Epilog II
9 miesięcy później...
-Ludzie,zabierzcie mnie stąd.-Powiedziała Kendall,będąc kompletnie wyczerpaną.
I nie dziwię jej się. Wszyscy się po prostu powściekali. Jest tyle nauki i egzaminów,że nie wiemy w co wsadzić ręce.
-Musimy przeżyć jeszcze ostatni wykład.-Jęknęłam i skierowałyśmy się w stronę sali.
Tak. Minęło dokładnie 9 miesięcy od kiedy wyszłam ze szpitala. Nathan jest w jakimś psychiatryku,jego mama nadal do mnie dzwoni i mnie przeprasza pytając jak się czuję. Za każdym razem jej odpowiadam,że wszystko jest w porządku i to nie jej wina,że tak się stało.
Nathana jak na razie odwiedza tylko Zack no i oczywiście jego mama. Choć powiedział,że już nie jest jego przyjacielem,nie zostawił go. Kendall nie chce go widzieć a ja tym bardziej. Jeśli go kiedykolwiek zobaczę albo zacznę krzyczeć,albo się na niego rzucę...
Najlepsze co się mogło stać przez te wydarzenia jest to,że jestem z Jakiem. Dogadujemy się jak zawsze i jest nam razem wspaniale. Bardzo,bardzo go kocham.
Bardzo też dziękuję dziewczynom,że były wtedy przy mnie. Opuściły masę zajęć. Jestem im bardzo wdzięczna. Dopiero po miesiącu wróciły do Polski,a ich rodzice nie mieli nic przeciwko. Wiedzą jak bardzo jesteśmy zżyte. Wiedzieli o wszystkim,oprócz moich rodziców. Powiedziałam im dopiero wtedy,jak byłam gotowa. Byli tak wściekli,że postanowili przyjechać natychmiast i zabrać mnie do Polski.
Spędziłam w domu dwa miesiące,po czym wróciłam na uczelnię i musiałam nadrabiać stracony materiał.
Brakowało mi domu,bardzo...
Bez Jake'a jestem trzy miesiące. Musiał wrócić do Amsterdamu,przecież też ma studia. Oczywiście nie obeszło się bez tłumaczenia się rodzicom,dlaczego tak nagle wyjechał i nie było go przez-tak samo jak dziewczyn- miesiąc. Nie chciał mnie zostawiać,prawie go wygoniłam.
Mimo,że nie jest przy mnie jestem bardzo szczęśliwa,że go odzyskałam. Piszemy do siebie całe dnie,w wolnej chwili rozmawiamy przez telefon,skype...
Teraz ktoś powie,że związek na odległość nam nie wypali. Tak jest,ale nie w naszym przypadku. Dowód jest taki,że pięć lat się nie widzieliśmy a cały czas o nim myślałam i nie przestałam kochać. Teraz wiem,że niedługo się zobaczymy i on kocha mnie tak samo bardzo jak ja go. Myślę,że to ten jedyny.
Nathana...nie kochałam. Zdawało mi się,że tak ale to nadal nie było to,co czuję przy Jake'u... Mam teraz doskonałe porównanie. Powiedziałam mu to po dwóch latach naszego związku. Powiedziałam mu tak pod wpływem chwili. Po prostu pogodziłam się z tym,że Jake'a już nigdy nie zobaczę. Jasne,że go uwielbiałam ale jako przyjaciela.
Teraz go szczerze nienawidzę.
Nie tylko ze względu na mnie. Co jeśli by to spotkało inną dziewczynę?
Nathana po prostu przerosło to,że jego idealne wyobrażenie rodziny legło w gruzach... Rozumiałam go. Ale później już po prostu przestałam wierzyć we wszystko,co dobre. Przez niego nie chciało mi się żyć. Przez niego wpadłam w nałóg palenia.
Tak,nadal palę. Jak raz w to wejdziesz to już nie wyjdziesz. I to nie chodzi o to,od kogo zależy. Po pierwszym spróbowaniu chce się więcej i więcej i za każdym razem się tłumaczysz,że to ostatni raz.
To jest typowe.
W moim przypadku to było na odstresowanie. Później już było za późno. Wpadłam w nałóg. Racja,że palę trochę mniej,ale jednak palę. Nie mam wytłumaczenia. Sama po to sięgnęłam.
Wszyscy pomogli mi się jakoś pozbierać,ale z nałogu już nie wyjdę. Może jeśli się postaram,ale nawet na to nie mam czasu.
Rodzice i Jake są bardzo źli za te papierosy,ale już nic na to nie poradzę.
Jutro mam zaplanowany lot do domu. Sel ma termin za dwa dni. Chcę być przy porodzie dziecka mojej przyjaciółki. Wszyscy będziemy. Nawet rodzina Jake'a przyjeżdża. Postanowili w końcu odwiedzić Polskę a mi jak i jemu jest to na rękę.
Kendall nie jedzie,bo aktualnie musi się pojawić w domu. Rodzice narzekają,że ich nie odwiedza. I mają rację.
I tak to mniej więcej teraz wygląda....
***
Godzinę później...
-Że co?!-Krzyknęłam w słuchawkę,będąc w pokoju i pakując się do jutrzejszego wyjazdu.
-No mówię ci. Zaczął ją strasznie brzuch boleć i pojechała do szpitala już dzisiaj.-Powiedziała Maja tak samo przejęta,jak ja.
Westchnęłam.
-No i co teraz? Jak ja mam lot na jutro,cholera.
-Lekarz mówi,że na razie jest spokojnie,ale wiesz jak to jest....
-O ludzie. Dobra informuj mnie na bieżąco,a ja dzwonię po Jake'a.
-Okej...-Odpowiedziała a ja nagle słyszę głos Angel:
-Japierdole,co tu się dzieje.
-Słyszę,że Angel już oswoiła się z tą sytuacją.-Powiedziałam śmiejąc się.
-Nawet mi nie mów. Dobra lecę bo Angel powoli dostaje do głowy na razie.
-No pa,pa.
Po rozłączeniu się z Mają,od razu wybrałam numer do Jake'a.
Odebrał po dwóch sygnałach.
-No,co tam kochanie?-Odezwał się pierwszy,a na dźwięk jego głosu przymknęłam na chwilę oczy.
Kocham jego głos.
Kocham go.
-Jest mały problem...-Zaczęłam.
-O co chodzi? Coś ci się stało?
-Nie,nie. Ze mną wszytko okej,chodzi o Sel. Zaczęła mieć skurcze i wylądowała w szpitalu.
-O cholera,co teraz?
-Ja mam lot na jutro a ty na pojutrze. Nie wiem...
-Nie muszę być przecież przy porodzie. Nie to co Mike. Najważniejsze jest to,żeby wszystko było w porządku.
-Czyli co,widzimy się za dwa dni?
-Już nie mogę się doczekać. Aha mam pytanko...
-No słucham cię?-Odpowiedziałam czarującym tonem.
-Ile dzisiaj wypaliłaś?
-Jake poważnie?
-Tak,poważnie...
-Widzimy się,paaaa...
-Jak ja cię dopadnę...-I nie dokończył,bo się rozłączyłam.
Potem dokończyłam się pakować i wyszłam z Kendall na miasto,bo to ostatni nasz dzień razem przed naszymi wyjazdami.
***
Dzień później
Polska
Godzina 22:30
Biegnę przez szpitalne korytarze jak głupia potykając się o swoje nogi. Nie mogę uwierzyć,że byłam u niej z dwie godziny temu i wszystko było dobrze,a tu nagle zaczyna rodzić.
Zapowiada się super noc...
Dobiegam do miejsca,gdzie siedzą Angel z Mają i rodzice Sel. Mike jest pewnie w środku.
-I jak?-Spytałam lekko dysząc.
-Jak to? Stara ona rodzi!-Odparła Maja.
-Od ilu?
-Już od 20 minut. Jestem pewna,że Mike już tam zemdlał.-Powiedziała Angel.
Usiadłam na wolnym krześle i wszyscy wsłuchujemy się w krzyki Sel.
-Zaczynam rozważać adoptowanie.-Przerwała ciszę Angel a my cicho się zaśmialiśmy.
Godzinę później
-Może chce ktoś kawy?-Zapytałam.
I nim zdążyli mi odpowiedzieć,drzwi się otworzyły i na korytarz wyszedł doktor. Od razu otoczyliśmy go i zaczęliśmy wypytywać.
-Proszę państwa o spokój. Możecie wejść,ale prosiłbym o zachowanie się i ciszę.-Z uśmiechem odszedł gdzieś a my nie czekając ani chwili dłużej,weszliśmy do sali gdzie na łóżku leży Sel uśmiechnięta ale i wyczerpana,oraz Mike'a który chodzi z dzieckiem,trzymając go na rękach.
-I jak?-Spytałam po cichu i wszyscy podeszliśmy do Mike'a.
-Jest śliczna.-Odparł wzruszony i pokazał nam prześliczną małą dziewczynkę.
Jest tak strasznie do nich podobna i taka śliczna,że mam ochotę piszczeć.
-O mój Boże.-Westchnęła Maja.-Macie już imię?
Popatrzeli po sobie a Sel odpowiedziała:
-Mia,podoba wam się?
-Doskonałe.-Odparła Angel.
-Córcia wszystko z tobą w porządku?-Usłyszeliśmy głos mamy Sel.
-Tak,w jak najlepszym.-Powiedziała im z uśmiechem i odebrała od Mike Mie.-Zobacz mała,twoja rodzinka. Nie w komplecie,ale już niedługo.... Jake kiedy będzie?
-Jutro z rana powinien być.-Odparłam nie odrywając wzroku od dziecka.
-Lanchaster przyjeżdża?-Spytał z niedowierzaniem Mike.
Czy wspominałam,że jeszcze się nie widzieli?
-Tak. Będziecie mieć cały tydzień dla siebie.-Odpowiedziałam mu z uśmiechem,po czym dalej dyskutowaliśmy o małej.
Sel Pov's
3 miesiące później...
Stojąc i zmywając naczynia po kolacji,pytam Mike'a:
-Kochanie zajrzałeś do małej?
-Tak,śpi jak suseł.-Uśmiechnął się.-Nie musisz się o nią martwić. Nic jej tu nie będzie.
Odwróciłam się do niego przodem.
-Mike,ona ma ledwie trzy miesiące. A jak się zakrztusi?
-Przecież jesteśmy przy niej...
-Wiesz,że jestem przewrażliwiona na jej punkcie. To moje pierwsze dziecko.
-Nasze.-Poprawił mnie.
-Idę do niej.-Powiedziałam i skierowałam się do jej pokoju.
Weszłam do pomieszczenia,gdzie ściany są pudrowe,na środku stoi łóżeczko,w kącie świeci lampka w kształcie kwiatka a wokół są przeróżne zabawki.
Mike się postarał,kiedy ja byłam w szpitalu.
Podeszłam do łóżeczka i zobaczyłam duże ciemne oczka mojej córeczki.
Pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Ach ten nasz tatuś.-Powiedziałam i wzięłam Mie na ręce.
Zaczęłam ją kołysać i nucić jej pod nosem.
Po kilku minutach usłyszałam kroki. Wiem,że to Mike ale nie odwracam się. Jak zwykle moja cała uwaga jest skupiona na naszej córeczce.
Podszedł do mnie bliżej i owinął swoje ręce wokół mojej tali i razem z nami się kołysał.
-Jestem cholernie szczęśliwy.-Szepnął i delikatnie pocałował moje ramię.
-Ja tak samo. Jestem szczęśliwa,że was mam.
-Bardzo cię kocham.
-A ja ciebie.-I po tych słowach zaczęliśmy się całować,a duże ciemne oczka były wpatrzone prosto na nas.
Nicole Pov's
2 lata później...
-Chciałbym bardzo podziękować,za te piękne cztery lata nauki i starań jakie wkładaliście w organizowane projekty. Jestem z was dumny i myślę,że to co każdy sobie zaplanował,na pewno osiągnie. Dziękuję,że dzięki wam nasza uczelnia....
Siedzę w pierwszym rzędzie,ubrana w niebieską długą togę i czapkę absolwenta,jednocześnie smażąc się na słońcu. Pogoda jest dzisiaj idealna.
Już niedługo rozdają nam dyplomy i odbędzie się bal z okazji zakończenia szkoły. Co jak co,ale jestem bardzo dumna ze swoich wyników i osiągnięć jakich dokonałam. Jestem już na sto procent pewna co chcę robić w życiu i kim być. Nawet już dostałam pewną propozycję i przyjmę ją. Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
W tym szczególnym dla mnie dniu,są ze mną tutaj wszyscy. Sel,Mike no i oczywiście Mia,Maja z Tomkiem i Angel z Charlim. Moi kochani rodzice.... Ale niestety nie ma Jake'a. Obiecał,że przyleci ale nadal go nie ma. Jestem zdenerwowana,bo może coś się stało z samolotem albo z nim i...
-Niki!-Szturchnęła mnie Kendall,która siedzi obok.
Spojrzałam na nią w zdezorientowaniu,a ona wypchnęła mnie z krzesła,a nogi same poniosły mnie na scenę prosto po dyplom.
Potem zdałam sobie sprawę z tego,że wywołano moje imię dwukrotnie...
I jak to zwyczaj nakazuje,po rozdaniu dyplomów odbywa się bal absolwentów. Jest on na boisku uczelni. Pewnie sobie wyobrażacie,że te trybuny i tak dalej,ale wszystko zostało uprzątnięte,a dekoracje są boskie. Pozawieszane dookoła światełka,porozstawiane stoliki z krzesłami dają niesamowity efekt. Boisko jest ogromne,do tego idealna pogoda.
Brakuje tylko Jake'a,którego nadal nie ma.
Aktualnie siedzę sama przy stoliku i popijam poncz. Dzwoniłam do niego kilkanaście razy,a ten głupek nie odbiera.
Może faktycznie mu się coś stało?
-Hej.-Szturchnęła mnie Maja i usiadła na przeciwko mnie.
-Hej.-Odpowiedziałam smutnym głosem i znów przyssałam się do napoju.
-Niki,nie bądź smutna. Skończyłaś szkołę! Jesteś jednym z najlepszych uczniów i dostałaś wspaniałą propozycję.
-Jestem z tego powodu szczęśliwa.-Odparłam protekcjonalnie .
-Nie widzę.
-Obiecał,że tu będzie...
-Jeśli obiecał,na pewno się pojawi.-Uśmiechnęła się.-A teraz chodź do naszego kółeczka. Chłopaki są normalnie w siódmym niebie.-Powiedziała chichocząc a ja do niej dołączyłam.
Godzina 23:30
Bal nadal trwa,a Jake'a jak nie było tak nie ma. W tej chwili jestem już kłębkiem nerwów i jedyne na co mam ochotę to iść gdzieś i zacząć płakać.
-Kochanie my już idziemy do hotelu. Zostajesz?-Spytała mnie mama.
Pomyślałam chwilę i odpowiedziałam:
-W sumie ja też jestem zmęczona. Pójdę z wami.
-Jesteś pewna?-Uniosła swoje brwi do góry.
-Tak mamo,jestem...-I nie dokończyłam,bo usłyszałam jak woła mnie Angel:
-Nicole,chodź no na chwilę!
Westchnęłam.
-Poczekajcie chwilę.-Zwróciłam się do rodziców i podeszłam do swojej grupki.
-Co się stało?-Zapytałam zdezorientowana.
-Nie uwierzysz....-Zaczął Tomek a Maja klepnęła go w ramię.
Zmarszczyłam brwi.
-Wyjdź przed szkołę. Ten widok poprawi ci humor.-Uśmiechnął się do mnie podejrzanie Mike.
-Kupiliście mi samochód?-Zażartowałam.
-Chciałabyś.-Zaśmiała się Kendall.-No idź,idź.
Nie wiedząc co się dzieję,wyszłam z boiska i w zamyśleniu kieruję się na przód uczelni.
Co oni znowu wymyślili?
Nie czekałam długo na odpowiedź.
Na schodach stoi nie kto inny jak Jake.
Bardzo się cieszę z tego widoku,ale nie ukrywam mojej złości,że mnie cały dzień ignorował.
-Kochanie.-Wyciągnął w moją stronę ręce,a ja się do niego przytuliłam ponieważ moja tęsknota za nim jest o wiele silniejsza od złości.
Pocałowałam go przelotnie w usta,a on przycisnął mnie do siebie i raczej nie ma zamiaru puścić.
-Jesteś zła,prawda?
-Owszem.-Odpowiedziałam w jego ramię.
-A jeśli ci powiem,jaki był tego powód to mi wybaczysz?
-Na to liczę.
-A więc...spóźniłem się na samolot,więc musiałem czekać na następny.
-Mogłeś odpowiadać na moje próby połączeń.-Odparłam z pretensjami.
-Nie chciałem ci mówić kiedy będę. To miała być niespodzianka.
-Ale wiesz,że ja się zawsze przejmuje i wymyślam najgorsze i...-Nie dał mi dokończyć,bo uciszył mnie pocałunkiem w usta.
Kiedy już skończyliśmy,zaczęłam:
-To ci nic nie pomoże.-Uśmiechnęłam,choć nie chciałam tego pokazywać.
On z cwanym uśmieszkiem odsunął mnie delikatnie od siebie,wyjął coś z kieszeni kurtki i uklęknął przede mną,a ja rozszerzyłam oczy nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Nicole Anderson,jesteś moją jedyną miłością,jedyną kochanką i jedyną dziewczyną. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Jesteś najwspanialszym człowiekiem,jakiego spotkałem. Uwielbiam w tobie dosłownie wszystko. Zaczynając od nosa,a kończąc na palcach u stóp.-W tej chwili zaśmiałam się przez łzy.-Nasza rozłąka była dla mnie jak i dla ciebie najstraszniejszym momentem w życiu. Jednak to pokazało nam,jak wielka i silna jest nasza miłość. Teraz gdy stoisz tutaj w tej pięknej sukience płacząc i rozmazując twój staranny makijaż,chcę prosić cię abyś za mnie wyszła. Chcę żebyś wyszła za tego durnia,który był powodem tego,że dziś się o niego martwiłaś i nie świętowałaś swojego dnia jak chciałaś. Ale obiecuję ci,że postaram się zmienić tylko i wyłącznie dla ciebie,abyś nigdy nie była smutna. Więc....czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Nie mogąc nic wydusić przez łzy,które się teraz ze mnie wylewają,pokiwałam jedynie głową a Jake wsunął mi na palec pierścionek i znów mocno do siebie przytulił. Chwilę potem wszyscy moi przyjaciele razem z rodzicami wyszli zza krzaków i zaczęli krzyczeć,wiwatować i gratulować.
Ten dzień uważam za najlepszy jaki kiedykolwiek mi się przytrafił i na pewno nigdy go nie zapomnę. Nigdy.
10 LAT PÓŹNIEJ...
Nicole - 30 lat
Jake - 30 lat
Sel - 30 lat
Maja - 30 lat
Angel- 30 lat
Mike - 31 lat
Tomek - 31 lat
Charlie - 31 lat
Córka Sel i Mike'a - 10 lat
Dzieci pozostałych mają od 3 - 10
Jest godzina 8:30 a ja jeszcze chodzę po domu z kawą i w szlafroku. Dzieci są odwiezione przez Jake'a do szkoły. Mamy córkę Amelię i synka Harrego. Amelia ma 5 lat a Harry 3. Jestem bardzo dumną mamą i żoną. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć,że jak na razie radzimy sobie z nimi dobrze.
Obecnie Jake jest w tej chwili najbardziej znanym architektem,a ja najlepszym psychologiem w kraju. Inni tak samo. Sel została aktorką,Angel fotografem a Maja jest stylistką gwiazd. Chłopakom też się powodzi. Mają kilka firm z częściami do motorów,samochodów i tak dalej. Założyli wszyscy trzej wspólny biznes.
Spotykamy się prawie codziennie,bo przecież nasze prace mają wiele obowiązków. Ale nie narzekamy. Po wielu wydarzeniach,które miały miejsce kilka temu nauczyły nas bardzo wiele.
Gdy dowiedziałam się,że jestem w ciąży przestałam palić. Bałam się,że znów wrócę do tego nałogu i dam zły przykład dzieciom,ale tak się nie stało. Od papierosów trzymam się z daleka.
Dowiedzieliśmy się,że Nathan opuścił ośrodek po pięciu latach bycia w nim. Obecnie normalnie pracuje i ma żonę. Nie próbował się ze mną kontaktować ani razu. Nie przeszkadza mi to. Nie chcę go widzieć do końca życia.
Weszłam do garderoby i zaczęłam szukać ciuchów do pracy. Mam własny gabinet. Mogę się spóźnić,ale uwielbiam tą pracę i jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić nawet pięć minut. Od rana do wieczora mam spotkania z ludźmi,którzy sobie nie radzą. Ja jestem od tego,aby im pomóc.
Postanowiłam ubrać czarną spódniczkę,która ma z tyłu zapięcie na całą długość a do tego białą bluzkę na 3\4 rękawa. Do tego czarne szpilki i łańcuszek,który dostałam od Jake'a. Włosy zostawiłam w naturalnym nieładzie.
Gotowa przejrzałam się w lustrze,wzięłam torebkę i wyszłam z domu zamykając go. Jest dzisiaj piękna pogoda.
Już wsiadałam do mojego białego Citroena C5,gdy na podjazd wjeżdża Jake.
Wysiadł ze swojego i podszedł do mnie.
-Cześć kochanie,czegoś zapomniałeś?-Zapytałam go.
-Tak. Mam dzisiaj spotkanie z klientem i zapomniałem szkiców.-Uśmiechnął się.-Może cię podwiozę?
-Wiesz,że też mam samochód?
-I żałuję że ci go kupiłem.
Klepnęłam go w ramię.
-Przecież dobrze jeżdżę.-Odparłam.
-A ta ostatnia stłuczka,hmm?-Podniósł brwi do góry.
-Ten palant mi wyjechał!
Zaczął się śmiać.
-Oj no już dobrze,wiesz że uwielbiam się z tobą droczyć. Po prostu brakuje mi mojej żony w aucie.-Podszedł do mnie i zaczęliśmy się całować.
-Nie miałeś iść po szkice?-Spytałam między pocałunkami.
-Mamy czas.
-Kochanie,muszę być w biurze za 20 minut.
Westchnął i odsunął się ode mnie.
-Wchodź do auta,a ja lecę po te szkice.-Powiedział i pobiegł w stronę w domu.
Przewróciłam teatralnie oczami,zamknęłam swój samochód i weszłam do auta mojego męża.
Pewnie myślicie,że w tym wieku to już zmądrzeliśmy,ale to nie prawda. Nadal zachowujemy się jak nastolatki. Szczególnie Mike. Nic mu się nie poprawiło,nawet po tym jak Sel urodziła. Nie wierzę w naszą paczkę po prostu...
20 minut później...
Podjechaliśmy pod budynek gdzie pracuję.
-To co? To karaoke jest aktualne?-Zapytał mnie Jake,gdy już miałam wychodzić.
-Tak. Maja trochę się spóźni bo wraca z jakiegoś tournee.
-O której to jest?
-Na 21.
-Z kim zostawimy dzieci?
-Jake...opiekunka.
-Ja jej nie ufam...a jak ich bije?
Bardzo kochamy swoje dzieci. To najlepsze istoty na świecie. A Jake jest przesłodki,że tak o nie dba. Jest najlepszym tatą.
-Przecież jest sprawdzona a poza tym Jake,nic nie widać. Żadnych siniaków...
-Jednak nadal zastanawiam się nad tymi kamerami.
-Jesteś palantem.
-Ale mnie kochasz.-Wyszczerzył się,a ja ze śmiechem cmoknęłam go w policzek i wyszłam z auta.
-Przyjadę o 19!-Krzyknął i ruszył z piskiem opon.
8 GODZIN PÓŹNIEJ....
Siedząc przy biurku i notując coś w papierach mojego klienta,jednocześnie sprawdzam czy czeka mnie jeszcze jakieś spotkanie. Nic takiego nie mam,ale dla pewności dzwonię do mojej sekretarki.
-Sarah? Czy mam jeszcze jakieś spotkanie? Bo ta lista,którą tu mam...
-Tak,tak panno Lanchaster. Właśnie miałam do pani dzwonić. Na ostatnią chwilę przyszedł mężczyzna i pyta czy ma pani dla niego chwilę.
-Ależ oczywiście. Proszę go tu do mnie wysłać. Dziękuję.-Odpowiedziałam i odłożyłam słuchawkę.
Wstałam od biurka i zaczęłam szperać w szafkach,a jednocześnie słyszę,że ktoś puka do drzwi.
-Proszę wchodzić!-Zawołałam,nadal patrząc w dokumenty.
Potem usłyszałam kroki i jak klient usiadł na fotelu.
-Przepraszam,ale potrzebuję takich ważnych papierów.... Proszę zacząć mówić.-Powiedziałam i nawet nie patrząc na mężczyznę,przeszłam do innej szafki.
Możecie nie popierać moich metod. Ale rozmawiać tak oficjalnie zaczynając od "dzień dobry",pytać o problem i tak dalej nie jest w moim stylu. Mają wiedzieć,że nie jestem tu po to,aby im robić kazania tylko po to,aby pomóc. Jak się sami nie otwierają to nie naciskam. A to pomaga,bo na następnym spotkaniu zaczynają mówić wszystko. Oczywiście mam przypadki,że już naprawdę nie mogę pomóc danej osobie. Ale to nie zdarza się często.
-Ile jest pani lat psychologiem?-Usłyszałam głęboki głos.
Mogę nawet powiedzieć,że jest bardzo znajomy.
Ale nie na tym się skupiam.
-Chce pan wiedzieć,czy jestem doświadczona?-Zapytałam z uśmiechem ale nadal z nosem w szafce.
No gdzie do cholery to jest?!
-Coś w tym stylu.
-Jestem psychologiem od 9 lat.
-Czy pomaga pani nawet wtedy,gdy problem dotyczy czegoś co wydarzyło się załóżmy...kilka lat temu?
-Jeśli nadal mogę pomóc to oczywiście.
-Więc... miałem kiedyś dziewczynę...
Ło,stary temat.
-I naprawdę ją kochałem. Bardzo mocno. A ona przeżywała rozłąkę z kimś,kogo kochała ale po czasie dała mi szansę.
-Wiem coś o tym.-Wtrąciłam mu się,żeby dać do zrozumienia że słucham nadal.
-Ale coś się stało w moim życiu,że zacząłem ją okropnie traktować.
Zastanowiłam się chwilę.
-Może pan powiedzieć co ma na myśli przez "okropnie"?
Mam te dokumenty!
Radosna odwróciłam się w końcu do klienta,ale po zobaczeniu kto to,mój uśmiech zanikł.
On wpatrując się we mnie,nadal mówił:
-Biłem ją i zmuszałem do okropnych rzeczy. A teraz bardzo tego żałuję i jest mi cholernie głupio i miałem ochotę się zabić jak wyszedłem z psychiatryka. Dopiero po tych pięciu latach zrozumiałem,co zrobiłem. Wiedziałem,że jej już nie ma. Że jej życie się teraz pewnie bardzo dobrze układa. Nie odzywałem się,bo się bałem. Bałem spojrzeć jej w oczy. Nie wiedziałem jak przeprosić,ale jak za takie coś tak normalnie przeprosić. Zniszczyłem jej tyle miesięcy. Doprowadziłem do strasznego stanu. W końcu jednak postanowiłem ją odnaleźć i jej to powiedzieć. Pytanie,czy mi wybaczy....
Dokumenty wypadły mi z rąk,a z oczu poleciały łzy.
-O mój Boże...-Szepnęłam i uklękłam na ziemię.
Zerwał się z krzesełka i ostrożnie do mnie podszedł.
-Nicole....-Powoli wyciągnął do mnie rękę,a ja ostrożnie ją przyjęłam.
Chyba ma pewność,że będę czuć do niego obrazę i tak było,dopóki nie usłyszałam jego słów. To były najszczersze przeprosiny. Czekałam na nie tyle lat.
Każdy popełnia błędy,ale sukcesem jest się do nich przyznać i mieć śmiałość przeprosić. Racja,że mnie bił i tak traktował. Ale nie każdy człowiek ma silną psychikę. Rozumiałam go,że rozwód bardzo źle na niego wpłynął. Teraz mnie odnalazł i przeprosił. Uwielbiałam go za czasów studiów. Nigdy nie straciłam nadziei,że jest dobrym człowiekiem,tylko zszedł na złą drogę.
Wszyscy jesteśmy ludźmi. Wszyscy popełniamy błędy.
Jednak nie wszyscy się do nich przyznajemy.
Pomógł mi wstać,a ja cała roztrzęsiona podeszłam do biurka i usiadłam na fotelu. On poczekał chwilę,a potem zajął miejsce naprzeciwko mnie.
Nastała cisza.
Nadal jestem w pracy a on ma problem.
Bądź profesjonalistką!
Uspokoiłam się,wzięłam wdech i wydech,a po chwili przemówiłam:
-Więc...-Chrząknęłam.-Jak myślisz....czy po tym wszystkim da ci jeszcze jedną szansę?
Spojrzał na mnie z zaskoczoną miną i ze zdezorientowaniem.
Pewnie myślał,że zaraz go stąd wygonię i nie będę mu kazać wracać.
Ale ja taka nie jestem. Przeprosił. A teraz przekonamy się,czy to nadal ten sam Nathan,jaki był przed "przemianą".
-Ja bym nie wybaczył.-Odpowiedział po dość długiej ciszy.
Uśmiechnęłam się lekko na jego słowa.
-A ja myślę,że ci wybaczy.-Odparłam a ten rozszerzył na mnie swoje oczy.
Wstałam od biurka,powoli do niego podeszłam a on wstał.
Wyciągnął do mnie rękę.
Pomyślałam chwilę,a nim się zorientowałam,przytuliłam się do niego.
On niepewnie i dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
-Masz za wielkie serce.-Szepnął mi do ucha.
-A ty jesteś odważny.
-Bardzo cię przepraszam. Ja nawet nie powinienem na ciebie patrzeć,nie powinienem...
-Już dobrze Nathan. To było dawno,ja tylko czekałam na twoje przeprosiny.-Pogłaskałam go po głowie.
-Wiesz jak mi kamień spadł z serca?-Odsunął się ode mnie i spojrzał w oczy.
-Wiem. Aż czułam bicie twojego serca.-Odpowiedziałam.
Potem zaczęliśmy normalnie rozmawiać.
-Czyli....ty i Jake...-Zaczął.
-Tak. Mamy dwójkę dzieci.-Uśmiechnęłam się na samą myśl o mojej rodzinie.
-Myślisz,że jak mnie zobaczy to mnie zabije?
-O tak.-Zaśmiałam się.-Ale...zrozumiałby.
-Nie. Ja bym na jego miejscu mnie sprał.
-Nathan. Już jest dobrze. Słyszałam,że ty też już masz swoją drugą połówkę.
-Tak. Juliet. Ma ten sam styl muzyki co ja. To jest kobieca wersja mnie.-Zaśmiał się.
-No to się cieszę.-Uśmiechnęłam się.- A czy...
-Tak powiedziałem jej,co ci zrobiłem...
-Nie,nie.-Zaprzeczyłam.-Nie o to mi chodzi. Macie dzieci?
-Na razie nie planujemy.
-Aha. Ale to dobrze,że wszystko się ułożyło.
-Tak. I...mogę ci coś powiedzieć?
-No jasne.
-Ja wiedziałem,że tak skończysz.-Uśmiechnął się.
-Co? Czemu?
-Bardzo się starałaś. A ja ci to spieprzyłem.
-Nathan,już koniec tego tematu. Wszystko jest dobrze. Zobacz,nasze życie się jakoś ułożyło. Nie było łatwo,ale jest dobrze.
-Cieszę się,że jesteście razem i mogłem cię zobaczyć.
-Ja tak samo.
-Dobra. Ja się zbieram,bo jak natrafię na Jake'a to mogę nie wyjść stąd żywy.
Zaśmialiśmy się.
Spojrzałam na zegarek,który już wskazywał 18:50.
Nathan zaraz serio dostanie.
-Ja też. Jestem umówiona z przyjaciółmi.
-Nadal utrzymujesz kontakt z Zackiem i Kendall?
-Jasne. Odwiedzamy się regularnie. A...jak tam z wami?
-Kendall mnie pobiła,a Zack...wiesz to mój przyjaciel. Nakrzyczał na mnie a potem było okej. Kendall,no mogę powiedzieć że jest lepiej.
-To i tak dobrze.
Po chwili się pożegnaliśmy,a po pięciu minutach przyjechał po mnie Jake i pojechaliśmy do domu.
GODZINĘ PÓŹNIEJ
-Kochanie,mogłabyś przynieść mamie tą czerwoną szminkę?-Zawołałam do Amelii,będąc w łazience i szykując się na wyjście z przyjaciółmi.
-Dobze mamo!-Usłyszałam cieniutki głosik.
A po chwili:
-Tato! Harry zabrał mi szminkę!
-A czy ty nie jesteś za mała,żeby się już malować?-Usłyszałam głos mojego męża.
-Ale mama mnie poprosiła,żebym jej przyniosła a Harry mi ją wyrzucił.
-Słonko,on jest młodszy. Musisz mu wytłumaczyć.
Potem zobaczyłam w drzwiach Jake'a z moją szminką.
-Ja nie wiem,co to będzie za kilka lat.-Zaśmiał się i podał mi kosmetyk.
-Poradzimy sobie.-Powiedziałam zaczynając malować usta.
-Wiesz,że ten kolor na mnie działa?
-Misiu,nie dzisiaj. Idziemy na karaoke.
-Kto to wymyślił w ogóle?-Spytał oburzony.
-Nie przesadzaj. Ja wiem,że nadal umiesz grać na gitarze.
-Ubieraj się,bo się spóźnimy.-Na jego słowa się zaśmiałam i dokończyłam makijaż.
Wiem,że kocha śpiewać.
Zeszłam na dół już gotowa i po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je,a w nich stanęła nasza opiekunka.
-Dobry wieczór.-Przywitałam się z uśmiechem.
-Dobry wieczór.-Odpowiedziała mi tym samym.
-Więc dzieci są już w piżamach i po kolacji. Jeśli będą chciały coś słodkiego,to tam przygotowałam babeczki. Mogą posiedzieć do 21:30,ale pewnie i tak padną wcześniej i...
-Pani Lanchaster,wszystko będzie pod kontrolą.-Uśmiechnęła się.-Proszę iść i się niczym nie przejmować.
-Dobrze. Kochanie! No chodź!
-Już,już! Pożegnam się z dziećmi.
Razem z Sally-bo tak miała na imię opiekunka-spojrzałyśmy po sobie z uśmiechem.
Potem zszedł z góry,przywitał się,a potem ruszyliśmy w drogę.
***
-Myślicie,że będą piosenki One Direction?-Zapytałam będąc już w klubie karaoke.
-O mój Boże,Niki ty masz 30 lat.-Zaśmiał się Charlie.
-Directioner forever.-Odpowiedziałam mu,a potem wszyscy wybuchli śmiechem.
-Ale ma rację. To legenda. Teraz to już jest tylko techno.-Dopowiedziała Sel.
-To co? Po drinku?-Zapytał Jake a wszyscy się zgodziliśmy.
6 Drinków później...
-ONA CZUJE WE MNIE PINIĄDZ!
-WYSTROIŁA SIĘ JAK BIJONDZ!
-PATRZY NA MNIE DRINKA PIJĄC!
-BO WYCZUŁA WE MNIE PINIĄDZ!
-Jak dzieci.-Westchnęła Maja.
-Nie jest tak źle. Wszyscy z nimi śpiewają.-Dopowiedziała Angel.
Tak. Nasi dorośli kochani mężowie właśnie śpiewają na scenie.
-Wiecie co?-Spytała Sel.-To trzeba nagrać.
Po chwili już miałyśmy wszystko na telefonie.
Potem nam coś odbiło i weszłyśmy na scenę i zaczęłyśmy śpiewać. Potem dołączyli do nas chłopaki i zrobiliśmy furrorę w tym klubie.
Cieszę się,że nasze życie się tak potoczyło. Jesteśmy z naszymi ukochanymi,mamy dzieci,dobre prace. Złe przeżycia nauczyły nas,jak radzić sobie w życiu. Gdyby tak wrócić do czasów młodości,wszytko zrobiłoby się inaczej. Ale takie jest życie. Wszystko dzieje się po coś. Cieszę się,że tak się potoczyło nasze życie. Ciesze się,że nadal jesteśmy razem i mimo wieku zachowujemy się jak nastolatki. Cały czas wspominamy nasze czasy młodości i nie możemy się doczekać,aż będziemy dawać rady naszym dzieciom.
Cieszę się,że tak nam się poszczęściło.
To jest idealny stan...
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro