Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Gdy dobiegliśmy do Wrót, była już tam grupka gapiów.

- Nie macie nic, idioci, do roboty? Suńcie się, Opiekunowie idą, nie widać?!- warknęłam, przepychając się między nimi.

Podeszliśmy do linii wyznaczającej koniec Strefy i wpatrywaliśmy się w korytarze Labiryntu.

- Może ktoś po nich pójdzie?- spytał Thomas.

-To wbrew zasadom- mruknął Gally. - Wrócą albo nie.

- Nie będziemy ryzykować kolejnych ludzi. Minho wróci, znam go, a on zna Labirynt- zapewniłam bruneta, choć sama ledwo w to wierzyłam.

Ledwo gdy skończyłam zdanie Wrota zaczęły się zamykać. Wytężyłam wzrok, jednak dalej nie mogłam zauważyć Biegaczy.

- Tam!- krzyknął Thomas, po czym machnął ręką.

Spojrzałam w tamtym kierunku i zamarłam. Minho ciągnął Alby'ego po ziemi. Zbladłam.

- Coś jest nie tak.

- Minho, dasz radę!

- Musisz go zostawić!

- Zostaw go!

- Nie da rady...

- Minho!

- Nie zdążą!

Nie umiałam odróżnić głosów. Krzyki zlewały się ze sobą. Zaczęło mi szumieć w uszach, a obraz się zmieniał, jak w starej grze komputerowej. Niby stałam tu z chłopakami, ale widziałam co innego.

Ktoś biegł, ale nie był to Minho. Jakaś dziewczyna krzyczała. Dziewczyna. Wrota się zamykały. Biegacz próbował wrócić do Strefy, ale nie miał szans. Nie mógł zdążyć.

- Jaycob!

Gdzieś słyszałam już to imię, ale nie należało ono do żadnego z Streferów. Jaycob... Jaycob! Mój brat! Spojrzałam jeszcze raz w stronę Wrót. Był już tak blisko, że mogłam zobaczyć jego twarz. To był on.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przestałam myśleć trzeźwo i wbiegłam do Labiryntu, by pomóc bratu. Drzwi się za nami zamknęły. Chłopak przywarł do ściany i zaczął płakać. Sama nie hamowałam już łez i próbowałam się do niego przytulić, lecz na marne. No tak, to było tylko wspomnienie.

Poczułam, jak ktoś mną potrząsa. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą kilku zmartwionych Streferów.

- Hej, Maggie. Wszystko ogay?

Wciąż walcząc z bólem głowy usiadłam.

- Chyba... chyba już tak.

Między chłopakami wywiązała się rozmowa, do której nie przywiązałam zbytnio wagi, próbując pozbyć się tego cholernego bólu głowy. Po chwili przed moją twarzą pojawiła się twarz Newt'a.

- Dasz radę iść?- spytał.

Kiwnęłam głową. Chłopak pomógł mi wstać i zaprowadził do mojego domku. Usiadłam na kanadyjce i oparłam głowę o ściankę. Obiema rękami objęłam poduszkę. Newt zniknął za drzwiami, ale wrócił po kilku minutach z małym pudełeczkiem i kubkiem wypełnionym jakąś cieczą. Postawił oba przedmioty na komodzie i usiadł na krześle naprzeciwko mnie.

- Tu masz dary od Plastrów. Jakieś witaminki na wzmocnienie i kisiel, bo po zemdleniu ponoć potrzeba cukru. A teraz powiesz mi, co tu się odpikala, bo ja już się zgubiłem? Jednego dnia przyjeżdża Świeżyna, której imię znasz zanim on sam je sobie przypomina. Drugiego dnia Ben napada na Njubi'ego. Okazuje się, że go dziabło. Wykrzykuje, że to wszystko wasza wina- twoja i Thomas'a. Trzeciego dnia przyjeżdża dziewczyna, którą też znasz sprzed Labiryntu. Twierdzisz, że jesteś coraz bliżej znalezienia wyjścia. Alby i Minho zostają na noc w Labiryntcie, Thomas tam wlatuje, a ty mdlejesz od tak. Leżąc na ziemi zaczynasz płakać, potem się budzisz, i znowu nikomu nic nie mówisz. Cholera, jeśli coś się dzieje to zawsze możesz ze mną pogadać, pamiętasz? Pomagasz wszystkim, a sama nie chcesz pomocy. A ja? Ja już nawet nie nadążam z tym co się dzieje w Strefie.

Patrząc z perspektywy ostatnich trzech dni to naprawdę wszystko się spikoliło.

- Sama już do końca nie wiem, co się wokół mnie dzieje, Newt- odparłam i zamknęłam oczy, odchylając głowę do tyłu.- Nawet nie wiem co mam już myśleć. To mnie przytłacza.

- Opowiadaj- powiedział, a mnie to zdziwiło.

Zacisnęłam palce na poduszce i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam mu wszystko, wszystkie przemyślenia, wspomnienia. O Stwórcach, o bracie, o czasach sprzed Labiryntu. Nie pominęłam nic. Potrzebowałam, by ktoś mnie wysłuchał. To wszystko.

Blondyn usiadł obok mnie na łóżku i mnie przytulił.

- Dziękuję- szepnęłam.

- Za co niby? Nic nie zrobiłem przecież. Nawet nie mogłem cię zdzielić poduszką, bo za mocno ją trzymasz- zaśmiał się.

- Gdybyś tylko spróbował to byś pożałował- uśmiechnęłam się. Ten idiota dobrze wiedział, jak mi poprawić humor. Jednak coś wciąż chodziło mi po głowie. - Jedno pytanie: co miałeś na myśli mówiąc, że Thomas wlatuje do Labiryntu?

- To, co słyszysz. Ten idiota wbiegł do Labiryntu i tyle go widzieliśmy

- Myślę, że im się uda. Nie skreślajmy jeszcze ich imion z muru- rzuciłam z powagą. Coś mi podpowiadało, żeby nie wyciągać pochopnych wniosków. Jeśli nie wrócą wtedy ich wykreślimy.

- Co ty gadasz, nikt nie przetrwał nocy w Labiryncie przecież.

- Znam Thomas'a. Ten fuj umie zaskoczyć.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı ıllıllı

No i jest! Myślałam, że mi się nie uda nic naskrobać, ale jednak jest. Ten rozdział mi się nie podoba, ale cóż, musiał się pojawić.

Jeśli się podobało zostawiajcie gwiazdki i komentarze, bym wiedziała, że mam dla kogo pisać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro