Rozdział 23
Po 6 godzinach bycia w klubie. Po 4 drinkach i 3 shotah,mogę śmiało powiedzieć że jestem pijana. Nie będę się sprzeczać,bo przecież o to mi chodziło aby się rozerwać. Wyznałam Nathanowi,że go kocham. Czuję teraz taką jakby ulgę i szczęście. Ulgę,bo mu to w końcu powiedziałam a szczęście,bo on nadal mnie kocha. Nie opuszczamy siebie nawzajem dzisiaj na krok.
I jak zwykle,on prawie nic nie wypił...
Może ze dwa kieliszki,nic więcej.
Nie rozumiem,dlaczego nadal mi nie powiedział co musiało się tak ważnego stać,że ogranicza alkohol...
Może jest chory,a ja o niczym nie wiem?
Ale,nie powiedziałby mi?
-No,to jak? Zbieramy się?-Zapytał Zack,który dzisiaj jest w miarę trzeźwy.
-Yhmm...-Wymamrotałam opierając się na ramieniu Nathana.
-Oj Nicole,Nicole...-Westchnął Nathan i wziął mnie na ręce,a ja się w niego wtuliłam.
Kocham jego zapach.
Taki męski...
-Kocham cię.-Szepnęłam w jego koszulkę.
-Ja ciebie też misiu.-Odpowiedział a po tych słowach,poczułam zimne powietrze na moim rozgrzanym ciele.
Pewnie jesteśmy już na zewnątrz. Zaczęłam się trząść jak galareta. Pogoda w Londynie jest nieprzewidywalna.
-Zack szybciej,nie widzisz że się trzęsie?-Słyszę głos Nathana.
-Stary,ja też mam bagaż na rękach,a to mi każesz otwierać te zasrane drzwi.-Odpowiedział mu Zack.
-Po prostu je otwórz.-Westchnął.
I już po chwili znalazłam się w ciepłym samochodzie Nathana,na tylnym siedzeniu razem z Kendall. Po chwili zamknęłam oczy i odpłynęłam.
***
-Nicole? Halo,skarbie?-Szepcze Nathan.
Jęknęłam cicho i powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą chłopaka.
-Co się dzieje?-Zapytałam.
-Jesteśmy na miejscu.
-Czyli gdzie?
-A gdzie zawsze lądujesz po imprezie?-Zapytał ironicznie.-Powinnaś po tych latach już to wiedzieć.-Uśmiechnął się i pomógł mi wyjść z pojazdu.
-No przepraszam,że jestem jeszcze pod wpływem.-Odpysknęłam mu,chwiejąc się przy tym.
-Do czego nie powinno dojść.-Spojrzał na mnie wymownie.
-O Jezu. Nathan,należało nam się.-Wyszczerzyłam się.
On przewrócił oczami i zaczął mnie prowadzić do środka.
-Nie jesteś zły,co?-Zapytałam po chwili.
-Nie jestem.-Odpowiedział.
-Coś nie przekonujący jesteś.
-Jesteś na tyle dorosła,że wiesz co robisz. Ja jestem od tego,że mam cię pilnować aby nic ci się nie stało,bo jesteś moją księżniczką.
Zatrzymałam się na chwilę.
-Jesteś kochany.-I go przytuliłam.
-A ty nieznośna. Nie mogę się na ciebie gniewać.-Odpowiedział i zaczął nas kołysać.
Wiatr rozwiał moje włosy. Widać piękny księżyc i gwiazdy na niebie. Nie wiem,która jest godzina,ale oby rodzice Nathana się nie gniewali.
Odsunęliśmy się od siebie,a Nathan delikatnie musnął moje usta a potem weszliśmy w końcu do środka.
W przedpokoju,jak i w całym domu panuje mrok. Nathan zaświecił światło i rozebraliśmy się,po czym zaczęliśmy wchodzić po schodach.
-Dziwne...-Mruknął Nathan.
-Co takiego?-Zapytałam.
-Zwykle mama siedzi do późna i coś robi w papierach. Może tata jest dzisiaj w domu i...-Zakończył z uśmieszkiem.
-Nathan!-Pisnęłam po cichu i zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili znaleźliśmy się w pokoju chłopaka,a ja już zaczęłam sobie szukać jakieś koszuli do spania. Później wzięłam szybką kąpiel,przez co trochę otrzeźwiałam. Już miałam wychodzić z łazienki,gdy usłyszałam głos mamy Nathana na korytarzu,jak do kogoś mówi:
-Ben,oni chyba wrócili...-Szepcze.
Ben?
Przecież tata Nathana ma na imię Thomas.
-No i co teraz?-Słyszę głos mężczyzny.
-Musisz jakoś szybko wyjść. Jak nas nakryje...nie wiem co będzie...
O nie!
To nie może być prawda!
Pani Kidman...zawsze uważałam ją za kobietę wierną mężowi,która ma zasady...
A teraz?
Dowiaduje się,że ma kochanka.
Nathan się załamie....
Co robić? Ona jest na korytarzu a ja mam zamiar wyjść z tej pieprzonej łazienki i iść do Nathana,aby nie wiem...zatrzymać go jakoś czy coś...
I nagle słyszę głos mojego ukochanego:
-Mama,hej.
No to ładnie...
-Witaj synku...Nicole jest z tobą?-Słyszę zdenerwowanie w jej głosie.
-Tak,właśnie bierze kąpiel. Nie masz nic przeciwko...
-Och synku,ona jest jak rodzina.-Odpowiedziała.-Zawsze jest mile widziana. Ja i tata ją uwielbiamy.
Tak,tak. A ty zaraz zniszczysz tą rodzinę,którą uważałam za przykładną...
To już czas,aby wyjść.
-Dobry wieczór.-Szepnęłam nieco skrępowana całą sytuacją i tym,o czym się właśnie dowiedziałam.
-O Nicole,witaj.-Przytuliła mnie.-I jak tam? Pobawiliście się?
-Yhm.-Przytaknęłam.
-Nicole szczególnie.-Powiedział Nathan,a ja go uderzyłam lekko w ramię.
Pani Kidman się zaśmiała i powiedziała:
-No dobrze dzieci,idźcie już spać...ja też już pójdę.-I wróciła szybkim krokiem do sypialni.
Nathan chyba zauważył,że coś jest nie tak bo zmrużył oczy.
-No to co? Idziemy?-Spytałam z niepokojem.
-Za chwilę.-Odpowiedział poważnie,a potem skierował się w stronę drzwi od sypialni jego rodziców.
I potem się wszystko zaczęło...
-WIEDZIAŁEM!-Słyszę wrzask Nathana.
-Synku posłuchaj...
-Nie będę niczego słuchał! Jak mogłaś mamo?! Co ci tata takiego zrobił?!
Podbiegłam do miejsca,gdzie wszyscy się znajdują. Zobaczyłam tam mężczyznę,w samych bokserkach,który się ubiera a mama Nathana stoi cała zapłakana.
-Nathan...-Odparła błagającym głosem.
-WYPIERDALAJ!-Znów krzyknął,ale do mężczyzny o imieniu Ben.
-Nie będziesz się do mnie zwracał takim tonem!-Odpowiedział mu Ben.
-NIE JA TU POSUWAM MĘŻATKĘ!-Podszedł do niego i zaczął się z nim szarpać,na co od razu zainterweniowałam bo pani Kidman jest w rozsypce.
-Nathan...-Zaczęłam błagalnie.
Nic do niego nie dociera. Jego oczy przybrały kolor ciemny. Jego piękne błękitne oczy,zamieniły się w ciemny błękit. Takiego,jakiego w życiu nie widziałam.
Próbuję go odciągnąć,ale nic nie działa.
-Nathan,zostaw go. Nie warto możesz, mieć kłopoty...-Próbuję mu wytłumaczyć.
Nic. Zero reakcji.
Leżą na podłodze a mój chłopak obija twarz temu mężczyźnie.
-Nathan!-Krzyknęłam z całej siły,już mając łzy w oczach.
Dopiero po chwili się odwrócił i widząc moją twarz,odsunął się od mężczyzny po czym wyszedł z pokoju,trzaskając drzwiami tak,że prawie wyleciały z zawiasów.
Pni Kidman,zaczęła za nim biec zapłakana,ale to nic nie dało. Wyszedł z domu.
Ja wybiegam z pokoju,nie przejmując się Benem podnoszącym się z trudem z ziemi. To wszystko przez niego. Oczywiście nie cała wina leży po jego stronie.
Na korytarzu widzę siedzącą mamę Nathana,która płacze. Podchodzę do niej i koło niej kucam.
-Dziecko...co ja narobiłam...
-Ludzie robią różne rzeczy z różnych powodów...
-Ja nie wiem co teraz będzie... Po prostu się znów zakochałam,czy to źle?
-Nie wiem,co mam pani na to odpowiedzieć. Moim zdaniem pani i pan Thomas jesteście wspaniałym małżeństwem i nie rozumiem jak można znów się zakochać,skoro ma się cudownego męża...
-Ludzie tacy są...on mi nigdy nie wybaczy...Nathan mnie nienawidzi...
-Nathan nadal panią kocha. To jest pewne. Po prostu...to był szok...nie wiadomo jak on się teraz czuje. To na pewno złamało go jakoś... Nie będę pani dołować,bo to oczywiste że pani źle zrobiła... Może jak ochłonie,jakoś mu to pani wytłumaczy....
-Masz rację...-Chrząknęła.-Gdzie on mógł pójść....może mu się coś stać.
-Poszukam go.-Odpowiedziałam,sama bojąc się o mojego chłopaka.
-Nie pozwolę jeszcze tobie włóczyć się o takich porach...-Zaczęła.
-Jednak chyba lepiej,żebym stąd poszła...
Po chwili weszłam do pokoju Nathana,ubrałam się w ciuchy z imprezy i jak najszybciej opuściłam ten dom.
A miała być taka spokojna noc...
Znalazłam się na zewnątrz i zaczęłam do niego dzwonić. Tak jak myślałam,komórki nie odbierze. Zaczęłam się włóczyć po mieście,ale nigdzie go nie ma...
-Nathan,gdzie ty jesteś....-Powiedziałam sama do siebie.
A jeśli zrobił coś głupiego?
Zaczęło mi się robić zimno,więc postanowiłam iść pieszo do akademika. Trochę mi to zejdzie i ktoś może na mnie napaść,ale w tej chwili mam to gdzieś. To,co się dzisiaj stało jest szokiem. Do tego nie wiem,gdzie jest Nathan. I na moje nieszczęście mam na sobie szpilki.
Świetnie po prostu...
***
Jest godzina 4 nad ranem,a ja jestem prawie w połowie drogi do akademika. Zamówiłabym taksówkę,ale nie mam kasy. Chociaż mam czas,aby pomyśleć nad tym,co się stało. Jest tak cholernie zimno,że chyba zaraz zamarznę na śmierć. Włóczę się tu już chyba z godzinę. Aż dziwne,że nie zostałam jeszcze zgwałcona. Ale najbardziej boję się o Nathana. Przez tą sytuację mógł zrobić różne rzeczy. Na przykład wyżyć się na kimś,lub nie wiem...upić się.
Ale on nie pije,więc nie wiem co mógł zrobić...
A najgorsza jest ta pieprzona niewiedza. Dzwoniłam do niego ze sto razy,ale za każdym połączeniem nie odbiera. Można szału dostać.
Szacuję,że zostało mi jakoś jeszcze z 10 minut do akademika. Kendall jest pewnie u Zack'a,więc będę sama,ale naprawdę potrzebuję teraz kogoś przy sobie. Najlepiej właśnie Kendall. Muszę z nią o tym porozmawiać. Zna Nathana dłużej ode mnie. Zna jego rodziców i wie dlaczego tak ogranicza się z alkoholem. Niestety muszę poczekać...
Z moich przemyśleń wyrwało mnie nagłe szarpnięcie za ramię.
No i zapeszyłam...
Odwracam się już wystraszona,ale moja twarz momentalnie przybrała spokojny wyraz,gdy zobaczyłam przed sobą Nathana.
-Niki,co ty robisz o tej godzinie sama. Wiesz co ci się mogło stać?-Powiedział spokojnie i potem przycisnął mnie do siebie w mocnym uścisku.
Nie jest pijany.
Nie jest wściekły jak wcześniej.
-Idę do akademika,a nie mam kasy na taksówkę...
-Przecież trzeba było do mnie zadzwonić.-Odpowiedział.
-Dzwoniłam...i to setki razy.-Odparłam zirytowana.
Odsunął się ode mnie i spojrzał na swój telefon,który jest wyłączony.
-Przepraszam.-Powiedział już smutniejszym tonem.
-Nie masz za co. Ja rozumiem teraz przez co przechodzisz.-Odpowiedziałam,tym razem przytulając się do niego.
I po chwili usłyszałam to,czego nigdy nie chciałam usłyszeć.
Jego szloch.
Tak. Mój Nathan,silny i niezależny rozkleił się w moich ramionach. A moje serce momentalnie rozleciało się na milion kawałeczków.
On płacze.
-Ciii...-Szepnęłam i zaczęłam go głaskać po głowie,kołysząc jednocześnie.
-Dlaczego ona to zrobiła? Zawsze uważałem ich za najlepsze małżeństwo,rodziców. A ona zdradziła tatę...dlaczego?
Zaczął szeptać w zagłębienie mojej szyi,a ja słuchałam dokładnie jego słów. Jest załamany. Jego rodzina właśnie się rozpada. Jego mama zdradziła jego tatę. Nie wiem jak ja bym to przeżyła,gdyby mi się coś takiego przytrafiło...
Co mam mu powiedzieć?
Że wszystko będzie dobrze?
To by było największe głupstwo,jakie kiedykolwiek bym powiedziała.
Jedyne,co mogę zrobić jest teraz bycie przy nim. Nie mogę pozwolić,żeby w jakiś sposób się załamał lub zmienił. Strata jednego z rodziców jest straszna. Nie tylko przez śmierć lub wypadek. Również,przez rozwód.
-Chodź.-Szepnęłam po długiej ciszy.
On się odsunął,otarł szybko swoje łzy i ruszyliśmy w drogę.
Nie pytałam już nawet,gdzie się podziewał. Do tego wrócimy,jak się prześpimy,bo czuję że zaraz padnę z nóg.
Będąc już w moim pokoju,pierwsze co zrobiłam to pozbyłam się tych cholernych szpilek. Nigdy więcej pieszo.
Spojrzałam na Nathana,który usiadł na łóżko i schował głowę w dłoniach. Patrząc na ten widok,na widok załamanego Nathana...nie umiem opisać co się teraz dzieje. Ten widok jest po prostu nie do zniesienia.
Podeszłam do niego,delikatnie zabrałam jego ręce i usiadłam na jego kolanach,znów pozwalając,aby się przytulił. Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi i oddycha ciężko.
-Chcesz pogadać?-Spytałam.
Może tego mu teraz potrzeba?
Pokręcił tylko przecząco głową i odpowiedział:
-Nie. Jedyne co teraz potrzebuje,to twojej obecności.-Po tych słowach położył nas na łóżko i przykrył kocem.
Nie oderwaliśmy się od siebie na moment. Tego mu jest trzeba. Czyjeś obecności.
Nie raz w nocy płakał. Udawałam,że śpię ale w głębi serca nie mogłam znieść go w takim stanie.
To,że płacze nie znaczy,że jest słaby. Jest silny i pokazuje jak bardzo mu zależy na rodzinie. Pokazuje,że nie jest dupkiem którego nic nie obchodzi. Pokazuje prawdziwą siłę i prawdziwego mężczyznę. A ja nie pozwolę,aby popadł w depresję czy się załamał. Pomogę mu przez to przejść. Jest dla mnie bardzo ważny. Jesteśmy ze sobą już dwa lata. Nie pozwolę na przykrości.
Obiecuję...
-----------------------
Myślę,że was nie zanudziłam. Teraz nadchodzą czarne rozdziały,więc bądźcie gotowi xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro