Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog


Tydzień później...

-Dlaczego? Dlaczego ty mi to robisz?!-Krzyczałam leżąc na ziemi znów bita przez Nathana.

Nie odpowiadał.

Nadal bił mnie bez opamiętania. Wyładowywał swoją złość na mnie. Na nic zdawały się moje błagania.

-Nathan...-Załkałam.-To boli.

-Miłość boli Nicole.-Odpowiedział i znów zaczął mnie okładać.

Otwarłam szybko oczy,czując,że mam w nich łzy. Pomrugałam powoli kilka razy i lepiej przyjrzałam się pomieszczeniu,w którym obecnie jestem.

Biała ściana,biały sufit,aparatura....

Jak ja się znalazłam w szpitalu?!

I co najważniejsze...

Dlaczego tu trafiłam?

Kompletnie nic nie pamiętam.

Podpierając się rękami,podniosłam się z trudem do pozycji siedzącej. To nie jest za wygodne,bo jestem podłączona do tych wszystkich kabli.

Spojrzałam w bok i ku mojemu zdziwieniu,na krześle obok mnie spał Zack. Ma głowę opartą na krześle,która w śmieszny sposób zwisa a do tego ma otwartą buzię i smacznie sobie śpi.

Śmieszny widok.

Patrzę tak na niego cały czas się śmiejąc,aż do sali wchodzi Kendall z kawą w ręce. Widać,że jest zmęczona i od paru nocy nie śpi.

Gdy mnie zobaczyła,od razu do mnie podbiegła i mocno do siebie przytuliła.

-Boże...Niki. Nawet nie wiesz,jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy.-Powiedziała szepcząc.

Potem się ode mnie odsunęła i zapytała:

-Wezwać pielęgniarkę,lekarza? Boże,przecież trzeba ich wezwać....-Mówiła w paranoi a potem w końcu zajrzała na nadal śpiącego Zack'a.

Klepnęła go mocno w ramię,a on wyrwany ze snu szybko wstał z krzesła.

-Co się stało?-Spytał zdezorientowany.

-Kazałam ci jej pilnować a ty wykorzystując okazję się zdrzemnąłeś.-Odpowiedziała mu z wyrzutem.

-Nic na to nie poradzę....-Odparł również zmęczony.-Niki....nareszcie.-Podszedł do mnie i tak samo jak Kendall mocno mnie uścisnął.

-Idę po lekarza.-Powiedziała po chwili Kendall.

-Nie ma takiej potrzeby. Czuję się dobrze.-W końcu się odezwałam.

-Może ci się tak wydawać. Kazał siebie wołać,jak się w końcu obudzisz. Nie wiem czy wiesz,ale byłaś w śpiączce przez tydzień...

-Tydzień?-Powtórzyłam,będąc w szoku.

-Nic nie pamiętasz?

Pokręciłam przecząco głową.

-A pamiętasz to,że twoje przyjaciółki przyjechały?

-Tak....to pamiętam. Właśnie,gdzie one są?

-Przyjdą za godzinkę. Zmieniamy się.-Uśmiechnęła się do mnie.

-Czyli ty już wiesz...-Zaczęłam.

-Tak. Jestem cholernie zła,że mi nie powiedziałaś. Gdybyś nas powiadomiła,do twojego stanu by nie doszło...

-Ale przecież coś się stało u Zack'a i musieliście jechać. Nie chciałam wam narzucać swoich problemów...

-Nie gadaj głupot Niki.-Odezwał się Zack.-Wiesz,że zawsze możesz na nas liczyć. Razem byśmy wszystko rozwiązali. A co do Nathana....lepiej niech się do mnie już nie odzywa.

Spojrzałam na niego z szokiem.

-Zack...to twój przyjaciel.

-Przyjaciel.-Prychnął.-Miał zasady,był dobry. A tu bił cię i zmuszał do rzeczy,których nie chciałaś robić. Spójrz na siebie. Przez te tygodnie tak zmizerniałaś,że jesteś nie do poznania. Twój stan fizyczny się o wiele,wiele pogorszył. Zaczęłaś palić,a ty nigdy nie palisz...

-To nie jego wina...

-Jak nie jego wina?

-Przez rozwód rodziców się tak zmienił. Zamiast go odrzucać,powinieneś z nim porozmawiać...

-Próbowałem wiele razy. Rozumiałem jego sytuację. Ale nie spodziewałem się,że kiedyś podniesie rękę na kobietę. Nawet w takich sytuacjach nie powinien nawet cię tknąć.

Spuściłam głowę na dół i zaczęłam bawić się palcami u dłoni.

-Zack ma rację Niki. Kompletnie mu odbiło...

-Ale nie możemy go zostawić w takim stanie...-Szepnęłam.

-A on cię zostawił w takim stanie!-Odpowiedziała Kendall.-Jesteś za dobrą osobą Nicole.-Pokręciła głową.-Idę po lekarza,a ty jej pilnuj.-Ostatnie słowa skierowała do Zack'a.

***

-Twój stan się polepszył i myślę,że niedługo będziesz już wolna.-Oznajmił lekarz,badając mnie.

-Co mi się stało?-Spytałam.

-Zemdlałaś z wyczerpania. Wiesz,że taki tryb życia jaki prowadzisz nie jest wcale dobry?-Spojrzał na mnie spod swoich okularów.

Zarumieniłam się.

Jest mi wstyd. Przecież widzi moje rany na ciele po cięciu się. Na pewno wie,że brałam narkotyki i piłam do upadłego.

-Jestem tego w stu procentach świadoma,panie doktorze.-Odpowiedziałam dopiero po chwili.

-Jesteś mądrą dziewczyną,panno Anderson. Mamy tutaj wiele takich przypadków i nadal się dziwimy,że tacy młodzi ludzie jak pani rujnują sobie życie...

Nie odpowiedziałam na to.

Jest mi wstyd.

Nigdy nie chciałam,aby mnie tak postrzegano.

Wszystko szlag trafił...

-To nie jest jej wina.-Odezwała się Sel.

-Nie obchodzi mnie czyja to wina. Tak czy siak,o zdrowie powinna dbać.-Uśmiechnął się,a potem opuścił pomieszczenie,gdzie aktualnie wszyscy się znajdują.

Po wyjściu doktora zapadła krótka cisza,którą przerwałam:

-Co się dzieje z Nathanem?

-Nie powinien cię obchodzić.-Odparła Angel.

-Ale obchodzi. Co się z nim dzieje?

-Nicole,powinnaś teraz odpoczywać. Nie mogę uwierzyć,że po tym wszystkim co ci zrobił,ty się o niego martwisz.-Maja pokręciła głową z dezaprobatą.

-Nie możemy go zostawić w takim stanie.-Powtórzyłam moje słowa.

-Nie zostawiliśmy.-Powiedziała zagatkowo Kendall.

Zmarszczyłam brwi.

-Co masz na myśli?-Spytałam.

-Nie powiem ci,póki nie zaczniesz odpoczywać. Teraz się prześpij i pogadamy jak się obudzisz.

Jak powiedziała,tak zrobiłam.

W sumie...byłam trochę zmęczona.

Kendall Pov's

Trzy dni wcześniej...

Obładowana walizkami,idę po schodach.

W końcu wróciliśmy i możemy normalnie wrócić na zajęcia. Tata Zack'a uległ wypadkowi i musieliśmy przy nim być. Gdy mu się zaczęło polepszać,mogliśmy spokojnie wrócić do swoich zajęć.

Gdy już dotarłam do naszego pokoju,otwarłam drzwi i weszłam nie patrząc na nic,tylko kierując się od razu do swojego łóżka.

-Niki,spokojnie już jestem i ci wszystko wytłumaczę.-Zaczęłam odwracając się,a na widok dziewczyn i jakiegoś chłopaka,zdziwiłam się.

-Cześć Kendall.-Odezwała się Sel,będąc lekko zdenerwowaną.

-O mój Boże cześć.-Odpowiedziałam.-Co wy tu robicie i gdzie jest Nicole?

-Dużo cię ominęło.-Zaczęła Maja.

Nadal stoję zdezorientowana i nie wiem co zrobić.

-Co dokładnie?

-Może najpierw cię przedstawimy naszemu koledze...-Powiedziała Angel.-Kendall to jest Jake,Jake poznaj Kendall-współlokatorkę Niki...

Z szokiem wymalowanym na twarzy uścisnęłam jego dłoń.

Co tu się do cholery dzieje?

Co tutaj robi Jake?

Ten legendarny Jake?

Po dość długiej ciszy,odezwałam się:

-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi? Czy chcecie mnie powiadomić,że Nicole znowu jest z Jakiem?-Uśmiechnęłam się,ale im do śmiechu nie było.

Może Nathan popełnił przez to samobójstwo?!

I weź tu gdzieś wyjedź...

-Kendall...-Zaczęła Sel.-Niki jest w szpitalu.

Wyszczerzyłam swoje oczy.

-Jak to w szpitalu?!-Krzyknęłam.

-Znaleźliśmy ją w łazience w małej kałuży krwi....-Odpowiedział mi Jake,łamiącym się głosem.

-Że co kurwa? Wy mnie chyba wkręcacie.-Odparłam nie dowierzając.

-Nie żartujemy. Nathan ją bił i przez to zaczęła palić i ciąć się. A o alkoholu i o narkotykach już nie wspomnę.-Powiedziała Maja.

-Ludzie....wy powariowaliście.

-Mówimy poważnie.-Odezwała się Angel.-Nie zauważyłaś u Nathana,że się inaczej zachowuje?

-No t...tak. Ale w życiu nie pomyślałabym,że posunie się do czegoś takiego.-Odpowiedziałam będąc w szoku.-Skąd ty się tu wziąłeś Jake?

-Przyleciałem na pomoc. Zadzwoniły do mnie,a ja dla niej zrobię wszystko.-Odpowiedział będąc poważnym i wyraźnie zmartwionym jej stanem.

Zresztą jak wszyscy.

-Zawieźcie mnie do niej.-Zażądałam i jak powiedziałam,tak zrobili.

20 minut później...

Kierujemy się do sali,gdzie aktualnie jest Nicole. W brzuchu mnie dziwnie skręca na myśl,że jest tutaj i leży w śpiączce. Do tego podobno bardzo się zmieniła. Paranoja normalnie...

-Okej,to tutaj.-Powiedziała Sel,gdy byliśmy już pod właściwymi drzwiami.

Zawahałam się chwilę.

-Naprawdę aż tak źle wygląda?-Spytałam trzęsącym się głosem.

-Sama oceń. Nie widywaliśmy się z nią często. Nam się wydaje,że wygląda strasznie.-Odparła Maja ze smutkiem.

Wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za klamkę wchodząc do pomieszczenia.

I oto ją zobaczyłam.

Leży bezwładnie,spokojnie oddychając i mając zamknięte oczy. Jest podłączona do tych wszystkich cholernych kabli.

A o jej wyglądzie już nie wspomnę...

Cienie pod oczami,strasznie schudła,jest bladsza i wygląda na zmęczoną życiem. Aż łzy się do oczu cisną na jej widok.

Podeszłam do krzesełka obok i usiadłam.

Wzięłam jej rękę i zaczęłam płakać.

Wszędzie są blizny po cięciach i jeszcze widoczne. Widać ślady bicia. Wszędzie siniaki i zadrapania.

Nie wierzę,że Nathan doprowadził ją do takiego stanu.

Położyłam głowę na jej ręce i zaczęłam jeszcze bardziej płakać.

Znam Nathana tyle czasu. To jest nasz przyjaciel i do tego stopnia się posunął. To się po prostu w głowie nie mieści. Był wobec niej taki opiekuńczy,wrażliwy. Kochał ją nad życie....

A tu nagle coś mu jebło i stał się potworem. Inaczej go określić nie można,niestety....

Nagle słyszę otwierane drzwi.

Podnoszę głowę i moim oczom ukazuje się mój chłopak. Napisałam do niego sms w czasie drogi,że ma przyjechać.

-Jezus Maria....-Powiedział patrząc na nieprzytomną Nicole.-J...ja sobie nie wyobrażałem,że jest aż tak źle.-Mówił z niedowierzaniem.

-Wiesz kto ją do tego doprowadził?-Zapytałam nadal płacząc.

-Wiem.-Odpowiedział poważnym tonem.-Rozmawiałem z dziewczynami i Jakiem? Jake,tak?

-Tak.

-On już nie jest moim przyjacielem. Stał się potworem.

Podszedł do mnie i mocno objął.

-Co z nim zrobimy? To już nie jest człowiek zdrowy psychicznie...

-Myślę,że powinniśmy porozmawiać z jego rodzicami.-Odparł po chwili.

***

Siedzimy w szpitalnej kawiarni i popijamy gorącą kawę. Nikt nie ma  ochoty stąd wychodzić. Wszyscy chcą cały czas być przy Niki.

Szczególnie Jake...

-A tak w ogóle,bo nie mieliśmy szansy porozmawiać,jak tam Amsterdam Jake?-Spytałam,bo między nami panuje grobowa cisza.

On jakby wyrywając się z zamyślenia,spojrzał na mnie i odpowiedział:

-Jest w porządku. W sumie nic ciekawego tam nie ma. Wszędzie są piękne miejsca i tam jest tak samo.-Uśmiechnął się.

-Masz rację.-Odpowiedziałam.-A co tam studiujesz?

-Architektura.

-Nieźle.

Znów cisza.

-Zwiedziłeś już tutaj coś?

On się delikatnie zaśmiał a dziewczyny razem z nim.

My z Zackiem oczywiście nie wiemy o co chodzi.

-Uwierz mi,że znam to miejsce jak własną kieszeń.

Zmarszczyłam brwi.

-Niby jak?

-Mieszkał tu parę ładnych lat.-Uśmiechnęła się Angel.

Potem razem wszyscy się zaśmialiśmy.

Nagle do pomieszczenia wszedł doktor.

-Jesteście krewnymi panny Nicole Anderson?

Spojrzeliśmy po sobie.

-Tak.-Odpowiedzieliśmy chórem.

-A jej rodzice?

-Nie dali rady przyjechać,ale niedługo się zjawią.-Skłamała Maja.

Nie powiadomiliśmy jej rodziców. Po pierwsze,musielibyśmy naciągnąć ich na koszty,po drugie byliby strasznie zmartwieni a po trzecie jesteśmy pewni,że Niki by tego nie chciała...

Zawiadomimy ich,jak Nicole się trochę polepszy. Wtedy im wszystko wytłumaczy.

-W takim razie...-Popatrzył na nas podejrzliwie.-Powinna się obudzić pod koniec tego tygodnia. Jej stan się poprawia,ale nie jest w najlepszej sytuacji.

Ze smutkiem pokiwaliśmy głowami.

-Jeśli chcecie do niej zajrzeć,to proszę bardzo. Niedługo czas odwiedzin dobiega końca.-Powiadomił nas z uśmiechem i odszedł.

-Wiecie co? My do niej przyjdziemy jutro z samego rana. Jestem strasznie zmęczona podróżą.-Powiedziałam a Zack się ze mną zgodził.

-Też tak zrobimy. I tak się na dzisiaj przy niej nasiedziałyśmy. Niech odpoczywa.-Dodała Sel a potem wszyscy spojrzeli na Jake'a.

-No co?-Powiedział.

-Idziesz do niej?-Spytała z uśmiechem Angel.

-No jasne,że tak.-Odpowiedział.

-Okej....to na razie Jake.-Powiedzieliśmy chórem a on nam pomachał i niemal ruszył biegiem do sali.

Jake Pov's

Zamknąłem za sobą drzwi i od razu usiadłem koło niej. Wziąłem delikatnie jej dłoń i pocałowałem najczulej,jak tylko mogłem.

Potem zacząłem przypatrywać się jej twarzy.

Nadal nie mogę uwierzyć,że po pięciu latach znowu ją ujrzałem. Mogę ją znów dotknąć i być przy niej. Mogę znów robić wszystko aby była bezpieczna.

-Nicole...-Westchnąłem.-Ponownie zawróciłaś mi w głowie,choć jeszcze z tobą nie rozmawiałem,nie słyszałem twojego anielskiego głosu. Jesteś wszystkim co mam i proszę,aby wszystko było dobrze. Chcę znów z tobą rozmawiać i poczuć cię w ramionach jak kiedyś. Chcę znów słyszeć twój śmiech i wiedzieć,że przy mnie jesteś bezpieczna...

Ponownie ucałowałem jej dłoń,a potem wstałem,nachyliłem się nad nią i ucałowałem jej czoło. Ostatni dzisiaj raz na nią zerknąłem i wyszedłem.

Angel Pov's

-Myślę,że to będzie najlepsze rozwiązanie.-Powiedziałam na drugi dzień siedząc z wszystkimi w małej kawiarence na rogu.

Jest 7 rano i po kawie wszyscy od razu jedziemy do szpitala.

-A kto się tym zajmie?-Spytała Kendall.

-Myślę,że najlepszą osobą jest Zack.-Odparła Maja.

-Nie pojadę tam.-Zaprotestował.

-Ale musimy coś zrobić. On nie jest już zdrowy...

Pomyślał chwilę.

-Okej. Ale jak go uderzę,nie odpowiadam za to.

-Zgoda.-Odpowiedzieliśmy chórem.

Zack Pov's

-Mam wejść z tobą?-Zapytała mnie Kendall,gdy byliśmy już pod jego domem.

-Przyda mi się ktoś,kto mnie powstrzyma aby tam nie wybuchnąć.-Odparłem,bo taka była prawda.

Niech tylko podniesie na mnie głos,a dostanie od razu.

-Okej...-Westchnęła.-Jesteś gotowy?

-Jak nigdy.-Odpowiedziałem i wyszliśmy z samochodu.

Na szczęście mama Nathana jest w domu.

Podchodzimy do drzwi i nawet nie pukając,wchodzę. Oczywiście Kendall mnie za to skarciła,ale pani Kidman jest przyzwyczajona już,że wchodzę jak do swojego domu.

-Dzień dobry!-Przywitałem się nie wchodząc dalej.

Nagle w holu pojawiła się mama Nathana z założonym fartuszkiem i wyciera rękę w ścierkę.

-O Zack,Kendall.-Mówi uśmiechając się.-Dawno tu was nie widziałam. Jak chcecie Nathan bierze prysznic,więc możecie poczekać u niego,albo posiedzieć ze mną...

Spojrzeliśmy po sobie.

-Właściwe....my też do pani.-Odparłem.

Jej mina przybrała wyraz zdziwienia.

-A co się stało....wiecie co,chodźcie do salonu. Nie będziemy tu tak stać.-Pokazała,abyśmy weszli dalej.

I tak też zrobiliśmy.

Usiedliśmy przy stole i Kendall zaczęła:

-Proszę pani....my w sprawie Nathana....

-O nie. Co znowu zrobił?

-Czy pani wie,jak on przeżywa państwa rozwód?-Wypaliłem.

Nie będę się pierdolił.

Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem na twarzy. Po krótkiej chwili odpowiedziała:

-Tak. Ja zdaję sobie z tego sprawę. Ale teraz widzę u niego poprawę. Jest z Nicole,która mu bardzo pomaga....-Przerwałem jej.

-No właśnie. A kiedy ją pani ostatnio widziała?

-W sumie to....dawno u nas nie była. Nic mi nie mówił,że zerwali.

-Teoretycznie nie zerwali.....-Zaczęła Kendall.

-Pani syn wyżywał się na tej dziewczynie. Zmuszał ją do picia,do chodzenia na imprezy,do brania trawki. Czy wie pani jaka ta dziewczyna jest wrażliwa? Przez niego zaczęła się ciąć. A co w tym najlepsze...bił ją.-Zakończyłem swoją wypowiedź,szybko oddychając.

Kendall spoglądała to na mnie,to na panią Kidman.

Była w szoku.

Po prostu wbiło ją w fotel.

-Zack....c...co ty mówisz?

-Prawdę. Znaleźli ją kilka dni temu w łazience w kałuży krwi. Wylądowała w szpitalu. Aktualnie jest w śpiączce.

-Matko Boska.-Zakryła twarz dłońmi.-Ale....on...ja...

-Też się tego po nim nie spodziewaliśmy. Ale niestety....-Dopowiedziała moja dziewczyna.

-Jest moim przyjacielem. Przyjechałem tu tylko po to,aby mu pomóc bo kompletnie postradał zmysły proszę pani. Ten rozwód,złamał go.

-I...co ja mam z nim zrobić?-Odpowiedziała mając łzy w oczach.

-Pani wie najlepiej co powinna zrobić.-Powiedziała do niej Kendall z uśmiechem.

-A z Nicole....

-Lekarz nam powiedział,że jest coraz lepiej i powinna za kilka dni się obudzić.

-Bogu dzięki. Przy najbliższej okazji ją odwiedzę,a teraz rozprawię się z moim synem.

-Jak to Nicole ujęła...-Zacząłem.-To nie jego wina i potrzebna jest rozmowa. Lepiej się z nimi nie sprzeczać,bo chodzą z Kendall na psychologię dwa lata.

-To co ja mam zrobić?-Odpowiedziała bezradnie.

-On...to go złamało,proszę pani. Najpierw rozmowa a potem...nie wiem psycholog lub jakaś klinika....-Odparła Kendall.

Zastanowiła się chwilę.

-Może macie rację... Wy też z nim idziecie pogadać?

-Nie. Rozmowa z panią mu wystarczy. Nie chcę,mu przywalić.-Powiedziałem zgodnie z prawdą.

-A należy mu się.-Zgodziła się a potem z nami pożegnała,mówiąc że musi działać od teraz.

Po wyjściu z domu Nathana,wsiedliśmy  z powrotem do samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala.

-Myślisz,że to mu wystarczy?-Zapytałem.

-Myślę,że tak. W końcu zrozumie,że źle zrobił i sam zapisze się do kliniki.

Pokręciłem głową z niedowierzaniem.

-Że ta dziewczyna nie poszła na policję,do sądu czy coś...

-Zack...widzisz,że on nie jest zdrowy psychicznie.

-Tak,ale kurwa. Po prostu nie mieści mi się w głowie,co zrobił.

***

Nicole Pov's

Otwieram powoli swoje powieki.

Co z tego,że spałam cały tydzień.

Dobrze,że się trochę przespałam. Czuję,że moje siły powoli ale powracają. Nie mam pojęcia,kiedy będę mogła wyjść. Z jednej strony tego chcę,a z drugiej nie. Boję się Nathana.

Nie wiem o co chodziło Kendall,ale mogła tak powiedzieć,żeby mnie uspokoić. Pewnie gdzieś uciekł i teraz mnie szuka,aby do końca mnie zniszczyć.

Na sto procent tak jest.

Leżę tak,pogrążona w swoich myślach aż słyszę otwierającą się drzwi.

Nie odwracam się w tamtą stronę.

Albo to dziewczyny,albo Nathan.

Na tą myśl zaczęłam szybciej oddychać i zacisnęłam mocno swoje powieki.

Niech mnie już zabije. Mam dość.

Czekam aż wydarzy się najgorsze,ale nic takiego się nie stało.

Zdezorientowana otwieram oczy i powoli przekręcam głowę w bok.

I kogo tam zobaczyłam?

Jake'a.

Z wrażenia aż podniosłam się do pozycji siedzącej i wgapiam się w niego jak w obrazek.

On jako pierwszy postanowił się odezwać.

-Niki. Nareszcie.-Po tych słowach,mocno mnie do siebie przytulił.

Ja nic nie odwzajemniam. Nadal jestem w szoku a w oczach pojawiły mi się łzy.

-Jestem w niebie.-Szepnęłam a on w zdezorientowaniu odsunął się ode mnie.

-Nicole,jesteś na ziemi.-Odparł,również mając łzy w oczach.-Jesteś tutaj ze mną i nic ci się już nie stanie.-Znów mnie przytulił.-Obiecuję ci to.

Dopiero teraz zrozumiałam,że znów jest ze mną. Znów mam go w ramionach. Znów mogę poczuć jego zapach. Znów mogę go widzieć. Po pięciu latach znów mogę go dotknąć.

Po chwili odwzajemniłam uścisk i szepnęłam:

-Tak tęskniłam...

-Ja też Nicole. Nie wiesz jak bardzo. Ale to już nie ważne. Ta rozłąka uświadomiła mi jak bardzo cię kocham. Nie ważne jak daleko będę,zawsze myślę o tobie. Nigdy więcej cię nie zostawię...

Rozpłakałam się jeszcze bardziej i odparłam:

-Ja też cię bardzo kocham.

Po tych słowach pocałował mnie czule w czoło i powiedział:

-Już nigdy cię nie opuszczę. Choćby się paliło i waliło. Pomogę ci z tego wszystkiego wyjść.

I tak tkwiliśmy w uścisku,aż do momentu,gdy wszyscy weszli do sali.

----------------------

SPOKOJNIE,BĘDZIE JESZCZE JEDEN EPILOG. TO NIE KONIEC xD







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro