Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27: Lisek

🍷Pov: Anya🍷

Lodowate powietrze było odczuwalne od paru dobrych minut.

Śnieg prószący na dworze i zamróz na szybach, utwierdzały mnie w przekonaniu, że temperatura nie była zbyt wysoka. Mieliśmy jechać na Hokkaido, a tam na pewno będzie jeszcze zimniej.

-Co wiemy o tym zawodniku?- zapytał Erik, który musiał wytrzymywać obecność Sue na swoich plecach. Silvia z pewnością była zazdrosna.

-Poszukałam w internecie i znalazłam parę informacji, ale nie jestem pewna czy dotyczą niego- poinformowała Celia.

-Podobno jakiś chłopak dołączył do gimnazjum Hakuren i już pierwszego dnia został kapitanem piłkarskiej drużyny. To chyba o niego chodziło- przeczytał Bobby.

-Dobrze wiemy, że zawodnicy tam nie są najlepsi- zauważyła Nelly.

-Patrzcie! Jest jedno zdjęcie!- Celia powiększyła fotografię, na której widniała postać w czarnej bluzie z kapturem.

-Dużo wiemy o jego wyglądzie- zadrwił Tod.

Skupiłam wzrok na czarnej postaci. Jego tajemniczość mnie kręciła. Zawsze uwielbiałam, gdy ludzie nie rzucali się w oczy celowo, a i tak patrzono na nich z podziwem.  

-Czyli musimy szukać kogoś w czarnej bluzie, bo trenerka nawet nie zna jego imienia? Chyba muszę do łazienki- Jack chciał wyjść, ale chłopacy mu to uniemożliwili. Wallside na pewno by zwiał i się już nie pojawił. Przynajmniej aż do naszego odjazdu.

-Czemu jesteście nastawieni pesymistycznie w stosunku do nowego członka? Może okazać się miły- wtrącił Frost.

-Shawn ma rację! Nie znamy go, więc nie oceniajmy!- Mark jak zwykle optymistycznie patrzył na świat. Ciekawe co by zrobił, gdyby okazało się, że ten chłopak jest seryjnym mordercom.

Ja bym się z nim na pewno zakolegowała, ale co do reszty nie mam pewności. Może by zwiali z drużyny?

-Chłopaki, bo...- Bobby zastanawiał się czy zadać pytanie.

Chyba nie powinienem. Temat tajemniczego mordercy jest trudny...- rozmyślał.

-Właśnie! Co wiecie na temat Tori?- palnęłam prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Usiadłam wygodniej na fotelu i czekałam aż ktoś się wypowie.

-Miała sprzeczkę z Jackiem, a potem...- Celia nie zamierzała dokończyć. To co stało się z Vanguard było przerażające. Nadal pamiętała oko, leżące na chodniku i resztę zmasakrowanego ciała. 

Powinnam dostać nagrodę za takie piękne zaprezentowanie trupa.

-Jack?- zapytałam.

-Nie zrobiłem tego!- bronił się Wallside. Mimo, że wiedziałam kto popełnił tą zbrodnię, fajnie byłoby go wrobić.

-Cały się trzęsiesz! Jesteśmy w jednym miejscu z mordercą! Pewnie następny na liście jestem ja! Umrę!- Willy zaczął dramatyzować. 

-Jack nie mógłby...- Mark spoważniał, ale mu przerwałam.

-Okej. Uspokójcie się. Skoro jesteś niewinny, pokaż co masz w swoim plecaku.

Wszyscy zamilkli.

-D...dobra- odparł zielonowłosy i poszedł w stronę miejsca, gdzie znajdował się przedmiot.

-Na pewno nie ma tam niczego czym mógłbyś kogoś skaleczyć. Prawda?- zapytałam i uśmiechnęłam się lekko.

Wallside otworzył swój plecak i pokazał wszystkim jego zawartość. Sam tam nie zaglądał, bo po co? 

Może nie zauważą zachomikowanych okonomiyaki? - pomyślał. 

-Mówiłem! To morderca!- wrzasnął Glass.

-Jack? Czemu w torbie trzymasz... noże?- zapytał Mark, który zaskoczony zawartością plecaka przyjaciela usiadł na swoim miejscu.

-Co?- zielonowłosy spojrzał tam, gdzie wszyscy. Faktycznie ukazały mu się noże. Każdy innej wielkości, a obok nich łyżeczka oraz sznurek.- To nie należy do mnie!- próbował się bronić.

-Każdy ci zaufał, a ty zamordowałeś Victorię- powiedziałam z udawanym przerażeniem w głosie. Wolałabym się śmiać, ale wtedy wszystkie podejrzenia wylądowałyby na mnie. Ciekawe dlaczego nikt się nie skapnął, że kiedy dołączyłam do drużyny zginęła osoba. W dodatku w sposób brutalny.

A teraz czas jeszcze bardziej namieszać- pomyślałam i zaczęłam kierować duplem pani trenerki.

-Przestańcie krzyczeć. Zapnijcie pasy- powiedział jej klon, chociaż nikt oprócz mnie o tym nie wiedział.

-Mamy wśród nas mordercę!- krzyknął Willy. Trenerka nawet nie zwróciła na niego uwagi.

-Panie kierowco, możemy ruszać- zarządziła.

Jeżeli teraz zamorduję Glassa, wszystkie podejrzenia padną na Wallside'a. Wtedy on zostanie wydalony z drużyny. W ten sposób pozbędę się dwóch pieczeni na jednym ogniu, a dodatkowo nie będę o nic podejrzewana- wymyślałam plan działania.- Krew brązowowłosego się nie zmarnuje. Wykorzystam ją do wrobienia Toda. Następnie wyjdzie na jaw, że Bobby za wszystkim stoi i kolejne dwie osoby pójdą w odsiadkę. Chyba tyle na razie wystarczy- uśmiechnęłam się lekko. 

Zmieniając temat, możliwe, że polubię nowego gracza. Podobno zabija niedźwiedzie. Informację znalazłam sama i nikt oprócz mnie o tym się nie dowiedział.

-Ratunku! Wszyscy zginiemy!- krzyczał Willy. Uznałam, że chodziło mu o Jacka, więc olałam sprawdzanie jego myśli. Mój błąd...

-Wpadliśmy w poślizg!- krzyknął pan Weteran. 

Jak ty jeździsz? Dopiero wyjechałeś- pomyślałam zdenerwowana. 

-Tam jest rzeka!- wrzasnął Tod. Prawie na sto procent piłkobus by tam wpadł.

-Nie mamy jak się ewakuować!- krzyczeli. 

Mogłabym się ich teraz pozbyć, ale wtedy nie poznałabym nowego gracza...- rozmyślałam. Druga opcja wygrała. Wstałam z fotela i otworzyłam przejście na dach pojazdu.

-To nie działa- szepnął Jude, który magicznie znalazł się przy kierownicy autobusu i próbował przekierować pojazd z powrotem na drogę.

Wspięłam się na dach piłkobusu, mając piłkę w ręce. Szybko zeskoczyłam na drogę i wyprzedziłam środek transportu.

 Wskoczyłam na barierkę mostu i zeskoczyłam do wody. Gdy byłam w powietrzu podbiłam piłkę do góry i wycelowałam w autobus. Oddałam strzał, jak zwykle celny. Pojazd zamiast wjechać w barierki i wpaść do rzeki, wrócił na prawidłową trasę.

Odbiłam się od krawędzi górki i wybiłam wysoko. Zgrabnie wylądowałam na niebiesko-białych barierkach i ruszyłam w pościg za drużyną.

❄️Pov: Shawn❄️

-Żyjemy!- krzyknął Willy.

-Jestem- oznajmiła Sparkle i wskoczyła do środka przez okno, które mieściło się tuż obok mnie.

-Kiedy... wyszłaś?- zapytałem zdziwiony. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, a ona była na zewnątrz. 

-Jakieś pięć minut temu?- usiadła na miejscu i sięgnęła po coś z plecaka.

Więcej nie pytałem. 

-Widział ktoś moje rękawiczki?- zapytała Amethyst po chwili.

-ŻYJEMY!!!- wrzeszczała drużyna. Willy zaczął tańczyć jak opętany, a Scotty trzymał w rękach zapalniczkę i fioletowy materiał. Chyba rękawiczki.

-Patrz- puknąłem lekko w ramię Sparkle. Ta spojrzała w kierunku niskiego chłopaka.

-Oddasz mi to!?- krzyknęła. Wszyscy zamilkli, a Glass zaprzestał wykonywania swojego tańca. Dziewczyna podeszła do Banyan'a z wściekłym wyrazem twarzy. Wyrwała mu z ręki rękawiczki oraz zapalniczkę i coś szepnęła na ucho. Potem na jej twarzy zagościł uśmiech, a Scotty stał przerażony energicznie kiwając głową. Wróciła na swoje miejsce.

-Siadać- warknęła pani Schiller.

-Co mu powiedziałaś?- zapytałem.

-Nic takiego- odpowiedziała z uśmiechem zakładając odzyskane rękawiczki.

🐈‍⬛Skip time🐈‍⬛

🍷Pov: Anya🍷

-To Hokkaido!- krzyknął Mark, na nowo pełen energii.

Gdy byłam tutaj pierwszy raz, spadła lawina- pomyślałam. W powietrzu unosił się zapach krwi i trupa. Chyba nie człowieka, a zwierzęcia.

Wallside się na mnie patrzy. Nie chcę umierać! Oddam moją lalkę, tylko mnie oszczędźcie! Mogę zostać nawet kotem!- Glass błagał siły wyższe o litość. Wybuchłam śmiechem.

Mogę spróbować go zabić i postawić jako figurkę koteczka. To wyglądałoby zabawnie.

-Jesteśmy na miejscu- oznajmił pan Weteran. Pierwsza wysiadłam z piłkobusu.

-Porozglądajcie się po okolicy- poprosiła trenerka. 

-Spoko- powiedziałam i ruszyłam w kierunku lasu.  Stamtąd dobiegał zapach trupa.

-Jakie piękne drzewa! Takie martwe- zachwycałam się krajobrazem. Nagle zapach krwi stał się bardziej wyczuwalny. Już po chwili zobaczyłam nieżywego niedźwiedzia.

Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam.

-Do góry!- powiedział czyiś głos. Spojrzałam na gałąź drzewa. Siedział na niej chłopak w czarnej bluzie, mający jeszcze jedną śnieżkę w ręku. Bez wahania rzucił nią w moją twarz, ale ja zrobiłam unik. 

Ulepiłam jedną kulkę i tym razem to ja rzuciłam, trafiając w rękę.

-Co robisz na drzewie?- zapytałam. 

-Siedzę.

-A mógłbyś do mnie zejść?- chłopak zeskoczył na ziemię, tylko po to, aby rzucić we mnie kolejną, szybko uformowaną śnieżką.

-Teraz ja zadam pytania. Co tutaj robisz?

-Stoję- odpowiedziałam.

-Po co przyszłaś? Nie jesteś chyba tutejsza- zauważył.

-Nie jestem, ale mogę kiedyś być- zbliżyłam się do niego.- Grasz w nogę?

-A po co ci ta wiedza?- teraz  to on się do mnie przysunął.

W tym samym czasie rzuciliśmy w siebie śnieżkami. Rozbiły się o siebie, nie trafiając w nikogo.

-Nieźle- odsunęłam się od chłopaka. On uczynił to samo.- Razem z moją drużyną szukamy dobrego napastnika. Jest kapitanem drużyny Alpine- oznajmiłam.

-Znam go- odpowiedział. Mogę przysiąc, że się szyderczo uśmiechnął.

-Powiesz kto to?- zapytałam. Domyślałam się, że mogłam go już spotkać i to on nim był.

-A może zaprowadzić cię do szkoły panno Sparkle?- zapytał.

-Skąd znasz moje...- chciałam się dowiedzieć, ale mi przerwał.

-Już się widzieliśmy. Idziesz?- ruszył przed siebie.

Zna mnie? Jak?- myślałam.

⚽Pov: Mark⚽

-Nasz kapitan wyszedł trenować, ale pewnie zaraz się zjawi- odpowiedział Maddox na moje wcześniejsze pytanie.

-Dobrze gra?- zapytał Erik.

-Mało powiedziane! Zmiótł nas w pięć minut- rzekł Quentin.

-Shawn! Nigdzie nie idziesz! Tak dawno się nie widzieliśmy- mówiła Kerry przytulając Frosta.

Powstał harmider.

-Zagramy mecz pani trenerko?- zapytałem. Ona mnie zignorowała. Powtórzyłem pytanie jeszcze parę razy, ale z tym samym skutkiem. Brak odpowiedzi.

🍷Pov: Anya🍷

-Zdradzisz mi swoje imię?- zapytałam.

-Dowiesz się niedługo- złapał mnie za rękę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze. Co się ze mną dzieję?

-Sama trafię! Nie musisz mnie trzymać za rękę- oznajmiłam urażona.

-Chcę to robić- odpowiedział. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec. 

-To nie znaczy, że możesz- sprzeciwiałam się niemu i sobie. Zatrzymał się i mnie puścił.

-Jak wolisz- ruszył dalej.

Debilka, debilka, debilka!- karciłam się w myślach.

***

-Czemu idziesz na tyły szkoły?- zapytałam, gdy dotarliśmy w docelowe miejsce.

Nie odpowiedział. Zniknął za budynkiem. Pobiegłam za nim.

-Wasz kapitan zajmuje się jeszcze czymś innym niż piłką?- usłyszałam głos Marka wewnątrz budynku. Po krótkiej chwili weszłam do środka.

-Możesz sam go o to spytać- ktoś odpowiedział Evansowi. Wiedziałam, że spotkałam ich kapitana!

W końcu doszłam do miejsca z którego miałam widok na wszystkich.

-Jestem Mark Evans i pełnię funkcję kapitana drużyny Raimona! A ty jak się nazywasz? - brązowowłosy ekscytował się spotkaniem.

Chłopak zsunął kaptur czarnej bluzy.

-Aiden Frost- przedstawił się.

Shawna zamurowało.

-Chciałbyś dołączyć do naszej drużyny?- Mark uśmiechnął się szeroko. 

-Nie jesteście za słabi?- podniósł kącik ust do góry.

-Może się zmierzymy?- wtrąciłam. Odwrócił się w moją stronę.

-Niech będzie- odpowiedział.

Rany, co za typ- narzekał Erik w swoich myślach.

Co ja do niego czułam parę minut temu? Skrytą nienawiść lub wstręt? Nie...

Więc co to było? 

-Zapraszam na boisko- powiedział brzoskwiniowowłosy. 

Jego szare oczy są cudowne, a ten głos... O czym ty myślisz?!- ruszyłam za chłopakiem, a za mną poszła cała drużyna Alpine i Raimona.

Nie rób niczego głupiego. Nie zamieniaj się w Nelly, a tym bardziej w Leilę. To tylko irytujący idiota, którego już znasz. Zajmij się zaplanowaniem morderstwa, a nie zaprzątaj sobie nim głowy- moje myśli latały jak szalone wokół Aidena.

-Wszystko dobrze?- zapytał Nathan, kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na niego. W moich fioletowych oczach błyszczało wiele gwiazdek. Swift pokrył się rumieńcem.

-Tak- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. Znowu sztucznym.

-Chwila! Zabieram tę panienkę na momencik!- Leila pociągnęła mnie za rękę.- Nie wierzę! Znalazłaś sobie chłopaka! Amethyst, musimy jeszcze poszukać partnera dla Anyi!

-To nie tak...- próbowałam się wywinąć. Skąd jej się wzięła nagła zmiana ze stalkera w shipera? A co ważniejsze, dlaczego zawsze pojawia się i mnie gdzieś ciągnie. Po to przybrałam przykrywkę, aby mieć prywatność i rozszerzone możliwości do wykonywania mojego planu.

-Kiedy ślub?!- wrzasnęła. Daję słowo, jeżeli ktokolwiek to usłyszał to ją zabiję!

-On mi się nie podoba- podkreśliłam dosadnie wyraz ,,nie".

-Nie widziałaś jego rumieńca? To znak- mrugnęła do mnie.

-Nie znam się na tym. Powiedz mi czemu chcesz znaleźć chłopaka dla swojej przyjaciółki?- zapytałam.

-Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to ona nie jest typem osoby, która potrzebuje partnera- zamyśliła się.- Jednak ja będę robić jej na złość. Może poskutkuje?

-Wątpię- zaśmiałam się.- Muszę lecieć, a z tego co wiem ty również. Czeka nas mecz!- chyba dobrze odegrałam swoją rolę, bo fioletowooka odwzajemniła uśmiech.

Dawno nie widziałam białowłosej dziewczynki- pomyślałam. Enigmatyczna postać z pewnością miała jakiś cel w zwróceniu się do mnie. Nie powiedziała jaki, a to nie pomagało w odkryciu jej tożsamości. Kiedy kolejny raz ją spotkam, zapytam o jej imię.

Może zniknięcie trenerki ma jakiś związek z czarnooką? Sprawa zrobiłaby się o wiele bardziej skomplikowana. A rozwiązywanie trudnych zagadek jest świetną zabawą.

Już po chwili wszyscy ustawili się na swoich pozycjach.

-Rozpoczynamy! Skipolson podaje do Aidena- Leila zaczęła komentować.

-Wieczna zamieć!- szarooki nawet nie przeszedł linii dzielącej boisko na dwie części, a już oddawał strzał. Piłka szybko przemieszczała się w stronę bramki, a tor jej lotu był widoczny, dzięki lodowej poświacie pozostawianej w powietrzu.

-Ręka Majina!- krzyknął Mark. Ta udoskonalona technika była w stanie zatrzymać wiele piłek.

Evans upadł na kolana, a postać, którą przywołał rozpadła się w drobny mak.

-Zaraz strzeli bramkę- szepnęłam.

Nie ma takiej opcji! Nie zamierzam stracić ani jednej bramki w mojej karierze!

Szybko przemieściłam się w kierunku piłki. Miałam szansę na zatrzymanie strzału.

-Lilla!- krzyknęłam. Fioletowe wstążki tworzyły kwiaty, co chwilę zmieniając swoją postać na normalną. W powietrzu unosił się piękny zapach lilii. Wstążki owinęły piłkę, zamykając ją w środku kwiatu. Roślina zapłonęła fioletowym ogniem, a piłka wypadła, lądując tuż obok mnie.  

-Nie ma bramki!- krzyknęła komentatorka. 

-Nieźle, chociaż to dopiero rozgrzewka- brzoskwiniowowłosy uśmiechnął się szyderczo.

-Tak? Wampirza noc!- oddałam strzał. Piłka zamiast wpaść do siatki, uderzyła w słupek bramki, rozwalając go.

-Czas założyć okulary- zadrwił Aiden.

-Po to, aby widzieć ciebie? Nigdy- odgryzłam się. Rany, gdy jest żywy staje się z każdą sekundą coraz bardziej irytujący.

Wszyscy zamilkli. Towarzyski mecz zamienił się w wymianę słów, między mną, a kapitanem Alpine.

Aby celnie strzelać- pomyślał. Miałam wrażenie, że celowo nie wypowiedział tych słów na głos. Jakby wiedział, że potrafię czytać w myślach. Tylko, że ja nigdy o tym nikomu nie powiedziałam. Nie mógł mnie rozgryźć.

Prawda? Nie, to głupie. Mysz nie może dorównać kotu, a kot niedźwiedziowi.

Ale on zabija niedźwiedzie, a więc dorównuje i myszy i kotu. 

Dlaczego Shawn nic z tym nie robi?! Widzi żywego brata, a stoi jak słup soli. Powtarza w myślach, że to jest niemożliwe, a osoba, która przed nim stoi to wytwór jego wyobraźni, albo ktoś wyglądający podobnie i mający na imię, tak samo jak jego zmarły brat.

W sposób naukowy nie da się tego inaczej wytłumaczyć. Co innego snuć domysły, a znać prawdę i być świadkiem.

-Agresywna gra- zreasumowała Leila-  Wznawiamy od zepsutej bramki!

Już po chwili bramkarz Alpine podał piłkę do Seana. Nathan ją szybko przejął.

-Swift przy piłce! O nie! Aiden odbiera mu ją w ułamku sekundy!

W mgnieniu oka znalazłam się przed brzoskwiniowowłosym.

-Chcesz przejść? Musisz mnie okiwać- powiedziałam z uśmiechem.

-Nie ma sprawy- jego oczy przybrały pomarańczową barwę.

Pov: Narrator

Przez otwarte okno wpadało zimne powietrze. Na ścianie widniał ślad niedoschniętej krwi. 

-Szefie, wykonałem zadanie- poinformował mężczyzna w czarnym garniturze.

-Więcej szczegółów- Valentino zaciągnął się dymem cygara.

Odpowiedziała mu cisza. Jedyna lampka paląca się w pomieszczeniu zgasła.

-La, la, la- cichy głos dochodził z rogu pokoju. Z każdą sekundą się oddalał, aż zamilkł.

-Życiowa rada, ta twoja dama już Cię nie kocha- z dworu dochodził dziewczęcy głos. Szef Vees wyjrzał przez okno. Na murku niedaleko organizacji siedziała dziewczynka. Jej białe włosy z czarnymi pasemkami, spinały dwie białe kokardy.

-Czego chcesz?- zapytał Valentino. Miejsce, w którym pracował było terenem prywatnym, a trzynastoletnia dziewczyna, jakby nigdy nic siedziała na murku, odgradzającym placówkę od ulicy.

-Końca żywotu. Sprawiedliwego wyroku- zanuciła.

-Słuchaj. Albo stąd spierdalasz, albo cię stąd wywalę siłą- warknął mężczyzna.

-Przestań grać twardziela, udaj się do cienia- przeszyła go pustym spojrzeniem.

-Co to za rymowanki?!

Dziewczyna śmiejąc się, podniosła rękę do góry. Szef Vees upadł na ziemię.

-Cienie. Podejdźcie do mnie, moje cienie!- zawołała swoich przyjaciół.- Zostawcie ciało, tam gdzie upadło. Wzniećcie pożar. La, la, la.

-Śmierć na stałe- protestowały. Dziewczyna wlepiła w nie pusty wzrok.- Dobrze pani!

Białowłosa zeskoczyła z murku i oddaliła się od miejsca, w którym chwilę temu się znajdowała. 

-Cisza przed burzą. La, la, la!- zaśpiewała cichutko. Budynek stanął w płomieniach.

🍷Pov: Anya🍷

-Możesz sobie pomarzyć!- odebrałam mu piłkę na chwilę. On zrobił to samo.

-Zejdź mi z drogi- warknęliśmy i wybiliśmy piłkę do góry w tym samym czasie.

Wyskoczyłam w powietrzę razem z Aidenem.

-Wampirza!

-Zamieć!

Piłka przybrała lodowo-krwistą barwę i poleciała wysoko do góry.

-Co za...- Leila chciała podsumować, ale usłyszała huk.

Po chwili spadł deszcz. A dokładniej, pozostałości rozerwanej na strzępy piłki.

-Zepsułeś mój strzał!- krzyknęłam.

-Ja?! Raczej ty mój!- warknął.

-Rozjebałeś piłkę!

-Ty ją rozwaliłaś!

Debil- pomyślałam.

Debilka- wyzwał mnie Aiden. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam na swoją pozycję.

-Nie ma piłki. Jak mogliście ją zabić! Nic wam nie zrobiła!- Leila zaczęła dramatyzować.- Wyprawiacie jej pogrzeb- powiedziała nadzwyczaj poważnie.

Ruszyłam ręką, aby zniszczyć całkowicie, już zepsuty przedmiot.

-Nie ma jej- powiedziałam. Pozostałości piłki, zamieniły się w czarny proch, który zdążył wchłonąć w ziemię.

-Upiekło wam się- zmierzyła nas wściekłym spojrzeniem.- Nie ma jak kontynuować. Przerywam mecz!- Leila uśmiechnęła się, szybko zmieniając swój nastrój.

-Ale...- zaprotestował Mark.

-Zgadzam się, nie ma sensu dalej grać- powiedziałam, używając dupla trenerki.

Jeżeli Frost myśli, że dostanie zaproszenie do drużyny, to...

-Dołączysz do nas?- zapytał Mark.- Masz świetnego kopa i jestem pewien, że rozegramy wspólnie wiele dobrych meczów!

-Jasne!

I to chyba tyle w temacie zaproszenia.

***

Nadeszła noc. Nie ruszyliśmy w drogę powrotną, ponieważ rozpętała się zamieć śnieżna.

Miałam w planie zabicie Glassa.

Wszyscy już dawno zasnęli, a chłopak udał się do szkolnej kuchni, aby napić się wody.

-Willy?- zapytałam podchodząc do niego. Ten podskoczył przerażony.

-To tylko ty- poprawił swoje okulary- Już myślałem, że zaatakował mnie morderca- wiedziałam, że chodziło mu o Jacka.

Wyciągnęłam przed siebie rękę, łapiąc go za szyję. W ręce miałam już przygotowany młotek i gwoździe.

-Co ty ro...- zabrakło mu tchu. Rzuciłam nim o ziemię. Podeszłam do szafek i wyjęłam z jednej z nich łyżeczkę. Lampka, którą Glass oświetlał sobie drogę zgasła, przez co przebywaliśmy w kompletnej ciemności. Mój wzrok był do niej przystosowany.

Wyciągnęłam scyzoryk i wbiłam jego ostrze w szyję chłopaka. Wyjęłam go i wycięłam nacięcie na brzuchu brązowowłosego. Uderzyłam w jego środek młotkiem kilka razy. 

Podniosłam zmasakrowane ciało chłopaka. W jedną z jego rąk wbiłam gwóźdź, aby trzymała się ściany. To samo zrobiłam z nogami. 

Wzięłam do ręki scyzoryk i odcięłam cztery palce Glass'a. Złączyłam je parami, za pomocą młotka i przymocowałam do głowy, dzięki gwoździom, które je złączyły.

Wydłubałam oczy Williego i rzuciłam nimi o podłogę.

-Brakuje tylko ogona- szepnęłam. W ciemności dojrzałam futro lisa, wiszące na ścianie obok. Był i ogonek. Sięgnęłam po niego i przymocowałam do ciała chłopaka. Okulary połamałam na pół.

Glass prezentował się, niczym lis, powieszony na ścianie.

-Piękne arcydzieło. Anya- powiedział głos za mną.

*************************************************

2968 słów. Special z okazji 2k wyświetleń! Dziękuję Wam bardzo za aż tak dużą liczbę!

Oczywiście, muszę przerwać w takim momencie. Możecie obstawiać, kto zna prawdziwą tożsamość bohaterki i wypowiada ostatnie słowa.

Przepraszam Willy, ale musiałam Cię zabić😓. Nikt Cię nie lubił, ale nie martw się! Po śmierci, będą o Tobie pamiętać! (Przez 3 dni xd).

Mam nadzieję, że było ciekawie💖.

Co do techniki Anyi. Nie chodziło mi o nazwę kwiatu, a koloru. Dokładniej to fioletowego. Pisownia wzięta z języka niemieckiego;)

Miłego dzionka lub nocki!






















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro