Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V. This is not a burglary.


 To nie jest włamanie.

To nie jest włamanie.

T o     n i e       j e s t       w ł a m a n i e .

Po prostu chcę spędzić trochę swojego czasu w domu Ashtona. Chciałbym przytulić się do jego pościeli, dokładnie obejrzeć wszystkie zdjęcia, jakie widnieją na ścianach w jego salonie. Chciałbym powąchać wszystkie białe koszule, jakie wiszą w jego szafie. Chciałbym być tam i czuć się jak u siebie, czuć się kochanym, chcianym i zauważanym. Chciałbym po prostu być tam jako cząstka jego życia, a nie tylko barwny dodatek, a przecież nie mogę zrobić tego, gdy blondyn jest w domu.

Bolała mnie myśl, że nie mogłem być wtedy na jego koncercie, ale rekompensatą jest dla mnie fakt, że spędzę ten czas w jego domu, napawając się kwintesencją jego. Tym, co lubi, co kocha, do czego ma sentyment.

Dla mnie – to on jest tym wszystkim.

Niepewnie podszedłem do okna, które znajdowało się na parterze i po raz dwudziesty szósty upewniłem się, że dom na pewno jest pusty. Godzina wskazywała na to, że Ashton gra już od siedemnastu minut i zostało mu jeszcze pięćdziesiąt trzy, nie licząc dojazdu z powrotem. Pięćdziesiąt trzy minuty delektowania się zapachem Ashtona w jego własnym łóżku, owiniętym w jego własny sweter. Kim jestem, żeby nie wykorzystać takiej okazji?

Delikatnie pociągnąłem za spust, gratulując sobie w duchu za to, że gdy ostatnio tu byłem, zostawiłem to okno trochę uchylone. Przeskoczyłem przez parapet i po chwili stałem już na twardym gruncie drewnianej podłogi. Pociągnąłem nosem i oparłem się o ścianę, dając sobie sekundę na wytchnienie.

- Jestem u siebie – szepnąłem niemalże niesłyszalnie ze świadomością, że nikt mnie nie usłyszy.

Bezszelestnie udałem się na górę, aby finalnie wślizgnąć się do sypialni Ashtona. Wskoczyłem na jego łóżko, uprzednio chwytając w ręce leżący na komodzie album ze zdjęciami i z radością zacząłem kartkować go i wyszukiwać wzrokiem słodkie zdjęcia blondyna z dzieciństwa. Byłem w nim tak niesamowicie zakochany. Było to wręcz nie do opisania.

Wreszcie odłożyłem album na miejsce, ustawiając go w niemalże identycznej, nienaruszonej pozycji. Sięgnąłem ręką do klamki wielkiej, dębowej szafy i delikatnie pociągnąłem za drzwiczki. Moim oczom ukazała się ta sama koszulka, w której widziałem go po raz pierwszy. Bez namysłu chwyciłem ją i przytuliłem do swojej twarzy, a gdy wystarczająco zaciągnąłem się jej zapachem, ściągnąłem z siebie bluzę i ubrałem się w nowy ciuch. To uczucie było nie do opisania, sprawiało wrażenie, jakby cząstka Irwina była centralnie przy mnie.

Ponownie rzuciłem się na duże łóżko i uśmiechnąłem się do siebie. To tylko kwestia czasu, a niedługo będę dzielił z nim to mieszkanie.

- Calum? - Otworzyłem oczy, gdy usłyszałem nad sobą znajomy głos, w którym byłem zakochany. - Co ty tutaj robisz?

Kiedy tylko przyswoiłem zaistniałą sytuację, natychmiast zerwałem się na równe nogi i stanąłem na wprost blondyna, który przyglądał mi się z przerażeniem.

N i e       t a k        t o        m i a ł o            w y g l ą d a ć .

Spuściłem wzrok i uważnie obserwowałem moje gołe stopy, wówczas gdy Ashton wyczekiwał odpowiedzi.

- Odpowiesz mi wreszcie!? - krzyknął głośniej, a ja wzdrygnąłem się na ton jego głosu. - O mój Boże, czy to moja koszulka? - Jego źrenice rozszerzyły się, a ja zasłoniłem ramionami klatkę piersiową, aby nieudolnie zakryć dowody. - Wiedziałem, że jesteś dziwny, to było do zauważenia już przy pierwszym spotkaniu. Ale to, co się tutaj dzieje, to przesada.

- Ashton, ja... - zacząłem, ale przerwał mi skinieniem ręki.

- Albo opuścisz mój dom samoistnie, albo dzwonię na policję, psycholu.

- Proszę, nie każ mi wychodzić. Nie uda ci się mnie od siebie odsunąć. – Zacisnąłem pięści na jego koszulce, ale ten szybko wyrwał się z mojego uścisku.

- Nie pozostawiasz mi wyboru. – Chłopak sięgnął ręką do tylnej kieszeni spodni. Chwilę później manewrował pomiędzy dłońmi swoją komórką. - Daję ci sekundę. Albo wyjdziesz sam, albo zadzwonię tam, gdzie nie będą już dla ciebie tacy pobłażliwi.

Spojrzałem na niego głupkowato i po omacku zacząłem przeszukiwać kieszeń moich szortów. Nie uda mu się mnie pozbyć, nie pozwolę mu tego zrobić, choćbym musiał posunąć się do naprawdę radykalnych kroków.

Kocham go.

N i e         z o s t a w i ę        o s o b y ,       k t ó r ą           k o c h a m .

Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy wyczułem pod palcami upragniony przedmiot, który powoli zacząłem wyciągać na wierzch.

- Powiedziałem ci, że nie uda ci się mnie pozbyć. – Zbliżyłem się do niego i przekręciłem mały, kieszonkowy nożyk w moich sprawnych palcach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro