Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Jak to jest w życiu,że wszystko musi się spieprzyć?

Jak to jest,że do jakiegoś czasu jest dobrze,a potem jest coraz gorzej?

Jak to jest,że po raz drugi się w kimś zakochałeś,a ta osoba totalnie traci zmysły i szmaci cię na każdym kroku?

Jak to jest,że stałeś się całkiem innym człowiekiem i to w zaledwie kilka tygodni?

Jak to jest?

Pewnie nie wyobrażacie sobie tego,nie umiecie nawet o tym myśleć.

Jednak wyobraźcie sobie normalną dziewczynę,która studiuje psychologię i nie jest fanką picia,trawki i tak dalej. Ma przyjaciół,rodzinę. Normalny człowiek.

Nic specjalnego,prawda?

Okej...a teraz wyobraźcie sobie tą samą dziewczyną,tylko całkiem inną.

Znalazła sobie chłopaka,dwa lata są razem. Jednak chłopak strasznie się zmienił,a co za tym idzie? Zmienia i ją.

Może źle się wyraziłam...

Ona musi się zmienić dla niego,bo przez to że go nie słucha,może zapłacić nawet i życiem.

Smutne,ale prawdziwe...

***

Tik tak,tik tak. Wpatruję się w zegar leżąc na łóżku cała obolała i na kolejnym kacu po kolejnej imprezie.

Moje życie przestało mieć sens.

Moje ciało przestało mieć sens.

Ja przestałam mieć sens.

***

2 dni później...

Tik tak,tik tak. Kolejne minuty lecą powoli,nigdzie im się nie śpieszy.

Nathan znów zmusił mnie do kolejnej imprezy. Jak zwykle chciałam wyjść wcześniej i mi się dostało. Siniak na siniaku,blizna na bliźnie. Nawet nie patrzę w lustrze jak wyglądam,bo wiem że popadnę w histerię. Nie pokazuje się na wykładach od...dwóch tygodni?

Kendall wyjechała z Zackiem,bo jego rodzicom coś się stało,a ona chciała przy nim być. Od razu jak wyjechali,Nathan mógł robić ze mną co chciał.

Nawet nie próbuje mu się przeciwstawić,bo wiem jak to się skończy. Boję się go tak cholernie,że nie mam już na nic siły.

Co dwa dni jestem zalana w trupa.

Co dwa dni mam kaca.

Codziennie tracę sens w życie.

Codziennie opadam z sił.

Codziennie tracę kolejne wykłady.


Codziennie jestem bita przez Nathana.

Codziennie płaczę.

Wyobrażałam to wszystko sobie inaczej...

***

Sobota

Godzina: 19:30

Cały dzień przeleżałam w łóżku. Był to jedyny taki dzień. Nathan miał dzisiaj wiele zajęć,więc aż do wieczora nie musiałam się go obawiać. Mogłam spokojnie kurować moje rany na ciele. Mogłam odpocząć i nabrać sił. Mogłam czuć się bezpiecznie.

Ale tylko do wieczora.

Zadzwonił do mnie godzinę temu i powiedział,że mam się szykować bo wychodzimy.

Jak zwykle zresztą...

Musiałam ubrać czarną sukienkę na 3/4 rękawa i rajtuzy,bo przecież nie pokażę się w takim stanie w klubie z ludźmi. Makijaż zatuszuje resztę.

Najlepsze jest to,że znalazł sobie jakiś nowych kolegów i zaczął z nimi trzymać. Nie są źli,ale nie po pijaku. Wtedy boję się ich wszystkich.

Robię ostatnie poprawki przed lustrem,gdy słyszę pukanie do drzwi.

To on.

Z trzęsącymi się rękami odkładam puder i kieruję się,aby mu otworzyć. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam za klamkę.

Wszedł do środka i obdarzył mnie krótkim spojrzeniem. Jednak zatrzymał się na mojej twarzy. Zaczęłam szybciej oddychać.

Podszedł do mnie,a ja odruchowo się odsunęłam.

-Nie bój się mnie przecież.-Powiedział i z powrotem do mnie podszedł.

Jak ja mam się ciebie nie bać ty jebany psychopato?

Podniósł dłoń,a ja wiedziałam co to oznacza,ale nie odsunęłam się. Wolę przyjąć cios,przeżyć wieczór i walczyć o życie w następnym dniu.

Zamknęłam oczy.

Raz,dwa,trzy.

Ale nie poczułam uderzenia. Za to poczułam jego dotyk na moim policzku,na którym widnieje ogromny fioletowy siniak,po jego ostatnim ataku furii. Nie do końca udało mi się go zakryć...

Zaczął się mu przyglądać,jakby żałował swojego czynu. Kciukiem go delikatnie dotykał,tak jak kiedyś. A mi od dawna brakowało jego troskliwego dotyku. Jego bliskości i jego dbania o mnie. Jego dobroci.

Wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany. Jakby tego żałował,ale nie chciał dopuścić tej myśli do siebie. Jakby nie chciał dopuścić tej miłości,jaką do mnie czuje. Jakby nie chciał dopuścić żadnych uczuć.

Stoimy tak chwilę,a mi serce wali jakby miało zaraz wylecieć z piersi.

W końcu się odezwał:

-Nicole...jakbyś była posłuszna wiesz,że do tego by nie doszło?

Odsunęłam się od niego,tym samym strącając jego rękę z policzka.

-Ty mnie bijesz za nic Nathan. Zmuszasz mnie do czegoś,czego nie chce robić.

Zrobił minę taką,jakby wiedział co robi ale nie chce o tym myśleć. Udaje że jest bezdusznym dupkiem przez rozwód jego rodziców.

Tak,rozwiedli się...

Przeżył to najgorzej z tego wszystkiego.

Od tamtej pory mnie bije.

Ale nie wierze,że jak był dobrym człowiekiem to zacząłby bić...kogokolwiek.

W nic już nie wierzę.

Stał tak myśląc,aż w końcu mi odpowiedział:

-Taka jest miłość kochanie. A teraz zbieraj się,chyba że chcesz drugiego takiego.

***

Na miejsce dojechaliśmy pół godziny później. Totalna rutyna. Wysiadamy,wchodzimy,pijemy,tańczymy i jakimś cudem trafiamy bezpiecznie do akademików. Za każdym razem,gdy się budzę jestem pobita przez Nathana. Na każdej imprezie mu się sprzeciwiam,ale dzisiaj chyba odpuszczę. Mam dość a do tego nie jestem pewna,czy przeżyje kolejny cios.

Ja to mam szczęście nie?

Poddaje się na każdym kroku. Może ze mną robić co chce. Jednak raczej może mnie jeszcze kocha,bo nie wykorzystuje mnie seksualnie...jeszcze.

Weszliśmy do środka i jak zawsze do moich uszu dochodzi głośna muzyka,moje oczy widzą tłum bawiących się i pijanych ludzi. Moje nozdrza czują w całym pomieszczeniu zapach potu i alkoholu.

Podchodzimy do baru a Nathan zamawia nam po drinku. Oczywiście na widok trunku moja twarz wykrzywia się w grymas.

-Nicole.-Ostrzegł,a ja wiedziałam co to oznacza.

Zarobiłam już jeden cios.

Żeby go bardziej nie denerwować,wzięłam pełną szklankę i wypiłam ją jednym haustem.

-To mi się podoba.-Powiedział i zrobił to samo ze swoim drinkiem.

Już przyzwyczaiłam się do tego widoku,jak zalewa się w trupa. Wcześniej się dziwiłam,że nie pije a teraz jest to normalnością.

Tylko,że on może normalnie pokazać się ludziom,może chodzić na wykłady nic nie tracąc. A ja muszę siedzieć i użalać się nad sobą,bo jestem totalnie skończona. A moje ciało wygląda jak...nawet nie wiem jak to nazwać.

Po chwili widzę zbliżających się do nas Sama i Migela. To nowi przyjaciele Nathana z którymi ostatnimi czasy imprezuje. Jak już mówiłam,nie są źli do czasu aż wypiją. Najchętniej wtedy by mnie rozebrali przy wszystkich. Ale nie zrobią tego przy Nathanie. Chociaż...on by i tak pewnie się tym nie przejął.

-Noooo stary,wszędzie cię szukaliśmy!-Wydarł się Migel i zaczęli się ze sobą witać,a ja nie wzruszona sączyłam  kolejnego drinka.

-Nasza słodka Nicole,chodź no się przywitać.-Zwrócił się do mnie i przytulił.

Jest pijany. Czuć od niego na kilometr.

-Taaa,muszę na niego uważać,bo jest dzisiaj w ciężkim stanie.-Powiedział Sam i również się ze mną przywitał.

-A ty jeszcze trzeźwy? Nowość.-Odparł Nathan śmiejąc się.

-Tak. Nie mam dzisiaj ochoty na upijanie.

-Oooo no co się stało. Pochwal się.-Powiedział Nathan i poklepał go po plecach.

Ja tylko siedzę cicho na uboczu w głowie obmyślając ewentualny plan ucieczki.

-Szkoda gadać.-Machnął ręką.

-Może Nicole ci pomoże? Jest drugi rok na psychologii.-Odpowiedział Nathan,a ja nie mogłam ukryć zdziwienia,że tak jakby się tym pochwalił.

Nie zapominajcie,że dwa tygodnie nie pojawiam się na wykładach. I to przez niego.

-Nicole? Doradzisz mi?-Spojrzał na mnie Sam.

Odłożyłam drinka na blat i odpowiedziałam:

-Zależy jaki problem.

-Dziewczyna ze mną zerwała.-Odpowiedział a ja przewróciłam na to oczami.

-Znasz powód? Pokłóciliście się czy...

-Dowiedziała się,że przespałem się z inną,kumasz?-Odparł a potem wszyscy ryknęli śmiechem.

Jednak mi do śmiechu nie było.

Banda idiotów.

-To się nie dziw,że zerwała.-Dopowiedziałam i znów zaczęłam pić.

Muszę się czymś zająć,bo inaczej zwariuje tutaj z tymi debilami.

-Wy dziewczyny to jesteście dziwne.-Mruknął i wrócili do swoich rozmów.

***

Zajęłam się aż za bardzo. Nie przemyślałam,że jak się za mocno upiję,to nie będę w stanie uciec z tego klubu. Ledwo trzymam się na nogach i gadam od rzeczy. Powtórka z przed dwóch dni...

Nathan nie zwraca z na mnie uwagi.Świetnie się bawi w towarzystwie swoich kolegów,tańcząc i pijąc. Ja zrobiłam to samo,ale tylko piłam. Jakoś dzisiaj wszystko we mnie łatwo wchodziło. Spróbowałam już chyba wszystkiego,co tutaj mają.

Nie mając pojęcia czy wchodzę do damskiej,czy męskiej łazienki,otwarłam drzwi i pierwszą lepszą kabinę i od razu klęknęłam na ziemię wymiotując do sedesu.

-Tylko ty mnie nigdy nie zawiodłeś,Alfred.-Zaczęłam mówić między wymiotowaniem.-Jesteś jedynym,który jest ze mną w trudnych chwilach.

Bełt.

-Nigdy mnie nie zostawisz,prawda?

Bełt.

Gdy już nie miałam czym wymiotować,wytarłam wierzchem dłoni usta i oparłam się o ścianę.

Muszę naprawdę żałośnie wyglądać.

Moje życie jest żałosne.

Czym ja na to zasłużyłam?

Zamknęłam oczy i zaczęłam głęboko oddychać.

Chyba już powoli zasypiałam,gdy obudziło mnie czyjeś szturchnięcie. Otwarłam powoli powieki i zobaczyłam nad sobą patrzącego na mnie Sama.

-Jezu,jak ty wyglądasz?

-Co ty tu robisz?-Spytałam już zmęczona.

-Dość długo cię nie było,więc Nathan zaczął się martwić i kazał aby cię poszukać.

Tak,chyba się bał,że zwiałam na policję czy coś...

-Yhm,ta.-Mruknęłam,bo już miałam dość dzisiejszego dnia.

Zresztą jak każdego.

Przyglądał mi się uważnie aż jego wzrok dostrzegł na moim policzku siniaka.

-Co ci się stało?-Zapytał wskazując w tamto miejsce.

-Nic. Przewróciłam się.-Odpowiedziałam wzruszając ramionami.

-Co się dzieje?-Zaskoczyło mnie jego pytanie.

Do tego nadal nie jest pijany.

-Nic się nie dzieje. Słuchaj,chcę do akademika,więc jeśli pozwolisz...-Zaczęłam się podnosić,ale z powrotem upadłam na ziemię.

-Może jednak ci pomogę.-Powiedział i podał mi rękę,a ja bez wahania ją przyjęłam.-Zawiadomię Nathana i...-Nie dałam mu dokończyć.

Dobrze wiedziałam,co mnie czeka jeśli przerwałabym mu zabawę.

-Nie! Będzie zły,że mu zepsułam zabawę. Lepiej będzie jak wezmę taksówkę i bez żadnego zamieszania wam się usunę.

-Zwariowałaś! W takim stanie,nigdy cię samej nie puszczę.

-Dam radę.-Burknęłam.

Zawsze odwoził mnie Nathan,a potem dostawałam za swoje.

Nie moja wina,że mój organizm jest słaby.

Ale przecież,co go to obchodzi...

-Dobra...-Westchnął.-Zrobimy tak. Odwiozę cię,nic mu nie mówiąc a jak już do nich będę wracał,napiszę sms że jesteś w akademiku,zgoda?

Pokiwałam tylko głową i zaczęliśmy się kierować do wyjścia.

***

Obudziłam się o 15 po południu. To ciągłe imprezowanie coraz bardziej źle na mnie wpływa. Ale chociaż plus jest taki,że uniknęłam nieprzyjemności z Nathanem.

Jednak jak to mówią,nie chwal dnia przed zachodem słońca.

Prawie nic nie pamiętam,prócz tego,że Sam odwiózł mnie do akademika a potem zasnęłam z wyczerpania.

Trzymając się za głowę,chwiejąc wstałam z łóżka. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam za jednym razem.

Cały dzień zmarnowany.

Nalałam sobie jeszcze trzy,a po wypiciu ich ktoś zapukał do drzwi.

Nie myśląc co robię,po prostu je otworzyłam,a kogo za nimi zobaczyłam chyba nie muszę wam mówić.

-Sam się pytał skąd masz tego siniaka na policzku.-Powiedział zdenerwowanym tonem.

-Przecież mu mówiłam,że...

-Trzeba go było kurwa lepiej ukryć!

Poczułam,jak zaczęło się we mnie gotować.

-Och,no przepraszam bardzo,że nie potrafię ukryć na moim ciele śladów,których jesteś winien Nathan! Nie masz pojęcia,jak to mnie boli! Wszystko mnie boli! W każdej części jest coś po twojej furii! Jesteś potworem nie człowiekiem!-Wydarłam się mając łzy w oczach.

Potem szybko pożałowałam swoich słów.

***

Zmusił mnie do wzięcia narkotyków. Obiecałam sobie,że nigdy nie wezmę tego świństwa.

Zawiodłam samą siebie.

***

Palenie papierosów w takich chwilach pomaga mi się uspokoić. Aktualnie wypalam trzy paczki dziennie.

I nie wiedzieć czemu,ucieszyłam się,że każdy papieros skraca nasze życie o 11 minut.

***

Dzwoniła mama i pytała się,kiedy w końcu postanowię ich odwiedzić. Paplała chyba z 10 minut o tym,jak ich przez ostatnie dwa lata zaniedbuje.

Jak myślicie? Co mogłam odpowiedzieć.

Przecież nie mogę im się pokazać w takim stanie. Mama od razu zaczęłaby płakać,a tata już by jechał do Londynu aby rozprawić się z Nathanem.

-Mamo,mam teraz naprawdę dużo nauki.-Mówiłam zmęczonym głosem.-Obiecuję,że jak się trochę uspokoi od razu wsiadam w pierwszy samolot.

-Niech ci już będzie.-Westchnęła.-Jednak chyba źle zrobiliśmy z ojcem,że pozwoliliśmy ci studiować w tym Londynie.

Po tych słowach,rozłączyła się.

***

-Dziewczyno! Musisz ją zobaczyć! Już widać trochę jej brzucha!-Piszczy Maja do słuchawki.

-Maja spokojnie. Jest teraz wiele egzaminów. Na razie nie daje rady. Ale obiecuję,że jak to się wszystko skończy,wskakuję w pierwszy samolot.-Powtórzyłam swoje słowa,sprzed kliku dni rozmawiając z mamą.

-Oby to nastąpiło niedługo. Wiesz,że mieszkają już razem?

-Wiem,wiem. Dzwoniła.

-Nicole,kurwa tęsknimy dziewczyno...

***

Trzeci tydzień mija od kiedy byłam na zajęciach. Kendall z Zackiem przyjeżdżają już za dwa dni. Aż się poryczałam,jak mi to powiedziała przez telefon.

Mam już dość Nathana i to,że traktuje mnie jak jakąś dziwkę. On pozbył się wszystkich uczuć,jakie w nim były. To nie jest już ten sam człowiek. Nie mam zielonego pojęcia,dlaczego jest ze mną i po co bierze mnie na wszystkie pieprzone imprezy.

Skończę w psychiatryku...

***

-Czy ty kurwa jesteś normalna!

-Nie ma mowy,że znowu to wezmę Nathan!

-Masz to wziąć!

-Po co mnie do tego zmuszasz? Co ci to da? Weź se to sam i zostaw mnie w spokoju. Staczaj się beze mnie!

Już się odwróciłam,gdy pociągnął mnie za dłoń,a ja upadłam na podłogę.

-Pożałujesz!

I to był najgorszy z jego wszystkich furii,jakie dotychczas miałam okazję poczuć na sobie. Usiadł okrakiem na mnie i zaczął mnie okładać,jakby bił się z kolegą. Tarzał mną po całej ziemi,jak jakąś tanią rzeczą którą chce się pozbyć. Jak nic nie wartą dziwką.

Nie wytrzymałam jego siły uderzeń i zemdlałam.

***

W szpitalu powiedział,że miałam wypadek. Sama nie chciałam,aby dzwonili do rodziców bo nie chciałam ich martwić. A jakbym się zgodziła,jestem prawie pewna,że nie zawahałby się uderzyć mnie nawet tutaj.

Doktor zostawił nas samych.

Usiadł przy łóżku a ja odwróciłam od niego głowę.

-Możesz tylko i wyłącznie winić siebie,Nicole.

Nadal się nie odzywałam.

-Prosiłem cię,abyś tylko spróbowała...

Odwróciłam głowę z powrotem,z niedowierzającym spojrzeniem.

-Czy ty siebie słyszysz? Chciałeś,abym znów wzięła to świństwo! I przez to,że nie posłuchałam cię,doprowadziłeś mnie do takiego stanu. Nie wiem,co się z tobą dzieje, Nathan. Nie mogę uwierzyć,że posunąłeś się do czegoś takiego.

Przeanalizował moje słowa,a potem wyszedł.

***

Nie obchodzi go to,że wyszłam ze szpitala. On każe iść na zabawę. Nie obchodzi go to,że mój stan się pogarsza. Ja go już w ogóle nie obchodzę od dłuższego czasu.

-Masz iść.

-Nie ma mowy.

I tak,jak się spodziewałam-dostałam za swoje.

Ja już tak dłużej nie mogę...

***

Wróciłam z imprezy cała zapłakana i nieświadoma tego co robię. Wpadłam do pokoju i skierowałam się do łazienki.

Znalazłam żyletkę.

Usiadłam na zimnej podłodze i zaczęłam nią obracać w dłoni.

Wszyscy ci,co próbowali mówią,że to pomaga.

Sprawdźmy.

Przyłożyłam ją do swojej skóry na jednej ręce.

Powoli po niej przeciągnęłam.

Syknęłam z bólu,a krew zaczęła się sączyć.

Boli jak cholera,ale pomaga.

Powtórzyłam tak jeszcze z kilka razy....

-----------------------

Jak widzicie,rozdział trochę inny niż wszystkie. Nie ma jednego czy kilku dni opisanych. Są to parę tygodni,przez które Nathan ją bije...

Nie chcę,żebyście go-znaczy Andiego-znienawidzili xD

Tak naprawdę jest dobry,ale akurat go wybrałam a później mi przyszło na myśl,że taki będzie xD

Przewiduje 1-2 rozdziały i epilog do końca :D

Nie mogę uwierzyć,że niedługo ją skończę :(

DO NASTĘPNEGO! :D







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro