Rozdział 4
Obudziły mnie promyki słońca wpadające przez małe okienko w moim domku. Przebrałam się w mój standardowy strój, czyli spodnie moro do połowy łydek, czarny t-shirt i czarne trampki, i, zaspana, wyszłam z budynku.
Na zewnątrz było wyjątkowo dużo ludzi jak na tę porę dnia. I słońce było wyjątkowo wysoko. Spojrzałam na zegarek bo coś mi tu nie pasowało. 09:14. Purwa. Zaspałam. Miałam pokazać Thomasowi mur. Purwa, purwa, purwa. Alby mnie zapikoli jak się dowie. Purwa!
Zaczęłam biegać jak oszalała po Strefie by znaleźć Thomasa. Zobaczyłam go na Roli. Podbiegłam do niego najszybciej jak się dało. Liczył się czas, nie moje płuca.
- Thomas... purwa, tu jesteś... idziemy pod mur... szybko...- mówiłam między wdechami.- Muszę ci coś... pokazać... Purwa, co cię tak śmieszy Newt?!
- Ty. Dokładniej wpurwiona ty. Wylaksuj, Tommy już widział mur- odparł blondyn.
- Jaka ulga- odparłam siadając na kamieniu.- Czemu Alby mnie nie obudził?- spytałam zdziwiona po chwili.
- Z dwóch powodów, po pierwsze jest żelazna zasada Nick'a, której nawet on nie łamie. A po drugieee- ciągnął Newt- to uznał, że gorszą karą za zaspanie będzie brak leków na kaca dla ciebie. Nie ma przebacz u niego. Teraz księżniczko wstawaj, twoi poddani, a raczej marchewki, czekają na podlanie.
- Nie mam kaca, nie piłam przecież tak dużo- stwierdziłam.
Chłopacy wybuchli śmiechem, przy okazji przestraszając stojących niedaleko Streferów.
- W pewnym momencie uznałaś, że już pójdziesz, bo musisz załatwić jeszcze jedną sprawę. Na pytanie jaką, odparłaś, że idziesz porozmawiać z prysznicem, by przestał płakać w końcu i powiedział ci na spokojnie co się stało. Wcaaaale nie byłaś pijana, nie, w ogóle, no ni fuja- powiedział Thomas.
Na moje policzki wyszły ogromne rumieńce. Nie wierzyłam, że aż tak zabalowałam noc wcześniej.
- Dobra, może byłam ciupkę pijana, ale nie mówmy o tym. Dziś jest dziś. Sami sobie podlewajcie te marchewki, ja mam swoją robotę. Patelniak chce, by mu wyremontować kuchnię i ktoś musi to Budolom rozrysować- rzuciłam w stronę Sztamaków, wstając.- A więc, skoro wszystko gra i nie muszę tu być to żegnam panów . Widzimy się na obiedzie!- nie czekając na odpowiedź ruszyłam do Bazy po papier i coś do pisania.
Gdy zgarnęłam już potrzebne rzeczy poszłam do lasu. Lubiłam tam przesiadywać, bo szanse na spotkanie tam kogoś były wręcz ujemne. Cisza i spokój, czego chcieć więcej? Usiadłam pod jednym z drzew i zaczęłam rozrysowywać wszystkie meble, co chwila patrząc na plany budowlane prądu i kanalizacji, by nie zaplanować kranu przy gniazdku z prądem.
Spokój nie trwał długo, ponieważ usłyszałam stłumione krzyki. Odruchowo ruszyłam za odgłosem i zastałam bardzo nietypową scenę: dwóch Sztamaków, których nie mogłam jeszcze odróżnić, szamotało się na ziemi. Jeden z nich ewidentnie wygrywał, drugi zaś piszczał ze strachu. Zgarnęłam jeden z grubszych patyków i przywaliłam pierwszemu w tył głowy tak, że stracił przytomność. Drugi Strefer w sekundę wyślizgnął się spod niego i zaczął się otrzepywać. Zauważyłam, że to był Świeżynka.
- Thomas, powiedz mi, co tu się do fuja stało- nakazałam, rzucając patyk za siebie. Kucnęłam obok nieprzytomnego nastolatka i odwróciłam go na plecy. Zauważyłam, że chłopak ma bardziej widoczne żyły niż zawsze oraz sine wargi. Diagnoza była prosta: dziabło go.
- Nie wiem, szedłem po nawóz, on nagle się pojawił, skoczył na mnie, chyba chciał mnie zabić- powiedział brunet.
- Dobra, biegniesz szybko do Alby'ego i mówisz mu, że dziabło Biegacza. Jest nieprzytomny, ale żyje. Ja pójdę po Plastra i kilku Budoli, żeby go przenieśli do Bazy- rzuciłam, nie patrząc na niego. Chciałam się jeszcze dowiedzieć, kim był Biegacz, ale zbytnio nie znałam ich, ponieważ większość czasu byli w Labiryncie. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam, że Thomas dalej stoi tam gdzie stał i bacznie mi się przygląda.- Co tak sterczysz, idioto? Biegniesz! Już!
Brunet odbiegł, a ja powoli wstałam. Ruszyłam przez las, starając się jak najlepiej zapamiętać drogę. Gdy byłam już jakieś dwadzieścia metrów od Strefy usłyszałam warczenie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że zarażony Strefer biegnie za mną. Ewidentnie był wściekły. Zaczęłam uciekać, co niezbyt mi się udawało, ponieważ byłam naprawdę słaba w tym. Kwestią czasu było, aż mnie dogoni.
I tak się stało. Byłam już kilka metrów od Strefy. Myślałam, że mi się uda. Potknęłam się o jakiś wystający korzeń i wyrąbałam się na ziemię, przy okazji zdzierając sobie skórę z całej prawej strony ciała. Potem poczułam przeszywający ból w nodze, na co aż krzyknęłam. Byłam już pewna, że w jednym kawałku z tego nie wyjdę, gdy na pomoc przyszło mi kilku pobliskich nastolatków. Około pięciu z nich unieruchamiało zarażonego, a dwóch podeszło do mnie. Pomogli mi wstać i przeprowadzili mnie na jakąś ławkę, mówiąc, że zaraz ktoś tu przyjdzie, a oni idą pomóc reszcie z dziabniętym Biegaczem.
Opuściłam głowę i próbowałam sobie wszystko. Dozorcy dziabnęli Biegacza w dzień. Ten chciał zabić Thomas'a, którego nawet zbytnio nie znał.
- Mag, idziesz do Plastra- powiedział ktoś, wyrywając mnie z zamyślenia.
Podniosłam oczy i zobaczyłam, że właścicielem głosu był Newt.
- Są zajęci ukąszonym, nie będę im przeszkadzać. Poczekam, to nic poważnego- mruknęłam, pokazując na zdartą skórę na ramieniu.
- Słuchaj- odparł blondyn, kucając naprzeciwko mnie. Złapał moją twarz w swoje dłonie i zmusił do spojrzenia na niego- ja wiem, że masz ten cholerny syndrom superbohatera i stawiasz dobro wszystkich ponad własne, ale na twoje nieszczęście ja też go mam. Pójdziesz teraz do Plastra i dasz opatrzyć sobie rany po dobroci albo w kilka minut zorganizuję nosze i ekipę Budolców, którzy cię tam zaniosą. Co ty na to?
- Jesteś uparty- odparłam, wywracając oczami i wstając.
Chłopak złapał mnie za lewą rękę, by pomóc złapać równowagę. Potem pokuśtykałam z nim do naszego małego Szpitala.
- Wolę określenie "wrażliwy na krzywdę", ale twoja wersja też pasuje.
Gdy weszliśmy do budynku sięgnęłam do szafki w poszukiwaniu bandaży. Jako ćwierć-plaster wiedziałam, gdzie wszystko jest i miałam łatwy dostęp do leków i sprzętu medycznego. Zza drugich drzwi dobiegały krzyki Biegacza na przemian z tymi należącymi do chłopaków z strefy medycznej. Gdy nie znalazłam nic z potrzebnych rzeczy w szafkach zwróciłam wzrok na Newt'a stojącego w drzwiach i bacznie mi się przyglądającego.
- Skoczysz do Clint'a i zapytasz, gdzie odłożył rzeczy do opatrunku? - spytałam.- Nie mogę nic znaleźć.
- Jasne- odparł i po chwili zniknął za drzwiami.
Oparłam się o stół medyczny i przymknęłam oczy. Musiałam odetchnąć.
- Kobieto, a tobie co?
Odwróciłam się w stronę głosu i zauważyłam Jeff'a stojącego w drzwiach obok Newt'a.
- Mały wypadek przy pracy. Daj mi te bandaże i wracaj tam- rzuciłam pokazując na drzwi.
- Nie, nie, nie. Kładź się na stół, sama tego nie załatwisz- powiedział, patrząc na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu.- No, no, nie mam całego dnia.
Położyłam się posłusznie na stole, a chłopak zaczął opatrywać mi rany. Okazało się, że mam zdartą skórę na ramieniu, prawym boku i skroni, a rzekomy korzeń w łydce okazał się raną po wbiciu zębów. Super, wiem przynajmniej, że jestem smaczna. W pewnym momencie w pomieszczeniu zjawił się Alby, Minho i Thomas, którzy bez słowa stanęli obok Newt'a i przyglądali się robocie Plastra.
- A co to, jakieś przesłuchanie? Odezwiecie się w końcu?- spytałam, gdy w końcu Jeff skończył robić ze mnie ludzką mumię i usiadłam na stole.
- Co tam się stało? Wszystkie szczegóły chcę znać- powiedział Alby, siadając na jednym z krzeseł.
Opowiedziałam im swoją wersję zdarzeń, po czym Alby, Minho i Thomas poszli do pokoju z Biegaczem. W pomieszczeniu był już tylko Newt. Siedzieliśmy w krępującej ciszy.
- Przepraszam, że wcześniej byłem taki szorstki. Nie wiem co się stało- powiedział blondyn, patrząc na mnie.
- Luz- rzuciłam krótko, po czym łyknęłam leki zostawione przez Plastra.
- Na pewno nie jesteś na mnie obrażona?
- Nie, czemu miałabym być obrażona? Każdy ma gorszy dzień i tyle- wzruszyłam ramionami.
- Ale na pewno?
- Na nerwy mi zaczynasz już działać, wiesz?- zaśmiałam się.- Na pewno.
- Wiesz, czasem działanie na nerwy poprawia humor i rozluźnia atmosferę, jak teraz- powiedział blondyn uśmiechając się.
- Idiota.
ıllıllı ıllıllı ıllıllı ıllıllı
Podobało się? Zostaw gwiazdkę i komentarz! Bardzo motywuje
Zgodnie z umową- 15 gwiazdek, dodatkowy rozdział. Powiem szczerze, że w planie miał być jeszcze dłuższy, ale go skróciłam do 1,3 k słów, co i tak jest dużą liczbą
No i mamy więcej Newt'a!
Widzimy się w piątek, miśki <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro