Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Dzień od początku nie zapowiadał się dobrze. Rano ciemne chmury przesłoniły niebo, by w końcu pozwolić kroplom deszczu spaść prosto na nas. Siedzieliśmy w Bazie i czekaliśmy aż pogoda wróci do normy.

- Czemu Alby wszedł do Labiryntu? Przecież nie jest Biegaczem- spytał Thomas.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak to Alby wszedł do Labiryntu?

- Chce zobaczyć, gdzie dziabło Ben'a- wyjaśnił Newt.

- A jeśli im się nie uda?

- Uda im się.

- A jeśli...

- Thomas, idioto, przestań snuć czarne teorie oraz rozsiewać niepotrzebną panikę. Uda im się. Alby i Minho byli pierwszą grupą, znają się jak nikt inny- wtrąciłam się do rozmowy, przy okazji ucinając ją.

W tym momencie po Strefie rozniósł się głośny dźwięk syren. Spojrzałam na Newt'a, który był nie mniej zdziwiony niż ja. Co jest purwa?

- Co się dzieje?- spytał zszokowany Thomas.

- Stwórcy przysyłają Nowego albo lecą z nami w fuja- odparł Newt, podnosząc się z ławki.- Nieważne, którą opcję wybrali, trzeba to sprawdzić- blondyn zaczął biec w stronę Pudła, a za nim spora grupka gapiów, w tym Thomas.

Gdy udało mi się w końcu dokuśtykać do Pudła i przepchać między Streferami, spojrzałam w dół. Ze zdziwienia aż otworzyłam usta, z resztą jak większość zgromadzonych. W Pudle... była dziewczyna.

- Chyba nie żyje- rzucił ktoś z tyłu.

- Musi żyć!- krzyknęłam, zeskakując do środka.- Co tak stoicie, idioci?! Dwóch po nosze, reszta po linę i do Plastra! Migiem!- rozkazałam, klękając obok szatynki. Próbowałam zmierzyć jej puls, jednak nie mogłam się skupić.

- Ma coś ręce- powiedział Gally.

Newt zabrał jej to "coś'', które okazało się być listem. Przebiegł wzrokiem po literach, po czym zbladł.

- "Ona jest ostatnia". Co to ma znaczyć?

Po dosłownie sekundzie dziewczyna otworzyła oczy, wzięła kilka głębokich wdechów, rzuciła szybkie "Thomas", po czym znowu zemdlała. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę bruneta. Co się do purwy nędzy dzieje?

ıllıllı ıllıllı

Weszliśmy do szpitala.

- Jeff, co jest? Co z nią? Czemu się nie budzi?- zbombardował Plastra pytaniami Newt.

- Jedyne co nam zostało, jeśli o nią chodzi, to czekać aż się sama obudzi- uprzedziłam Jeff'a w odpowiedzi.- Znalazłeś coś nowego?

- Nic. Nie ma ran, nic nie wskazuje na to, by była chora czy coś- odparł czarnoskóry.

- Poznajesz ją?- tym razem Newt skierował pytanie do Thomas'a.

Brunet pokiwał przecząco głową.

- A to dziwne, bo ona ciebie tak. Kartką zajmiemy się potem.

- Czemu nie teraz?

Thomas, co ja mówiłam o tysiącu pytań?

- Mamy ważniejsze sprawy na głowie- mruknął pod nosem blondyn.

- Racja- poparł go drugi z Plastrów, do tej pory milczący.- Jeśli Pudło nie wyjedzie to nie przeżyjemy.

- Nie siejmy paniki. Poczekajmy i zobaczmy, co ona wie. Ktoś oprócz mnie musi coś wiedzieć. Na razie niech każdy przeczeka deszcz, a potem wróci do roboty- powiedziałam, wciąż przyglądając się dziewczynie.- Niech nikt oprócz nas nie wchodzi tutaj. Ja zostanę i będę kontrolować jej stan, jak coś się zmieni to was powiadomię.

- Spróbujesz... wiesz czego?- Newt spojrzał na mnie, po czym wymownie kiwnął głową w stronę Thomas'a.

- Tak, może ją sobie przypomnę. A on już wie, więc nie musisz się tak kitrać- rzuciłam, podchodząc bliżej nowej Świeżynki.- Ale pamiętaj, że medium nie jestem i niczego nie obiecuję- chwyciłam dziewczynę za rękę.

Byłam w jakiejś sali. Wszędzie biel, jak w szpitalu. W pomieszczeniu stał stół z ośmioma krzesłami, z czego sześć było zajętych. Cztery osoby siedziały do mnie tyłem.

- Idioto, oddawaj!- krzyknęła rudowłosa dziewczyna, gdy siedzący naprzeciwko niej szatyn zabrał jej książkę. Rozpoznałam w dziewczynie siebie.

Chłopak siedzący obok niej wywrócił oczami. Nie mógł być jednym z Streferów, poznałabym na pewno. Był bardzo podobny do małej mnie. Możliwe, że to mój brat.

Brunet, którego mała ja nazwała idiotą stanął na krześle, przez co dziewczyna nie mogła wziąć swojej książki z powrotem.

- Bo co mi zrobisz, Mag?- zaśmiał się, tak samo jak siedząca obok niego szatynka.

Po dłuższej chwili zauważyłam, że tą drugą dziewczyną była tajemnicza Njubi, a chłopakiem - idiotą - Thomas. Pozostała dwójka- też chłopak i dziewczyna- pozostawała dla mnie zagadką.

- Thomas, no- powiedziała mała ja, przeciągając samogłoski i patrząc na bruneta- oddaj, albo wezmę sobie sama- dziewczynka nie czekając na odpowiedź weszła na stół, po czym wyrwała chłopakowi książkę. Mały Thomas prawie spadł z krzesła. Rudy chłopak spojrzał na małą mnie z podziwem oraz śmiechem. Dzieciaki stanowiły niezłą paczkę.

Do pomieszczenia wszedł mężczyzna, na oko po 40-stce, w dziwnym zielonym kombinezonie i małą naszywką z napisem DRESZCZ. Widząc scenę odgrywającą się w pokoju uśmiechną się, jednak jego uśmiech zniknął tak samo szybko, jak się pojawił.

- Magdalene, Jaycob. Musimy już iść- powiedział.

Mała ja spojrzała na rudego chłopaka z zdziwieniem.

- Mieliśmy przecież wyjeżdżać dopiero za kilka dni- zaprotestował Jaycob.

- Plany się... skomplikowały. Istnieje nowe zagrożenie. Musimy przyśpieszyć próby- odparł mężczyzna.

- Ale przecież...- odezwała się ruda schodząc ze stołu.

- Nie, żadnego "ale", Magdalene. Musimy iść- powtórzył, jakby to zdanie było jakąś mantrą.- Pożegnajcie się z przyjaciółmi i za 5 minut macie być w pokojach. Czas jest cenny- rzucił, wychodząc z pomieszczenia.

Rude rodzeństwo zamieniło kilka słów z przyjaciółmi po czym wyszło na korytarz. Poszłam za nimi ciekawa, co się dalej stanie.

- Widzimy się na górze, siostrzyczko.

- Maggie?

Zamrugałam powiekami i zauważyłam, że znowu byłam w Strefie. Sięgnęłam po zeszyt i zaczęłam szybko rysować wszystko co widziałam, puki nie zapomnę detali. Napisałam wielkimi literami słowo DRESZCZ. Na drugiej stronie narysowałam szybki szkic twarzy rudowłosego chłopaka.

- Maggie, o co chodzi?

Nie zwróciłam uwagi na pytanie i nabazgrałam również dużymi literami dwa słowa: JAYCOB, BRAT. Na kolejnej kartce napisałam wszystkie teksty tego dziwnego faceta w zielonym wdzianku.

- Maggie, cholera!- krzyknął Newt, a ja podskoczyłam.- Co widziałaś?!

- Wszystko i nic. Znaliśmy się przed Labiryntem. Ja, ona, Thomas, kilka innych dzieciaków. Zostaliśmy tu zesłani, bo istnieje jakieś "nowe zagrożenie". Stwórcy noszą jakieś zielone kamizelki z napisem DRESZCZ, pewnie tak się nazywają normalnie- powiedziałam na jednym wdechu.- Jestem coraz bliżej rozwiązania tej zagadki.

Chłopacy wpatrywali się we mnie jak w kosmitkę.

- To wszystko jest popikolone, ale powoli łączy się z innymi i jeszcze kilka wspomnień i może uda mi się w końcu dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Może uda się znaleźć wyjście.

W tej chwili do pomieszczenia wpadł zdyszany chłopak.

- Blake, co się dzieje?- spytał Newt, przytomniejąc momentalnie.

- Wrota zaraz się zamkną... Minho i Alby jeszcze nie wrócili- wysapał Strefer.

Purwa.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı ıllıllı
Rozdział dzisiaj, bo jutro nie mam za dużo czasu. A wy jak spędzacie długi weekend?

Wiem, że Teresa pojawiła się po tej akcji z Thomas'em i Labiryntem, ale musiałam to przesunąć w czasie, bo mi nie pasowało w historii... Zresztą, zobaczycie

Podobało się? Zostawiajcie gwiazdki i komentarze!

//NN

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro