Rozdział 24
Tydzień później...
Od incydentu w domu Nathana minęło 7 dni. I od tych siedmiu dni go nie widziałam. Gdy obudziłam się rano,już go nie było. Nie chodzi w ogóle na zajęcia,nie odbiera telefonów,a w domu ciągle go nie ma. Nawet Zack nie ma z nim kontaktu. Nie rozumiem jego zachowania. Okropnie się o niego martwię.
-I co? Odbiera?-Pyta Kendall,gdy kierujemy się do sali.
Tak,kolejny raz próbuje się z nim skontaktować.
-Nie.-Odpowiadam i kończę połączenie.
-Kurcze...masakra normalnie.
-A jeśli coś mu się stało?-Pytam,a w moich oczach powoli zbierają się łzy.
Kendall objęła mnie ramieniem i odparła:
-Znam Nathana bardzo długo i wiem,że jest odpowiedzialny i wie co robi. Może po prostu musi to wszystko przemyśleć. Gdy będzie gotowy,na pewno do ciebie zadzwoni.
-Sama nie wiem... Gdy dowiadujesz się takiego czegoś,nie wiadomo co możemy zrobić.
-Musimy być dobrej myśli. Tylko to nam pozostało.
I po chwili weszłyśmy do środka sali.
Mamy nowego wykładowcę od psychologi. Ma około 60 lat,żonę,dzieci i wnuki. Dyrekcja dokładnie sprawdziła jego przeszłość i rodzinę. Jest w stu procentach bezpieczny. Do tego to bardzo miły staruszek i wykłady z nim to przyjemność. Kendall chyba najbardziej z nas cieszy się z tego powodu.
Pan Darcy będzie miał sprawę w sądzie za trzy dni. Z uwagi na to,że Zack bronił Kendall,będzie miał do odrobienia prace społeczne.
Myślę,że to sprawiedliwe...
I chociaż zajęcia z mojego głównego kierunku są o wiele,wiele lepsze,ja jak to ja nie mogę się skupić.
Wszyscy wiemy z jakiego,albo z czyjego powodu.
Cholera,przecież jest moim chłopakiem od dwóch lat. Nie odbiera,nie ma go w domu,nie ma go na uczelni. Każdy by zwariował na moim miejscu.
Brakuje mi jego widoku... Od tygodnia go nie widziałam i nie wiem co robi. Przecież to można do głowy dostać. Zawsze może ze mną porozmawiać na ten temat. Czekałam cierpliwie,aż będzie gotowy ale wychodzi na to,że woli gdzieś zniknąć.
Rozumiem,że to musiał być dla niego cios. Jego matka jest wspaniałą kobietą i nigdy bym ją o coś takiego nie posądziła. Ja sama nadal jestem w szoku,a co dopiero musi czuć Nathan. Mogę tylko powiedzieć,że jego cały normalny świat legnął w gruzach. Żył w normalnej,kochającej się rodzinie. I to,że ma tatuaże,kolczyki i gra w rockowym zespole,nie odsłania jego prawdziwych uczuć. Jest miły,kochający,czuły,opiekuńczy i słodki. Jestem pewna,że gdy ludzie na niego patrzą myślą sobie "ćpun,alkoholik,szatan,niewychowany". A tak naprawdę jest całkiem inaczej. Człowieka trzeba poznać bliżej,a dopiero wtedy wyrabiać o nim zdanie.
Przyznaję,że na początku się go bałam,w sumie ich wszystkich. Ale po chwilach spędzonych z nimi,zmieniłam o nich kompletnie zdanie. Tatuaże czy kolczyki,a nawet to jakiej muzyki słuchają,grają nie świadczy od razu,że są źli.
Ale tacy są ludzie i tego niestety nie zmienimy...
Siedzę całkowicie pogrążona w moich myślach,trzymając długopis między zębami i wgapiając się na tablicę,gdy nagle za ramię szturchnęła mnie Kendall.
-Nicole,wychodzisz czy nadal bez sensu będziesz się gapić?
Spojrzałam na nią nieobecnym wzrokiem. Nawet nie wiedziałam kiedy wszyscy wyszli z sali.
Czy ja naprawdę siedziałam cały wykład myśląc o Nathanie?
Nawet nie wiem o czym była mowa.
Jak nie pojawi się jutro,sama zacznę go szukać.
Spakowałam szybko swoje rzeczy i razem z Kendall wyszłyśmy z sali,kierując się na stołówkę aby zjeść lunch.
-Nicole.-Westchnęła patrząc na mnie.
-Co się dzieje?-Zapytałam zdezorientowana.
-Nie martw się tak o niego. Wiem jaki jest...
-Ja też wiem jaki jest. Ale zrozum,że się o niego martwię. Jestem z nim od dwóch lat i nigdy tak nie znikał i nie mów,że jest inaczej.
-No...to nie w jego stylu,ale w końcu kto by się spodziewał po jego mamie.
-No właśnie. Nie wiadomo co mogło mu przyjść do głowy.
-Jeśli chcesz,możemy się spytać Zack'a czy ma jakieś wieści od niego.-Zaproponowała.
-Wątpię,że się z nim skontaktował,ale możemy zapytać.-Odpowiedziałam wzruszając ramionami i nakładając na swoją tacę,to co mam zamiar zjeść.
Po kilku minutach znalazłyśmy wolny stolik na świeżym powietrzu i tam zajęłyśmy miejsca. Chwilę po tym,zjawił się Zack siadając koło Kendall i dając jej szybkiego buziaka.
-Kochanie,może dzwonił do ciebie Nathan?-Zapytała go Kendall.
-Niestety nie dziewczyny. Ostatni raz widziałem go na naszej imprezie. Potem słyszałem tylko od was co się stało. Ja tak samo,jak wy się o niego martwię. Nie wiem co mu strzeliło do łba. U niego takie zachowanie nigdy nie występowało. Próbowałem się do niego dodzwonić,ale nie odbiera. Rozumiem przez co przechodzi,ale wie że może nam ufać. Nie wiem,co jest zgrane.
Po słowach Zack'a,zaczęłam się martwić jeszcze bardziej,a nie jestem pewna czy to możliwe...
***
Po skończonych zajęciach nie marzyłam o niczym innym,jak wrócić do akademika i zakopać się pod kocem. Właśnie tak zamierzam spędzić czas w piątkowy wieczór. Bo przecież co innego mogłabym robić?
Mój chłopak nie daje żadnego znaku życia.
A mi jakoś nie chce się imprezować...i tak nie mam z kim.
Wyszłam z łazienki dopiero po 2 godzinach długiego,gorącego prysznica. Tego było mi trzeba po całym tygodniu egzaminów,prac domowych i zamartwiania się,gdzie może być Nathan.
Odświeżona,rzuciłam się twarzą na łóżko.
-No nareszcie. Już myślałam,że się tam utopiłaś czy coś.-Powiedziała Kendall,poprawiając w lusterku swój dokładny makijaż.
-Chciałabym.-Odpowiedziałam mrucząc w poduszkę.
-Na pewno nie chcesz iść z nami?-Zapytała siadając koło mnie.
Zrobiłam to samo i spojrzałam na Kendall.
-Nie,nie chcę wam przeszkadzać. I tak przez ostatnie dni ciągle coś wypadało. To nauka,to sprawy związane z pobiciem i tak dalej. Nacieszcie się sobą.-Odpowiedziałam,uśmiechając się smutno.
Westchnęła i mnie do siebie przytuliła.
-Znajdzie się. Nie martw się. W końcu...on ledwo bez ciebie wytrzymywał godzinę,więc myślę,że on też bardzo za tobą tęskni.
Uśmiechnęłam się lekko na jej słowa.
-Jesteś silna Niki. Zważając na to,ile w życiu przeszłaś,już nic nie jest w stanie cię złamać.
-Inni mają gorzej i się podnoszą. Ja znowu aż takich problemów nie miałam.-Odparłam.
-Ale się do nich zaliczasz. Straciłaś ważną dla ciebie osobę,miłość. Ale nie poddałaś się. Po długim czasie w końcu pokochałaś innego...
W moich oczach zaczęły się powoli zbierać łzy. Odsunęłam się od niej i odpowiedziałam przecierając je już z moich policzków:
-Okej,już koniec. Wiesz,że temat Jake'a jest już dawno skończony,ale to nadal boli. Dziękuje.-Zaśmiałam się przez nadal lecące łzy.
Kendall również się roześmiała. Zauważyłam też,że się tak samo jak ja wzruszyła.
To przemęczenie tak na nas działa. Mówię wam.
-Wiesz co? Chyba muszę się porządnie upić. Ta nauka nam mózgi przegrzała.-Odpowiedziała i ponownie się zaśmiałyśmy.
Po chwili spytałam:
-Nie wracasz na noc,prawda?-I tak znałam odpowiedź,ale chciałam się upewnić.
Spojrzała na mnie wzrokiem typu "czy ty nas nie znasz"?
-Okej,okej.-Podniosłam ręce w geście obronnym.-To bawcie się dobrze i pamiętajcie,że jesteście teraz bez opieki,więc...
-Tak mamo,spokojnie. Nie zamierzamy się upijać,tylko potańczyć.
Przewróciłam na nią oczami,a po kilku minutach przytuliłam się z nią na pożegnanie i zostałam sama.
Zgasiłam światło,wślizgnęłam się pod koc i włączyłam laptopa. Jak zwykle,nic ciekawego się nie dzieje. Nie mogę się na niczym skupić.
Jasna cholera.
Spróbuję ostatni raz.
Może pomyśli,że jestem natrętna ale niech też pomyśli,że się o niego martwię.
Wzięłam telefon w dłonie i spróbowałam ponownie nawiązać z nim połączenie.
I tak jak za każdym razem...poczta głosowa.
Z westchnięciem odrzuciłam telefon na bok i poszukałam jakiegoś filmu. W takiej sytuacji każdy by wybrał jakiś smutny,ale ja w tej chwili nie jestem smutna czy przestraszona. Tak było codziennie,ale teraz jestem na niego zła. Nie może mnie tak ignorować! Ja się tu o niego martwię,tracę zmysły a on co?
I tym oto sposobem skończyłam jedząc jakiś pyszny jogurt i oglądając komedię.
Znam Nathana i wiem,że na pewno nic głupiego nie zrobił. On przeżywa to po swojemu. Nie raz byłam świadkiem sprzeczki między nimi w zespole. Gdy zaczynało się robić już dość niebezpiecznie,on jako pierwszy wychodził,znajdywał ciche i spokojne miejsce. Zaszywał się w nim na kilka godzin i szukał rozwiązania. Robił tak w każdej sytuacji. Może teraz jest tak samo. Ale to jego ciche i spokojne miejsce musi być gdzieś naprawdę daleko. To spokojny i nie kłopotliwy człowiek. Woli wszystko na spokojnie przemyśleć. Widocznie teraz potrzebuje o wiele więcej czasu...
Tak więc,uśmiałam się na tej komedii niesamowicie. Tego mi brakowało.
Spojrzałam na zegarek i dochodziła 1 w nocy. Zważając na to,że jestem już dość zmęczona,postanowiłam się położyć.
Czwarta nad ranem. Czwarta!
Ktoś uporczywie dobija się do drzwi.
Przecież Kendall mówiła,że nocuje u Zack'a.
Może się pokłócili,albo coś się stało?
Jeśli tak,to noc mam już z głowy. Będę ją musiała pocieszać i będziemy tak gadać do rana,aż się nie uspokoi i nie pójdzie spać.
Zanim zapytacie,tak miałam już kilka takich sytuacji. Tylko,że wtedy był Nathan i do mnie dzwonił,bo z kolei jemu zwierzał się Zack.
A dziś naprawdę nie mam siły na godzenie pokłóconej pary. Jak zwykle u nich,pewnie poszło o zwykłe gówno bo przecież nie byliby sobą.
Pukanie zmieniło się w walenie do drzwi.
Kendall musi być naprawdę wściekła,skoro ma tyle siły.
Zaraz obudzi cały akademik!
Z niechęcią wstałam z wygodnego,miękkiego łóżka i powolnym krokiem podeszłam do drzwi. Nacisnęłam na klamkę i już byłam gotowa w pokoju zobaczyć moją przyjaciółkę,gdy przede mną nie wiadomo skąd znalazł się Nathan. Tak Nathan. Mój chłopak,którego nie widziałam cały tydzień.
Patrzyłam na niego i nie wiedziałam jak mam się czuć.
Z jednej strony jestem zdezorientowana i zła na niego,że nie odbierał i nie dawał żadnego znaku życia.
Jednak z drugiej jestem szczęśliwa,że go widzę i jest cały i zdrowy.
Ale jeśli myśli,że rzucę mu się w ramiona,to grubo się myli.
Choć mam na to ochotę,to jednak się powstrzymam i posłucham co ma mi do powiedzenia.
Nie pomijajmy tego,że obudził mnie o czwartej nad ranem!
Patrzy na mnie ze smutkiem w oczach i bólem. To jest naprawdę dla niego ciężka sytuacja.
Może nie powinnam być na niego zła? Może właśnie teraz kogoś potrzebuje?
Nim pomyślałam,co zamierzam zrobić,rzuciłam mu się w ramiona a on od razu odwzajemnił uścisk.
Tak bardzo brakowało mi jego zapachu,dotyku i widoku. Tak bardzo brakowało mi jego.
-Przepraszam kochanie.-Szepnął mi prosto do ucha,a po moim ciele przeszły ciarki.
Jego głos taki...głęboki i zachrypnięty.
-Mogłeś oddzwonić. Dać jakiś znak,cokolwiek. Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów,co się z tobą dzieje.-Odpowiedziałam.
-Musiałem pomyśleć. W samotności.
-Rozumiem,że to dla ciebie trudne. Ale wiesz,że masz nas i że możesz zawsze z nami porozmawiać? Masz mnie.-Dodałam ciszej.
-Wiem,doceniam to. Serio. Ale po prostu musiałem odreagować.
Zanim się spostrzegłam,podniósł mnie a ja owinęłam nogi wokół jego tułowia. Nadal tkwimy w uścisku. Wyglądam pewnie jak taka małpka.
Po chwili posadził nas na moim łóżku. Spojrzał prosto w moje oczy.
-Co robiłeś przez ten czas?-Zapytałam po dłuższej chwili.
-Nic specjalnego.-Wzruszył ramionami.
-Czy ty...
Spojrzał na mnie,jak na wariatkę.
-Nie Niki. Nie upijałem się do nieprzytomności. Jeszcze nie zwariowałem.-Uśmiechnął się.
Odetchnęłam z ulgą.
-Myślałem. Myślałem,nad życiem,nad tym co ważne i nad tym dlaczego moja mama to zrobiła. I doszedłem do jednego wniosku...
Słuchałam go uważnie i cierpliwe.
Nie wiedzieć czemu,czułam w jakimś stopniu niepokój. Nie wiem czemu. On się jakoś dziwnie zachowywał...
-Że miłość nie istnieje.-Dokończył a ja rozszerzyłam oczy.
-Istnieje Nathan...-Zaczęłam,ale nie dał mi dokończyć.
-Nie Niki. Nie istnieje. To wszytko to kłamstwo. Jeśli by naprawdę była,to mama nie zdradziłaby taty. Nie byłoby rozwodów i smutku z powodu rozstań. Ty powinnaś to wiedzieć.
-A co ja mam niby do tego?-Zmarszczyłam czoło.
-Ty i Jake. I jestem pewny,że ty tak naprawdę mnie nie kochasz. Jeśli by się tu zjawił....
-Ale nie zjawi,bo jak wiesz wybrał Amsterdam i mnie zostawił. Miał dobre intencje i pogodziłam się z tym,bo jednak rodzina jest najważniejsza. A teraz jestem z tobą i cię kocham Nathan.-Przysunęłam się do niego bliżej i zaczęłam gładzić jego policzek.
On zaczął już na mnie patrzeć inaczej. Jakby z ulgą,że nadal go kocham. Ta cała sytuacja totalnie namieszała mu w głowie. Ale ja mu pomogę. Nigdy go nie zostawię.
-Przepraszam.-Powiedział po chwili ciszy.
-Nie przepraszaj. Rozumiem,że masz teraz mętlik w głowie. Ale przejdziemy przez to razem...
-Jesteś najlepszą dziewczyną,jaką spotkałem Nicole.-Odpowiedział,a po chwili znalazłam się na nim,siedząc okrakiem.
Przytulił się do mnie i zaczął nas kołysać.
Mój dawny Nathan wrócił.
Pomogę mu ogarnąć jego myśli. Jest teraz zagubiony.
Ale wróci do normalności. Wierzę w to.
Jednak myliłam się...
----------------------
Przepraszam za tak dość długą przerwę,ale żyłam tydzień bez internetu,więc nie mogłam pisać xD
Myślę,że rozdział nie jest najgorszy i wam się spodoba :D xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro