Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Po wybudzeniu ze snu, a raczej jakiegoś dennego wspomnienia, pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek. Było po piątej trzydzieści, a Wrota otwierały się jakoś między szóstą a siódmą.

Zwlokłam się z łóżka, zgarnęłam z szafy zestaw ubrań i ruszyłam do łazienki. Tam wzięłam orzeźwiający prysznic i się przebrałam. Piżamę wyprałam w zlewie i po chwili wisiała ona na kaloryferze. Brakuje tu pralki. Zanim opuściłam pomieszczenie spojrzałam jeszcze w stronę lustra. Odwinęłam bandaż, który był podstawą mojego outfit'u od incydentu z Ben'em, by sprawdzić jak wygląda rana. O dziwo już się zabliźniła w większej części, więc nie zakładałam opatrunku jeszcze raz. Gdy się ogarnęłam do końca, było lekko po szóstej.

Po wyjściu z łazienki, a potem z domku, ruszyłam w stronę Szpitala w celu zgarnięcia kilku bandaży, gaz i wody utlenionej, by zmienić stare bandaże na świeże. O dziwo nie było jeszcze Clint'a, który był rannym ptaszkiem i przesiadywał tam od samego rana. Działało to na moją korzyść, bo nie byłam w nastroju na jego nieśmieszne żarty.

Okazało się, że rozcięcie na ramieniu też się dobrze goi, więc darowałam sobie zakładanie kolejnych warstw bandaży. Miejsce na łydce, w którym wciąż były widoczne dziurki po zębach Ben'a zakleiłam plasterkami, co wyglądało trochę komicznie, gdyż zielone traktory i niebieskie wyścigówki nadrukowane na plastrach niezbyt pasowały do mojego aktualnego stroju. Tylko ranę na brzuchu odkaziłam i obwiązałam bandażem, bo wciąż tego wymagała.

Po sprzątnięciu Szpitala postanowiłam się przebiec po Strefie. Nogi same niosły mnie w stronę Wschodnich Wrót. Potruchtałam do nich i przejechałam ręką po Murze. Gdyby mnie ktoś teraz zauważył miałabym nieźle przepikolone, ale nie dbałam o to. Stanęłam na środku drogi, wciąż w Strefie, i wlepiłam wzrok w ścianę.

- Gdzie jesteście?- rzuciłam w powietrze.- Wracajcie już.

Spodziewałabym się w odpowiedzi wszystkiego, ale nie chrapnięcia. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku i zobaczyłam Chuck'a leżącego na ziemi. Toczyłam wewnętrzną walkę ze sobą o to, czy go obudzić, czy jednak odejść, jednak nim się zdecydowałam, żukolec przebiegł chłopakowi po twarzy. Brunet poderwał się do siadu w mniej niż sekundę.

- Ja nie śpię!- krzyknął Chuck nie wiadomo do kogo.- Ja nie śpię!- rozejrzał się, a gdy mnie zobaczył spuścił wzrok.- O... hej Maggie...

- Cześć Chuck, ty tu całą noc siedziałeś?- spytałam, siadając po turecku na trawie.

- Jakoś tak wyszło- mruknął.

- Mówiąc szczerze, myślę, że może im się udać- rzuciłam, patrząc w górę Muru. - Po prostu coś mi podpowiada, że żyją. Możliwe, że udało im się, nie wiem, zamknąć między kilkoma ścianami i przeczekać noc, albo coś innego wymyślili? Minho zna ten teren za dobrze, nie dałby się tam zabić przecież. Popikolone, co nie?

- I to jak- zaśmiał się.- Tylko ty wymyśliłabyś coś tak durnego i przedstawiła to tak racjonalnie, że aż stałoby się prawdopodobne.

- Potraktuję to jako komplement, idioto- rzuciłam, podnosząc się z trawy. - Nie wiem jak ty, ale ja idę na śniadanie.

- Czekaj na mnie!

ıllıllı ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Po śniadaniu i odbyciu swojej tury na zmywaku ruszyliśmy z powrotem do Wrót. Gdy zaczęły się otwierać razem z nami znajdowało się tam już kilku innych gapiów. Przebiegałam wzrokiem po każdym fragmencie korytarza, jednak nigdzie nie widziałam chłopaków.

- Mówiłem. Nie wrócą- stwierdził Newt.

Nikt się nie odezwał.  Każdy w ciszy odwrócił się i odszedł w swoim kierunku. Ja też już miałam opuścić to miejsce, ale usłyszałam, jak Chuck krzyknął "Tak! Tak!". Odwróciłam się i zobaczyłam ruch w korytarzu. Podbiegłam tyle ile mogłam i dostrzegłam Thomas'a, Minho i nieprzytomnego Alby'ego. Nie mogłam uwierzyć, że im się udało. Chuck ciągle jak w transie krzyczał tylko "Tak! Tak!".

- Chłopaki! Udało im się!- krzyknęłam w stronę Streferów, którzy wciąż myśleli, że tamci zostali w Labiryncie.

Thomas i Minho z trudem wywlokli Alby'ego do Strefy i przy pomocy innych położyli czarnoskórego na ziemi. Sami usiedli obok i od razu zostali zasypani pytaniami. Wzięli kilka głębokich wdechów, po czym Minho zaczął powoli opowiadać. Ja w tym czasie uklękłam obok Alby'ego i obejrzałam ranę na jego głowie. Nie wyglądała za dobrze

- Nie chcę przerywać, ale wy tu gadu gadu, a przydałoby się opatrzyć Alby'ego- powiedziałam, a wszyscy się zaczęli we mnie wpatrywać dziwnym wzrokiem.- No co?

- Słyszałaś w ogóle, co Minho powiedział przed chwilą? Thomas ZABIŁ DOZORCĘ. PIKOLONEGO DOZORCĘ- rzucił Patelniak.

Przytkało mnie. Nie dość, że Smrod wbiegł do Labiryntu, przeżył noc to jeszcze zabił Dozorcę? I on tu jest trzy dni? My mówimy o tym samym Smrodzie?

- Dobra, zrobimy tak- zaczął Newt.- Maggie i Jeff niech opatrzą Alby'ego, ja zwołuję Zgromadzenie na za jakieś pół godziny, a wy dwaj- tu pokazał palcem w stronę Minho i Thomasa- idziecie wziąć prysznic. Taki cholernie długi. Śmierdzicie. Jak się wyszorujecie to dołączcie do nas w Bazie, trzeba to obgadać.

Z pomocą Zart'a, Jeff'a i Sam'a udało się przenieść nieprzytomnego Alby'ego do Szpitala. Zajęliśmy się opatrywaniem ran.

- I co myślisz?- spytał tak kompletnie bez kontekstu Jeff.

- O ranie? Zrobiona tępym czymś- odparłam, szorując ręce przy zlewie, w celu pozbycia się krwi.- Myślę, że Minho musiał unieszkodliwić Alby'ego po Ugryzieniu. Albo mniej prawdopodobna teoria głosi, że nasz El Presidente po prostu się wyrąbał w ścianę- odwróciłam się do bruneta, po czym zobrazowałam na palcach ostatnie zdanie, co ten skwitował głośnym śmiechem.

- Nie. Chodziło mi bardziej o aktualnego klumpa, w którym się znaleźliśmy, ale bardzo fachowo opisałaś. Nie będę gorszy. Na tysiąc i jeden procent moja rana to Dziabnięcie przez Bóldożercę, jakoś do dwudziestu godzin temu, - spojrzał na zegarek- czyli około godziny trzynastej wczoraj. Myślę, że musimy go związać mocno i spokojnie można go zostawić samego na jakiś czas. A co do tematu to zaczyna się robić coraz dziwniej.

- Racja. Moim zdaniem trzeba pośpieszyć się ze znalezieniem wyjścia. I wzmożyć czujność, to pewne. Skoro Dozorcy wychodzą w dzień już jest mniej bezpiecznie. Tak w ogóle co z dziewczyną?

- Śpi dalej. Weź mi pomóż z tą liną.

Wspólnymi siłami udało nam się zawiązać Alby'ego tak, by nie miał możliwości ruchu, po czym zbiliśmy sobie zwycięską piątkę. Sprzątnęliśmy szybko tą część Szpitala, by Rada nie musiała czekać na nas za długo.

- Idziemy?- spytałam, ale spodziewałam się odpowiedzi innej niż otrzymałam. Mianowicie liczyłam na "tak" a usłyszałam tylko "bleeeeeeee" z drugiego pokoju. Spojrzałam na drugiego Plastra kompletnie zaskoczona.

- Daj mi chwilę- rzucił Jeff, biorąc do ręki miotłę i waląc jej czubkiem w sufit.- Clint! Wstawaj purwa! Jackson rzyga! Clint purwa! CLINT!- krzyknął, po czym odstawił miotłę w kąt pokoju.- Jackson był Pomyjkiem, ale Siggy stwierdził, że chce go na kuchni. I było pięknie ładnie, ale pewnego pięknego dnia ten idiota postanowił sobie ugotować coś "innego" i wylądował tu z zatruciem plus co jakiś czas tak sobie wymiotuje. Dobra, idźmy już, bo zaraz zaczną bez nas, Clint go ogarnie- powiedział, po czym otworzył drzwi do pokoju i pokazał ręką, bym wyszła.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı ıllıllı

No i jestem! Przychodzę do was z takim oto rozdzialikiem. Jeśli się podobało to zostawiajcie ⭐ i opinie, bym wiedziała, że mam dla kogo pisać!

Jakieś ciekawe plany na wakacje? Mi odwołali obóz :/ więc chyba jedyne co będę robić to pisać tutaj i malować. A wy?

A, i planuję zrobić mini-maratonik wakacyjny, czyli piątek-sobota-niedziela po jednej części jeśli uda wam się wbić magiczną liczbę 50 ⭐ pod tą serią do następnego weekendu (10.07 to piątek, czyli umówmy się na piątek, godzina 14). Challenge accepted?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro