Epilog
Tydzień później...
-Dlaczego? Dlaczego ty mi to robisz?!-Krzyczałam leżąc na ziemi znów bita przez Nathana.
Nie odpowiadał.
Nadal bił mnie bez opamiętania. Wyładowywał swoją złość na mnie. Na nic zdawały się moje błagania.
-Nathan...-Załkałam.-To boli.
-Miłość boli Nicole.-Odpowiedział i znów zaczął mnie okładać.
Otwarłam szybko oczy,czując,że mam w nich łzy. Pomrugałam powoli kilka razy i lepiej przyjrzałam się pomieszczeniu,w którym obecnie jestem.
Biała ściana,biały sufit,aparatura....
Jak ja się znalazłam w szpitalu?!
I co najważniejsze...
Dlaczego tu trafiłam?
Kompletnie nic nie pamiętam.
Podpierając się rękami,podniosłam się z trudem do pozycji siedzącej. To nie jest za wygodne,bo jestem podłączona do tych wszystkich kabli.
Spojrzałam w bok i ku mojemu zdziwieniu,na krześle obok mnie spał Zack. Ma głowę opartą na krześle,która w śmieszny sposób zwisa a do tego ma otwartą buzię i smacznie sobie śpi.
Śmieszny widok.
Patrzę tak na niego cały czas się śmiejąc,aż do sali wchodzi Kendall z kawą w ręce. Widać,że jest zmęczona i od paru nocy nie śpi.
Gdy mnie zobaczyła,od razu do mnie podbiegła i mocno do siebie przytuliła.
-Boże...Niki. Nawet nie wiesz,jak wszyscy się o ciebie martwiliśmy.-Powiedziała szepcząc.
Potem się ode mnie odsunęła i zapytała:
-Wezwać pielęgniarkę,lekarza? Boże,przecież trzeba ich wezwać....-Mówiła w paranoi a potem w końcu zajrzała na nadal śpiącego Zack'a.
Klepnęła go mocno w ramię,a on wyrwany ze snu szybko wstał z krzesła.
-Co się stało?-Spytał zdezorientowany.
-Kazałam ci jej pilnować a ty wykorzystując okazję się zdrzemnąłeś.-Odpowiedziała mu z wyrzutem.
-Nic na to nie poradzę....-Odparł również zmęczony.-Niki....nareszcie.-Podszedł do mnie i tak samo jak Kendall mocno mnie uścisnął.
-Idę po lekarza.-Powiedziała po chwili Kendall.
-Nie ma takiej potrzeby. Czuję się dobrze.-W końcu się odezwałam.
-Może ci się tak wydawać. Kazał siebie wołać,jak się w końcu obudzisz. Nie wiem czy wiesz,ale byłaś w śpiączce przez tydzień...
-Tydzień?-Powtórzyłam,będąc w szoku.
-Nic nie pamiętasz?
Pokręciłam przecząco głową.
-A pamiętasz to,że twoje przyjaciółki przyjechały?
-Tak....to pamiętam. Właśnie,gdzie one są?
-Przyjdą za godzinkę. Zmieniamy się.-Uśmiechnęła się do mnie.
-Czyli ty już wiesz...-Zaczęłam.
-Tak. Jestem cholernie zła,że mi nie powiedziałaś. Gdybyś nas powiadomiła,do twojego stanu by nie doszło...
-Ale przecież coś się stało u Zack'a i musieliście jechać. Nie chciałam wam narzucać swoich problemów...
-Nie gadaj głupot Niki.-Odezwał się Zack.-Wiesz,że zawsze możesz na nas liczyć. Razem byśmy wszystko rozwiązali. A co do Nathana....lepiej niech się do mnie już nie odzywa.
Spojrzałam na niego z szokiem.
-Zack...to twój przyjaciel.
-Przyjaciel.-Prychnął.-Miał zasady,był dobry. A tu bił cię i zmuszał do rzeczy,których nie chciałaś robić. Spójrz na siebie. Przez te tygodnie tak zmizerniałaś,że jesteś nie do poznania. Twój stan fizyczny się o wiele,wiele pogorszył. Zaczęłaś palić,a ty nigdy nie palisz...
-To nie jego wina...
-Jak nie jego wina?
-Przez rozwód rodziców się tak zmienił. Zamiast go odrzucać,powinieneś z nim porozmawiać...
-Próbowałem wiele razy. Rozumiałem jego sytuację. Ale nie spodziewałem się,że kiedyś podniesie rękę na kobietę. Nawet w takich sytuacjach nie powinien nawet cię tknąć.
Spuściłam głowę na dół i zaczęłam bawić się palcami u dłoni.
-Zack ma rację Niki. Kompletnie mu odbiło...
-Ale nie możemy go zostawić w takim stanie...-Szepnęłam.
-A on cię zostawił w takim stanie!-Odpowiedziała Kendall.-Jesteś za dobrą osobą Nicole.-Pokręciła głową.-Idę po lekarza,a ty jej pilnuj.-Ostatnie słowa skierowała do Zack'a.
***
-Twój stan się polepszył i myślę,że niedługo będziesz już wolna.-Oznajmił lekarz,badając mnie.
-Co mi się stało?-Spytałam.
-Zemdlałaś z wyczerpania. Wiesz,że taki tryb życia jaki prowadzisz nie jest wcale dobry?-Spojrzał na mnie spod swoich okularów.
Zarumieniłam się.
Jest mi wstyd. Przecież widzi moje rany na ciele po cięciu się. Na pewno wie,że brałam narkotyki i piłam do upadłego.
-Jestem tego w stu procentach świadoma,panie doktorze.-Odpowiedziałam dopiero po chwili.
-Jesteś mądrą dziewczyną,panno Anderson. Mamy tutaj wiele takich przypadków i nadal się dziwimy,że tacy młodzi ludzie jak pani rujnują sobie życie...
Nie odpowiedziałam na to.
Jest mi wstyd.
Nigdy nie chciałam,aby mnie tak postrzegano.
Wszystko szlag trafił...
-To nie jest jej wina.-Odezwała się Sel.
-Nie obchodzi mnie czyja to wina. Tak czy siak,o zdrowie powinna dbać.-Uśmiechnął się,a potem opuścił pomieszczenie,gdzie aktualnie wszyscy się znajdują.
Po wyjściu doktora zapadła krótka cisza,którą przerwałam:
-Co się dzieje z Nathanem?
-Nie powinien cię obchodzić.-Odparła Angel.
-Ale obchodzi. Co się z nim dzieje?
-Nicole,powinnaś teraz odpoczywać. Nie mogę uwierzyć,że po tym wszystkim co ci zrobił,ty się o niego martwisz.-Maja pokręciła głową z dezaprobatą.
-Nie możemy go zostawić w takim stanie.-Powtórzyłam moje słowa.
-Nie zostawiliśmy.-Powiedziała zagatkowo Kendall.
Zmarszczyłam brwi.
-Co masz na myśli?-Spytałam.
-Nie powiem ci,póki nie zaczniesz odpoczywać. Teraz się prześpij i pogadamy jak się obudzisz.
Jak powiedziała,tak zrobiłam.
W sumie...byłam trochę zmęczona.
Kendall Pov's
Trzy dni wcześniej...
Obładowana walizkami,idę po schodach.
W końcu wróciliśmy i możemy normalnie wrócić na zajęcia. Tata Zack'a uległ wypadkowi i musieliśmy przy nim być. Gdy mu się zaczęło polepszać,mogliśmy spokojnie wrócić do swoich zajęć.
Gdy już dotarłam do naszego pokoju,otwarłam drzwi i weszłam nie patrząc na nic,tylko kierując się od razu do swojego łóżka.
-Niki,spokojnie już jestem i ci wszystko wytłumaczę.-Zaczęłam odwracając się,a na widok dziewczyn i jakiegoś chłopaka,zdziwiłam się.
-Cześć Kendall.-Odezwała się Sel,będąc lekko zdenerwowaną.
-O mój Boże cześć.-Odpowiedziałam.-Co wy tu robicie i gdzie jest Nicole?
-Dużo cię ominęło.-Zaczęła Maja.
Nadal stoję zdezorientowana i nie wiem co zrobić.
-Co dokładnie?
-Może najpierw cię przedstawimy naszemu koledze...-Powiedziała Angel.-Kendall to jest Jake,Jake poznaj Kendall-współlokatorkę Niki...
Z szokiem wymalowanym na twarzy uścisnęłam jego dłoń.
Co tu się do cholery dzieje?
Co tutaj robi Jake?
Ten legendarny Jake?
Po dość długiej ciszy,odezwałam się:
-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi? Czy chcecie mnie powiadomić,że Nicole znowu jest z Jakiem?-Uśmiechnęłam się,ale im do śmiechu nie było.
Może Nathan popełnił przez to samobójstwo?!
I weź tu gdzieś wyjedź...
-Kendall...-Zaczęła Sel.-Niki jest w szpitalu.
Wyszczerzyłam swoje oczy.
-Jak to w szpitalu?!-Krzyknęłam.
-Znaleźliśmy ją w łazience w małej kałuży krwi....-Odpowiedział mi Jake,łamiącym się głosem.
-Że co kurwa? Wy mnie chyba wkręcacie.-Odparłam nie dowierzając.
-Nie żartujemy. Nathan ją bił i przez to zaczęła palić i ciąć się. A o alkoholu i o narkotykach już nie wspomnę.-Powiedziała Maja.
-Ludzie....wy powariowaliście.
-Mówimy poważnie.-Odezwała się Angel.-Nie zauważyłaś u Nathana,że się inaczej zachowuje?
-No t...tak. Ale w życiu nie pomyślałabym,że posunie się do czegoś takiego.-Odpowiedziałam będąc w szoku.-Skąd ty się tu wziąłeś Jake?
-Przyleciałem na pomoc. Zadzwoniły do mnie,a ja dla niej zrobię wszystko.-Odpowiedział będąc poważnym i wyraźnie zmartwionym jej stanem.
Zresztą jak wszyscy.
-Zawieźcie mnie do niej.-Zażądałam i jak powiedziałam,tak zrobili.
20 minut później...
Kierujemy się do sali,gdzie aktualnie jest Nicole. W brzuchu mnie dziwnie skręca na myśl,że jest tutaj i leży w śpiączce. Do tego podobno bardzo się zmieniła. Paranoja normalnie...
-Okej,to tutaj.-Powiedziała Sel,gdy byliśmy już pod właściwymi drzwiami.
Zawahałam się chwilę.
-Naprawdę aż tak źle wygląda?-Spytałam trzęsącym się głosem.
-Sama oceń. Nie widywaliśmy się z nią często. Nam się wydaje,że wygląda strasznie.-Odparła Maja ze smutkiem.
Wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za klamkę wchodząc do pomieszczenia.
I oto ją zobaczyłam.
Leży bezwładnie,spokojnie oddychając i mając zamknięte oczy. Jest podłączona do tych wszystkich cholernych kabli.
A o jej wyglądzie już nie wspomnę...
Cienie pod oczami,strasznie schudła,jest bladsza i wygląda na zmęczoną życiem. Aż łzy się do oczu cisną na jej widok.
Podeszłam do krzesełka obok i usiadłam.
Wzięłam jej rękę i zaczęłam płakać.
Wszędzie są blizny po cięciach i jeszcze widoczne. Widać ślady bicia. Wszędzie siniaki i zadrapania.
Nie wierzę,że Nathan doprowadził ją do takiego stanu.
Położyłam głowę na jej ręce i zaczęłam jeszcze bardziej płakać.
Znam Nathana tyle czasu. To jest nasz przyjaciel i do tego stopnia się posunął. To się po prostu w głowie nie mieści. Był wobec niej taki opiekuńczy,wrażliwy. Kochał ją nad życie....
A tu nagle coś mu jebło i stał się potworem. Inaczej go określić nie można,niestety....
Nagle słyszę otwierane drzwi.
Podnoszę głowę i moim oczom ukazuje się mój chłopak. Napisałam do niego sms w czasie drogi,że ma przyjechać.
-Jezus Maria....-Powiedział patrząc na nieprzytomną Nicole.-J...ja sobie nie wyobrażałem,że jest aż tak źle.-Mówił z niedowierzaniem.
-Wiesz kto ją do tego doprowadził?-Zapytałam nadal płacząc.
-Wiem.-Odpowiedział poważnym tonem.-Rozmawiałem z dziewczynami i Jakiem? Jake,tak?
-Tak.
-On już nie jest moim przyjacielem. Stał się potworem.
Podszedł do mnie i mocno objął.
-Co z nim zrobimy? To już nie jest człowiek zdrowy psychicznie...
-Myślę,że powinniśmy porozmawiać z jego rodzicami.-Odparł po chwili.
***
Siedzimy w szpitalnej kawiarni i popijamy gorącą kawę. Nikt nie ma ochoty stąd wychodzić. Wszyscy chcą cały czas być przy Niki.
Szczególnie Jake...
-A tak w ogóle,bo nie mieliśmy szansy porozmawiać,jak tam Amsterdam Jake?-Spytałam,bo między nami panuje grobowa cisza.
On jakby wyrywając się z zamyślenia,spojrzał na mnie i odpowiedział:
-Jest w porządku. W sumie nic ciekawego tam nie ma. Wszędzie są piękne miejsca i tam jest tak samo.-Uśmiechnął się.
-Masz rację.-Odpowiedziałam.-A co tam studiujesz?
-Architektura.
-Nieźle.
Znów cisza.
-Zwiedziłeś już tutaj coś?
On się delikatnie zaśmiał a dziewczyny razem z nim.
My z Zackiem oczywiście nie wiemy o co chodzi.
-Uwierz mi,że znam to miejsce jak własną kieszeń.
Zmarszczyłam brwi.
-Niby jak?
-Mieszkał tu parę ładnych lat.-Uśmiechnęła się Angel.
Potem razem wszyscy się zaśmialiśmy.
Nagle do pomieszczenia wszedł doktor.
-Jesteście krewnymi panny Nicole Anderson?
Spojrzeliśmy po sobie.
-Tak.-Odpowiedzieliśmy chórem.
-A jej rodzice?
-Nie dali rady przyjechać,ale niedługo się zjawią.-Skłamała Maja.
Nie powiadomiliśmy jej rodziców. Po pierwsze,musielibyśmy naciągnąć ich na koszty,po drugie byliby strasznie zmartwieni a po trzecie jesteśmy pewni,że Niki by tego nie chciała...
Zawiadomimy ich,jak Nicole się trochę polepszy. Wtedy im wszystko wytłumaczy.
-W takim razie...-Popatrzył na nas podejrzliwie.-Powinna się obudzić pod koniec tego tygodnia. Jej stan się poprawia,ale nie jest w najlepszej sytuacji.
Ze smutkiem pokiwaliśmy głowami.
-Jeśli chcecie do niej zajrzeć,to proszę bardzo. Niedługo czas odwiedzin dobiega końca.-Powiadomił nas z uśmiechem i odszedł.
-Wiecie co? My do niej przyjdziemy jutro z samego rana. Jestem strasznie zmęczona podróżą.-Powiedziałam a Zack się ze mną zgodził.
-Też tak zrobimy. I tak się na dzisiaj przy niej nasiedziałyśmy. Niech odpoczywa.-Dodała Sel a potem wszyscy spojrzeli na Jake'a.
-No co?-Powiedział.
-Idziesz do niej?-Spytała z uśmiechem Angel.
-No jasne,że tak.-Odpowiedział.
-Okej....to na razie Jake.-Powiedzieliśmy chórem a on nam pomachał i niemal ruszył biegiem do sali.
Jake Pov's
Zamknąłem za sobą drzwi i od razu usiadłem koło niej. Wziąłem delikatnie jej dłoń i pocałowałem najczulej,jak tylko mogłem.
Potem zacząłem przypatrywać się jej twarzy.
Nadal nie mogę uwierzyć,że po pięciu latach znowu ją ujrzałem. Mogę ją znów dotknąć i być przy niej. Mogę znów robić wszystko aby była bezpieczna.
-Nicole...-Westchnąłem.-Ponownie zawróciłaś mi w głowie,choć jeszcze z tobą nie rozmawiałem,nie słyszałem twojego anielskiego głosu. Jesteś wszystkim co mam i proszę,aby wszystko było dobrze. Chcę znów z tobą rozmawiać i poczuć cię w ramionach jak kiedyś. Chcę znów słyszeć twój śmiech i wiedzieć,że przy mnie jesteś bezpieczna...
Ponownie ucałowałem jej dłoń,a potem wstałem,nachyliłem się nad nią i ucałowałem jej czoło. Ostatni dzisiaj raz na nią zerknąłem i wyszedłem.
Angel Pov's
-Myślę,że to będzie najlepsze rozwiązanie.-Powiedziałam na drugi dzień siedząc z wszystkimi w małej kawiarence na rogu.
Jest 7 rano i po kawie wszyscy od razu jedziemy do szpitala.
-A kto się tym zajmie?-Spytała Kendall.
-Myślę,że najlepszą osobą jest Zack.-Odparła Maja.
-Nie pojadę tam.-Zaprotestował.
-Ale musimy coś zrobić. On nie jest już zdrowy...
Pomyślał chwilę.
-Okej. Ale jak go uderzę,nie odpowiadam za to.
-Zgoda.-Odpowiedzieliśmy chórem.
Zack Pov's
-Mam wejść z tobą?-Zapytała mnie Kendall,gdy byliśmy już pod jego domem.
-Przyda mi się ktoś,kto mnie powstrzyma aby tam nie wybuchnąć.-Odparłem,bo taka była prawda.
Niech tylko podniesie na mnie głos,a dostanie od razu.
-Okej...-Westchnęła.-Jesteś gotowy?
-Jak nigdy.-Odpowiedziałem i wyszliśmy z samochodu.
Na szczęście mama Nathana jest w domu.
Podchodzimy do drzwi i nawet nie pukając,wchodzę. Oczywiście Kendall mnie za to skarciła,ale pani Kidman jest przyzwyczajona już,że wchodzę jak do swojego domu.
-Dzień dobry!-Przywitałem się nie wchodząc dalej.
Nagle w holu pojawiła się mama Nathana z założonym fartuszkiem i wyciera rękę w ścierkę.
-O Zack,Kendall.-Mówi uśmiechając się.-Dawno tu was nie widziałam. Jak chcecie Nathan bierze prysznic,więc możecie poczekać u niego,albo posiedzieć ze mną...
Spojrzeliśmy po sobie.
-Właściwe....my też do pani.-Odparłem.
Jej mina przybrała wyraz zdziwienia.
-A co się stało....wiecie co,chodźcie do salonu. Nie będziemy tu tak stać.-Pokazała,abyśmy weszli dalej.
I tak też zrobiliśmy.
Usiedliśmy przy stole i Kendall zaczęła:
-Proszę pani....my w sprawie Nathana....
-O nie. Co znowu zrobił?
-Czy pani wie,jak on przeżywa państwa rozwód?-Wypaliłem.
Nie będę się pierdolił.
Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem na twarzy. Po krótkiej chwili odpowiedziała:
-Tak. Ja zdaję sobie z tego sprawę. Ale teraz widzę u niego poprawę. Jest z Nicole,która mu bardzo pomaga....-Przerwałem jej.
-No właśnie. A kiedy ją pani ostatnio widziała?
-W sumie to....dawno u nas nie była. Nic mi nie mówił,że zerwali.
-Teoretycznie nie zerwali.....-Zaczęła Kendall.
-Pani syn wyżywał się na tej dziewczynie. Zmuszał ją do picia,do chodzenia na imprezy,do brania trawki. Czy wie pani jaka ta dziewczyna jest wrażliwa? Przez niego zaczęła się ciąć. A co w tym najlepsze...bił ją.-Zakończyłem swoją wypowiedź,szybko oddychając.
Kendall spoglądała to na mnie,to na panią Kidman.
Była w szoku.
Po prostu wbiło ją w fotel.
-Zack....c...co ty mówisz?
-Prawdę. Znaleźli ją kilka dni temu w łazience w kałuży krwi. Wylądowała w szpitalu. Aktualnie jest w śpiączce.
-Matko Boska.-Zakryła twarz dłońmi.-Ale....on...ja...
-Też się tego po nim nie spodziewaliśmy. Ale niestety....-Dopowiedziała moja dziewczyna.
-Jest moim przyjacielem. Przyjechałem tu tylko po to,aby mu pomóc bo kompletnie postradał zmysły proszę pani. Ten rozwód,złamał go.
-I...co ja mam z nim zrobić?-Odpowiedziała mając łzy w oczach.
-Pani wie najlepiej co powinna zrobić.-Powiedziała do niej Kendall z uśmiechem.
-A z Nicole....
-Lekarz nam powiedział,że jest coraz lepiej i powinna za kilka dni się obudzić.
-Bogu dzięki. Przy najbliższej okazji ją odwiedzę,a teraz rozprawię się z moim synem.
-Jak to Nicole ujęła...-Zacząłem.-To nie jego wina i potrzebna jest rozmowa. Lepiej się z nimi nie sprzeczać,bo chodzą z Kendall na psychologię dwa lata.
-To co ja mam zrobić?-Odpowiedziała bezradnie.
-On...to go złamało,proszę pani. Najpierw rozmowa a potem...nie wiem psycholog lub jakaś klinika....-Odparła Kendall.
Zastanowiła się chwilę.
-Może macie rację... Wy też z nim idziecie pogadać?
-Nie. Rozmowa z panią mu wystarczy. Nie chcę,mu przywalić.-Powiedziałem zgodnie z prawdą.
-A należy mu się.-Zgodziła się a potem z nami pożegnała,mówiąc że musi działać od teraz.
Po wyjściu z domu Nathana,wsiedliśmy z powrotem do samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala.
-Myślisz,że to mu wystarczy?-Zapytałem.
-Myślę,że tak. W końcu zrozumie,że źle zrobił i sam zapisze się do kliniki.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem.
-Że ta dziewczyna nie poszła na policję,do sądu czy coś...
-Zack...widzisz,że on nie jest zdrowy psychicznie.
-Tak,ale kurwa. Po prostu nie mieści mi się w głowie,co zrobił.
***
Nicole Pov's
Otwieram powoli swoje powieki.
Co z tego,że spałam cały tydzień.
Dobrze,że się trochę przespałam. Czuję,że moje siły powoli ale powracają. Nie mam pojęcia,kiedy będę mogła wyjść. Z jednej strony tego chcę,a z drugiej nie. Boję się Nathana.
Nie wiem o co chodziło Kendall,ale mogła tak powiedzieć,żeby mnie uspokoić. Pewnie gdzieś uciekł i teraz mnie szuka,aby do końca mnie zniszczyć.
Na sto procent tak jest.
Leżę tak,pogrążona w swoich myślach aż słyszę otwierającą się drzwi.
Nie odwracam się w tamtą stronę.
Albo to dziewczyny,albo Nathan.
Na tą myśl zaczęłam szybciej oddychać i zacisnęłam mocno swoje powieki.
Niech mnie już zabije. Mam dość.
Czekam aż wydarzy się najgorsze,ale nic takiego się nie stało.
Zdezorientowana otwieram oczy i powoli przekręcam głowę w bok.
I kogo tam zobaczyłam?
Jake'a.
Z wrażenia aż podniosłam się do pozycji siedzącej i wgapiam się w niego jak w obrazek.
On jako pierwszy postanowił się odezwać.
-Niki. Nareszcie.-Po tych słowach,mocno mnie do siebie przytulił.
Ja nic nie odwzajemniam. Nadal jestem w szoku a w oczach pojawiły mi się łzy.
-Jestem w niebie.-Szepnęłam a on w zdezorientowaniu odsunął się ode mnie.
-Nicole,jesteś na ziemi.-Odparł,również mając łzy w oczach.-Jesteś tutaj ze mną i nic ci się już nie stanie.-Znów mnie przytulił.-Obiecuję ci to.
Dopiero teraz zrozumiałam,że znów jest ze mną. Znów mam go w ramionach. Znów mogę poczuć jego zapach. Znów mogę go widzieć. Po pięciu latach znów mogę go dotknąć.
Po chwili odwzajemniłam uścisk i szepnęłam:
-Tak tęskniłam...
-Ja też Nicole. Nie wiesz jak bardzo. Ale to już nie ważne. Ta rozłąka uświadomiła mi jak bardzo cię kocham. Nie ważne jak daleko będę,zawsze myślę o tobie. Nigdy więcej cię nie zostawię...
Rozpłakałam się jeszcze bardziej i odparłam:
-Ja też cię bardzo kocham.
Po tych słowach pocałował mnie czule w czoło i powiedział:
-Już nigdy cię nie opuszczę. Choćby się paliło i waliło. Pomogę ci z tego wszystkiego wyjść.
I tak tkwiliśmy w uścisku,aż do momentu,gdy wszyscy weszli do sali.
----------------------
SPOKOJNIE,BĘDZIE JESZCZE JEDEN EPILOG. TO NIE KONIEC xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro