Rozdział 27: Lisek
🍷Pov: Anya🍷
Lodowate powietrze było odczuwalne od paru dobrych minut.
Śnieg prószący na dworze i zamróz na szybach, utwierdzały mnie w przekonaniu, że temperatura nie była zbyt wysoka. Mieliśmy jechać na Hokkaido, a tam na pewno będzie jeszcze zimniej.
-Co wiemy o tym zawodniku?- zapytał Erik, który musiał wytrzymywać obecność Sue na swoich plecach. Silvia z pewnością była zazdrosna.
-Poszukałam w internecie i znalazłam parę informacji, ale nie jestem pewna czy dotyczą niego- poinformowała Celia.
-Podobno jakiś chłopak dołączył do gimnazjum Hakuren i już pierwszego dnia został kapitanem piłkarskiej drużyny. To chyba o niego chodziło- przeczytał Bobby.
-Dobrze wiemy, że zawodnicy tam nie są najlepsi- zauważyła Nelly.
-Patrzcie! Jest jedno zdjęcie!- Celia powiększyła fotografię, na której widniała postać w czarnej bluzie z kapturem.
-Dużo wiemy o jego wyglądzie- zadrwił Tod.
Skupiłam wzrok na czarnej postaci. Jego tajemniczość mnie kręciła. Zawsze uwielbiałam, gdy ludzie nie rzucali się w oczy celowo, a i tak patrzono na nich z podziwem.
-Czyli musimy szukać kogoś w czarnej bluzie, bo trenerka nawet nie zna jego imienia? Chyba muszę do łazienki- Jack chciał wyjść, ale chłopacy mu to uniemożliwili. Wallside na pewno by zwiał i się już nie pojawił. Przynajmniej aż do naszego odjazdu.
-Czemu jesteście nastawieni pesymistycznie w stosunku do nowego członka? Może okazać się miły- wtrącił Frost.
-Shawn ma rację! Nie znamy go, więc nie oceniajmy!- Mark jak zwykle optymistycznie patrzył na świat. Ciekawe co by zrobił, gdyby okazało się, że ten chłopak jest seryjnym mordercom.
Ja bym się z nim na pewno zakolegowała, ale co do reszty nie mam pewności. Może by zwiali z drużyny?
-Chłopaki, bo...- Bobby zastanawiał się czy zadać pytanie.
Chyba nie powinienem. Temat tajemniczego mordercy jest trudny...- rozmyślał.
-Właśnie! Co wiecie na temat Tori?- palnęłam prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Usiadłam wygodniej na fotelu i czekałam aż ktoś się wypowie.
-Miała sprzeczkę z Jackiem, a potem...- Celia nie zamierzała dokończyć. To co stało się z Vanguard było przerażające. Nadal pamiętała oko, leżące na chodniku i resztę zmasakrowanego ciała.
Powinnam dostać nagrodę za takie piękne zaprezentowanie trupa.
-Jack?- zapytałam.
-Nie zrobiłem tego!- bronił się Wallside. Mimo, że wiedziałam kto popełnił tą zbrodnię, fajnie byłoby go wrobić.
-Cały się trzęsiesz! Jesteśmy w jednym miejscu z mordercą! Pewnie następny na liście jestem ja! Umrę!- Willy zaczął dramatyzować.
-Jack nie mógłby...- Mark spoważniał, ale mu przerwałam.
-Okej. Uspokójcie się. Skoro jesteś niewinny, pokaż co masz w swoim plecaku.
Wszyscy zamilkli.
-D...dobra- odparł zielonowłosy i poszedł w stronę miejsca, gdzie znajdował się przedmiot.
-Na pewno nie ma tam niczego czym mógłbyś kogoś skaleczyć. Prawda?- zapytałam i uśmiechnęłam się lekko.
Wallside otworzył swój plecak i pokazał wszystkim jego zawartość. Sam tam nie zaglądał, bo po co?
Może nie zauważą zachomikowanych okonomiyaki? - pomyślał.
-Mówiłem! To morderca!- wrzasnął Glass.
-Jack? Czemu w torbie trzymasz... noże?- zapytał Mark, który zaskoczony zawartością plecaka przyjaciela usiadł na swoim miejscu.
-Co?- zielonowłosy spojrzał tam, gdzie wszyscy. Faktycznie ukazały mu się noże. Każdy innej wielkości, a obok nich łyżeczka oraz sznurek.- To nie należy do mnie!- próbował się bronić.
-Każdy ci zaufał, a ty zamordowałeś Victorię- powiedziałam z udawanym przerażeniem w głosie. Wolałabym się śmiać, ale wtedy wszystkie podejrzenia wylądowałyby na mnie. Ciekawe dlaczego nikt się nie skapnął, że kiedy dołączyłam do drużyny zginęła osoba. W dodatku w sposób brutalny.
A teraz czas jeszcze bardziej namieszać- pomyślałam i zaczęłam kierować duplem pani trenerki.
-Przestańcie krzyczeć. Zapnijcie pasy- powiedział jej klon, chociaż nikt oprócz mnie o tym nie wiedział.
-Mamy wśród nas mordercę!- krzyknął Willy. Trenerka nawet nie zwróciła na niego uwagi.
-Panie kierowco, możemy ruszać- zarządziła.
Jeżeli teraz zamorduję Glassa, wszystkie podejrzenia padną na Wallside'a. Wtedy on zostanie wydalony z drużyny. W ten sposób pozbędę się dwóch pieczeni na jednym ogniu, a dodatkowo nie będę o nic podejrzewana- wymyślałam plan działania.- Krew brązowowłosego się nie zmarnuje. Wykorzystam ją do wrobienia Toda. Następnie wyjdzie na jaw, że Bobby za wszystkim stoi i kolejne dwie osoby pójdą w odsiadkę. Chyba tyle na razie wystarczy- uśmiechnęłam się lekko.
Zmieniając temat, możliwe, że polubię nowego gracza. Podobno zabija niedźwiedzie. Informację znalazłam sama i nikt oprócz mnie o tym się nie dowiedział.
-Ratunku! Wszyscy zginiemy!- krzyczał Willy. Uznałam, że chodziło mu o Jacka, więc olałam sprawdzanie jego myśli. Mój błąd...
-Wpadliśmy w poślizg!- krzyknął pan Weteran.
Jak ty jeździsz? Dopiero wyjechałeś- pomyślałam zdenerwowana.
-Tam jest rzeka!- wrzasnął Tod. Prawie na sto procent piłkobus by tam wpadł.
-Nie mamy jak się ewakuować!- krzyczeli.
Mogłabym się ich teraz pozbyć, ale wtedy nie poznałabym nowego gracza...- rozmyślałam. Druga opcja wygrała. Wstałam z fotela i otworzyłam przejście na dach pojazdu.
-To nie działa- szepnął Jude, który magicznie znalazł się przy kierownicy autobusu i próbował przekierować pojazd z powrotem na drogę.
Wspięłam się na dach piłkobusu, mając piłkę w ręce. Szybko zeskoczyłam na drogę i wyprzedziłam środek transportu.
Wskoczyłam na barierkę mostu i zeskoczyłam do wody. Gdy byłam w powietrzu podbiłam piłkę do góry i wycelowałam w autobus. Oddałam strzał, jak zwykle celny. Pojazd zamiast wjechać w barierki i wpaść do rzeki, wrócił na prawidłową trasę.
Odbiłam się od krawędzi górki i wybiłam wysoko. Zgrabnie wylądowałam na niebiesko-białych barierkach i ruszyłam w pościg za drużyną.
❄️Pov: Shawn❄️
-Żyjemy!- krzyknął Willy.
-Jestem- oznajmiła Sparkle i wskoczyła do środka przez okno, które mieściło się tuż obok mnie.
-Kiedy... wyszłaś?- zapytałem zdziwiony. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, a ona była na zewnątrz.
-Jakieś pięć minut temu?- usiadła na miejscu i sięgnęła po coś z plecaka.
Więcej nie pytałem.
-Widział ktoś moje rękawiczki?- zapytała Amethyst po chwili.
-ŻYJEMY!!!- wrzeszczała drużyna. Willy zaczął tańczyć jak opętany, a Scotty trzymał w rękach zapalniczkę i fioletowy materiał. Chyba rękawiczki.
-Patrz- puknąłem lekko w ramię Sparkle. Ta spojrzała w kierunku niskiego chłopaka.
-Oddasz mi to!?- krzyknęła. Wszyscy zamilkli, a Glass zaprzestał wykonywania swojego tańca. Dziewczyna podeszła do Banyan'a z wściekłym wyrazem twarzy. Wyrwała mu z ręki rękawiczki oraz zapalniczkę i coś szepnęła na ucho. Potem na jej twarzy zagościł uśmiech, a Scotty stał przerażony energicznie kiwając głową. Wróciła na swoje miejsce.
-Siadać- warknęła pani Schiller.
-Co mu powiedziałaś?- zapytałem.
-Nic takiego- odpowiedziała z uśmiechem zakładając odzyskane rękawiczki.
🐈⬛Skip time🐈⬛
🍷Pov: Anya🍷
-To Hokkaido!- krzyknął Mark, na nowo pełen energii.
Gdy byłam tutaj pierwszy raz, spadła lawina- pomyślałam. W powietrzu unosił się zapach krwi i trupa. Chyba nie człowieka, a zwierzęcia.
Wallside się na mnie patrzy. Nie chcę umierać! Oddam moją lalkę, tylko mnie oszczędźcie! Mogę zostać nawet kotem!- Glass błagał siły wyższe o litość. Wybuchłam śmiechem.
Mogę spróbować go zabić i postawić jako figurkę koteczka. To wyglądałoby zabawnie.
-Jesteśmy na miejscu- oznajmił pan Weteran. Pierwsza wysiadłam z piłkobusu.
-Porozglądajcie się po okolicy- poprosiła trenerka.
-Spoko- powiedziałam i ruszyłam w kierunku lasu. Stamtąd dobiegał zapach trupa.
-Jakie piękne drzewa! Takie martwe- zachwycałam się krajobrazem. Nagle zapach krwi stał się bardziej wyczuwalny. Już po chwili zobaczyłam nieżywego niedźwiedzia.
Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam.
-Do góry!- powiedział czyiś głos. Spojrzałam na gałąź drzewa. Siedział na niej chłopak w czarnej bluzie, mający jeszcze jedną śnieżkę w ręku. Bez wahania rzucił nią w moją twarz, ale ja zrobiłam unik.
Ulepiłam jedną kulkę i tym razem to ja rzuciłam, trafiając w rękę.
-Co robisz na drzewie?- zapytałam.
-Siedzę.
-A mógłbyś do mnie zejść?- chłopak zeskoczył na ziemię, tylko po to, aby rzucić we mnie kolejną, szybko uformowaną śnieżką.
-Teraz ja zadam pytania. Co tutaj robisz?
-Stoję- odpowiedziałam.
-Po co przyszłaś? Nie jesteś chyba tutejsza- zauważył.
-Nie jestem, ale mogę kiedyś być- zbliżyłam się do niego.- Grasz w nogę?
-A po co ci ta wiedza?- teraz to on się do mnie przysunął.
W tym samym czasie rzuciliśmy w siebie śnieżkami. Rozbiły się o siebie, nie trafiając w nikogo.
-Nieźle- odsunęłam się od chłopaka. On uczynił to samo.- Razem z moją drużyną szukamy dobrego napastnika. Jest kapitanem drużyny Alpine- oznajmiłam.
-Znam go- odpowiedział. Mogę przysiąc, że się szyderczo uśmiechnął.
-Powiesz kto to?- zapytałam. Domyślałam się, że mogłam go już spotkać i to on nim był.
-A może zaprowadzić cię do szkoły panno Sparkle?- zapytał.
-Skąd znasz moje...- chciałam się dowiedzieć, ale mi przerwał.
-Już się widzieliśmy. Idziesz?- ruszył przed siebie.
Zna mnie? Jak?- myślałam.
⚽Pov: Mark⚽
-Nasz kapitan wyszedł trenować, ale pewnie zaraz się zjawi- odpowiedział Maddox na moje wcześniejsze pytanie.
-Dobrze gra?- zapytał Erik.
-Mało powiedziane! Zmiótł nas w pięć minut- rzekł Quentin.
-Shawn! Nigdzie nie idziesz! Tak dawno się nie widzieliśmy- mówiła Kerry przytulając Frosta.
Powstał harmider.
-Zagramy mecz pani trenerko?- zapytałem. Ona mnie zignorowała. Powtórzyłem pytanie jeszcze parę razy, ale z tym samym skutkiem. Brak odpowiedzi.
🍷Pov: Anya🍷
-Zdradzisz mi swoje imię?- zapytałam.
-Dowiesz się niedługo- złapał mnie za rękę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Co się ze mną dzieję?
-Sama trafię! Nie musisz mnie trzymać za rękę- oznajmiłam urażona.
-Chcę to robić- odpowiedział. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
-To nie znaczy, że możesz- sprzeciwiałam się niemu i sobie. Zatrzymał się i mnie puścił.
-Jak wolisz- ruszył dalej.
Debilka, debilka, debilka!- karciłam się w myślach.
***
-Czemu idziesz na tyły szkoły?- zapytałam, gdy dotarliśmy w docelowe miejsce.
Nie odpowiedział. Zniknął za budynkiem. Pobiegłam za nim.
-Wasz kapitan zajmuje się jeszcze czymś innym niż piłką?- usłyszałam głos Marka wewnątrz budynku. Po krótkiej chwili weszłam do środka.
-Możesz sam go o to spytać- ktoś odpowiedział Evansowi. Wiedziałam, że spotkałam ich kapitana!
W końcu doszłam do miejsca z którego miałam widok na wszystkich.
-Jestem Mark Evans i pełnię funkcję kapitana drużyny Raimona! A ty jak się nazywasz? - brązowowłosy ekscytował się spotkaniem.
Chłopak zsunął kaptur czarnej bluzy.
-Aiden Frost- przedstawił się.
Shawna zamurowało.
-Chciałbyś dołączyć do naszej drużyny?- Mark uśmiechnął się szeroko.
-Nie jesteście za słabi?- podniósł kącik ust do góry.
-Może się zmierzymy?- wtrąciłam. Odwrócił się w moją stronę.
-Niech będzie- odpowiedział.
Rany, co za typ- narzekał Erik w swoich myślach.
Co ja do niego czułam parę minut temu? Skrytą nienawiść lub wstręt? Nie...
Więc co to było?
-Zapraszam na boisko- powiedział brzoskwiniowowłosy.
Jego szare oczy są cudowne, a ten głos... O czym ty myślisz?!- ruszyłam za chłopakiem, a za mną poszła cała drużyna Alpine i Raimona.
Nie rób niczego głupiego. Nie zamieniaj się w Nelly, a tym bardziej w Leilę. To tylko irytujący idiota, którego już znasz. Zajmij się zaplanowaniem morderstwa, a nie zaprzątaj sobie nim głowy- moje myśli latały jak szalone wokół Aidena.
-Wszystko dobrze?- zapytał Nathan, kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na niego. W moich fioletowych oczach błyszczało wiele gwiazdek. Swift pokrył się rumieńcem.
-Tak- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Znowu sztucznym.
-Chwila! Zabieram tę panienkę na momencik!- Leila pociągnęła mnie za rękę.- Nie wierzę! Znalazłaś sobie chłopaka! Amethyst, musimy jeszcze poszukać partnera dla Anyi!
-To nie tak...- próbowałam się wywinąć. Skąd jej się wzięła nagła zmiana ze stalkera w shipera? A co ważniejsze, dlaczego zawsze pojawia się i mnie gdzieś ciągnie. Po to przybrałam przykrywkę, aby mieć prywatność i rozszerzone możliwości do wykonywania mojego planu.
-Kiedy ślub?!- wrzasnęła. Daję słowo, jeżeli ktokolwiek to usłyszał to ją zabiję!
-On mi się nie podoba- podkreśliłam dosadnie wyraz ,,nie".
-Nie widziałaś jego rumieńca? To znak- mrugnęła do mnie.
-Nie znam się na tym. Powiedz mi czemu chcesz znaleźć chłopaka dla swojej przyjaciółki?- zapytałam.
-Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to ona nie jest typem osoby, która potrzebuje partnera- zamyśliła się.- Jednak ja będę robić jej na złość. Może poskutkuje?
-Wątpię- zaśmiałam się.- Muszę lecieć, a z tego co wiem ty również. Czeka nas mecz!- chyba dobrze odegrałam swoją rolę, bo fioletowooka odwzajemniła uśmiech.
Dawno nie widziałam białowłosej dziewczynki- pomyślałam. Enigmatyczna postać z pewnością miała jakiś cel w zwróceniu się do mnie. Nie powiedziała jaki, a to nie pomagało w odkryciu jej tożsamości. Kiedy kolejny raz ją spotkam, zapytam o jej imię.
Może zniknięcie trenerki ma jakiś związek z czarnooką? Sprawa zrobiłaby się o wiele bardziej skomplikowana. A rozwiązywanie trudnych zagadek jest świetną zabawą.
Już po chwili wszyscy ustawili się na swoich pozycjach.
-Rozpoczynamy! Skipolson podaje do Aidena- Leila zaczęła komentować.
-Wieczna zamieć!- szarooki nawet nie przeszedł linii dzielącej boisko na dwie części, a już oddawał strzał. Piłka szybko przemieszczała się w stronę bramki, a tor jej lotu był widoczny, dzięki lodowej poświacie pozostawianej w powietrzu.
-Ręka Majina!- krzyknął Mark. Ta udoskonalona technika była w stanie zatrzymać wiele piłek.
Evans upadł na kolana, a postać, którą przywołał rozpadła się w drobny mak.
-Zaraz strzeli bramkę- szepnęłam.
Nie ma takiej opcji! Nie zamierzam stracić ani jednej bramki w mojej karierze!
Szybko przemieściłam się w kierunku piłki. Miałam szansę na zatrzymanie strzału.
-Lilla!- krzyknęłam. Fioletowe wstążki tworzyły kwiaty, co chwilę zmieniając swoją postać na normalną. W powietrzu unosił się piękny zapach lilii. Wstążki owinęły piłkę, zamykając ją w środku kwiatu. Roślina zapłonęła fioletowym ogniem, a piłka wypadła, lądując tuż obok mnie.
-Nie ma bramki!- krzyknęła komentatorka.
-Nieźle, chociaż to dopiero rozgrzewka- brzoskwiniowowłosy uśmiechnął się szyderczo.
-Tak? Wampirza noc!- oddałam strzał. Piłka zamiast wpaść do siatki, uderzyła w słupek bramki, rozwalając go.
-Czas założyć okulary- zadrwił Aiden.
-Po to, aby widzieć ciebie? Nigdy- odgryzłam się. Rany, gdy jest żywy staje się z każdą sekundą coraz bardziej irytujący.
Wszyscy zamilkli. Towarzyski mecz zamienił się w wymianę słów, między mną, a kapitanem Alpine.
Aby celnie strzelać- pomyślał. Miałam wrażenie, że celowo nie wypowiedział tych słów na głos. Jakby wiedział, że potrafię czytać w myślach. Tylko, że ja nigdy o tym nikomu nie powiedziałam. Nie mógł mnie rozgryźć.
Prawda? Nie, to głupie. Mysz nie może dorównać kotu, a kot niedźwiedziowi.
Ale on zabija niedźwiedzie, a więc dorównuje i myszy i kotu.
Dlaczego Shawn nic z tym nie robi?! Widzi żywego brata, a stoi jak słup soli. Powtarza w myślach, że to jest niemożliwe, a osoba, która przed nim stoi to wytwór jego wyobraźni, albo ktoś wyglądający podobnie i mający na imię, tak samo jak jego zmarły brat.
W sposób naukowy nie da się tego inaczej wytłumaczyć. Co innego snuć domysły, a znać prawdę i być świadkiem.
-Agresywna gra- zreasumowała Leila- Wznawiamy od zepsutej bramki!
Już po chwili bramkarz Alpine podał piłkę do Seana. Nathan ją szybko przejął.
-Swift przy piłce! O nie! Aiden odbiera mu ją w ułamku sekundy!
W mgnieniu oka znalazłam się przed brzoskwiniowowłosym.
-Chcesz przejść? Musisz mnie okiwać- powiedziałam z uśmiechem.
-Nie ma sprawy- jego oczy przybrały pomarańczową barwę.
Pov: Narrator
Przez otwarte okno wpadało zimne powietrze. Na ścianie widniał ślad niedoschniętej krwi.
-Szefie, wykonałem zadanie- poinformował mężczyzna w czarnym garniturze.
-Więcej szczegółów- Valentino zaciągnął się dymem cygara.
Odpowiedziała mu cisza. Jedyna lampka paląca się w pomieszczeniu zgasła.
-La, la, la- cichy głos dochodził z rogu pokoju. Z każdą sekundą się oddalał, aż zamilkł.
-Życiowa rada, ta twoja dama już Cię nie kocha- z dworu dochodził dziewczęcy głos. Szef Vees wyjrzał przez okno. Na murku niedaleko organizacji siedziała dziewczynka. Jej białe włosy z czarnymi pasemkami, spinały dwie białe kokardy.
-Czego chcesz?- zapytał Valentino. Miejsce, w którym pracował było terenem prywatnym, a trzynastoletnia dziewczyna, jakby nigdy nic siedziała na murku, odgradzającym placówkę od ulicy.
-Końca żywotu. Sprawiedliwego wyroku- zanuciła.
-Słuchaj. Albo stąd spierdalasz, albo cię stąd wywalę siłą- warknął mężczyzna.
-Przestań grać twardziela, udaj się do cienia- przeszyła go pustym spojrzeniem.
-Co to za rymowanki?!
Dziewczyna śmiejąc się, podniosła rękę do góry. Szef Vees upadł na ziemię.
-Cienie. Podejdźcie do mnie, moje cienie!- zawołała swoich przyjaciół.- Zostawcie ciało, tam gdzie upadło. Wzniećcie pożar. La, la, la.
-Śmierć na stałe- protestowały. Dziewczyna wlepiła w nie pusty wzrok.- Dobrze pani!
Białowłosa zeskoczyła z murku i oddaliła się od miejsca, w którym chwilę temu się znajdowała.
-Cisza przed burzą. La, la, la!- zaśpiewała cichutko. Budynek stanął w płomieniach.
🍷Pov: Anya🍷
-Możesz sobie pomarzyć!- odebrałam mu piłkę na chwilę. On zrobił to samo.
-Zejdź mi z drogi- warknęliśmy i wybiliśmy piłkę do góry w tym samym czasie.
Wyskoczyłam w powietrzę razem z Aidenem.
-Wampirza!
-Zamieć!
Piłka przybrała lodowo-krwistą barwę i poleciała wysoko do góry.
-Co za...- Leila chciała podsumować, ale usłyszała huk.
Po chwili spadł deszcz. A dokładniej, pozostałości rozerwanej na strzępy piłki.
-Zepsułeś mój strzał!- krzyknęłam.
-Ja?! Raczej ty mój!- warknął.
-Rozjebałeś piłkę!
-Ty ją rozwaliłaś!
Debil- pomyślałam.
Debilka- wyzwał mnie Aiden. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam na swoją pozycję.
-Nie ma piłki. Jak mogliście ją zabić! Nic wam nie zrobiła!- Leila zaczęła dramatyzować.- Wyprawiacie jej pogrzeb- powiedziała nadzwyczaj poważnie.
Ruszyłam ręką, aby zniszczyć całkowicie, już zepsuty przedmiot.
-Nie ma jej- powiedziałam. Pozostałości piłki, zamieniły się w czarny proch, który zdążył wchłonąć w ziemię.
-Upiekło wam się- zmierzyła nas wściekłym spojrzeniem.- Nie ma jak kontynuować. Przerywam mecz!- Leila uśmiechnęła się, szybko zmieniając swój nastrój.
-Ale...- zaprotestował Mark.
-Zgadzam się, nie ma sensu dalej grać- powiedziałam, używając dupla trenerki.
Jeżeli Frost myśli, że dostanie zaproszenie do drużyny, to...
-Dołączysz do nas?- zapytał Mark.- Masz świetnego kopa i jestem pewien, że rozegramy wspólnie wiele dobrych meczów!
-Jasne!
I to chyba tyle w temacie zaproszenia.
***
Nadeszła noc. Nie ruszyliśmy w drogę powrotną, ponieważ rozpętała się zamieć śnieżna.
Miałam w planie zabicie Glassa.
Wszyscy już dawno zasnęli, a chłopak udał się do szkolnej kuchni, aby napić się wody.
-Willy?- zapytałam podchodząc do niego. Ten podskoczył przerażony.
-To tylko ty- poprawił swoje okulary- Już myślałem, że zaatakował mnie morderca- wiedziałam, że chodziło mu o Jacka.
Wyciągnęłam przed siebie rękę, łapiąc go za szyję. W ręce miałam już przygotowany młotek i gwoździe.
-Co ty ro...- zabrakło mu tchu. Rzuciłam nim o ziemię. Podeszłam do szafek i wyjęłam z jednej z nich łyżeczkę. Lampka, którą Glass oświetlał sobie drogę zgasła, przez co przebywaliśmy w kompletnej ciemności. Mój wzrok był do niej przystosowany.
Wyciągnęłam scyzoryk i wbiłam jego ostrze w szyję chłopaka. Wyjęłam go i wycięłam nacięcie na brzuchu brązowowłosego. Uderzyłam w jego środek młotkiem kilka razy.
Podniosłam zmasakrowane ciało chłopaka. W jedną z jego rąk wbiłam gwóźdź, aby trzymała się ściany. To samo zrobiłam z nogami.
Wzięłam do ręki scyzoryk i odcięłam cztery palce Glass'a. Złączyłam je parami, za pomocą młotka i przymocowałam do głowy, dzięki gwoździom, które je złączyły.
Wydłubałam oczy Williego i rzuciłam nimi o podłogę.
-Brakuje tylko ogona- szepnęłam. W ciemności dojrzałam futro lisa, wiszące na ścianie obok. Był i ogonek. Sięgnęłam po niego i przymocowałam do ciała chłopaka. Okulary połamałam na pół.
Glass prezentował się, niczym lis, powieszony na ścianie.
-Piękne arcydzieło. Anya- powiedział głos za mną.
*************************************************
2968 słów. Special z okazji 2k wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo za aż tak dużą liczbę!
Oczywiście, muszę przerwać w takim momencie. Możecie obstawiać, kto zna prawdziwą tożsamość bohaterki i wypowiada ostatnie słowa.
Przepraszam Willy, ale musiałam Cię zabić😓. Nikt Cię nie lubił, ale nie martw się! Po śmierci, będą o Tobie pamiętać! (Przez 3 dni xd).
Mam nadzieję, że było ciekawie💖.
Co do techniki Anyi. Nie chodziło mi o nazwę kwiatu, a koloru. Dokładniej to fioletowego. Pisownia wzięta z języka niemieckiego;)
Miłego dzionka lub nocki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro