zmarłej siostrze twojej i Artura.

Matka Mordreda, już spokojna, usiadła na sofie i wskazała przyjaciółce miejsce obok.

- Słyszałam, że Ginewra nie troszczy się zbytnio o córkę - zaszydziła i pokręciła głową. - Nimue, Nimue... mojej klątwy nie da się złamać. Może i urodziła dziecko, ale go nie kocha. Nie jest prawdziwą matką. Urok wciąż działa. Może i okrężną drogą, ale działa.

- A ty? - spytała nagle Pani Jeziora. - Jak   t w o j e  życie rodzinne? Czemu nie jesteś z mężem?

Morgana westchnęła z irytacją.

- Rozwodzimy się - oznajmiła gładko.

- Ach. No tak... Choćby się starał, dla ciebie nie będzie Arturem. Waszego syna też nie kochasz, prawda?

- Potrzebowałam zabezpieczenia - powiedziała Morgana ozięble. - Jeden książę to za mało.

- Więc mały Owain cierpi, bo potrzebny był ci jako zapasowy następca? - stwierdziła Nimiana z ironią.

- Przestań! - dawna królowa Camelotu nagle zbladła, co przy czarnej barwie jej sukni nadało jej upiorny wygląd.

Pani Jeziora z troską ujęła ją za ramię.

- Morgano, wszystko dobrze? Chorowałaś ostatnio?

Dziewczyna zadrżała.

- Poroniłam - wyszeptała. - Córeczkę... Medycy mówią, że moje ciało nie utrzyma kolejnego dziecka.

Na chwilę zapadło milczenie.

- Zatem twoja klątwa mści się też na tobie - powiedziała cicho Nimue. - Ginewra nie będzie matką dla swojej córki... ale ty dla swojej też nie.

- Po co przyjechałaś ? - spytała Morgana ze zmęczeniem.

Pani Jeziora wyprostowała się.

- By się upewnić, że nie będziesz podejmowała żadnych kroków przeciw małej Elaine. Wiem, że stanowi pewne zagrożenie dla sukcesji Mordreda. Proszę, obiecaj, że nie skrzywdzisz jej w żaden sposób.

Siostra króla zmrużyła oczy.

- Za kogo ty mnie masz? Za trucicielkę dzieci?! Nigdy nie skrzywdziłabym żadnego! Mogę nienawidzić Artura i Ginewry, mogę życzyć im śmierci, ale NIGDY nie podniosę ręki na bezbronną dziewczynkę! Nie chciałam, aby przyszła na świat, bo wywoła to problem, ale twoje dobre serce zbojkotowało mój plan, więc mogę tylko przystosować się do sytuacji...

Wzięła głęboki wdech.

- Przysięgam na swoją moc i Boginię, którą czczę, że nie podejmę żadnych osobistych wysiłków, skrytobójczych ani otwartych, które miałyby spowodować śmierć lub okaleczenie Elaine. To chciałaś usłyszeć?

Nimiana skinęła głową.

- W rzeczy samej. Dziękuję.

Jednocześnie z tyłu jej umysłu zakiełkowało pytanie: "Skoro Morgana przysięgła i widać po niej że naprawdę nie myśli źle o tym dziecku, dlaczego moje karty mówią, że ściągnie na nie śmierć?".



Umówmy się, że ciąg dalszy za jakieś dwa tygodnie ;). Na pewno będzie w innym klimacie - i w narracji pierwszoosobowej.


Dwa pytania

1) Jak się podobał rozdział ? Jakie macie wrażenia/odczucia odnośnie bohaterów?

2) Co myślicie o okładce (WIEM, że nie jest arcydziełem) i: czy opis zachęca do przeczytania?

 (Pytam, bo dla wielu - dla mnie zresztą też - ważny jest efekt pierwszego wrażenia, więc jeśli ktoś umie robić ładne okładki i byłby chętny jakąś zrobić, mogę sprawę przemyśleć ;). )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro